Benedik Mioc trafił do Miedzi Legnica w letnim okienku transferowym. W lidze chorwackiej był jednym z najlepszych na pozycji ofensywnego pomocnika, miał 11 bramek i 5 asyst, przychodził więc do Betclic 1. ligi jako potencjalny kozak. Mało kto wie jednak, że zanim wystrzelił ze znacznie lepszymi liczbami, nieświadomie żył z groźną chorobą. Gdyby się zaniedbał, mógłby zapaść w śpiączkę. Przed 30. rokiem życia lekarze postawili mu diagnozę: cukrzyca typu 1, którą ma zaledwie 10% cukrzyków na świecie. Z Chorwatem rozmawiamy właśnie o realiach chorującego sportowca, codziennych zastrzykach i zmianie diety, ale też o różnicach między futbolem w Polsce a Chorwacji, fenomenie Ante Crnaca, chorwackiej infrastrukturze, obecnej tam demografii, czy epizodach na Węgrzech oraz w Mołdawii. Zapraszamy.
***
Jak opisałbyś różnicę między chorwacką a polską piłką?
Byłem też w Mołdawii, na Węgrzech i w Gruzji, więc mam dodatkowe porównanie. Widzę, że Polska to naprawdę fajne miejsce i nie mówię tylko o klubie oraz Betclic 1. Lidze, ale także o waszym kraju jako miejscu do życia. Miałem polecenia od piłkarzy – na przykład Zoran Arsenić, gdy usłyszał, że mogę przyjść do Miedzi i trenera Mamrota, kazał mi się nie zastanawiać. Nie było złego słowa, a największe wrażenie robią na mnie obiekty sportowe. W Chorwacji mamy bardzo dobrych piłkarzy, ale też bardzo złą infrastrukturę. Ta otoczka dużo daje zawodnikowi, do tego dobrze być w ambitnym zespole, który gra o awans. To też miało znaczenie. Dostałem ofertę, minęły dwa dni i podjąłem decyzję.
Naprawdę uważasz, że w Chorwacji jest tak źle?
Tak, mówię o naprawdę dużej różnicy.
To ciekawe, bo z Chorwacji wychodzi mnóstwo dobrych piłkarzy.
To pewien paradoks. Nie wiem jednak, co jest problemem. Zawsze mamy talenty, zawsze ktoś się wybija, ale najwyraźniej brakuje pieniędzy. Albo przynajmniej ktoś wmawia innym, że ich brakuje, bo nie sądzę, żeby problemem było zbudowanie takiego stadionu jak w Legnicy na pięć tysięcy osób. A w Chorwacji to jest problem. Okej, w Osijeku i Rijece mają nowe obiekty, ale wiele innych klubów, nawet z tych największych, ma przestarzałe zaplecze. Nie jest tak kolorowo, jak mógłbyś myśleć. Mamy dwie twarze: tę z meczu z reprezentacją Polski, gdzie pół składu to zawodnicy U-21, ukazującą podejście do talentów, oraz tę z zaplecza. Nie mamy tylu sponsorów, nie ma takiej telewizji.
Teraz nawet polski klub potrafił wypromować Chorwata jak przystało na Chorwatów…
Tak, znam Ante Crcnaca, grałem z nim w Slavenie Belupo.
Jaki był przed transferem do Rakowa?
To świetny chłopak. Imponował tym, że jako lewonożny piłkarz na lewym skrzydle z takim wzrostem był tak dynamiczny i inteligentny w swoim graniu. Nie dziwi mnie, że Raków dostał za niego kilkanaście milionów euro, ale uważam, że Norwich będzie dla niego tylko przystankiem. To nie jest piłkarz, który osiądzie na laurach. Ma taki charakter, że nie bałbym się o niego.
Podobno w Chorwacji masz łatkę niespełnionego talentu. Słyszałem, że nie spełniłeś pierwotnych oczekiwań, że czegoś ci brakowało. Jakbyś się do tego odniósł?
Dorastałem w Osijeku, jednym z największych klubów w Chorwacji. Gdy doszło do grania w pierwszym zespole, trenerzy ustawiali mnie na “szóstce”, mimo że moją naturalną rolą jest bycie ofensywnym pomocnikiem. I wiesz co? Dopiero dwa lata temu udało mi się na dobre nim zostać. Zdobyłem trochę bramek i asyst, udało mi się czegoś dowieść. Kiedy byłem młody, mówiono mi, że na “dziesiątce” jest ktoś lepszy i starszy. Godziłem się z tym i grałem niżej. Miałem minuty, choć czułem, że nie mogę w pełni pokazać tego, co potrafię. Teraz to robię, ale za późno zacząłem zbierać doświadczenie na tej pozycji w dorosłej piłce. Mam 30 lat, pewien pociąg już odjechał.
Poza tym nie miałeś sobie nic do zarzucenia?
Nie, zresztą skupiałem się tylko na piłce. Nie robiłem żadnych głupich rzeczy, zawsze byłem spokojny i po treningach grałem z kolegami w parku, a potem spędzałem czas z rodziną. Może gdybym dorastał w dużym mieście, byłoby inaczej. Ale tak nie było, żyłem w podobnym mieście do Legnicy, nie ciągnęło mnie na przykład do imprezowania. Dbałem i dbam o formę, dlatego myślę, że spokojnie pogram jeszcze 6-7 lat.
Co w takim razie nie wyszło w Sheriffie Tyraspol? Pograłeś trochę w eliminacjach do europejskich pucharów, ale łącznie masz tylko 15 meczów i później nawet nie wstawałeś z ławki.
Kiedy tam poszedłem, trwały zimowe przygotowania w Turcji. Wróciliśmy do Mołdawii, ale zaczęła się pandemia koronawirusa i później zagraliśmy niewiele meczów. Miałem kontrakt 2+1, zagrałem w kilkunastu spotkaniach, ale nikt nie powiedział w trudniejszej sytuacji dla klubu, żebym został. Okazało się, że mnie jednak nie chcą. Przegraliśmy play-offy w pucharach, co też miało swój wpływ. W końcu klub chciał rozwiązać umowę z niektórymi zawodnikami, w tym ze mną. To było dziwne, nagłe. Postawiło mnie w sytuacji, w której przez pół roku byłem bez klubu. Bałem się, co będzie dalej. Niby byłem przed chwilą na wysokim poziomie, ale za chwilę nie miałem pensji. Ten okres bez gry sprawił, że tak jakby musiałem zaczynać od nowa, stąd transfer do beniaminka ligi chorwackiej, żeby się odbudować. Potem epizod w Gruzji i wreszcie Slaven Belupo. Tam wreszcie wszedłem na odpowiednie obroty.
I tam stałeś się jednym z najlepszym pomocników w lidze.
Ten okres był naprawdę dobry. Mimo że miałem już 28 lat, czułem, że robię progres.
Może to kwestia chorwackiego słońca i fajnych warunków do życia?
Cóż, do życia to na pewno świetne miejsce, zwłaszcza, że część Chorwacji nad Morzem Adriatyckim jest tania. Dla moich rodziców, ludzi pracujących w sklepach, w marketingu czy właściwie jakiekolwiek pracy to się opłaca. Ale jako szansę na coś lepszego traktuje się wyjazd z Chorwacji, nie zostanie w niej. Tak postrzegam na przykład Polskę, a wiem też, że mnóstwo młodszych Chorwatów wyprowadza się do Niemiec albo Irlandii. Pewnie ludzie jeżdżący tam tylko na wakacje tego nie rozumieją, ale to się dzieje i mamy zaledwie trzy miliony mieszkańców. To przez lepsze perspektywy w innych krajach Europy. Mamy góry i morze, piękne tereny, ale to mały kraj, w którym trudno przebić pewną barierę.
Dorastałeś jako dzieciak w czasach, gdy Chorwacja odniosła pierwszy sukces na mundialu w 1998 roku. To miało jakiś wpływ na ciebie i otoczenie?
Oczywiście, jeszcze jak. To był legendarny czas dla naszego kraju, dało się czuć dumę w środowisku piłkarskim, w domu, w rodzinie, mimo że nikt z moich bliskich nie jest sportowcem. Ale dla mnie obecne czasy są bardziej legendarne od tych z lat 90. Mamy więcej młodych zawodników i większą powtarzalność. I też gwiazdy, na których można się wzorować. Pod każdym względem jest to lepszy czas dla reprezentacji niż ponad 20 lat temu. Zdobyliśmy kilka medali, co dla kilkumilionowego kraju jest naprawdę niezwykłe.
Słyszałem historię o twojej cukrzycy. Mówiłeś o zmianie pozycji, że właśnie to było kluczowe dla uwolnienia twojego potencjału, ale jak wpłynęło na ciebie zdiagnozowanie choroby? Jak to wyglądało od samego początku? Bo właśnie ten poprzedni sezon, w którym zanotowałeś 11 goli i 5 asyst, był po diagnozie wraz ze startem leczenia.
Zacznę od tego, że nie wiem, ile to trwało. Nie da się określić, ile czasu grałem zawodowo w piłkę z tym problemem. Wszystko zmieniło się w trakcie jednego okresu przygotowawczego w Belupo. W ostatnich dniach obozu każdej nocy musiałem wstawać z łóżka i robić siku. Jakieś sześć-siedem razy, nawet jak nie piłem wody przed snem. Czułem, że coś jest nie tak z moim ciałem, więc zadzwoniłem do teściowej, która jest pielęgniarką. Spytała, czy czuję jakiś ból. Odpowiedziałem, że nie, żaden, wszystko gra, normalnie gram i trenuję. Poradziła zrobić badania, ale zanim wróciłem do domu je zrobić, zagrałem jeszcze pełny sparing.
Cichy zabójca.
Dokładnie. Liga ruszała, a ja musiałem zostać w szpitalu na 10 dni. Lekarze robili dokładniejsze badania i sprawdzali moje narządy, ale na szczęście nic poważnego nie znaleźli. Wróciłem do domu z bagażem strzykawek insulinowych, których muszę używać za każdym razem, gdy zamierzam coś zjeść. Gdybyś chciał mnie teraz wziąć na pizzę, muszę wziąć strzykawkę. 5-6 posiłków dziennie – 5-6 wkłuć dziennie. Tak od dawna wygląda moja codzienność.
To wpłynęło jakoś na twój organizm i w sumie bezpośrednio na granie w piłkę?
Szczęśliwie nie, zresztą mamy przykład Nacho z Realu Madryt, który urodził się z cukrzycą. Na pewno dla mnie to był szok, zwłaszcza że w rodzinie nikt na to nie chorował. Po prostu z dnia na dzień okazało się, że jestem cukrzykiem. A nie miałem takiego stylu życia, który prowokowałby powstanie choroby. Z drugiej strony właśnie dlatego lekarze powiedzieli, żebym żył tym samym życiem. Kto ma cukrzycę, niezależnie od wieku, powinien uprawiać jakiś sport. Aktywność ruchowa reguluje poziom cukru we krwi, a jako że jestem sportowcem, mam szczęście.
Co by się stało, gdybyś zaniedbał branie zastrzyków?
To byłoby niebezpieczne dla zdrowia. Poziom cukru we krwi poszedłby mocno w górę i mógłbym nawet zapaść w śpiączkę. Gdybym miał cukrzycę typu 2, pewnie byłoby prościej, bo wystarczyłoby brać tabletki.
Czyli jeśli wszystko będziesz robił jak należy, przynajmniej dopóki będziesz profesjonalnym sportowcem, nie ma się czego obawiać?
Raczej nie. Analizuję, co jem i trzymam się planu od swojego dietetyka. Mam określoną grupę rzeczy, którą powinienem dostarczyć do organizmu. Na przykład, gdy czuję się senny przed meczem, wiem, że jest kilka słodkich produktów, które wystarczy włożyć do ust, żeby mi pomogły. No i nie jem już słodyczy. Nie powinienem. Nie sięgam też po śmieciowe jedzenie.
Podsumowując, choroba wpłynęła na twoje życie i przygodę z piłką.
Na pewno. Odkrycie cukrzycy było dla mnie dzwonkiem alarmowym, że muszę coś zmienić. I nie chodzi tylko o specjalną dietę, ale też grę na boisku. Od dłuższego czasu, gdy gram pełne 90 minut, nie czuję zmęczenia, mimo że widzę je po swoich kolegach. Nie “żywię” już swojej cukrzycy. Trzymam ją w ryzach. Nie wiem, ile to trwało, ile sezonów z nią grałem, ale pamiętam, że były takie dni, kiedy czułem się zmęczony, a nie było ku temu żadnego powodu.
Tego zmęczenia na pewno nie było widać po 120 minutach w meczu Pucharu Polski z Rakowem.
Szczególnie w tym meczu, szczególnie. To było ciągłe bieganie, bardzo wysoka intensywność, pressing, ale wytrzymaliśmy to jako zespół.
To była duża różnica względem meczów na zapleczu Ekstraklasy?
Bardzo duża, ale nie tylko względem rozgrywek pierwszoligowych. Raków miał też intensywność, jakiej nie widziałem w lidze chorwackiej. Sama Betclic 1. Liga też jest wymagająca na tle tego, czego doświadczyłem w Chorwacji. U nas jest dużo pozycyjnej, taktycznej piłki, a w Polsce widzę, że jest ciągła zmiana rytmu, atak i obrona, więcej biegania. Taki zorganizowany pressing na połowie rywala w lidze chorwackiej robi się rzadko, powiedzmy, że kilka razy w ciągu połowy. Dlatego kiedy ogląda się mecze naszych drużyn w telewizji, wydaje się, jakby grały za wolno. I to ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Wierzę ci, masz porównanie.
Zresztą to było widać po części w ostatnim meczu reprezentacji. Chorwacja miała wynik 3:1, myśląc, że mecz jest już wygrany. Przestała tak naciskać, nie przewidując, że Polacy będą potrafili narzucić większą intensywność i wrócą do meczu.
Tu akurat muszę cię chyba rozczarować, mówiąc że to nie jest u nas norma, żeby wracać z tak “dalekich podróży”. A na koniec powiedz mi, jaki był najlepszy piłkarz, jakiego spotkałeś na boisku?
Myślę, że to będzie Hirving Lozano. W 2017 roku graliśmy przeciwko PSV za kadencji trenera Cocu w kwalifikacjach do LE i wygraliśmy dwumecz. Albo nie, wiesz co, jednak Andrij Jarmołenko. Spotkaliśmy się z Dynamem Kijów przy okazji przygotowań w Marbelli. To było przed jego transferem do Borussii Dortmund. Miał swój prime. Niesamowity piłkarz.
I gdzie twoim zdaniem da się zarobić najlepiej jako piłkarz? W Chorwacji, Mołdawii, Gruzji, na Węgrzech czy w Polsce?
Na Węgrzech. Zdecydowanie. Powiedziałbym, że Węgry i Polska mają podobne zaplecze, jeśli chodzi o infrastrukturę i ekonomię. Tam też jest sporo sponsorów i pełne, bardziej nowoczesne stadiony. Wszystko zdaje się być zdrowe. Kiedy ktoś ma pieniądze i chce zrobić z kimś biznes, pakuje je w futbol. Tam jest tego dużo i dzięki temu kluby mają większą stabilność.
I liga, w której zawsze chciałeś zagrać?
Bundesliga. Dzięki swojej intensywności i jakości futbolu ją uwielbiam. To mój styl gry. Może w następnym życiu się uda!
Fot. Newspix