Reklama

Absurdalny mecz! Jaga zapomniała o obrońcach, ale Celje też ich nie miało

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

28 listopada 2024, 20:59 • 5 min czytania 37 komentarzy

Słowenia może pochwalić się słynną Planicą, wielkim Luką Donciciem, pierwszą damą Stanów Zjednoczonych, roślinnością i karuzelą. To tę ostatnią na wycieczce krajoznawczej odwiedzili piłkarze Jagiellonii Białystok. Była to niestety podróż z gatunku „bad trip”. Mistrzowie Polski wracają do kraju zakręceni jak kulki po opuszczeniu maszyny losującej. Na nasze szczęście do kręcącego się bębna wpadli też Słoweńcy. I oni również kończą mecz kompletnie skołowani.

Absurdalny mecz! Jaga zapomniała o obrońcach, ale Celje też ich nie miało

To było zupełnie surrealistyczne wydarzenie. Czuliśmy się trochę tak, jakbyśmy oglądali starcie Lechii Gdańsk (z Pllaną, Olssonem i Chindrisiem) z… Lechią Gdańsk (z Pllaną, Olssonem i Chindrisiem). Defensywy obu ekip wyglądały tak, jakby utopiły się w bagnie widocznym pod oboma bramkami. Jagiellonia pisała jak dotąd w Lidze Konferencji znakomitą historię i w sumie dalej ją pisze, bo przecież jeden gorszy mecz nie odbiera jej ani honoru, ani szans na awans do fazy pucharowej, które wciąż są bardzo duże. Mogliśmy podczas tej edycji pucharów czuć się jak pączki w maśle, ale pasmo sukcesów się skończyło. Remis to i tak wynik, na który nikt nie może kręcić nosem. I wciąż możemy powiedzieć o sobie, że jesteśmy niepokonani.

Można było się przerazić widząc, jak bardzo Jagiellonia nie kontroluje tego, co dzieje się na boisku. Pierwsze trzydzieści minut to nieustanna gonitwa na bramkę Abramowicza. Druga minuta? Kotłuje się w polu karnym polskiej ekipy, bo Nguiamba odpuścił krycie, a Kubicki się spóźnił. Na szczęście strzał był koślawy. Chwilę później, zamiast skasować akcję, podajemy do rywali – najpierw raz, potem drugi. Wystarczyła jakakolwiek wrzutka, a zawodnicy z Podlasia sami pakowali się w tarapaty. Siódma minuta? Gol, który poprzedziło już tyle syfu pod polską bramką, że spokojnie można go określić “zasłużonym”. Wrzutka, nikt nie kryje adresata, ten podaje główką pomiędzy linią bramkową a błotkiem w polu bramkowym, przesyłka trafia do Zeca, oczywiście niepilnowanego, ten pakuje z metra do pustaka.

A to dopiero początek. Słoweńcy odpalili turbo i zaczęli nękać Diegueza, Stojinovicia i spółkę. Ten drugi z obrońców w jednej akcji poczuł się tak, jakby dalej grał w drużynie Celje – przepuścił prostopadłą piłkę, która szła dokładnie na niego. Zrodziło się z tego sam na sam, lecz na szczęście bez konsekwencji, bo znakomitą interwencją wykazał się Abramowicz (jedyny przytomny w białostockiej defensywie). Były strzały po koźle, chaotyczne wybicia, straty, wrzutki…

Podopieczni Siemieńca wydostali się z tej nawałnicy w pierwszych dwóch kwadransach tylko raz. I to od razu w taki sposób, że ustrzelili dwa słupki w jednej akcji – najpierw zrobił to Churlinov po indywidualnych popisach, a później Imaz z pięciu metrów. O ile bramka w akcji skrzydłowego byłaby czymś ekstra, o tyle Hiszpan – chyba myślał jak i większość telewidzów, że jest na ofsajdzie – zwyczajnie musi to strzelić.

Reklama

Te trzydzieści minut pokazało, że Celje to nie jest żadne Galacticos z początku lat dwutysięcznych i można je naprawdę łatwo użądlić. Wystarczy tylko… opanować ten chaos w tyłach. Całe szczęście, że Słoweńcy trochę opadli z sił w końcówce pierwszej połowy, bo akurat wtedy Jaga miała swoje pięć minut, które zresztą wykorzystała. Nie udało się Churlinovowi po sam na sam (za lekko dziubnął piłkę), nie udało się też Pululu z karnego (trafił prosto w bramkarza), udało się na szczęście po jego dobitce. Sam faul znów uświadomił nam, że rywal potrafi być w tyłach równie beznadziejny, co przyjezdni z Polski. Grający dziś na skrzydle Diaby-Fadiga został tak wycięty w polu karnym, że aż zastanowiliśmy się, czy zrobił mu to piłkarz czy lokalny drwal. Brawa dla nominalnego napastnika Jagi – nie bał się zaryzykować, widząc że leci na niego pociąg towarowy i zdołał też odpowiednio wcześniej dziubnąć sobie piłkę, dzięki czemu nikt nie mógł dyskutować o słuszności jedenastki.

Szkoda, że Pululu się pomylił, ale sekundę później swój błąd naprawił.

Po tej udanej końcówce zaświtała w naszych głowach myśl – może ta pierwsza odsłona to tylko zły sen i po zmianie stron Jaga się otrząśnie? Nic bardziej naiwnego. Oczywiście, że drużyna z Białegostoku prezentowała się równie cyrkowo, co przed przerwą. Chwilę po wznowieniu gry Dieguez musiał wybijać piłkę z linii bramkowej. Dwie chwile po rozpoczęciu ze środka po akcji naszą lewą stroną (Tomas Silva strasznie zaspał) bramkę z pola karnego zdobywa prawy obrońca – Nieto. Niedługo później Dieguez pcha się w gips, podejmując bardzo ryzykowną interwencję w szesnastce (na szczęście bez faulu, ale było blisko). Wszystko wyglądało tak, jak początek meczu.

I nagle w końcówce Jaga znów na chwilę się przebudziła. Gol Imaza to majstersztyk. Szybka kontra, Hiszpan walnął pocisk po krótkim rogu, nie tylko bramkarz, ale i widzowie byli zaskoczeni takim obrotem spraw. Niedługo później Hansen, który wszedł, by ratować wynik, zapakował po ładnym dryblingu poprzedzonym równie ładną klepką z Pululu i Imazem. Spokojnie, nasze marzenia o wygraniu tego spotkania nie potrwały długo, bo ledwie dwie minuty później samobója strzelił Dieguez. I zamiast cisnąć w końcówce, to raczej my musieliśmy się bronić przed słoweńskimi atakami.

Reklama

I dobrze, że skończyło się remisem. To chyba najsprawiedliwszy z rezultatów. Jeśli ktoś aż tak bardzo nie potrafi bronić, nie ma prawa wygrać meczu w europejskich pucharach, nawet na poziomie Ligi Konferencji Europy. Gra defensywna obu ekip była dzisiaj nie tylko poniżej standardów, ale też granicy wstydu. Skończyło się 3:3, ale – jakkolwiek to zabrzmi – ten rezultat w ogóle nie oddaje boiskowych wydarzeń. Wynikiem 6:6 nikt nie mógłby być zdziwiony.

NK Celje – Jagiellonia Białystok 3:3 (1:1)

  • 1:0 – Zec 7′
  • 1:1 – Pululu 34′ karny
  • 2:1 – Nieto 54′
  • 2:2 – Imaz 71′
  • 2:3 – Hansen 78′
  • 3:3 – Dieguez 80′ samobój

WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Reprezentant kraju wyjedzie z Ekstraklasy bez debiutu? Chce go znany trener

Szymon Janczyk
0
Reprezentant kraju wyjedzie z Ekstraklasy bez debiutu? Chce go znany trener

Liga Konferencji

Ekstraklasa

Reprezentant kraju wyjedzie z Ekstraklasy bez debiutu? Chce go znany trener

Szymon Janczyk
0
Reprezentant kraju wyjedzie z Ekstraklasy bez debiutu? Chce go znany trener

Komentarze

37 komentarzy

Loading...