Jeszcze niedawno wydawało nam się, że Robert Lewandowski, strzelający powoli coraz mniej, po prostu się starzeje. Szczerze? Zaczęliśmy już nawet oswajać się z myślą, że jak to w naturze – wszystko kiedyś ma swój koniec. Wtedy do Barcelony przyszedł Hansi Flick i nagle “Lewy” zaczął grać tak, jakby ostatnie lata w ogóle nie miały miejsca. Jakby nigdy nie rozstał się ze swoim mentorem z Bayernu. Ba, Lewandowski w Barcelonie pod wodzą Flicka zdobywa na razie średnio nawet więcej bramek, niż podczas współpracy obu panów w Monachium. Wystrzał formy widać gołym okiem. Ale czy zdawaliśmy sobie sprawę, że 36-latek ma za sobą jeden z najlepszych strzelecko miesięcy w przebogatej karierze? Chyba niekoniecznie.
Po wyjeździe z Polski Robert Lewandowski nie mógł trafić lepiej. Sześć pierwszych lat w Niemczech spędził pod okiem absolutnych trenerskich geniuszy. To o Pepie Guardioli mówił, że ten zmienił jego spojrzenie na piłkę, pozwalając stać się niesamowicie świadomym zawodnikiem. Gdyby nie ta współpraca, dziś mógłby być innym zawodnikiem.
– To geniusz. Może czasem nawet szalony geniusz – mówił o Guardoli sam Lewandowski w styczniu tego roku. – Guardiola z każdego piłkarza jest w stanie zrobić… jeszcze lepszego piłkarza. Wszystko co mówił, miało sens. Słuchałeś go, bo po prostu wiedziałeś, że ma rację.
Czy można wystawić trenerowi większą laurkę?
– Pamiętam dokładnie jedną rozmowę z Pepem. Powiedział: „Nie powiem ci, co masz robić z piłką w polu karnym, bo wiesz to lepiej ode mnie. Ale mogę pomóc dostarczyć ci piłkę w pole karne” – wspomina Lewandowski.
Rola Kloppa w jego karierze była niemniej ważna. To przecież właśnie on podpowiedział Lewandowskiemu, jak ma zachowywać się w szesnastce przeciwnika. “Lewy” opowiadał, że przychodząc do Borussii w polu karnym rywala grał nerwowo, uderzał z nieprzygotowanych pozycji, często starając się zrobić to w pierwszym kontakcie.
To Klopp nauczył go, jak zachowywać zimną krew przed bramką przeciwnika. Uwolnił w nim gen chłodnego kilera. To on zostawał z Robertem po treningach, zakładając się z nim o 50 euro, że strzeli określoną liczbę bramek. Początkowo płacił “Lewy”, później Klopp musiał z zakładu zrezygnować. Kosztował go zbyt drogo.
Rummenigge o Lewandowskim: To bardzo mądry człowiek
Ale Niemiec nie rozwijał go tylko w jednym kierunku. Gdy Lewandowski przychodził do Borussii, Lucas Barrios był nie tylko podstawowym napastnikiem, ale gwiazdą całego klubu. Choć “Lewy” nie lubił gry jako „dziesiątka”, przyznawał później, choć może niechętnie, że ten manewr Kloppa także rozwinął jego umiejętności. Poprawił wszechstronność, dał inne spojrzenie na to, czego na boisku potrzebuje napastnik. Jak można obsłużyć snajpera, jak on sam powinien się poruszać, by ułatwić robotę pomocnikom. A gdy Barrios doznał kontuzji, „Lewy” miał dodatkową motywację, by wykorzystać szansę. By nie musieć już wracać do gry w drugiej linii.
Ale oczywiście Klopp to o szkoleniowiec, który zapewnia wiele więcej, niż tylko rozwój umiejętności piłkarskich. Oferuje kompleksową opiekę nad zawodnikiem.
– Napotkałem na swojej drodze osobę, która może nie zastąpiła mi ojca, ale weszła w tę rolę. Bardzo mnie rozwinął, wiele nauczył, otworzył na cały świat. Za takim trenerem można wskoczyć w ogień. Robi atmosferę, rozmawia, wie kiedy się pośmiać z ciebie, z siebie, kiedy opierniczyć… Kiedy widzi się ten uśmiech, to od razu jest na sercu cieplej – mówił Lewandowski w swoim filmie dokumentalnym na Prime Video.
A to, czego nie dało się nauczyć od trenerów, Lewy wypracowywał sobie sam. Już w czasach Borussii charakteryzował się podejściem właściwym dla perfekcjonistów. Duża część zawodników skupia się bowiem przede wszystkim na szlifowaniu swoich atutów, aż w określonych elementach staną się wybitni. Zaniedbują przez to jednak inne, stając się jednowymiarowi. A co za tym idzie – łatwiejsi do neutralizacji.
Lewandowski nie chciał ograniczać swoich możliwości zdobywania bramek do dwóch-trzech określonych sposobów.
– Ja szczerze powiem, że już nie wierzę w te próby uderzenia Roberta nad murem. Nie widziałem jeszcze ani razu takiego uderzenia, jakiejś pięknej bramki nad murem, która by mnie przekonała, że to ma – mówił Tomasz Hajto, komentując mecz Bayernu z Mainz w 2016 roku, gdy Lewandowski szykował się do uderzenia z rzutu wolnego.
Napastnik oczywiście właśnie wtedy zdobył piękną bramkę uderzeniem nad murem.
Zresztą ta wypowiedź Hajty świadczyła tylko o tym, że niezbyt uważnie śledził bramki zdobywane przez Lewandowskiego. W niemal identyczny sposób napastnik pożegnał się bowiem z Dortmundem, zdobywając bramkę z rzutu wolnego w starciu z Herthą.
Owszem, Lewandowski wcześniej nie miał w repertuarze uderzeń ze stałych fragmentów gry. Trenował jednak tak wytrwale, aż zaczął je mieć.
Ancelotti, Heynckes i Kovac dostali gotowy produkt
Już pod wodzą Kloppa i Guardioli Lewandowski był znakomitym snajperem. Pod okiem pierwszego strzelał cztery gole Realowi Madryt w półfinale Ligi Mistrzów, u drugiego – zdobywał pięć bramek w dziewięć minut w meczu Bundesligi. Jednak średnia liczba strzelanych goli, w porównaniu do późniejszego etapu kariery, wyraźnie świadczy, że był wtedy napastnikiem wciąż w fazie rozwoju.
U Kloppa „Lewy” strzelał średnio 0,55 gola na mecz. U Guardoli – 0,67. To przyzwoite liczby, podobne do tych zdobywanych w Polsce (0,42 u Smudy, 0,62 u Zielińskiego), mimo kolosalnej zmiany poziomu przeciwników. Lewandowski jednak dopiero stawał się gotowym produktem, z którego korzystali następcy Kloppa i Guardioli. A że po Katalończyku Bayern obejmowali najpierw Carlo Ancelotti, a później Jupp Heynckes…
Naprawdę, trudno wyobrazić sobie większe szczęście w doborze trenerów. Po Kloppie i Guardoli – najpierw pięciokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów i jedyny szkoleniowiec, mający w dorobku tytuły mistrzowskie wszystkich pięciu najlepszych lig świata. A później absolutna legenda Bayernu, człowiek, który mistrzostwa z tym klubem wygrywał pod koniec lat 80., jak i 30 lat później.
Wskaźniki strzeleckie „Lewego” szybowały w górę jak szalone. Pod wodzą Ancelottiego było to kozackie 0,95 gola na mecz (54 gole w 57 meczach), u Heynckesa – 0,77 g/m (28 goli w 36 spotkaniach).
Śmietankę mimo kiepskiej przygody w Bayernie spijał także Niko Kovac, u którego „Lewy” strzelał na takim poziomie jak u Ancelottiego (0,95 g/m, 60 goli w 63 meczach). A gdy za sterami Bayernu znalazł się Hansi Flick, jego wyniki strzeleckie eksplodowały.
Prime w czasie Hansiego Flicka
Czasy Hansiego Flicka w Bayernie przypadły na absolutny prime Roberta Lewandowskiego. Polak miał wtedy 32 lata, niezbędne doświadczenie, a dzięki obsesyjnie zdrowemu trybowi życia, także idealne przygotowanie fizyczne. Był głodny sukcesów, które zapewniłyby mu nieśmiertelność – triumfu w Lidze Mistrzów i pobicia nieosiągalnego rekordu Gerda Muellera. A Flick dostarczył mu narzędzia, by sięgać do gwiazd.
Lewandowski i Flick – duet doskonały. Kosmiczne statystyki Polaka u niemieckiego trenera
To wówczas Lewandowski notował niebotyczną średnią 1,17 gola na mecz, zdobywając 83 trafienia w zaledwie 71 meczach pod wodzą niemieckiego trenera, będącego niedawno jeszcze tylko asystentem Kovaca. Do tego z Bayernem sięgał po absolutnie wszystkie tytuły, pobijając kolejne rekordy drużynowe i indywidualne. Do pełni szczęścia zabrakło tylko Złotej Piłki, z której Robert został okradziony przez „France Football”.
Kadencja Flicka w Bayernie była absolutnie złotą erą Lewandowskiego. Szczytem, do którego – wydawało się – miał już nigdy później się nie zbliżyć. Bo choć pod wodzą Juliana Nagelsmanna wciąż strzelał niebotycznie dużo (średnio aż 1,08 gola na mecz, 50 bramek w 46 spotkaniach), to brakowało chemii między nim a młodym szkoleniowcem.
Dużo mówiło się o tym, że system gry Nagelsmanna nie do końca odpowiada Lewandowskiemu. Do tego doszły nieporozumienia z Hasanem Salihamidziciem, konflikt z którym zresztą wcześniej zdecydował o odejściu z Bayernu Flicka. Lewandowski był zły o starania Bawarczyków, by ściągnąć Erlinga Haalanda, odbierając je jako brak szacunku. Poza tym – w Bayernie poczuł się wreszcie syty. Osiągnął wszystko, co mógł. Seryjnie zdobywane, przyjmowane już za pewnik mistrzostwa Niemiec, tytuły króla strzelców, wszystkie możliwe trofea klubowe, na czele z Champions League. Pobity rekord Gerda Muellera.
Na horyzoncie został już tylko jeden rekord – ten w łącznej liczbie zdobytych bramek w Bundeslidze. Szacowano wtedy, że Lewandowski, utrzymując skuteczność, pobije go w drugiej połowie 2024 roku. Jak pokazał w La Lidze – tak właśnie by się stało, bowiem łączną liczbą bramek przeskoczył już Gerda w klasyfikacji najlepszych strzelców lig top5 w Europie. By pobić jego rekord w samej Bundeslidze, potrzebowałby jednak za dużo czasu. Lewandowski nie chciał tyle czekać. Chciał przenieść się do Hiszpanii.
Gasnący blask w Barcelonie?
Wejście do Barcelony Lewandowski miał doskonałe. Napastnik wciąż był w gazie z Bayernu – w pierwszych sześciu meczach zdobył dziewięć bramek, w pierwszych piętnastu – siedemnaście. Przez pierwsze trzy miesiące strzelał niemal dokładnie z taką samą skutecznością, jak w ostatnich latach w Bayernie – 1,06 gola na mecz. To pozwoliło zakończyć mu sezon jako król strzelców La Ligi, mimo wyraźnie słabszej drugiej części rozgrywek. Od początku 2023 roku do końca sezonu Lewandowski zdobył 15 bramek w 26 meczach. Średnia spadla wyraźnie, do 0,58 gola na mecz.
Zeszły sezon – to 26 goli w 49 meczach. Średnio 0,53 gola na mecz. To zjazd drastyczny, właściwie najsłabszy rezultat od wyjazdu za granicę. Jasne, wynik bramkowy wciąż przyzwoity, ale już nie kosmiczny, już nie z półki futbolowych półbogów.
Nie oszukujmy się, myśleliśmy sobie wtedy: „Lewandowski się starzeje. Ma już 36 lat. To naturalna kolej rzeczy: nikt przecież nie będzie grał wiecznie. Doceńmy, że wciąż chce, że wciąż, w takim wieku, gra w tak wielkim klubie. I jeszcze od czasu do czasu trafia do siatki. Szału nie ma, ale wstydu tym bardziej. To jednak początek końca i musimy się z tym oswajać. Lepiej nie będzie. Lepiej już było”.
I naturalnie, od czasu do czasu nieśmiało wskazywało się, że Xavi Hernandez może nie do końca potrafi wykorzystać boiskowe atuty Lewandowskiego. Że pod jego wodzą średnia zdobywanych przez „Lewego” goli nie tylko spadła do 0,62 na mecz (w ciągu całej kadencji), ale też Polak dochodzi do mniejszej liczby sytuacji strzeleckich.
Ciekawą statystykę przytacza tutaj Understat.com. W ostatnim sezonie Xaviego Lewandowski w La Lidze strzelał z pozycji, mających łączną wartość 17,91 xG. Zdobył 19 bramek. Teraz, w zaledwie 11 występach, „Lewy” ma już 13,92 xG i 14 goli na koncie. Z tego modelu statystycznego wynika, że choć w obecnym sezonie Lewandowski oczywiście dochodzi do lepszych sytuacji i zdobywa gole znacznie częściej, to sama skuteczność jego uderzeń wcale nie poszła do góry. Ba, w poprzednim sezonie zdobył 1,09 gola więcej, niż „powinien”, podczas gdy w tym sezonie wartość goli realnych i przewidywanych jest niemal na identycznym poziomie.
Październik 2024. Jeden z najlepszych miesięcy w karierze Lewandowskiego
Dopiero ponowne spotkanie z Hansim Flickiem pokazało, jak bardzo Lewandowski marnował się pod skrzydłami Xaviego Hernandeza. Polski snajper nagle zaczął strzelać tak, jak gdyby ostatnie sezony w ogóle nie miały miejsca. Jak gdyby nie tylko nie postarzał się o cztery lata, ale wciąż był w formie ze swojego absolutnego prime’u. Jakby sama obecność Flicka na ławce trenerskiej uruchomiła pamięć mięśniową, niezbędną do seryjnego pakowania bramek.
Od początku sezonu Lewandowski, zaliczający jeszcze niedawno regularnie puste przeloty, rozegrał 14 spotkań, zdobywając w nich 17 bramek. Daje to średnią 1,21 gola na mecz. Najlepszą w historii. Takiej nie miał nawet za pierwszej kadencji Flicka, choć bardzo zbliżoną.
W ostatnich tygodniach Robert rozpędził się zresztą tak bardzo, że podobnie udane okresy w swojej karierze notował sporadycznie. Weźmy choćby pod uwagę trzy ostatnie ligowe spotkania:
- 6 października 2024 – 3 gole z Deportivo Alaves,
- 20 października 2024 – 2 gole z Sevillą FC,
- 26 października 2024 – 2 gole z Realem Madryt.
Kiedy ostatnim razem Lewandowski zdobył 7 bramek w trzech kolejnych ligowych spotkaniach? Poszperałem w archiwach i odpowiedź jest zaskakująca. Podobnie udana seria przydarzyła się Lewandowskiemu wcześniej zaledwie czterokrotnie!
Po raz ostatni miało to miejsce między marcem a majem 2021 roku:
- 20 marca 2021 – 3 gole z VfB Stuttgart,
- 24 kwietnia 2021 – gol z FSV Mainz,
- 8 maja 2021 – 3 gole z Borussią Moenchengladbach.
Wcześniej równie skuteczny był w samym marcu 2021 (7 goli z BVB, Werderem i Stuttgartem), październiku 2020 roku (aż 9 goli z Herthą, Arminią i Eintrachtem) oraz na przełomie września i października 2015 roku (9 goli z Wolfsburgiem, Mainz i BVB). W skład tej ostatniej wchodzi historyczne pięć goli w dziewięć minut przeciwko VfL.
To niesamowite, że w wieku 36 lat Lewandowski potrafi nawiązać do swoich najlepszych osiągnięć, z czasów gdy miał odpowiednio 33, 32, czy 27 lat. Ale jeśli na obecną formę Lewandowskiego spojrzymy szerzej, poza La Ligę, i przyjrzymy się pięciu ostatnim meczom klubowym, już bez podziału na rozgrywki, wygląda to jeszcze bardziej zdumiewająco.
Październik 2024 roku w klubowym wykonaniu 36-latka prezentuje się następująco:
- 1 października 2024 – 2 gole z Young Boys w Lidze Mistrzów,
- 6 października 2024 – 3 gole z Deportivo Alaves w La Lidze,
- 20 października 2024 – 2 gole z Sevillą FC w La Lidze,
- 23 października 2024 – gol z Bayernem w Lidze Mistrzów,
- 26 października 2024 – 2 gole z Realem Madryt.
Łącznie daje to 10 goli w ostatnich 5 kolejnych klubowych spotkaniach.
A to oznacza, że Lewandowski ma za sobą jeden z najlepszych miesięcy w całej karierze! Wcześniej 10 bramek w pięciu kolejnych klubowych meczach strzelał tylko… dwukrotnie. Ostatnio między lutym a marcem 2021 roku, a więc w sezonie, w którym pod okiem Flicka bił rekord Gerda Muellera:
- 27 lutego 2021 – 2 gole z 1. FC Koeln w Bundeslidze,
- 6 marca 2021 – 3 gole z Borussią Dortmund w Bundeslidze,
- 13 marca 2021 – gol z Werderem Brema w Bundeslidze,
- 17 marca 2021 – gol z SSC Lazio w Lidze Mistrzów,
- 20 marca 2021 – 3 gole z VfB Stuttgart w Bundeslidze.
A wcześniej, po raz pierwszy w karierze, na przełomie września i października 2015, na początku przygody z futbolem Guardioli:
- 22 września 2015 – 5 bramek z VfL Wolfsburg w Bundeslidze,
- 26 września 2015 – 2 gole z FSV Mainz w Bundeslidze,
- 29 września 2015 – 3 gole z Dinamo Zagrzeb w Lidze Mistrzów,
- 4 października 2015 – 2 gole z Borussią Dortmund w Bundeslidze,
- 17 października 2015 – bez gola z Werderem Brema w Bundeslidze.
Więcej niż 10 bramek w 5 kolejnych meczach klubowych nie strzelił nigdy.
Po ostatnich występach Lewandowskiego widzieliśmy, że napastnik Barcelony wraca do najwyższej formy. Ale czy mieliśmy świadomość, że właśnie rozgrywa jeden z najlepszych miesięcy w swojej przebogatej strzeleckiej karierze? Chyba nie.
Otworzył drzwi, które już miały być zamknięte
Liczby jednak nie kłamią, zwłaszcza, że na rozkładzie w ostatnim czasie Barcelona miała nie byle kogo – zwycięstwa z Sevillą, Bayernem Monachium i Realem Madryt w przeciągu tygodnia pokazały moc ekipy Hansiego Flicka. A fakt, że Lewandowski nagle znów strzela jak na zawołanie – jakby okres Xaviego Hernandeza nigdy nie istniał – tylko pokazuje, że polski napastnik, niestety, w pewien sposób zmarnował ostatnie dwa sezony pod wodzą hiszpańskiego trenera. A przynajmniej nie wykorzystał ich w pełni. Strzelał poniżej swoich możliwości.
Fakt, że Flick odblokował Lewandowskiego jest oczywiście złożony – do góry poszła zarówno forma polskiego napastnika, któremu za Xaviego piłka potrafiła sprawiać kłopoty, ale także forma całej drużyny. A jeśli zespół pracuje lepiej – Lewandowski ma więcej okazji strzeleckich. Co ważne, Flick odciąża też Lewandowskiego w pressingu, co pozwala zachować mu więcej sił w decydujących chwilach pod bramką przeciwnika. Umiejętność maksymalnego wyeksponowania atutów swoich piłkarzy – to coś, co odróżnia wybitnego trenera od zaledwie dobrego.
I nawet jeśli Lewandowski nie zdoła utrzymać tak wybitnego tempa strzelania goli przez cały sezon, nawet jeśli wiek w końcu dopadnie nieśmiertelnego na razie kilera – najstarszego przecież spośród wszystkich topowych graczy najlepszych klubów świata – pozostaje być wdzięcznym, że jeszcze raz możemy przeżywać wielkie chwile: jak El Clasico z Polakiem w roli głównego bohatera. Przyćmiewającego samego Kyliana Mbappe.
Być wdzięcznym, że Lewandowski raz jeszcze pozwolił nieśmiało tlić się nadziei – być może na wyrost – że sprawiedliwości stanie się zadość i przed końcem kariery raz jeszcze znajdzie się na paryskiej gali „France Football”, tym razem odbierając najcenniejszą nagrodę.
Być wdzięcznym, że Lewandowski raz jeszcze otworzył drzwi, które wydawały się już być zamknięte. Niech ta chwila trwa jak najdłużej.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Trela: Lewandowscy swoich krajów. Najlepsi ambasadorzy piłkarskich peryferii
- Triumf Rodriego nadzieją dla “Lewego”? Sprawiedliwości stałoby się zadość
- Kowalczyk w Kanale Zero: Mbappe nie jest Lewandowskim
fot. Newspix