Rozumiemy co to litość i zdajemy sobie sprawę, że nie każdy ma ochotę kopać leżącego. Poza tym, gdy ktoś babrze się we własnym bagienku, czasami lepiej stanąć z boku i nie przeszkadzać w autodestrukcji. Ale, ludzie kochani, są takie zawody na świecie, w których przekonania nie mają prawa negatywnie wpływać na jakość pracy. Dlatego opcje są dwie: albo pan Kuźma na chwilę zapomniał, jaką pracę wykonuje, albo kompletnie pomylił zawody.
Damy wam szansę. Szybki test na bycie sędzią piłkarskim, jedno pytanie i dwie odpowiedzi. Zła – nie nadajecie się do tej roboty. Dobra – przechodzicie dalej, dostajecie licencję, brawo.
No więc, jaką kartkę powinien otrzymać zawodnik w zielonej koszulce za faul na białym? Biały wykorzystuje moment gapiostwa przeciwnika, zabiera mu piłkę i odbija ją w kierunku pola karnego. Nie ma żadnego obrońcy na drodze, jedynie bramkarz.
a) czerwona
b) żółta
Jeżeli wybraliście opcję b), gratulujemy. Trafiacie do jednej ławki z Łukaszem Kuźmą i jego ekipą z wozu VAR! Oślej ławki, rzecz jasna.
A mówiąc już zupełnie serio, sędziowie we Wrocławiu chcieli chyba stworzyć jakiś porąbany precedens. Nie da się bowiem w żaden logiczny sposób wybronić decyzji o niewyrzuceniu Petera Pokornego z boiska w 15. minucie. Podobne sytuacje, ale z innym zakończeniem, oglądaliśmy milion razy. Często z faulem poza światłem pola karnego, gdzieś bliżej linii bocznej, dalej od bramki i większą zagwozdką, czy inny obrońca był na tyle blisko, żeby uchronić kolegę od czerwonej kartki. Tutaj nie było wątpliwości – Radomiak został przekręcony na granie 11 na 10 przez prawie całe spotkanie i nie ma tu nic do rzeczy fakt, że Wolski w wyżej opisanej sytuacji nie skierował piłki od razu w stronę bramki.
To kompromitacja sędziów, ale… w pierwszej połowie jeszcze większa była kompromitacja Radomiaka.
W tym czasie największe zagrożenie ekipy trenera Hetela pochodziło ze strzału Żukowskiego, który śmiało mógłby pobić rekordy Guinnessa za siłę i celność. Nie przesadzimy mówiąc, że to był szczyt ofensywny wrocławian, który nie mógł bez dużej pomocy gości zamienić się na gola. No właśnie, pomocy gości, która nadeszła za sprawą Bruno Jordao.
Nie dość, że Jakubikowi upiekło się z zagraniem ręką w polu karnym (był spalony Śląska), nie dość, że Rossi sabotował zespół, to jeszcze Bruno Jordao postanowił zapakować samobója. Wyglądało to kuriozalnie, bo piłkarz Radomiaka nie mógł się zdecydować, czy chce zniszczyć sobie żel na włosach, czy niekoniecznie. Dlatego wyszło coś pomiędzy, Kikolski wyszedł z bramki, nie dogadał się z kolegą i pyk – 1:0 dla Śląska.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że po drugiej stronie wydarzy się coś jeszcze bardziej groteskowego. Otóż po przypadkowym odbiciu piłki od obrońcy Śląska Grzesik popełnił jedną z najgorszych dobitek na pustą bramkę w historii. Z leżącym bramkarzem, xG (xD) 100. Szczęściem dla Grzesika był jednak fakt, że nie stała przed nim jakaś dmuchana przeszkoda, tylko Loska, który postanowił wbić sobie futbolówkę do siatki. Jeden wielki absurd i cyrk defensywy WKS-u w pełnej krasie. Jakby co, na listę strzelców wpisano Grzesika, ale nie zapomnijcie przekazać wnukom, że w tej drodze do zwalenia się z ligi okradziony z osiągnięć został były golkiper Termaliki.
Żeby nikt nie miał wątpliwości, że Grzesik jest top, a Radomiak flop (nawet mimo wygranej, nie oszukujmy się), zobaczyliśmy drugiego gola z jego kluczowym udziałem. Ale po kolei:
- Pokorny zaczyna akcję Radomiaka, poszerzając highlightsy z kapitalnymi zagraniami z dzisiejszego meczu (w zmowie z sędzią, który go nie wyrzucił)
- Piłkarze Radomiaka wjeżdżają w pole karne Śląska, a Wolski znajduje podaniem Grzesika
- Bartolewski śpi
- Grzesik znowu górą
W sumie słabo wyszedł ten deal sędziego ze Śląskiem. Miał im pomóc, więc zostawił biednego Pokornego na boisku (do 94. minuty i drugiej żółtej kartki), a finalnie okazało się, że tak naprawdę ułatwił granie Radomiakowi. Bo gdyby nie juniorski błąd słowackiego pomocnika, coś nam się wydaje, że ekipa trenera Baltazara miałaby duży problem z wyjściem na 2:1.
Dlatego właśnie ten mecz był tak absurdalny. Pod względem czysto piłkarskim – słabizna, ale chociaż było o czym opowiadać, tak jak kiedyś przy kominku wszyscy będziemy, jak Śląsk takimi spotkaniami rozstawał się z Ekstraklasą. Bo chyba nikt nie ma już wątpliwości, że wiosną do tego ostatecznie dojdzie. Miały być dwa mecze zaległe szansy, takie koła ratunkowe, które wleją choć krztę nadziei w serca wrocławian. A skończyło się na wpierdolach i przerżnięciu wszystkich starć z najważniejszymi rywalami w grze o utrzymanie.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Vinagre, Douglas, Hellebrand i inni. Najlepsze letnie transfery w Ekstraklasie [RANKING]
- Cyrk w Sandecji. Nagła rezygnacja, miasto skazane na palenie forsą
Fot. Newspix