O organizacji meczu o Puchar Mistrzów decyduje mieszanka piłkarskiej dyplomacji, demografii, polityki oraz infrastruktury. Polska jest najludniejszym europejskim krajem, który nigdy nie dostąpił tego zaszczytu. Nigdy więc nie zyskała przechodniego statusu europejskiej stolicy klubowego futbolu. Jak wygląda pod tym względem mapa piłki nożnej na kontynencie?
Finał Ligi Mistrzów, a wcześniej Pucharu Mistrzów to na tyle ważne i zapadające w pamięć wydarzenie, że nierozerwalnie wiąże się z miejscem, w którym jest rozgrywany. Większość klubów, wyłączywszy może Real Madryt, zdobywa to trofeum na tyle rzadko, że przeciętny fan futbolu maksymalnie kilka razy w życiu widzi swoją drużynę walczącą w najważniejszym meczu w Europie. Kibicowi Tottenhamu nie trzeba więc przypominać, że najbliżej triumfu jego zespół był w Madrycie, sympatykom Liverpoolu i Milanu nazwa Stambuł przywodzi na myśl konkretne obrazki, podobnie jak Glasgow fanom Bayeru Leverkusen, Lizbona kibicom Celticu, a Rotterdam osobom trzymającym kciuki za Aston Villę. Miejsce rozgrywania finału Ligi Mistrzów oznacza w świecie piłki nożnej status przechodniej stolicy futbolu w danym roku.
Jako że to gigantyczne wydarzenie, nie każdy może zasłużyć na jego organizację. Decyduje mieszanka piłkarskiej dyplomacji, czyli pozycji, jaką dany kraj i miasto zajmuje w hierarchii światowego futbolu, demografii, bo wielkie metropolie mają naturalnie silniejszą moc przyciągania dużych imprez, polityki, ona ciągle ma wpływ na to, gdzie rozgrywa się najważniejsze piłkarskie mecze oraz infrastruktury, bo trzeba mieć u siebie wielki stadion, by w ogóle móc się ubiegać o organizację tego meczu. Obecny limit wynosi 60 tysięcy, co aktualnie wyklucza możliwość zorganizowania tego meczu w Polsce. Mimo wielu stadionów, które powstały w kraju w ostatniej dekadzie, żaden nie ma odpowiedniej pojemności.
To ostatnie sprawia, że Polska jest dziś bezsprzecznie najludniejszym europejskim krajem, który nigdy nie był areną najważniejszego klubowego meczu w Europie. Drugą w tej klasyfikacji Rumunię zamieszkuje dwukrotnie mniej ludzi. Najlepsze w danym roku drużyny kontynentu gościły już m.in. mniejsze Serbia (choć wówczas jeszcze jako stolica Jugosławii), Szwajcaria, Austria, czy Grecja. Szesnastym krajem-areną finału Ligi Mistrzów zostaną Węgry, organizując decydujący mecz edycji 2025-2026. Jeśli skupić się wyłącznie na miastach, Warszawa jest trzecią wśród najludniejszych stolic w Europie, po Baku i Mińsku, w której nigdy nie walczono o Puchar Mistrzów. Z miast niebędących stolicami populacją wyprzedzają ją jeszcze Sankt Petersburg, któremu przyznano organizację finału w 2022 roku, do którego jednak nie doszło ze względu na rosyjską inwazję na Ukrainę, oraz Hamburg. Ze względów infrastrukturalnych Polska musi się więc zadowolić mniejszymi wydarzeniami jak finały Ligi Europy, Ligi Konferencji czy meczami o Superpuchar Europy.
Frekwencyjne rekordy
Frekwencyjne ograniczenie nie obowiązywało jednak zawsze. W XXI wieku cztery razy finały Ligi Mistrzów oglądało mniej niż 60 tysięcy osób. W połowie przypadków miało to jednak związek z pandemicznymi obostrzeniami. Triumf Bayernu Monachium w Lizbonie w 2020 roku odbył się przy pustych trybunach, podczas gdy rok później w Porto triumf Chelsea oklaskiwało trochę ponad 14 tysięcy osób. Oba portugalskie finały przyniosły więc najmniejsze frekwencje w dziejach najważniejszych meczów w Europie. Wyłączając te szczególne przypadki, najmniej osób śledziło wygraną Bayernu z Atletico Madryt w 1974 roku. Wówczas na brukselskim Heysel zasiadło ledwie 23 tysiące osób.
Frekwencyjny rekord wszech czasów na finałach Pucharu Mistrzów osiągnięto natomiast 14 lat wcześniej w Glasgow. Triumf Realu Madryt nad Eintrachtem Frankfurt oglądało na Hampden Park ponad 127 tysięcy osób. Nigdy później oficjalna frekwencja na tych wieńczących sezon klubowy meczach nie przekroczyła stu tysięcy. Wcześniej zdarzyło się to tylko raz, w 1957 roku, gdy Królewscy ograli u siebie Fiorentinę przy 124-tysięcznej widowni. Najbliżej setki było w 1989 roku, kiedy Milan rozbił Steauę Bukareszt przed 97-tysięcznym tłumem na Camp Nou w Barcelonie. W erze Ligi Mistrzów rekord również padł na tym stadionie. W 1999 roku 90 tysięcy osób oglądało jeden z bardziej pamiętnych meczów w historii futbolu, w którym Manchester United ograł Bayern 2:1 po dwóch golach w doliczonym czasie gry.
Ostatnim finałem toczonym na obiekcie mniejszym niż 60 tysięcy miejsc był mecz FC Porto z AS Monaco w 2004 roku na Arena auf Schalke w Gelsenkirchen. Miasto w Zagłębiu Ruhry to też najmniejszy ośrodek, nie licząc podparyskiego Saint Denis i podlizbońskiego Oeiras, gdzie mieszczą się przypisane do wielkich metropolii stadiony narodowe Francji i Portugalii, w którym kiedykolwiek rozegrano finał Ligi Mistrzów. W Gelsenkirchen mieszkało wówczas około ćwierć miliona osób, choć oczywiście miasto jest częścią potężnej aglomeracji. To ledwie jedno z pięciu miast poniżej miliona mieszkańców, którym przyznano organizację tego wydarzenia. Pozostałe to Cardiff, Sewilla, Stuttgart i Bari.
Belgradzkie święto
Ciekawym przypadkiem na tej liście jest miasto z południa Włoch, które teoretycznie nie spełniało żadnego z podstawowych kryteriów, nie licząc infrastrukturalnego. Podczas gdy w Gelsenkirchen gra Schalke, w 2004 roku jedna z czołowych drużyn niemieckich, etatowy wówczas uczestnik Ligi Mistrzów, będące wtedy raptem siedem lat po zdobyciu Pucharu UEFA, spore zasługi w rozwoju futbolu mają też Sewilla i Stuttgart, a Cardiff, jako jedno z ważniejszych miast Wielkiej Brytanii, stolica Walii, nie dziwi jako organizator, mimo braku w tym mieście rozpoznawalnego klubu, o tyle o Bari nie można powiedzieć żadnej z tych rzeczy. Finały Pucharu/Ligi Mistrzów organizowano we Włoszech tylko w trzech miejscach – stolicy Rzymie, wielkiej metropolii Mediolanie i właśnie w Bari. Nigdy nie gościły takiego wydarzenia znacznie ważniejsze piłkarsko ośrodki jak Turyn czy Neapol, czy kulturowo, ludnościowo i historycznie Florencja, Genua czy Bolonia. To jednak w Bari stoi trzeci wśród największych włoskich stadionów. W 1990 roku na Stadio San Nicola rozgrywano mecze mistrzostw świata. Przyznanie mu rok później organizacji finału Pucharu Mistrzów nie było wówczas niczym niezwykłym. Obiekt na zawsze pozostanie w pamięci kibiców Crvenej zvezdy Belgrad, bo to tam, po pokonaniu Olympique Marsylia, ten klub sięgnął po jedyny triumf w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie.
Na stadionie Crvenej zvezdy też rozegrano zresztą kiedyś finał Ligi Mistrzów. To na tamtejszej Marakanie w 1973 roku trzeci z rzędu triumf świętował Ajax, pokonawszy w finale Juventus. Był to pierwszy w dziejach Pucharu Mistrzów finał rozegrany poza Europą Zachodnią. Mowa o czasach, w których kontynent był podzielony na dwa zwaśnione bloki polityczne. Jugosławia, funkcjonując do pewnego stopnia poza tym dwubiegunowym podziałem, była traktowana przez Zachód inaczej niż inne kraje zza Żelaznej Kurtyny. Na kolejny finał zorganizowany przez któregoś z dawnych demoludów trzeba było czekać do 2008 roku, gdy drużyny Chelsea i Manchesteru United rywalizowały na moskiewskich Łużnikach. Stolica Rosji to do dziś najdalej wysunięte na wschód miasto, w którym zorganizowano finał Ligi Mistrzów, wyprzedzając Kijów oraz Stambuł.
Rekordzistą, jeśli chodzi o miejsca rozgrywania finałów, jest Londyn, w którym rywalizowano ośmiokrotnie, za każdym razem na Wembley. Kolejne miejsca, co nie zaskakuje, zajmują Paryż z sześcioma finałami podzielonymi na dwa stadiony – trzy toczono na Parc des Princes, trzy kolejne na Stade de France – oraz Madryt (4 finały na Santiago Bernabeu, 1 na Wanda Metropilitano). To, że do stolicy Hiszpanii na trzecim miejscu w przyszłym roku dołączy Monachium, jest już do wytłumaczenia bardziej piłkarskim soft power. Choć na kontynencie stolica Bawarii zajmuje dopiero osiemnaste miejsce pod względem populacji i nawet w swoim kraju ustępuje pod tym względem Hamburgowi oraz Berlinowi, futbolowo jest jednym z najważniejszych europejskich ośrodków na mapie. Trzy razy o kontynentalne trofeum walczono na Stadionie Olimpijskim, w maju 2025 drugi raz decydujący mecz odbędzie się na Allianz Arenie.
Triumfy na własnym stadionie
W Bayernie marzą, że tym razem uda się im to, czego byli bardzo bliscy poprzednio, gdy finał Ligi Mistrzów gościł w ich mieście, czyli triumf na własnym stadionie. Dotąd ta sztuka udała się tylko dwóm klubom – Realowi Madryt w 1957 i Interowi Mediolan w 1965 roku. Później jeszcze tylko dwukrotnie gospodarz finału dotarł do decydującego meczu. Nie zdołał go jednak wygrać. W 1984 roku tego bólu dostarczyła Roma, w 2012 Bayern. Za każdym razem rozpacz była tym większa, że do porażki dochodziło po rzutach karnych. Rzymianie ulegli w ten sposób Liverpoolowi, monachijczycy Chelsea. Bayern i AC Milan to pod tym względem szczególne przypadki, jako kluby bowiem relatywnie często sięgały po główne trofeum, a ich miasta dość regularnie organizują finały Ligi Mistrzów. Nigdy jednak jedno i drugie nie zbiegło się w czasie. Milan triumfował w Londynie, Madrycie, Barcelonie, Wiedniu i Manchesterze, a szczególnie upodobał sobie Ateny, gdzie wygrał dwa na trzy rozgrywane kiedykolwiek w stolicy Grecji finały. Bawarczycy każdy z triumfów odnosili w innym mieście. Szczególnie musiało ich jednak boleć, że jeden z monachijskich finałów wygrała akurat inna niemiecka drużyna, czyli Borussia Dortmund.
Jeśli chodzi o kraje, które gościły finały Pucharu i Ligi Mistrzów, na czele są tradycyjne piłkarskie potęgi – Wielka Brytania (13), Niemcy i Włochy (po 9), Hiszpania (8) oraz Francja (6). Z tego grona każdy kraj poza Francją gościł finał więcej niż w jednym mieście. Rekordzistami są Wielka Brytania (Londyn, Manchester, Cardiff i Glasgow) oraz Niemcy. Przy czym akurat Brytyjczyków w kwestiach piłkarskich zwykło się rozdzielać na poszczególne części Zjednoczonego Królestwa. Jeśli więc finały z Hampden Park i Millenium Stadium przypisać Szkotom i Walijczykom, niekwestionowanym rekordzistą będą Niemcy z finałami w Monachium, Stuttgarcie, Berlinie oraz Gelsenkirchen. Poza krajami z lig top 5 finały względnie regularnie otrzymywały także Holandia (dwa Amsterdam, dwa Rotterdam), Portugalia (trzy Lizbona, jeden Porto), Austria (wszystkie Wiedeń) czy Belgia (wszystkie Bruksela). To ostatnie miasto wiąże się jednak nierozłącznie z tragedią, do jakiej doszło na Heysel w 1985 roku. Nigdy później w stolicy Belgii nie rywalizowano już o największe europejskie trofeum.
Juventus – Liverpool finał Ligi Mistrzów Stadion Heysel w Brukseli 1985 rok
Spośród miast, w których rozegrano więcej niż jeden finał, Bruksela nie czeka wcale najdłużej na kolejną jego organizację. Rotterdam ostatni finał Pucharu Mistrzów widział w 1982 roku. Trochę później, bo w 1988 roku, najważniejszy europejski mecz ostatni raz rozegrano w Stuttgarcie. Zaskakująco dawno, bo od ćwierć wieku, nie było finału Ligi Mistrzów w Barcelonie, choć zarówno format miasta, znaczenie tamtejszego klubu, jak i wielkość stadionu jak najbardziej uprawniają je do częstego goszczenia najważniejszych meczów. Rok dłużej na trzeci finał Ligi Mistrzów czeka Amsterdam. Tamtejszy stadion nie spełnia jednak obowiązującego obecnie kryterium 60 tysięcy jako minimalnej pojemności. Holendrom pozostaje więc jedynie status jednego z ledwie pięciu miast – obok Paryża, Madrytu, Lizbony i Monachium – w których finały Pucharu Mistrzów rozegrano na więcej niż jednym stadionie. W 1963 roku Benfica rozbiła Real na amsterdamskim Stadionie Olimpijskim, ćwierć wieku później — już na nowoczesnym obiekcie noszącym dziś imię Johana Cruyffa -Królewscy wygrali w tym mieście z Juventusem.
Turecka specyfika
Europejskimi rodzynkami, jeśli chodzi o organizację finałów, pozostaną natomiast Serbowie, Rosjanie, Ukraińcy Szwajcarzy oraz – od 2026 roku – Węgrzy, którzy areną wielkiego piłkarskiego święta byli tylko raz. Najbardziej wyposzczeni w tym gronie mają prawo być Helweci, bo w ich kraju jedyny finał Pucharu Mistrzów odbył się ponad pół wieku temu. Na Wankdorfstadion w Bernie, arenie rozegranego siedem lat wcześniej finału mundialu, Benfica ograła w 1961 roku Barcelonę. Od tego czasu finały Ligi Mistrzów gościli wszyscy sąsiedzi Szwajcarii, naturalnie z wyłączeniem Liechtensteinu, w tym aż cztery razy, porównywalni, jeśli chodzi o pozycję w świecie futbolu, Austriacy. Nigdy jednak najważniejszy mecz klubowej piłki nie dotarł do nich ponownie i nie zanosi się, by miało się to w najbliższym czasie zmienić.
Berno może jednak cieszyć się ze statusu jednej z ledwie piętnastu europejskich stolic, które kiedykolwiek zorganizowały finał Ligi Mistrzów. Wśród miast niebędących stolicą swojego kraju liderem jest Monachium, przed Mediolanem. Szczególny jest natomiast przypadek Turcji, która dwa razy organizowała finał Ligi Mistrzów, ale ani razu nie w stolicy. Oba wydarzenia przypadły w udziale Stambułowi. To aktualnie jedyny przypadek w historii 71 finałów najważniejszych europejskich klubowych rozgrywek w Europie, by dany kraj gościł ten szczególny mecz wyłącznie poza stolicą. Biorąc jednak pod uwagę, że mowa o oficjalnie najludniejszym mieście w Europie, także w kwestiach piłkarskich znaczącym o wiele więcej niż turecka stolica, trudno uznać to za wielkie zaskoczenie.
WIĘCEJ TEKSTÓW AUTORA:
- Lokalne przebiegunowania. Gdy druga siła w mieście staje się pierwszą
- Importowany gen zwycięzcy. Tuchel nadzieją Anglików na ostatni krok
- Przerwa w sztafecie. Czy Niemcy przestali wychowywać bramkarzy światowej klasy?
Fot. Newspix