Kiedy Jakub Sypek przenosił się dwa lata temu z rezerw Zagłębia do pierwszej drużyny Widzewa, pewnie nie myślał, że to akurat z klubem, w którym się wychował, rozegra swój pierwszy naprawdę wielki mecz w życiu. Skrzydłowy łódzkiego klubu pozamiatał dzisiaj „Miedziowych”, pokazując, jak wykorzystuje się gapiostwo obrony i świetne wrzutki od Kozlovsky’ego.
Widzew wyszedł na boisko z przekonaniem, że trzecia porażka z rzędu przed swoimi kibicami trąciłaby już mocną siarą i to pozwoliło mu wejść na najwyższe obroty już od pierwszych minut. Nie przesadzamy – piłkarze z Łodzi momentami wyglądali tak, jak te króliczki z reklam Duracella. Zagłębie nawiązywało z kolei do najgorszych czasów ery Waldków. Wiecie – nudna gra po obwodzie, bezsensowne utrzymywanie się przy piłce, podanie, ziew, podanie, ziew. RTS czekał na odbiór futbolówki, a gdy już się to stało, w kilka sekund potrafił dojść do sytuacji bramkowej.
Konkrety, a nie pozorowanie ofensywnego futbolu.
Kiedy sędzia zapraszał obie ekipy do szatni na przerwę, na tablicy świetlnej było 1:0, ale w zasadzie… mogło być po meczu. Groźne strzały Kerka i Alvareza zatrzymywały się na słupku. Cybulski poślizgnął się mając na nodze patelnię. Później w indywidualnej akcji zabrakło mu pary w nogach na groźniejszy strzał. Shehu zbyt lekko lobował bramkarza po otrzymaniu prezentu od Mroza. Trochę tego jak widać było, a mówimy jedynie o pierwszej odsłonie.
No i bramka Sypka. Marcin Włodarski preferuje grę trójką z tyłu, ale chyba jeszcze musi poświęcić trochę czasu na naukę automatyzmów w defensywie. Kiedy Kozlovsky zbierał się do wrzutki, Ławniczak pognał pomóc Nalepie, zostawiając swojego zawodnika. Wyszło więc tak, że dwóch defensorów kryło Alvareza, zupełnie jakby ten był polską odpowiedzią na Jana Kollera, a Sypek został kompletnie sam. Skrzydłowy dostał piłkę, przyjął i walnął między nogami Hładuna. Czasu miał tyle, że zdążyłby jeszcze rozpalić grilla, wrzucić mięso na ruszt i rozlać wszystkim dookoła napoje.
Duet Kozlovsky-Sypek rozochocił się do tego stopnia, że w drugiej połowie postanowił powtórzyć tę akcję. I trzeba im oddać, że wyszło jeszcze efektowniej. Obrońca znów dorzucił w punkt, skrzydłowy tym razem nie przyjmował futbolówki, a walnął mocnego woleja z pierwszej. Chapeau bas. Ławniczak niczego się nie nauczył – znowu był daleko, skupiony bardziej na napastniku niż strzelcu gola. Możliwe też, że w taktyce Włodarskiego za tego piłkarza miał odpowiadać wahadłowy Wdowiak – wtedy mówilibyśmy o kompromitacji, bo ten był bardzo, bardzo daleko.
Niewykorzystane sytuacje z pierwszej odsłony szybko mogły zemścić się na Widzewie. Chwilę po zmianie stron sam na sam z Gikiewiczem wyszedł Wdowiak, lecz bramkarz z Łodzi wzorowo skrócił kąt i zażegnał niebezpieczeństwo. To właśnie wtedy „Miedziowi” mieli swój jedyny dobry fragment w tym meczu. Daniel Myśliwiec na wszelki wypadek zdjął aż z boiska Kastratiego, który wyjątkowo dobrze wypadł w pierwszych 45 minutach, ale przez siedem minut drugiej połowy odstawił tyle, że trener wolał nie trzymać na murawie tykającej bomby. W Zagłębiu weszli Adamczyk i bohater poniedziałkowych derbów Dolnego Śląska, czyli Reguła, ale obaj nie oczarowali. Jedynym godnym pochwały zawodnikiem w drużynie Włodarskiego jest Tomasz Pieńko. Dwoił się i troił, w zasadzie tylko on stwarzał zagrożenie i coś nam się wydaje, że powinien czym prędzej zmywać się z Lubina, bo z takim towarzystwem dookoła trudno mu będzie rozwinąć swój niewątpliwy talent.
Jakub Sypek to zrobił i chyba nie żałuje.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kroczek w tył. Cracovia nie wykorzystała szansy, by zostać liderem
- Sześć kandydatur do miana polskiego klasyka
- Tylko ciamajdy nie potrafią strzelić radosnej Lechii
Fot. newspix.pl