Są mecze, kiedy można troszkę żałować pokonanych, bo wcale nie grali źle, mieli swoje sytuacje i czasami brakowało centymetrów, by wynik mógł pójść w drugą stronę. No i taki mecz obejrzeliśmy we Wrocławiu – Śląsk chyba nie zasłużył na porażkę, ale z Puszczą jednak przegrał.
Natomiast zanim pogadamy o samym spotkaniu, trzeba najpierw przejść do kącika sędziów pozytywnie zakręconych, który odwiedzamy w ostatnich tygodniach bardzo regularnie. Tutaj ostatecznie wpadki nie było, ale arbitrzy prawie dotknęli jesiennego trendu. Mianowicie – klasycznie już zepsuł się VAR i trzeba było się posiłkować telewizorami Canal +. Damian Kos musiał jednak maszerować szybko, bo dosłownie na samym początku Piotr Lasyk wskazał na wapno, choć nie powinien.
To Ortiz kopnął rywala, a nie był przez niego kopany. Gdyby nie technologia, zobaczylibyśmy kolejnego babola, ale na szczęście sprzęt C+ jest sprawny i Kos mógł przekazać Lasykowi na słuchawkę, żeby dał spokój.
Śląsk odebraniem prezentu się jednak nie przejął i regularnie straszył gości. Najlepsze okazje – kiedy Samiec-Talar nie skorzystał z poślizgu Komara, Baluta pomylił się minimalnie z dystansu, a Żukowski trafił w słupek. Swoją drogą Żukowski był naprawdę aktywny, chyba najbardziej od czasu, kiedy próbował przekonać swoją partnerkę, by nie jadła kamienia z czajnika. Przede wszystkim dużo strzelał, choć wiadomo – były problemy ze skutecznością. Gdyby ich nie było, nie byłby Żukowskim.
Puszcza ryzykowała – dość chętnie przyjmowała wrocławian przed swoim polem karnym, ale regularnie blokowała ich strzały. Któryś mógł się w końcu prześlizgnąć albo nawet po rykoszecie zmylić Komara, jednak tak się nie stało.
I w końcu Śląsk zmartwiony, że nic nie wpada, stracił czujność z tyłu. Jeszcze główkę Blagaicia fantastycznie odbił Leszczyński, natomiast przy sytuacyjnym uderzeniu Cholewiaka nic nie poradził. A może… powinien? Nie było to silny strzał, prawda, że precyzyjny, ale pewnie wypadałoby się choćby ruszyć. Leszczyński na takie wariactwo się jednak nie zdecydował, no i wpadło. Można go rozgrzeszać tym, że był zasłonięty, natomiast przy tej przyzwoitej klasie bramkarza brak jakiejkolwiek interwencji budzi niesmak.
Gospodarze po tym trafieniu zbierali się do ataku zbyt rzadko – najgroźniej było właśnie po wspomnianym słupku Żukowskiego – i Puszcza utrzymała prowadzenie. Wyścig o najgorszą drużynę jesieni nabiera rumieńców: jak odpowie Lechia Gdańsk?!
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Błąd za błędem. Koszmarny miesiąc polskich arbitrów
- Ekstraklasa jest trudniejsza niż Liga Konferencji Europy
- Polskie piłkarki bliżej awansu na EURO! Wygrały, choć oszukał je VAR
Fot. Newspix