Od pół wieku każde pokolenie w niemieckim futbolu miało przynajmniej jednego bramkarza na poziomie światowym. Koniec kariery reprezentacyjnej Manuela Neuera i kontuzja Marca-Andre ter Stegena zrodziły problem do jakiego w „narodzie bramkarzy” kompletnie nie przywykli: kogo wstawić między reprezentacyjne słupki, gdy podobnych kandydatów jest wielu, ale żaden wyraźnie nie wybija się ponad resztę?
Manuel Neuer w Bayernie Monachium. Marc-Andre ter Stegen w Barcelonie. Kevin Trapp w Paris Saint-Germain. Loris Karius w Liverpoolu. Bernd Leno w Arsenalu. W drugiej połowie poprzedniej dekady niemiecka szkoła bramkarzy przeżywała szczytowy moment. Wypromowani przez nią bramkarze powskakiwali między słupki najlepszych klubów świata. Między 2013 a 2018 rokiem w finałach Ligi Mistrzów grało łącznie czterech, bo do grona zawodników nowej fali dołączył jeszcze starszy Roman Weidenfeller z Borussii Dortmund. Konkurencja na tej pozycji była zajadlejsza niż kiedykolwiek.
Ter Stegen, mający na koncie przeszło 400 meczów w Barcelonie, nie rozegrał dotąd w karierze ani jednego na wielkim turnieju. Karius, kojarzony z kompromitującym finałem z Realem Madryt w Kijowie, ale jednak wystawiony przez Liverpool w 49 meczach, nigdy nie był nawet na zgrupowaniu reprezentacji. Podobnie jak Stefan Ortega z Manchesteru City, nazywany czasem najlepszym rezerwowym bramkarza na świecie, który u Pepa Guardioli uzbierał już 36 meczów. Trapp, zdobywca piętnastu klubowych trofeów, ledwie raz dostał szansę w meczu reprezentacji o punkty i to w Lidze Narodów. Leno, z bagażem ponad czterystu meczów w Bundeslidze i Premier League, nie grał w kadrze od trzech lat. Neuer, najbardziej wpływowy bramkarz epoki, na piętnaście lat zablokował ekstremalnie zdolne pokolenie. Gdy jednak w lecie ustąpił, Niemcy stanęli przed nieznanym problemem.
W przeciwieństwie do niektórych wielkich piłkarskich nacji, które problemy z bramkarzami mają w genach, akurat Niemcy od dekad nazywali się „narodem bramkarzy”. Wyliczankę można zacząć od Toniego Turka, który zatrzymał węgierską Złotą Jedenastkę w finale mundialu 1954. Można cofać się do czasów przedwojennych. Można zacząć od Seppa Meiera w latach 70., przejść do rywalizacji Toniego Schumachera i Ulego Steina w 80., Bodo Ilgnera i Andreasa Koepkego w 90., Olivera Kahna i Jensa Lehmanna w pierwszej dekadzie XX wieku i dojść do Neuera, ter Stegena i całej reszty. Kiedy w wywiadzie z „11Freunde” Rene Adler, poprzednik Neuera w reprezentacyjnej bramce, mówi, że takiej sytuacji jak obecnie nie było chyba nigdy, prawdopodobnie nie przesadza.
PECH TER STEGENA
Jeszcze niedawno zmiana warty wydawała się najpłynniejsza z możliwych. Gdy Neuer po Euro 2024, swoim ósmym wielkim turnieju w karierze, ogłaszał zakończenie reprezentacyjnej kariery – tylko czterech piłkarzy, w tym żaden bramkarz, rozegrało w tamtejszej kadrze więcej meczów – dominowało przekonanie, że ter Stegen, wieczny numer dwa, wreszcie się doczekał. Trzynaście lat po tym, gdy zaczął regularnie bronić w Bundeslidze, dwanaście po pierwszym występie w reprezentacji i dziewięć po wygraniu Ligi Mistrzów z Barceloną, miał wreszcie zostać jedynką w kraju. Czekał na szansę. Obserwował, jak Neuer wracał po kolejnych kontuzjach, by sprzątnąć mu sprzed nosa bluzę z jedynką tuż przed wielkim turniejem. Jako 32-latek miał rozpocząć własną erę. Tyle że miesiąc później doznał kontuzji, która wykluczy go z gry do połowy przyszłego roku. W klubie skorzystał z tego Wojciech Szczęsny, w reprezentacji zaś otworzył się Julianowi Nagelsmannowi front, którym dotąd nie musiał się zajmować.
W piątek przeciwko Bośni i Hercegowinie zadebiutował w narodowych barwach Alexander Nuebel z VfB Stuttgart. Od pięciu lat, gdy zaczął regularnie bronić w Schalke 04, rozwijał się z łatką nowego wcielenia Neuera („neuer Neuer”). W 2020 roku został przejęty przez Bayern Monachium. Od tamtego czasu tuła się po wypożyczeniach, czekając, aż Neuer skończy karierę. W macierzystym klubie w cztery lata rozegrał cztery mecze. Dwa lata spędził w Monaco, a od roku ponownie wyrabia sobie markę w Bundeslidze. Jego umiejętność gry nogami, zaawansowanie techniczne, idealnie pasują do futbolu proponowanego przez Sebastiana Hoenessa w Stuttgarcie. Jednocześnie jednak wciąż bywa kwestionowana jego niezawodność w łapaniu i odbijaniu strzałów. Pod tym jednak dość ważnym względem porównania do Neuera wciąż wydają się mocno na wyrost.
Nuebela do kadry powołał pierwszy raz dopiero Nagelsmann. Na Euro go jednak nie wziął. Postawienie na niego mogłoby być sygnałem z myślą o przyszłości. Względem pozostałych konkurentów, łącznie z ter Stegenem, jest kilka lat młodszy. Selekcjoner zamierza jednak podejmować decyzje spokojnie. Dlatego na poniedziałkowy mecz z Holandią w Lidze Narodów posłał kolejnego debiutanta. Olivera Baumanna, prawdopodobnie najbardziej niedocenianego bramkarza tego pokolenia w niemieckiej piłce, który zdaniem wielu fachowców na teraz byłby rozwiązaniem najpewniejszym, co też jego bardzo udany występ potwierdził. Jego największy problem to fakt, że praktycznie całą karierę rozegrał w klubach znajdujących się poza głównym nurtem.
FACHOWIEC Z PROWINCJI
Metrykalnie należy do tego samego pokolenia, co ter Stegen, Leno czy Trapp. W przeciwieństwie do nich miał żadnego zagranicznego epizodu, który ściągnąłby na niego więcej blasku. W S.C. Freiburg zadebiutował w 2010 roku i nigdy nie wyjechał nawet poza Badenię. Do spadku w 2014 roku był pierwszym bramkarzem w klubie, w którym się wychował, by następnie przenieść się do TSG Hoffenheim i tam rozegrać blisko czterysta spotkań. W Bundeslidze wystąpił już łącznie 467 razy, nie zdobywając trofeów i z rzadka pojawiając się w europejskich pucharach. Uzbierał w nich ledwie 28 występów, z czego tylko sześć w Lidze Mistrzów. Nie miewa kontuzji, wahań formy, jego ewidentne pomyłki nie zdarzają się częściej niż raz na kilka sezonów. W każdym z elementów rzemiosła jest przynajmniej kompetentny: radzi sobie na linii, unika problemów na przedpolu, solidnie gra nogami. Wiele narodów, choćby Holendrzy, których zatrzymał w debiucie, daliby się pokroić za takiego fachowca. Ale akurat w Niemczech, przy wszystkich gwiazdach tej pozycji, jego występy przechodziły długo niezauważone.
Pierwsze powołania wysłał mu Joachim Loew raptem cztery lata temu, gdy Baumannowi wybiła już trzydziestka. U Hansiego Flicka nie zadebiutował. U Nagelsmanna, który jego klasy doświadczał przecież w Hoffenheim na co dzień, musiał na to czekać rok. Jeśli selekcjoner nie zdecyduje się na klarowne i zdecydowanie mianowanie Nuebela na numer jeden i będzie czekał na powrót ter Stegena do zdrowia, licząc, że w rok, który pozostanie do mundialu, bramkarz Barcelony ponownie osiągnie doskonałą formę, Baumann wydaje się dobrą opcją na przeczekanie. Mógłby taką być Leno, który jednak odmówił przyjazdu na zgrupowanie, gdy dowiedział się, że niekoniecznie będzie grał. Mając pewną pozycję w Fulham, czuł się wystarczająco mocny, by przy Baumannie i Nuebelu zgarnąć bluzę z numerem jeden, a nie dopiero zaczynać z nimi rywalizację.
MŁODZIEŻ PRZYSPAWANA DO ŁAWEK
Nie sposób jednak nie zauważyć, że niemiecki selekcjoner musi wybierać spośród graczy jednak dość zaawansowanych wiekowo. Nawet uznawany za perspektywicznego Nuebel ma już 28 lat, a na październikowym zgrupowaniu był jeszcze 33-letni Janis Blaswich z Red Bulla Salzburg. W Niemczech zaczynają się zastanawiać, czy źródełko powoli nie wysycha. Czy nie obudzą się za kilka lat z pustką podobną do tej, jaka powstała na pozycji środkowego napastnika, też tradycyjnie mocno w tamtym futbolu obsadzonej, gdy karierę zakończył Miroslav Klose. Tendencje w Bundeslidze nie pozostawiają wątpliwości, że coś się zmienia. O ile na początku minionej dekady do niemieckiej piłki wpłynęła fala młodych bramkarzy i praktycznie każdy klub miał na tej pozycji ciekawego młodziana, dziś coraz częściej w Bundeslidze bronią albo obcokrajowcy, albo Niemcy nieodwracalnie dojrzali.
W sezonie 2011/12 19-letni ter Stegen nie opuścił ani minuty w barwach Borussii Moenchengladbach, jego rówieśnik Leno był jedynką w Leverkusen, 20-letni Trapp przebił się do bramki Kaiserslautern, a Lars Unnerstall Schalke, 22-letni Ron-Robert Zieler bronił w Hannoverze 96, Sven Ulreich w VfB Stuttgart, a Thomas Kraft w Hercie. Ośmiu bramkarzy, którzy w Ekstraklasie mieliby status młodzieżowca, rozegrało ponad tysiąc minut w sezonie Bundesligi i to bez żadnego przepisu. A Neuer, już wtedy reprezentacyjna jedynka, był od nich raptem kilka lat starszy. Bramkarska młodzież poszła w niemieckim futbolu szeroką ławą. Tylko w dwóch klubach bronili wówczas obcokrajowcy.
Dziś te proporcje niemal się wyrównały. W ostatniej kolejce Bundesligi broniło dziesięciu niemieckich bramkarzy i ośmiu zagranicznych. Numerem jeden mistrza Niemiec jest Fin, w RB Lipsk broni Węgier, a w Borussii Dortmund Szwajcar. Z klubów z czołówki bramkarza z zagranicy mają także Eintracht Frankfurt (Trapp, numer jeden, mający wciąż reprezentacyjne aspiracje, jest kontuzjowany) oraz Union Berlin. Najdrożej kupionym do ligi bramkarzem zagranicznym został tego lata Polak Kamil Grabara z Wolfsburga, a między słupkami w lidze niemieckiej stoją także regularnie Chorwat oraz Bośniak. Do niedawna sytuacja kompletnie nie do pomyślenia. Nadziei na rychłą zmianę sytuacji nie dają też raczej kadry młodzieżowe. W drużynie, która w 2017 roku sięgnęła po mistrzostwo U-21 bronił Julian Pollersbeck, niespodziewany bohater polskiego turnieju. Dziś ma jednak 30 lat i siedzi na ławce w Jahnie Ratyzbona, beniaminku 2. Bundesligi. W mistrzowskiej drużynie Stefana Kuntza z 2021 roku bronił natomiast Finn Dahmen, obecny rezerwowy FC Augsburg. Złote drużyny nie wyprodukowały bramkarzy światowej klasy.
FRYBURSKA NADZIEJA
Z dziesięciu Niemców, którzy obecnie bronią w Bundeslidze, czterech przekroczyło już trzydziestkę, piąty zrobi to za dwa miesiące. Za prawdziwie perspektywicznego może uchodzić tylko Noah Atubolu z S.C. Freiburg. 22-latek miał trudny poprzedni sezon, w którym po wskoczeniu do bramki puszczał sporo łatwych goli. Wykazano się jednak wobec niego cierpliwością i końcówkę rozgrywek miał już znacznie lepszą. Początek obecnych stracił przez uraz, ale wskoczył z powrotem do bramki. Dziś urodzony we Fryburgu Bryzgowijskim bramkarz mający nigeryjskie korzenie, może już pochwalić się przeszło 50 występami w S.C. Freiburg. Dziesięć lat temu nie robiłoby to większego wrażenia, ale w obecnym krajobrazie winduje go to ponad resztę niemieckich bramkarzy urodzonych w XXI wieku. Jego konkurentem w bramce przyszłości może być Jonas Urbig, przygotowywany w poprzednich latach wypożyczeniami do Ratyzbony i Fuerth do objęcia roli pierwszego bramkarza w FC Koeln, którego jest wychowankiem. 21-latek na poziomie 2. Bundesligi dobija już do sześćdziesięciu meczów i naprzemiennie z Atubolu broni ostatnio w młodzieżówce. Nie są to jednak raczej talenty pokroju Neuera, ter Stegena, czy nawet Leno i Trappa.
W ciekawym wywiadzie dla „11Freunde” Adler postawił niedawno tezę, że aktualne problemy to efekt niedźwiedziej przysługi, jaką wyrządziło niemieckiemu szkoleniu bramkarzy wzorowanie się na największym z największych, czyli Manuelu Neuerze. – Po mundialu w 2014 roku, a zwłaszcza jego spektakularnym występie z Algierią, w rozwoju bramkarzy postawiono u nas główny nacisk na rozgrywanie. Ustawienie daleko od bramki, gra nogami, budowanie ataków. Wszystko oparte na jednym przykładzie Neuera. Poniekąd odbiło się to niestety na podstawie, czyli umiejętności bronienia strzałów – twierdzi.
Marc Ziegler, koordynator szkolenia bramkarzy w DFB, uważa jednak, że obecny zastój jest chwilowy, pozycja Niemiec jako bramkarskiej potęgi nie jest zagrożona, a ogólny poziom szkolenia na tej pozycji wygląda nawet lepiej niż 20 lat temu. Jedyne, czego jego zdaniem brakuje obecnym niemieckim bramkarzom młodej generacji, to odważniejszego postawienia na nich w klubach, szans na częstsze zbieranie minut i doświadczeń, jak stało się to z Atubolu we Fryburgu. Mimo wszystko jednak obecni bardzo dobrzy fachowcy, czy to będzie Nuebel, czy Baumann, czy Leno, Trapp, lub docelowo ter Stegen, powinni jeszcze na kilka lat zapewnić spokój. A to wystarczająco długo, by pałeczkę w sztafecie niemieckich bramkarzy światowej klasy przejęło jakieś nowe nazwisko, którego obecnie jeszcze nikt nie ma na radarze.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Za jakie grzechy? Debiut jak marzenie, ale mecz Niemcy – Holandia był okropny
- Niemiecki produkt chorwackiej kadry. Wielkolud z Frankfurtu zagrożeniem dla nas
- Debiutant zastąpi ter Stegena między słupkami niemieckiej kadry
- Trela: Koniec smuty, ale też złotej generacji. Niemcy chcą odzyskać kontakt ze światową czołówką