Reklama

Poznań ugościł Ukrainę i Gruzję. Zobaczyliśmy wzór wspólnoty oraz piłkarski folklor [REPORTAŻ]

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

12 października 2024, 17:35 • 11 min czytania 48 komentarzy

Za nami mecz Ukraina – Gruzja w Lidze Narodów. Piłkarsko nie obejrzeliśmy wielkiego spektaklu. Ostatecznie wydarzenie to mogło się jednak spodobać ze względu na otoczkę, a także jego społeczny przekaz. Nie zabrakło biesiadnej muzyki, śpiewów, a także dużego pochodu gruzińskich kibiców. Dla wielu ukraińskich fanów spotkanie było okazją do pokazania jak bardzo pragną wolności. Na stadionie pojawiły się liczne polityczne transparenty, które domagały się uwolnienia jeńców wojennych.

Poznań ugościł Ukrainę i Gruzję. Zobaczyliśmy wzór wspólnoty oraz piłkarski folklor [REPORTAŻ]

Postawa ukraińskiej reprezentacji zaskoczyła wiele osób. Widząc jej przeciętną grę na mistrzostwach Europy, a także dwie ostatnie porażki w Lidze Narodów, można było się spodziewać gorszego występu w jej wykonaniu. Podopieczni Serhija Rebrowa odrobili jednak lekcję, zagrali dojrzały taktycznie mecz i zasłużenie wygrali 1:0 po bramce Mychajło Mudryka. Płynący na fali Gruzini zawiedli, w szczególności ich największa gwiazda Chwicza Kwaracchelia. Stadion najmocniej jednak eksplodował po ich nieuznanej bramce. Mimo że oficjalnie gospodarzem była Ukraina, to ich rywal mógł liczyć na bardzo duże wsparcie. Kto wybrał się na to spotkanie, aby doświadczyć wybitnych piłkarskich emocji, ten będzie rozczarowany. Ci, którzy przyszli na stadion z chęci poznania zagranicznej kultury, poczuli się wniebowzięci.

Gruzińska fala

Na stadionie pojawiła się zaskakująco duża liczba gruzińskich kibiców. Co prawda nie przyszło ich więcej niż Ukraińców, ale byli znacznie głośniejsi i lepiej zorganizowani. Widać, że przeżywają historyczny czas i występy kadry narodowej wywołują mnóstwo entuzjazmu w narodzie. Przed rozpoczęciem spotkania fani „Nakrebich” spotkali się w miejscu oddalonym o około kilometr od stadionu i w licznej grupie przeszli wspólnie na obiekt przy ul. Bułgarskiej. Zrobili to niczym fani Lecha Poznań przed najważniejszymi meczami.

 

Reklama

Gruzini wiele godzin przed meczem przebywali w centrum Poznania i wznosili swoje śpiewy. Ich dominację było widać także na trybunie prasowej. Fakt, że przedstawiciele mediów z kraju, który jest bardziej oddalony od Polski pojawili się w dużo większej grupie niż Ukraińcy pokazuje jak bardzo trudy wojny wpływają na losy naszych wschodnich sąsiadów. Gruzińscy dziennikarze w niezwykle głośny i emocjonujący sposób przeżywali piłkarskie emocje. Tak wielkiej ekspresji nie powstydziłby się niejeden kibic w Polsce. Dzień wcześniej miałem okazję odbyć krótką i luźną pogawędkę z jednym z nich. Kiedy zapytał, mnie czy jestem z Poznania, nasza dyskusja natychmiast przeszła na tematy związane z „Kolejorzem”.

Nika Kwekweskiri to mój ulubiony piłkarz, ponieważ gra w bardzo inteligentny sposób i jest świetnym człowiekiem. Co prawda brakuje mu szybkości, ale potrafi to niwelować decyzyjnością boiskową. Mistrzostwo każdego naszego piłkarza to wielkie wydarzenie w naszym kraju. Byłem w Polsce kiedy wygrywał mistrzostwo z Lechem. Rok później poleciałem do Neapolu, kiedy Chwicza Kwaracchelia zdobywał scudetto. Pamiętam grał też u was Giorgi Citaiszwili. To dobry piłkarz, co pokazuje w naszej reprezentacji. Musi jednak dostać sporo czasu i zaufania, a w Poznaniu tego nie otrzymał. W Granadzie pokazuje jakość – opowiada jeden z gruzińskich dziennikarzy.

Później zdecydowałem się na przeprowadzenia testu znajomości polskiej piłki. Oznajmiłem koledze z branży, że Lech Poznań to największy klub w Polsce. Są tutaj ogromne oczekiwania, pieniądze i w ostatnich latach także mistrzostwo Polski i ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy. Błyskawicznie zostałem sprowadzony na ziemię.

– Największy klub w Polsce to Legia Warszawa. Ma najwięcej mistrzostw i jeszcze niedawno bardzo mocno zdominował ligę polską. W Gruzji bardzo mocno śledziliśmy poczynania Wladimera Dwaliszwiliego oraz Waleriana Gwilii – wyjaśnia rozmówca.

Co ciekawe Dwaliszwili był obecny w Poznaniu, ponieważ razem z Giorgim Katsitadze pełnią funkcję menadżera zespołu. Były piłkarz Polonii oraz Legii Warszawa brał udział w treningu zespołu.

Reklama

Biesiadny klimat

Od momentu odbywania spaceru na stadion można było poczuć zupełnie inny klimat niż przed meczami polskich klubów lub reprezentacji Polski. Po drodze nie słyszałem języka polskiego. Zobaczyłem jednak ogromną mobilizacje obu krajów i atmosferę piłkarskiego święta. Co prawda kilku moich znajomych wybrało się na stadion, w internecie również widziałem relacje kilku kibiców na portalu „X”, nie da się jednak ukryć, że są to piłkarskie freaki. Jak to zwykle bywa przy tego typu wydarzeniach, mnóstwo osób (głównie Polaków) chciało zarobić na tym meczu, więc nie brakowało stoisk z szalikami czy malowaniem twarzy. Na terenie stadionu pojawiły się punkty gastronomiczne z tradycyjnym stadionowym, a także ukraińskim jedzeniem i piciem. Atmosfera stała się mocno festynowa. Dobrze jednak było zobaczyć uśmiechnięte twarze kibiców obu krajów, w końcu o to w tym wszystkim chodzi.

Na meczu reprezentacji Ukrainy z Polską w czerwcu atmosfera pod Stadionem Narodowym była zupełnie inna. Tam również pojawiło się sporo ukraińskich kibiców, a także ich flag, szalików czy gestów wdzięczności względem naszego kraju. Tutaj jednak nasi wschodni sąsiedzi pełnili funkcję oficjalnego gospodarza, więc postanowili zorganizować to wydarzenie po swojemu. Przed meczem zostały bardzo głośno puszczone biesiadne ukraińskie pieśni. Jedna z nich „Czerwona Ruta” jest mi dobrze znana, ponieważ usłyszałem ją w 2021 w jednym z lwowskich barów, kiedy grają ją orkiestra a zgromadzeni ludzie bardzo mocno poderwali się do śpiewu. Wczoraj w trakcie trwania spotkania kibice ukraińscy również zaintonowali ja po objęciu prowadzenia. Ich postawa była zupełnie inna niż podczas meczów reprezentacji Polski, kiedy doświadczamy pikniku na Stadionie Narodowym.

Na trybunach nie widziałem wielu ultrasów i tradycyjnych stadionowych przyśpiewek, zastąpiło je śpiewanie różnych pieśni. Każdy kibic otrzymał flagę narodową, co stworzyło ładny wizualnie efekt podczas wyjścia na boisko piłkarzy. Ukraina zrobiła wszystko, aby maksymalnie upięknić to wydarzenie. Zadbała o to nie tylko federacja, ale i sami ludzie, którzy pragnęli zamanifestować przynależność do własnego kraju. Poza muzyką i flagami pojawiły się niebiesko-żółte wianki z kwiatów na głowach kibicek. Oglądając mecz organizowany przez ukraińską federację można było dostrzec znacznie więcej folkloru aniżeli w spotkaniach organizowanych pod szyldem PZPN. Widać, że zarówno kibice, jak i działacze pragną w większym stopniu pokazywać światu własną kulturę. Kto więc lubi poznawać zwyczaje panujące w innych krajach, ten z pewnością wczoraj się nie zawiódł.

Niewola zabija

Na stadionie pojawiło się mnóstwo politycznych transparentów oraz zdjęcia osób, które znajdują się w rosyjskiej niewoli. Hasłem przewodnim na transparentach było „Free Azov”. Chodzi o osoby walczące za kraj, które od jakiegoś czasu stały się rosyjskimi zakładnikami. Do takiej sytuacji doszło m.in. w Kijowie. W kraju również widać wiele protestów w tej sprawie, więc nie ma co się dziwić, że sprawa dotarła na stadion. Wspomniany napis towarzyszył również dużej liczbie mniejszych flag, które przynieśli kibice.

Treści innych transparentów, to „Captivity kills”, czyli niewola zabija, a także oznajmienie, że Rosja jest terrorystycznym państwem. Jeden z banerów podkreślał przyjaźń pomiędzy Ukrainą a Gruzją. Pojawiła się także flaga Chorwacji.

Nie zabrakło także okrzyków obrażających Władymira Putina, które intonowali zarówno gruzińscy, jak i ukraińscy kibice. Oba państwa sporo cierpiały z powodu postawy Rosji i wczorajszego dnia w sposób szczególny było widać między nimi jedność.

Za prawdziwy manifest poczucia jedności narodowej można uznać świętowanie zwycięstwa. Piłkarze zrobili to razem z kibicami. Będąc na wielu innych stadionach trudno było dostrzec tak wielką synergię.

Niedociągnięcia

Jednym z największych minusów w organizacji meczu Ukraina – Gruzja był brak jakiejkolwiek promocji w Polsce. Na stadionie pojawiło się około 23 tysiące kibiców i to bez jakichkolwiek działań marketingowych w naszym kraju. Mnóstwo znajomych pytało mnie, gdzie mogą kupić bilety na to spotkanie, duża część osób zdziwiła się, że odbywa się w Poznaniu taki mecz. Informacja po prostu do nich nie dotarła, a przyznają, że gdyby wiedzieli wcześniej, to przyszliby na stadion. W wypromowanie tego wydarzenia nie zaangażował się Lech Poznań. Kiedy Ukraina we wrześniu 2023 roku rozgrywała we Wrocławiu mecz z Anglią w eliminacjach Euro 2024 na trybunach pojawiło się 39 tysięcy fanów. Co prawda marka Anglików działa na wyobraźnię, wtedy jednak o samym wydarzeniu było znacznie głośniej aniżeli w przypadku rywalizacji z Gruzją.

Głośnym tematem stała się awaria oświetlenia na Enea Stadionie w Poznaniu. W pierwszej połowie spotkanie zostało przerwane na dziesięć minut z powodu awarii oświetlenia. Temat szybko został podłapany przez kibiców „Kolejorza”, którzy nie mogli powstrzymać się od szyderki. Ostatnio sporo dyskutuje się na temat stanu murawy, na którą narzekali trener Lecha Poznań Niels Frederiksen oraz kapitan Mikael Ishak. Wczoraj nie wyglądała ona lepiej. Antonio Conte oglądając poczynania Chwiczy Kwaracchelii na tym boisku musiał przeżywać katusze.

Niestety nie obyło się bez przykrych incydentów, które nie powinny mieć miejsca. Raz jeden kibic próbował wbiec na boisko i został powstrzymany przez ochronę, do gorszych scen doszło jednak na trybunie im. Teodora Anioły. Wówczas zaczęli bić się ze sobą kibice. Jak dowiedziałem się od znajomego siedzącego blisko miejsca gdzie doszło do zajścia, sprawa nie miała podłoża narodowościowego, była po prostu konsekwencją wypicia zbyt dużej ilości wyskokowych trunków. No cóż, znamy ten problem bardzo dobrze…

Odrodzenie Ukrainy

Przejdźmy więc do kwestii stricte piłkarskich. Przed przystąpieniem do rywalizacji z Gruzją, Ukraina przeżywała gorszy czas. Podopieczni Serhija Rebrowa nie wyszli z grupy na ostatnich mistrzostwach Europy, ponadto przegrali dwa pierwsze mecze w Lidze Narodów. Wydawało się, że więcej argumentów po swojej stronie może mieć płynąca na dobrej fali Gruzja. Jej energia skończyła się jednak na odśpiewaniu w emocjonalny sposób hymnu narodowego. Ukraina szybko pokazała, że jest drużyną bardziej dojrzałą piłkarsko. Dobrze wyglądał Heorhij Sudakow, który odpowiadał za skuteczne transportowanie piłki w środku pola.

Wyjątkowo swobodnie poruszał się po boisku Mychajło Mudryk. Dla mnie to MVP tego spotkania. Ukraiński skrzydłowy od pierwszych minut pokazał, że ma bardzo duży ciąg na bramkę i czuje się świetnie w dryblingu. Bramka była konsekwencją jego dobrej gry. Co ciekawe, to dopiero jego trzecie trafienie w narodowych barwach. W końcu zobaczyliśmy taką wersję tego gracza, jak niegdyś w Lidze Mistrzów. W Anglii ma swoje kłopoty. Ostatnio stał się rezerwowym w prowadzonej przez Enzo Mareskę Chelsea i niewykluczone, że potrzebuje zmiany otoczenia. Widać jednak widać, że posiada wysokie umiejętności i nie ma co go w pełni skreślać w europejskiej piłce. Żaden inny ukraiński piłkarz nie budził tak wielkich emocji wśród kibiców, co 23-latek.

Rozczarowująca Gruzja

Pierwsza połowa przebiegała zdecydowanie pod dyktando podopiecznych Sergija Rebrowa. Mogliśmy mówić o całkowicie zasłużonym prowadzeniu, które mogło zostać podwyższone. Obraz meczu zmienił się po przerwie. Gruzja zaczęła dochodzić do głosu, głównie za sprawą Georgesa Mikautadze. Król strzelców Euro 2024 miał w drugiej połowie jedną akcję, która wprawiła w osłupienie cały stadion. Napastnik przebiegł z piłką znaczną część boiska, bez problemu minął rywali i przez chwilę wydawało się, że załadował piłkę prosto w okienko…okazało się, że to tylko boczna siatka. Gdyby to uderzenie wpadło do bramki, byłaby to najbardziej efektowana bramka, jaką widziałem na stadionie przy ul. Bułgarskiej.

Poza Mikautadze w Gruzji mógł się podobać Giorgi Czakwetadze, który podobnie jak w Ukrainie Sudakow odpowiadał za rozgrywanie. Całościowo podopieczni Willy’ego Sagnola jednak zawiedli. Po zwycięstwach z Albanią oraz Czechami wszyscy spodziewali się więcej po tym zespole. Nawet kiedy w drugiej połowie przejęli inicjatywę, to ich ataki były zbyt jałowe. Najmocniej zawiódł Chwicza Kwaracchelia, który bardzo często przegrywał pojedynki i uderzał ponad bramką. Niegdyś Kristoffer Velde mawiał o takich uderzeniach, że futbolówka poleciała na Marcelińską (ulica w pobliżu stadionu w Poznaniu). Zawodnik Napoli nie miał żadnego pomysłu na zaskoczenie obrony rywala. Został całkowicie zneutralizowany i wyglądał inaczej niż w klubie. W barwach „Azzurrich” podobnie jak cała drużyna, rozpoczął bardzo dobrze nowy sezon. Poznańskie powietrze mu jednak nie służyło. Złośliwi mogliby powiedzieć, że wczoraj prezentował się jak jego kolega Giorgi Citaiszwili w barwach Lecha.

Wydarzenie, które odbyły się w Poznaniu okazało się dobrą formą spędzania wolnego czasu dla wszystkich ludzi, którzy chcą podziwiać swoje horyzonty. Mimo że mecz odbywał się w Polsce, można było w pełnej okazałości poczuć atmosferę piłkarskiego święta, która przed wybuchem wojny często miała miejsce za naszą wschodnią granicą.

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Fot. Instagram Nakrebi, Newspix, własne

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Komentarze

48 komentarzy

Loading...