Reklama

Jest git, dobry przekaz leci. Narracja Michała Probierza rozjeżdża się z rzeczywistością

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

13 października 2024, 14:37 • 7 min czytania 77 komentarzy

Michał Probierz pozytywnie ocenia występ Maxiego Oyedele i odważną grę swoich zawodników w wysokim pressingu. Jakub Kiwior się cieszy, że „momentami wyglądaliśmy fajnie”. Paweł Dawidowicz jest pod wrażeniem rajdu Rafaela Leao przez pół boiska. Wprawdzie reprezentacja Polski znowu przegrała, jak zwykle popełniając kompromitujące błędy w defensywie, ale jej selekcjonerowi i części z jego podopiecznych zdaje się to kompletnie nie przeszkadzać w kreowaniu wygodnego dla siebie przekazu pod tytułem: „my się dopiero uczymy, przeciwnik był za mocny, ale powalczyliśmy”. Tylko że ekipa Probierza jest najwyraźniej niezbyt pojętna, bo trochę już tych lekcji od oponentów z topu w ostatnim czasie przyjęła, a wielkich różnic w grze biało-czerwonych nie widać. Mimo że trener wciąż usiłuje zaklinać rzeczywistość.

Jest git, dobry przekaz leci. Narracja Michała Probierza rozjeżdża się z rzeczywistością

Momentami można się wręcz zastanawiać, czy Probierz podczas konferencji prasowych występuje jeszcze w roli szkoleniowca, czy już raczej przemawia jako minister propagandy, który ma z góry przygotowany „przekaz dnia”.

„Oyedele był pod graniem”

Żeby było jasne – nie chodzi nam o to, by wytypować niespełna Maxiego Oyedele na głównego winowajcę wczorajszej porażki. Pomocnik Legii Warszawa nie zaprezentował się w starciu z Portugalią dużo od gorzej od swoich partnerów, o wiele starszych i o wiele bardziej doświadczonych od niego. Nie zawalił nam meczu, nie popełnił rażących indywidualnych błędów, które prowadziły do utraty goli (choć przy drugiej bramce mógł zachować się lepiej). Ale zagrał słabo. Po prostu – słabo.

Naprawdę nie potrzeba było licencji UEFA Pro, by to zauważyć.

Nie przez przypadek Portugalczycy całkowicie stłamsili biało-czerwonych w środkowej strefie boiska i – nie licząc może pierwszych paru minut spotkania – przez dobrą godzinę ustawiali sobie ich tak, jak na to mieli ochotę. Oyedele nawet nie podjął walki ze swoimi rywalami w środku pola. Był skoncentrowany wyłącznie na tym, by niczego nie zawalić, stronił od choćby minimalnego ryzyka. Aż przypomniał się późny Grzegorz Krychowiak, który na finiszu swojej przygody z reprezentacją Polski grał w podobnie zachowawczy sposób. Tylko że „Krycha” to przynajmniej od czasu do czasu wszedł w kontakt z rywalem – albo robił swoją słynną zastawkę pod faul, albo sam kogoś poturbował lub przerwał jakąś kontrę, otrzymując za to żółtą kartkę. W ten sposób przypominał wszystkim, że w ogóle uczestniczy w meczu. Tymczasem Oyedele nie zaoferował nawet tej fizyczności – dość powiedzieć, że przez 66 minut ani nikogo nie sfaulował, ani sam nie został ani razu powstrzymany przewinieniem.

Reklama

Momentami naprawdę można było zapomnieć, że on w ogóle znajduje się na murawie.

Trudno się zatem dziwić, że goście aż tak swobodnie się wczoraj czuli z piłką przy nodze. Naszym defensywnym pomocnikiem w ogóle nie musieli się przejmować – niby był gdzieś blisko, pozorując nacisk, ale w praktyce pozwalał oponentom na rozegranie akcji w dowolny sposób. Podaniem, rajdem, strzałem. Czego dusza zapragnie.

Co na to wszystko selekcjoner?

– Jeśli chodzi o Maxa, to uważam, że pierwszą połowę miał solidną, mimo jednego błędu, gdy mógł przerwać akcję przy drugiej bramce. Był pod graniem, szukał grania – odebrałbym go pozytywnie. Uważam, że możemy mieć zawodnika, który w przyszłości będzie grał na pozycji defensywnego pomocnika – ocenił Probierz.

Zastanawiające są zwłaszcza słowa o szukaniu grania i byciu pod grą, bo jeśli Oyedele czegoś wczoraj szukał, to głównie pyknięcia na jeden kontakt z naszymi obrońcami, które zwalniało go choćby z próby przeniesienia akcji wyżej poprzez odważniejsze podanie lub drybling. No a reszta to już opowieści jak z generatora wypowiedzi Probierza na konferencjach prasowych. Czyli – może i bramka zawalona, a mecz przegrany, ale w przyszłości będzie lepiej. Cóż, może i tak będzie. A może nie będzie. Oby tylko ten przedwczesny debiut w drużynie narodowej nie narobił więcej szkód niż pożytku, jeśli chodzi o rozwój Maxiego.

Reklama

„Podejmujemy bardzo duże ryzyko”

Na tym zresztą nie koniec dziwnych opinii Michała Probierza. Z jednej strony selekcjoner przyznał po meczu z Portugalią, że jego drużyna cofała się momentami zbyt głęboko i pozwalała przeciwnikom na zbyt wiele, czego efektem był fatalny wynik po pierwszej połowie, ale to nie przeszkodziło mu jednocześnie doceniać swoich podopiecznych za… odważną grę w wysokim pressingu. Właśnie w taki sposób trener tłumaczy zresztą niekończące się problemy biało-czerwonych w destrukcji. Zdaniem Probierza, nasza kadra dopuszcza kolejnych rywali do tak wielu sytuacji strzeleckich, ponieważ sama gra na niesamowicie dużym ryzyku.

— Podejmujemy bardzo duże ryzyko, grając wysokim pressingiem. Nie stoimy w polu karnym i nie bronimy się, szukając kontrataku. Gramy czasami bardzo ofensywnie, czasami za szeroko ustawieni. Mecze z takimi zespołami, czołówką europejską, nam pomagają. Widzimy, gdzie problem i będziemy nad tym pracować – stwierdził Probierz. – […] Dzisiaj, w porównaniu do meczu z Mołdawią (1:1), było chyba tylko trzech zawodników. To jest proces, jest grupa piłkarzy, która dołączyła do reprezentacji i pokazała, że potrafi grać w piłkę. Niezadowoleni jesteśmy z tego, że tracimy bramki za łatwo i nad tym będziemy pracować.

To wersja wydarzeń według trenera.

A tymczasem rzeczywistość:

Akcja bramkowa Portugalczyków na 1:0. Nasza linia obrony wciśnięta we własną szesnastkę, napastnicy z zainteresowaniem obserwują nacierających rywali, Maxi Oyedele to już w ogóle zamarł w bezruchu i jest mniej więcej tak samo zaangażowany w grę, jak stojący obok sędzia. Na różne sposoby można ten totalny defensywny paraliż całego zespołu tłumaczyć, ale z całą pewnością gol na 0:1 nie miał nic wspólnego z tym, że kąsaliśmy rywali pressingiem na ich połowie, a oni nas wypunktowali.

Przecież my ich nawet we własnej szesnastce nie byliśmy w stanie docisnąć.

Michał Trela pisze na naszych łamach: „Wyjątkowo upokarzający był pierwszy gol, który padł po ponad minucie polskiego biegania za piłką. Między 24:16, gdy Portugalczycy wykonali krótko rzut wolny, a 25:32, gdy cieszyli się z gola, Polacy dotknęli piłkę raz, na ułamek sekundy, gdy zaplątała się pod nogami jednego z rywali. Przy czym przez ostatnie 56 sekund poprzedzające gola nie dotknęli jej ani razu. Portugalczycy wymienili w tym czasie 19 podań, zdecydowaną większość na połowie Polaków i modelowo, jak na treningu, strzelili gola z pola karnego. Gospodarze robili w tej akcji za „Brazylijczyków”, jak nazywa się żółte plastikowe atrapy zawodników ustawiane czasem na treningach, gdy sztaby szkoleniowe chcą przećwiczyć pewne schematy na sucho, bez kontaktów z rywalem”.

Owszem, biało-czerwoni we wczorajszym spotkaniu podeszli trochę wyżej, ale dopiero w końcowej fazie. Gdy – niczego naszym zawodnikom nie ujmując – Portugalia wyraźnie spuściła z tonu, a samo starcie naprawdę mocno przypominało już sparing.

***

Selekcjonerowi fakty ewidentnie nie przeszkadzają zatem w kreowaniu wygodnej dla siebie narracji. Bo przecież łatwiej wybaczyć trenerowi kolejną porażkę, jeśli usprawiedliwieniem dla niej są długofalowe cele i wielkie ambicje. Znowu popełniamy fatalne błędy w obronie? „No tak, ale to dlatego, że rzucamy wyzwanie silniejszym kadrowo rywalom, nie pękamy przed nikim!”. Znowu przegraliśmy? „Zgoda, ale to tylko kolejna cenna lekcja, z której wyciągniemy wnioski!”. Tylko że te opowieści nie wytrzymują zderzenia z faktami. Zresztą sam Probierz najpierw przyznaje, że jego zespół za bardzo się cofał, by potem stwierdzić, że kadra traci dużo bramek, ponieważ się nie wycofuje i nie czyha na kontry, tylko narzuca rywalom swoje warunki. Nawet on gubi się już zatem w tych wszystkich wymówkach.

Najgorsze jest jednak to, że narracja o wielkiej wymianie pokoleniowej, stawianiu na nowe twarze (pal licho, że wczoraj wystawiliśmy jedenastkę znacznie starszą od Portugalii, złożoną głównie z bardzo doświadczonych zawodników) i rewolucji taktycznej zdaje się sprawiać, iż niektórzy reprezentanci Polski czują się zwolnieni z odpowiedzialności po kolejnych niepowodzeniach. Wczoraj na antenie TVP Sport Paweł Dawidowicz ekscytował się rajdem Rafaela Leao przy golu na 0:2 i wskazywał, że w końcówce Portugalczykom „zaczął się palić grunt pod nogami”. Jakub Kiwior cieszył się, że fragmentami „fajnie wyglądaliśmy przy piłce”.

Jest dobrze, dobrze robią, dobrze wszystko jest, w porządku. Dobry przekaz leci.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Podolski odwiedził dźgniętego nożem kibica. Policja nadal szuka przestępcy

Szymon Piórek
1
Podolski odwiedził dźgniętego nożem kibica. Policja nadal szuka przestępcy

Piłka nożna

Ekstraklasa

Podolski odwiedził dźgniętego nożem kibica. Policja nadal szuka przestępcy

Szymon Piórek
1
Podolski odwiedził dźgniętego nożem kibica. Policja nadal szuka przestępcy

Komentarze

77 komentarzy

Loading...