Michał Probierz po spadku do Dywizji B Ligi Narodów wypala na konferencji prasowej: – Idziemy w dobrym kierunku. Dalej jest tylko gorzej. Po ponad roku pracy wciąż przypomina, że podjął się trudnego zadania. Mówi o wielkiej przemianie pokoleniowej, która nie może być bezbolesna. Narzeka na brak doświadczenia obrońców i nieregularną grę kadrowiczów. Jako przyczynę porażki z Portugalią niezmiennie wskazuje kontuzje. Deklaruje, że nie zejdzie z obranej drogi. Wymienia szereg zewnętrznych okoliczności, które uniemożliwiły mu osiąganie dobrych wyników. Swoich błędów jednak nie znajduje.
Selekcjoner jest widocznie nieomylny, a w Lidze Narodów nie dało się utrzymać, podobnie jak awansować na Euro poprzez eliminacje i ugrać na samym turnieju więcej niż punkt w meczu o honor. Nie myślcie sobie, że to sam Probierz zepsuł sprawę – co to, to nie. On przecież buduje. Chce grać w piłkę. Wybiera z tego, co ma. Nic więcej nie może zrobić.
Na pomeczowej konferencji prasowej usłyszeliśmy wszystko to, czego można było się od Probierza spodziewać.
Po pierwsze – gdybanie. Bo gdybyśmy wykorzystali sytuacje, które sobie stworzyliśmy… A gdyby nie te kontuzje z Portugalią…
Po drugie – budowanie narracji, że byliśmy bardzo blisko sukcesu. Trener powiedział wprost: – Zabrakło nam minuty, żeby się utrzymać.
Teoretycznie – tak, na zegarze zabrakło minuty.
Realnie – w obu meczach ze Szkocją byliśmy gorszym zespołem, więc nasi rywale zwyczajnie na trzecie miejsce w grupie zasłużyli.
Do tego trzeba dołożyć szereg zewnętrznych czynników, o których wspomnieliśmy w pierwszym akapicie. W tym festiwalu powodów naszych niepowodzeń próżno szukać jakiegokolwiek uderzenia się w pierś i posypania głowy popiołem. Nie chodzi nam wcale o to, że selekcjoner powinien po spadku z Dywizji A samobiczować się w stylu starego Marcina Budzińskiego. Ale na Boga – czy Michał Probierz kiedykolwiek zrobił coś źle? Jeśli wygrywa, to eksponuje swój sukces. Jeśli przegrywa, to zawsze dlatego, że okoliczności mu nie pozwoliły. I zawsze jest bardzo blisko wygranej…
Czy usłyszeliśmy, że Probierz wystawił zły skład? Nie.
Czy usłyszeliśmy coś o złym pomyśle na mecz? Nie.
Czy usłyszeliśmy, że przegiął z selekcją? Nie.
To może cokolwiek innego autokrytycznego? Też nie.
Ciągle idzie dobrą drogą i nie zamierza z niej zbaczać.
Nieśmiało chcemy jednak zapytać – jakie fakty świadczą o tym, że droga obrana przez Probierza jest słuszna? Rzeczywistość weryfikuje to wszystko brutalnie:
- przerżnięta Liga Narodów (po raz pierwszy w historii, a przecież Szkoci i Chorwaci spokojnie byli do łyknięcia)
- przerżnięte Euro (odpadliśmy jako pierwsza drużyna)
- przerżnięte eliminacje do Euro (OK, w 80% odpowiada za nie Santos, ale jednak remis z Mołdawią na Narodowym…)
- jest coraz gorzej z ofensywą
- jest coraz gorzej z defensywą
- liczba znaków zapytania zamiast zmniejszać się, to się powiększa
Ale przecież idziemy w dobrym kierunku.
Wymówkarstwo uprawiane przez Probierza najdobitniej widać po narracji o meczu z Portugalią. Świeżo po tamtym spotkaniu selekcjoner upatrywał przyczyn przyjęcia pięciu bramek w tym, że kontuzje odnieśli trzej piłkarze (Szymański, Bereszyński, Bednarek) i przedstawiał to jak jakiś niewiarygodny splot okoliczności, którego w swojej dwudziestoletniej karierze trenerskiej jeszcze nie doświadczył. Rzeczywiście mówimy o pechowej sytuacji, ale bez przesady, to nie są jakieś niewyobrażalne wynaturzenia. W ostatnim meczu Realu Madryt rozegranym dokładnie dziesięć dni temu też doszło do trzech urazów. Takie rzeczy po prostu się zdarzają. Nie za często, ale jednak.
Kiedy zdarzają się Probierzowi, urastają do rangi największej przeszkody na drodze do dobrego wyniku. Bo gdyby Szymański, Bednarek i Bereszyński nie zeszli z boiska…
Szymański – ważny piłkarz, choć przecież przez 45 minut nikt nie zauważył, że go brakuje.
Bednarek – OK, można mieć o nim różne zdanie, lecz faktem jest, że to istotny element linii obrony.
Ale Bereszyński?!
Do meczu z Portugalią Probierz prowadził kadrę w piętnastu spotkaniach. Ile z nich zaczynał w wyjściowej jedenastce Bereszyński? ŻADNEGO. Ledwie dwa razy pojawił się z ławki. I teraz selekcjoner twierdzi, iż przegrał między innymi dlatego, że w drugiej połowie ZABRAKŁO BERESZYŃSKIEGO. Mowa o piłkarzu, który nie powąchałby murawy ani na minutę, gdyby zdrowy był Przemysław Frankowski. To nie przeszkadza Probierzowi przedstawiać go jak rzeczywisty filar kadry, bez którego wszystko się sypie.
Jeśli Probierz mówiłby o tym jedynie w Porto, na gorąco po meczu, a później zdiagnozował inne przyczyny blamażu, to jeszcze pół biedy. Ale dwa dni później na spotkaniu z mediami sprzedawał tę samą narrację. Po meczu ze Szkocją również. – Kontuzja trzech piłkarzy – odparł, gdy jeden z dziennikarzy poprosił o analizę portugalskiej katastrofy.
Przecież to się kupy nie trzyma.
O pomyśle na kadrę selekcjoner mówi, że będzie powoływał tych, którzy grają w klubach. To ciekawe założenie po meczu, w którym w podstawie wybiegł mający cztery minuty w Premier League Jakub Moder i – wielkie zaskoczenie – był jednym z najgorszych piłkarzy na boisku. Czy decyzja o postawieniu na rezerwowego rezerwowych w Brighton była słuszna? Oczywiście, że nie, nieprzypadkowo zresztą został zmieniony już w przerwie. Czy selekcjoner wspomniał coś o tym, że przeszarżował z tym wyborem personalnym? Ani trochę.
Trudno będzie nam o sukces, jeśli selekcjoner nie potrafi dostrzec swoich błędów. Ale trochę taką postawę nawet rozumiemy. Bo jeśli Probierz sam nie widzi swoich złych posunięć, to Cezary Kulesza mu przecież ich nie wytknie.
WIĘCEJ O MECZU ZE SZKOCJĄ:
- Jaka piękna katastrofa. Nie bronimy, nie strzelamy i spadamy
- Jedyne, co na razie udało się Probierzowi, to karne przeciwko Walii [KOMENTARZ]
- Fatalny Moder, zagubiony Walukiewicz i TEN BŁĄD Zalewskiego [NOTY POLAKÓW]
Fot. FotoPyK