Reklama

Szok! Nie będzie żużlowego Grand Prix na Narodowym?

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

14 października 2024, 16:48 • 4 min czytania 11 komentarzy

Konflikt pomiędzy organizującą cykl Grand Prix grupą Discovery a władzami polskiego żużla się zaognił. Jak poinformował portal WP Sportowe Fakty, po tym jak włodarze zmagań o indywidualne mistrzostwo świata nie przyznali dzikich kart żadnemu z polskich zawodników, PZM rozważa nawet wycofanie z tej serii Stadionu Narodowego w Warszawie!

Szok! Nie będzie żużlowego Grand Prix na Narodowym?

Taka decyzja byłaby ogromnym ciosem wymierzonym w rozgrywki SGP. W końcu PGE Narodowy to obiekt, który podczas zmagań o indywidualne mistrzostwo świata przyciąga zdecydowanie najwięcej fanów. Seria zarządzana przez Discovery Bros. Events pozbyłaby się w ten sposób z kalendarza bardzo dochodowej imprezy. Ucierpiałby na tym prestiż samej dyscypliny. Chociaż w kwestii samego widowiska do zawodów na Narodowym można było nie raz mieć sporo pretensji, to jednak ogromny stadion, pełne trybuny i genialna otoczka widowiska robiły swoje.

Z czego więc wynika taki ruch władz polskiej federacji? To pokłosie niedawnej decyzji Discovery Bros. Events, która przy przyznawaniu czterech dzikich kart dających zawodnikom prawo startu w przyszłorocznym GP, całkowicie pominęła Polaków. Te otrzymali Mikkel Michelsen, Kai Huckenbeck, Jan Kvech i Jason Doyle. W przypadku Michelsena i Doyle’a, te wybory bronią się pod względem sportowym. Duńczykowi do miejsca w pierwszej szóstce tegorocznego cyklu, które gwarantowało prawo startów w następnej edycji, zabrakło tylko pięciu punktów. Z kolei Australijczyk na początku roku wyrastał na jednego z głównych rywali Bartosza Zmarzlika w walce o tytuł. Jednak pod koniec maja Doyle doznał kontuzji, która wykluczyła go z reszty sezonu.

Co do wyboru Huckenbecka i Kvecha, organizatorzy zasugerowali się tak zwanym kluczem geograficznym. Chcąc utrzymać urozmaicenie różnych narodowości w stawce, a także posiadając w cyklu zawody w Niemczech i Czechach, postawili właśnie na reprezentantów tych krajów. Choć pod względem sportowym Kai i Jan nie przedstawiali żadnych argumentów za tym, by pozostać wśród elity żużlowców. Huckenbek w całym sezonie zajął 12. miejsce i zgromadził 61 punktów. Kvech uplasował się trzy lokaty niżej, z 52. punktami na koncie.

Taka decyzja rozjuszyła PZM. Biało-Czerwoni są bowiem obecnie najpotężniejszą nacją w żużlowym świecie. Tymczasem w walce o złoto w następnym sezonie będziemy mogli trzymać kciuki za broniącego tytułu Bartosza Zmarzlika oraz Dominika Kuberę, który awans uzyskał przez zajęcie trzeciego miejsca w Grand Prix Challenge.

Reklama

Podczas przyznawania dzikich kart, władze Grand Prix pominęły osobę Maćka Janowskiego. Popularny „Magic” zaczął na stałe jeździć w zawodach dopiero w drugiej części sezonu, kiedy kontuzji doznał Tai Woffinden. I brązowy medalista sprzed dwóch lat radził sobie naprawdę nieźle. W Vojens stanął na najniższym stopniu podium, a ogólnie w sześciu występach wywalczył 52 punkty. Kvech zdobył tyle oczek przez cały sezon. Mocnym kandydatem był też Patryk Dudek. Wprawdzie zawody GP Challenge mu nie wyszły, ale w tym roku otrzymał szanse na starty we Wrocławiu i Toruniu. W obu przypadkach dotarł do półfinału i zdobył po 12 punktów. Zarówno Kvech, jak i Huckenbeck nie zdołali osiągnąć takiego rezultatu przez cały sezon.

Polacy mogą w takim układzie czuć się pokrzywdzeni. W końcu o możliwości walki o tytuł mistrza świata nie zdecydowała odpowiednia klasa sportowa, ale odpowiedni paszport. W takiej sytuacji PZM postanowił zareagować. Ostatni raz sytuacja, w której w Grand Prix jeździło tylko dwóch Biało-Czerwonych, miała miejsce w 2014 roku.

Jak podaje portal WP Sportowe Fakty, polska federacja postanowiła ostro zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu naszych rodaków. PZM miał postawić ultimatum Discovery Bros. Events. Zgodnie z nim, włodarze SGP mieliby zrezygnować z tradycyjnego przyznawania jednej dzikiej karty na poszczególne turnieje. Te zwykle trafiały do żużlowca z kraju gospodarza. Tym razem byłoby inaczej, ale kosztem stałego miejsca dla trzeciego Polaka w cyklu. Ponadto mówi się też o powrocie do ograniczenia w składach polskich drużyn liczby zawodników z Grand Prix. Taki przepis niegdyś obowiązywał w Polsce i z pewnością uderzyłby w samych żużlowców jak i prestiż zmagań o indywidualne mistrzostwo świata. W końcu część z nich musiałaby jeździć na zapleczu Ekstraligi. Rzecz w tym, że fani bardzo niechętnie podchodzą do tego pomysłu. I trudno się temu dziwić.

W każdym razie, konflikt pomiędzy polską federacją a władzami Grand Prix się zaostrzył. A stracić na nim może cała dyscyplina.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o żużlu:

Reklama

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hansi Flick niczym Xavi. “Gówniany listopad” się przedłużył

Patryk Stec
0
Hansi Flick niczym Xavi. “Gówniany listopad” się przedłużył

Żużel

Polecane

Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!

Szymon Szczepanik
21
Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!

Komentarze

11 komentarzy

Loading...