W cieniu setnej bramki Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów swoje małe święto obchodził Szymon Marciniak – arbiter z Płocka prowadził dziś 50. spotkanie w Champions League. Jeśli liczył na to, że będzie rozjemcą efektownego, zaciętego meczu, to po wszystkim musiał poczuć ukłucie smutku. Arsenal zadziwiająco łatwo poradził sobie bowiem z Portugalczykami, bijąc ich na wyjeździe aż 5:1. Nie ma już Rubena Amorima, nie będzie kolejnych wielkich meczów Sportingu w tym sezonie?
Mistrz Portugalii przystępował do tego starcia jako zespół, który nie dał się pokonać w osiemnastu kolejnych spotkaniach, a siedemnaście z nich wygrał! Na swoim rozkładzie miał m.in. Manchester City, a napastnik ekipy z Lizbony, Viktor Gyökeres, jest dziś obiektem westchnień całego piłkarskiego świata. Facet strzelił w tym sezonie 22 gole, więc spodziewano się, że i Arsenal będzie mieć z nim ciężkie życie, w końcu szlachectwo zobowiązuje, prawda? Cóż, nie tym razem.
Piłkarze Sportingu w pierwszej połowie tego spotkania nie byli rekinami, dążącymi po swoje, a płotkami bojącymi się tego, że zostaną szybko skonsumowane. I tak też się stało! Kanonierzy bawili się z rywalami jakby to był mecz pokazowy z jakimiś celebrytami, a nie starcie z drużyną, na którą nikt w tym sezonie nie może znaleźć sposobu. Szczytem wszystkiego była bramka do szatni na 3:0, po której Gabriel… skopiował bezczelnie cieszynkę Gyökeresa:
Gabriel hit Gyökeres’ Bane celebration after scoring Arsenal’s third against Sporting 💀 pic.twitter.com/FfcJZ45Xf3
— B/R Football (@brfootball) November 26, 2024
Ta zniewaga krwi wymaga? Na początku drugiej połowy tego spotkania wydawało się, że tak właśnie będzie. Piłkarze z Lizbony wyszli na murawę Estádio José Alvalade po przerwie naładowani niesamowitą energią, niczym główny bohater Gladiatora II Hanno, kiedy pojawiał się w Koloseum. Efekt? Szybko strzelony gol Gonçalo Inácio, który po dośrodkowaniu z rożnego uderzył efektownie piłkę z powietrza. Jeśli ktoś myślał wtedy, że gospodarze i Arsenal będą w kolejnych minutach walczyć tak spektakularnie, jak bohaterowie filmu Ridleya Scotta na legendarnej arenie, musiał być po wszystkim zawiedziony.
Może gdyby kilka minut po golu na 1:3 rzut wolny ze znakomitej pozycji na bramkę zamienił Gyökeres, historia tego meczu byłaby niezwykła = zakończona remontadą Sportingu. Szwed jednak przestrzelił, a niedługo po tym stałym fragmencie z gospodarzy uleciało powietrze. Goście tymczasem ostatecznie pozamiatali w 65. minucie, gdy Bukayo Saka pewnie wykorzystał rzut karny. Londyńczycy mieli wtedy znowu trzy bramki przewagi, więc stało się jasne, że nie ma takiej siły, która w tym starciu odebrałaby im trzy punkty.
Przyjezdni strzelili jeszcze jednego gola, kiedy to złą interwencję Franco Israela (po strzale z dystansu wybił piłkę przed siebie) wykorzystał Leandro Trossard. Kto wie, może po takim meczu Urugwajczyka kolejną szansę między słupkami Sportingu otrzyma Vladan Kovacević? Były bramkarz Rakowa jak na razie w tym sezonie bronił siedmiokrotnie, m.in. cztery razy w lidze, ale w Champions League każde spotkanie oglądał z ławki…
Sporting – Arsenal 1:5 (0:3)
- 0:1 – Martinelli 7′
- 0:2 – Havertz 22′
- 0:3 – Gabriel 45+1′
- 1:3 – Inacio 47′
- 1:4 – Saka 65′ (karny)
- 1:5 – Trossard 85′
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:
- Najlepszy snajper naszej ery. Wśród śmiertelników [KOMENTARZ]
- Sto goli Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Jak, gdzie i kiedy?
- “Lewy” dołączył do gigantów futbolu. Lista wszystkich goli Polaka w Lidze Mistrzów
- Groźby śmierci, żebractwo, uliczne areny. Droga Raphini z faweli do Barcelony
Fot. Newspix.pl