Raków Częstochowa i napastnicy to temat ciągnący się od początku powrotu klubu spod Jasnej Góry do Ekstraklasy. Drużyna mogła osiągać historyczne sukcesy, a i tak przeważnie pisano, że potrzebuje kogoś z lepszymi liczbami do ataku. Leonardo Rocha jawi się jako ktoś, kto wreszcie może rozwiązać ten problem.
Od sezonu 2019/20, gdy Raków po długiej przerwie zameldował się w piłkarskiej elicie, jedyną “dziewiątką”, która przekroczyła dwucyfrową liczbę ligowych trafień w sezonie był Felicio Brown Forbes (10 goli wrozgrywkach 2019/20). Ani razu nie uczynił tego Vladislavs Gutkovskis, któremu zdarzały się świetne momenty (cztery bramki z Wisłą Płock), ale w międzyczasie często irytował nieskutecznością. Ciężar strzelania goli brali na siebie inni. Dość długo przede wszystkim Ivi Lopez, a potem chociażby Bartosz Nowak.
Nawet sprzedany za rekordową kwotę Ante Crnac poprzednie rozgrywki zakończył z ośmioma trafieniami. Wiosną kilka razy celownik go zawiódł i między innymi przez to Medaliki finiszowały dopiero na siódmym miejscu.
Gorąco w Radomiaku: Rocha przechodzi do Rakowa! A Wolski wziął udział w bójce…
Marek Papszun ciągle powtarzał, że napastnicy, którzy gwarantują przynajmniej 15 goli w sezonie i jednocześnie spełniają wszystkie oczekiwania dotyczące kwestii taktycznych, kosztują grube miliony. A że Raków takich milionów nie ma, trzeba na szpicę wziąć kogoś silnego i rosłego, kto przede wszystkim dużo i mądrze biega, a jeśli czasem dorzuci jakiś ofensywny konkret, to tym lepiej dla niego. Jeszcze latem wydawało się, że Papszun po powrocie niezmiennie zamierza podążać w takim kierunku. Świadczył o tym drogi zakup w osobie Patryka Makucha – napastnika tak papszunowego w swej charakterystyce, że trudno byłoby znaleźć lepszy przykład.
Jak jednak Raków wyglądał w ataku w tej rundzie, nie musimy przypominać. Większość meczów to były męki z przodu, a Makuch dość szybko wypadł z powodów zdrowotnych. Całość ratowała kapitalna organizacja gry w defensywie, dzięki czemu często wystarczyło wcisnąć tę jedną bramkę, żeby wygrać. Dopiero w czterech ostatnich kolejkach nastąpiło przestawienie wajchy i oglądaliśmy już zespół potrafiący bardziej iść na wymianę ciosów. Więcej strzelający, ale i więcej tracący.
Trudno stwierdzić, czy to będzie trwała zmiana, ale jeśli tak, dobrze, że Raków sięga po zawodnika zweryfikowanego, wspierając ekstraklasowy rynek wewnętrzny. Szczerze mówiąc, zdążyliśmy się nastawić, że Leonardo Rocha raczej odejdzie za granicę i kolejny czołowy ligowiec wyjedzie stąd przy pierwszej lepszej okazji. Każde odstępstwo od tego schematu jest mile widziane.
A patrząc pod tym kątem, Raków pozytywnie się wyróżnia i dość regularnie inwestuje na rodzimym rynku, co pokazują chociażby przykłady Bartosza Nowaka, Johna Yeboaha, Dawida Drachala, wspomnianego Makucha, Ariela Mosóra czy Michaela Ameyawa. Nie każdy z nich koniec końców potwierdzał jakość pod Jasną Górą, ale w przypadku Rochy można być optymistą.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że to zawodnik skrojony pod zespół chcący dominować i atakować pozycyjnie. Raków może niekoniecznie zawsze chce grać w ten sposób, ale rywale coraz częściej to na nim wymuszają, co w wielu przypadkach oznaczało bicie głową w mur. Z dwumetrowym Rochą w polu karnym, który jednocześnie jest całkiem przyzwoity piłkarsko, potrafi się zastawić i rozegrać akcję, taki sposób grania powinien być łatwiejszy. I efektywniejszy. A co najważniejsze, sam Papszun jest do “dziewiątki” Radomiaka przekonany i od dawna miał to nazwisko na liście życzeń.
Jeśli Rocha będzie strzelał również dla Medalików, Papszun wybaczy mu to, że czasem gdzieś nie dobiegnie i nie zamknie linii podania. Coś za coś, w Rakowie najwyraźniej inaczej się nie da, ale skoro do tej pory ciągle rezygnowano z liczb napastników dla ich biegania, warto wreszcie spróbować innego rozwiązania.
Fot. Newspix