Dzisiejsze starcie Arsenalu z Southampton to w teorii „polski mecz” w Premier League. Ale tylko w teorii. Z jednej strony mamy bowiem Jakuba Kiwiora, który ma trudności z łapaniem minut w ekipie „Kanonierów”, a z drugiej Jana Bednarka, który na przestrzeni ostatnich lat stał się symbolem niekończących się problemów drużyny „Świętych” w defensywie. Cała przygoda tego drugiego na angielskich boiskach jest zresztą niezwykle trudna do oceny. Bednarek zdążył już bowiem rozegrać 226 meczów w barwach Southampton, z czego aż 157 w najwyższej klasie rozgrywkowej. To dorobek godny pozazdroszczenia, biorąc pod uwagę, jak niewielu polskich zawodników jest w ogóle w stanie zaistnieć w Premier League. Zgrzyty pojawiają się jednak wtedy, gdy zaczynamy się zastanawiać, ile meczów Bednarka w Anglii było naprawdę dobrych.
Niby zatem wypada się cieszyć, że mamy kadrowicza o tak dużym dorobku w Premier League. A jednak trochę szkoda, że sufitem Bednarka w angielskiej ekstraklasie zdaje się być walka o utrzymanie. Przez chwilę wydawało się bowiem, że Polaka stać będzie na wyspach na coś więcej.
„Drugi Kapustka”? Nic z tych rzeczy
To już siedem lat, odkąd Jan Bednarek trafił do klubu z hrabstwa Hampshire. Latem 2017 roku podpisał pierwszy, pięcioletni kontrakt ze „Świętymi”, którzy zapłacili za niego wówczas Lechowi około sześciu milionów euro. Był wtedy 21-latkiem i należał do grona tych zawodników, po których kibice reprezentacji Polski najwięcej sobie obiecywali. Ale jego początki na angielskich boiskach okazały się bardzo trudne. W sezonie 2017/18 Bednarek miał bowiem poważne problemy z łapaniem się do kadry meczowej Southampton, co natychmiast kazało zestawiać go w jednym szeregu z całą gromadą polskich zawodników, którzy przepadli po przeprowadzce do angielskiej ekstraklasy. Jak gdyby tego było mało, „Święci” zaliczyli fatalny sezon pod wodzą Mauricio Pellegrino i wiosną znaleźli się w strefie spadkowej Premier League.
Krzywy uśmiech Anglii. Historie polskich piłkarzy z pola w Premier League
Drużyna uratowała się przed spadkiem dosłownie rzutem na taśmę, już pod wodzą nowego trenera – Marka Hughesa. Bednarek zaś okazał się jednym z głównych bohaterów tego nieoczekiwanego zwrotu akcji. Na finiszu ligowych zmagań wskoczył do składu w miejsce Jacka Stephensa, pauzującego za czerwoną kartkę, i rozegrał pięć spotkań, z których dwa zakończyły się remisami, a dwa zwycięstwami Southampton. Rozpędzeni podopieczni Hughesa polegli wtedy tylko w konfrontacji z londyńską Chelsea, ale w tym spotkaniu Bednarek – debiutujący akurat w Premier League – także zaprezentował się z dobrej strony, ponieważ udało mu się trafić do bramki strzeżonej przez Thibauta Courtoisa. Wszystko to wyglądało zatem na wielki przełom w jego karierze.
Ratowanie „Świętych” przed spadkiem z Premier League to, jakkolwiek spojrzeć, kolosalny progres w porównaniu do 2016 roku, kiedy „Bedi” o włos uniknął degradacji z Ekstraklasy w barwach Górnika Łęczna, występując u boku Macieja Szmatiuka, Przemysława Pitrego, Grzegorza Piesio, czy Pawła Sasina.
Rozwój środkowego obrońcy dostrzegł zresztą selekcjoner Adam Nawałka, który postawił na Bednarka (raz z ławki, dwa razy w pierwszym składzie) we wszystkich trzech meczach fazy grupowej mistrzostw świata w Rosji, desperacko szukając sposobu na połatanie przeciekającej defensywy biało-czerwonych. Wyszło kiepsko, bo Polacy sromotnie przegrali z Senegalem i Kolumbią, aczkolwiek w starciu o pietruszkę z Japonią gracz Southampton znowu błysnął skutecznością i zdobył gola na wagę zwycięstwa. Za kadencji Jerzego Brzęczka Bednarek był już pewniakiem do wyjściowego składu i etatowym partnerem Kamila Glika w centrum defensywy. Mimo że na arenie klubowej jego kariera raz jeszcze zwolniła, bo na starcie sezonu 2018/19 Hughes odstawił Polaka od wyjściowej jedenastki „Świętych”.
Szczęściem Bednarka znów okazała się nędzna forma drużyny, skutkująca jeszcze jedną zmianą na ławce trenerskiej. W grudniu 2018 roku za stery na St Mary’s Stadium chwycił Ralph Hasenhuettl, który bardzo szybko uczynił byłego gracza Lecha Poznań jednym ze swoich pupilków.
0:9, zgłoś się
Bednarek zaczął występować we wszystkich spotkaniach, prawie zawsze od deski do deski, w ramach trzyosobowego bloku defensywnego. Agent Tomasz Magdziarz przyznał zresztą wtedy, że plan „Świętych” na rozwój Bednarka od początku wyglądał mniej więcej w ten sposób. – Pamiętam jak pojechaliśmy na rozmowy do Southampton dotyczące „Bediego”. Myśleliśmy, że oni chcą Janka na zasadzie: „dobra, potrzebujemy stopera, rzucimy za młodziaka kilka baniek, może się sprawdzi, może nie”. Zajechaliśmy do ich centrum treningowego, zaprosili nas do takiej sali kinowej. Pokazali nam prezentację na kilkadziesiąt minut – słabe i mocne strony Janka na podstawie wycinków wideo, plan wprowadzania go do zespołu, założenia taktyczne… Miazga. Byłem w szoku. Powiedzieli jednak od razu: „Janek przez pierwszy rok może grać niewiele, a nawet wcale”. Zimą Janek kręcił nosem, dzwonił i mówił: „Tomek, nie podoba mi się to, że nie gram”. Mówię mu „chłopie, pamiętasz ustalenia z lata? Takie było założenie. Nie będziemy teraz wychodzić na hipokrytów i nie będziemy chodzić do nich z pretensjami” – opowiadał Magdziarz w rozmowie z Weszło.
Alpejski Klopp szansą dla Bednarka?
– Janka frustrowało to, że ciągle słyszał: „drugi Kapustka, pojechał do Anglii oglądać stadiony z trybun” – dodał agent. – Dopiero zaczęliśmy się denerwować, gdy przyszedł nowy sezon i Mark Hughes na niego nie stawiał. Jeden, drugi, trzeci mecz poza kadrą. Pojechałem znów do Southampton na spotkanie z dyrektorem sportowym. Pytam o co chodzi. On tłumaczy: „nie wtrącamy się w decyzje Marka, chociaż też nas dziwią. Ale bądźcie cierpliwi, niewykluczona jest zmiana trenera”. Mówię: „Okej, ale nie podoba nam się to, nie możecie nas zbywać tekstem: zobaczymy co będzie”. Na to dyrektor wyciąga mi kilka raportów trenerów z drużyny. Janek wszędzie ma najwyższe oceny. Niedługo później zwolnili Hughesa, a u Hasenhuettla jest objawieniem zespołu, trafia raz za razem do jedenastki kolejki. Ostatnio rozmawialiśmy i pytałem go: „i co, Jasiu, nadal będziesz dzwonił i pytał co robimy?”. To fantastyczny chłopak, materiał na klasowego piłkarza.
Polak zamknął sezon 2018/19 z 25 występami w Premier League. W kolejnej kampanii rozegrał aż 34 ligowe mecze. Stał się postacią fundamentalną dla zespołu. Szybko się jednak okazało, że Bednarek jest także zawodnikiem o pewnych, trudnych do przeskoczenia ograniczeniach, zwłaszcza jeśli chodzi o dynamikę i zwrotność. Jeżeli imponował swoją postawą, to głównie w tych spotkaniach, w których ekipa Hasenhuettla broniła się bardzo głęboko, niemal we własnym polu karnym, z dużą liczbą wybloków i pojedynków powietrznych. Natomiast próby odważnej, aktywnej gry wysoką obroną na ogół kończyły się katastrofalnie dla reprezentanta Polski.
W 2020 roku Southampton zajął jednak 11. miejsce w lidze, co było miłą odmianą po latach desperackiej walki o utrzymanie. Z kolei w sezonie 2020/21 „Święci” wyglądali nawet przez moment na kandydatów do zajęcia miejsca premiowanego udziałem w kolejnej odsłonie europejskich pucharów. Niestety, czar prysł mniej więcej w połowie rozgrywek, a katastrofalna postawa drużyn w rundzie wiosennej sprawiał, że na St. Mary’s Stadium znowu zaczęto się niepokoić degradacją.
Co gorsza, „Święci” pod wodzą Hasenhutla ponieśli dwie naprawdę straszliwe klęski w Premier League:
- 25 października 2019 roku przegrali u siebie 0:9 z Leicester City,
- 2 lutego 2021 roku przegrali na wyjeździe 0:9 z Manchesterem United.
Bednarek wystąpił w obu tych spotkaniach, na Old Trafford obejrzał zresztą czerwoną kartkę. Siłą rzeczy zaczęto go zatem kojarzyć z tymi bolesnymi, kompromitującymi wtopami. Nie było zatem widoków na to, by Polak miał kiedykolwiek pójść w ślady Virgila van Dijka i zmienić Southampton na klub o większych możliwościach i ambicjach. Ograniczenia obrońcy zaczęli też dostrzegać kibice reprezentacji. Zwłaszcza za kadencji Paulo Sousy, który zaczął pracę z polską kadrą od próby odstawienia od wyjściowego składu Kamila Glika, ale musiał wycofać się ze swojego planu już po beznadziejnych 45 minutach meczu z Węgrami. „Bedi” miał być lepszym, nowocześniejszym Glikiem, a wyrósł na słabszego i podobnie staroświeckiego defensora. Bez potencjału w wysokim bronieniu i z kiepskim rozegraniem piłki. Najbardziej dynamiczni przeciwnicy w Premier League, jak Timo Werner czy Marcus Rashford, wręcz ośmieszali polskiego obrońcę w pojedynkach.
Nieudany eksperyment
W sezonie 2021/22 Southampton znowu musiał się pogodzić z rolą ligowego średniaka, ale takiego, który częściej ogląda się za siebie, niż zerka w górne rejony tabeli. Dla Bednarka był to jednak już czwarty sezon regularnych występów w Premier League. Wprawdzie część angielskich dziennikarzy wymieniała Polaka w gronie najsłabszych obrońców w lidze, lecz ten, mimo wszystko, zapragnął nowego wyzwania. Trafił na wypożyczenie do Aston Villi, prowadzonej przez Stevena Gerrarda. I szybko się przekonał, że jego pozycja w angielskiej ekstraklasie – przynajmniej poza St. Marys’ Stadium – jest znacznie słabsza, niż mu się dotąd wydawało.
Po przeprowadzce do Birmingham obrońca nie grał właściwie wcale. Nie uratowała go nawet zmiana na ławce trenerskiej, gdy Unai Emery wskoczył na miejsce Gerrarda. Równolegle Czesław Michniewicz odstawił „Bediego” od składu drużyny narodowej, na korzyść Jakuba Kiwiora. Tym samym zawodnik od dobrych czterech lat typowany na następcę Kamila Glika wypadł z jedenastki biało-czerwonych w momencie, gdy Glik… wciąż się w niej jeszcze znajdował.
Miał być lider, będzie problem? Kryzys formy Jana Bednarka
– To nie jest tak, że sobie wymyśliłem zmianę klubu, ale po prostu nie było innego wyjścia. Dla mnie to był mentalnie okrutnie trudny czas – przyznał Bednarek w rozmowie z „Meczykami”. – Prawda jest taka, że doszło do zmiany klubu po to, żebym mógł dalej się rozwijać i żebym miał challenge w swoim życiu. Chciałem sam sobie udowodnić, że mogę zrobić krok w moim życiu i myślę, że to był główny powód transferu. […] Timing może się wydawać nienajlepszy, ale ta zmiana była dla mnie konieczna. Nie było innego wyjścia. Musiałem po prostu odejść i robiłem wszystko, żeby do tego doszło. Miałem z tyłu głowy, że są mistrzostwa świata, ale najważniejsze jest to, żeby czerpać radość z życia i żeby rodzina była szczęśliwa. To jest moja kariera i ja biorę za nią odpowiedzialność. W Southampton nadszedł taki moment, w którym ani ja, ani rodzina nie była szczęśliwa. Ten klub mi zaufał, ściągnął nieokiełznanego chłopaka do najlepszej ligi świata, dał mi szansę i bardzo wiele mu zawdzięczam. W każdym momencie naszego życia potrzebujemy zmian i ja ich potrzebowałem. To jest fantastyczny klub i fantastyczni ludzie, ale coś się we mnie wypaliło. Uważam, że zostając w Southampton byłbym w jeszcze gorszej mentalnej dyspozycji i ta zmiana była dla mnie konieczna.
– Nie wiem, czy miałem depresję. Miałem problem. Nie było innego rozwiązania i to była opcja, którą musiałem dokonać – dodał „Bedi”.
Beznadziejna jesień 2022 roku zmusiła jednak obrońcę do schowania ambicji i dumy do kieszeni. Bednarek powrócił więc z wypożyczenia i ponownie zaangażował się w walkę o utrzymanie „Świętych” w Premier League, choć już bez Ralpha Hasenhuettla na stanowisku szkoleniowca. Misja ratunkowa zakończyła się jednak klęską. Southampton, po latach uciekania katu spod topora, wreszcie zleciał z angielskiej ekstraklasy. Zajął ostatnie miejsce w lidze. No a nieszczęsny Bednarek, choć przez pół roku znajdował się przecież poza klubem, stał się twarzą tej katastrofy. Głównie ze względu na jedną akcję w starciu z Wolverhampton:
A massive moment to get us level yesterday! 💪 pic.twitter.com/at9ZpdV2Me
— Wolves (@Wolves) February 12, 2023
Głównie, ale nie tylko. Kibice „Świętych” zawsze się trochę z Bednarka podśmiewywali z uwagi na jego techniczne braki, samobójcze trafienia, przegrane pojedynki biegowe i masę żółtych kartek. Polak był postrzegany jako „synek” trenera Hasenhuettla, któremu przez lata wybaczało się na St. Mary’s pomyłki, za jakie inni zawodnicy słono by zapłacili. Ale dopiero wypożyczenie reprezentanta Polski do Aston Villi sprawiło, że duża część fanów Southampton zapałała do niego szczerą niechęcią. Wyszło bowiem na to, że Bednarek myślał, iż jest większy od swojego klubu, po czym wrócił do niego z podkulonym ogonem i… spuścił go z Premier League.
Bednarek 2027
Po degradacji Bednarkowi udało się jednak odkupić część win. Przede wszystkim dlatego, że pozostał zawodnikiem Southampton i postanowił walczyć o natychmiastowy powrót klubu na najwyższy szczebel rozgrywek. Takich graczy w Anglii się na ogół docenia, bo już niejedna ekipa rozleciała się w drobny mak po wypadnięciu z elity. Tymczasem „Bedi” nie tylko nigdzie nie odszedł, ale starał się również wziąć na siebie rolę lidera zespołu w tym niełatwym momencie. Nie był już przecież młodym chłopakiem wyciągniętym z Lecha, stawiającym nieśmiało pierwsze kroki na wyspach, tylko naprawdę doświadczonym ligowcem. Latem 2023 roku „Święci” odrzucili kilka ofert transferowych za Polaka, a Bednarek nie protestował. W mediach opowiadał tylko o powrocie do Premier League.
No i zespół Southampton tym razem stanął na wysokości zadania. Trener Russell Martin poukładał drużynę w wystarczająco szybkim tempie, by zająć czwarte miejsce w Championship, gwarantujące udział w play-offach. Tam „Święci” pozostawili zaś w pokonanym polu West Bromwich Albion oraz Leeds United. Inna sprawa, że niektóre mecze na zapleczu Premier League świadczyły dość dobitnie o tym, że drużyna wymaga naprawdę poważnych wzmocnień, jeśli chce na dłużej utrzymać się na najwyższym szczeblu rozgrywek. Wystarczy wspomnieć baty zebrane od Leicester City, które zajęło pierwszą lokatę w Championship.
Bednarek był wymieniany w gronie graczy, którzy powinni otrzymać solidniejszą konkurencję do walki o miejsce w wyjściowej jedenastce. Aczkolwiek klub okazał Polakowi zaufanie i wdzięczność za dołożenie cegiełki do awansu. We wrześniu obrońca przedłużył umowę ze „Świętymi” do 2027 roku. Z jednej strony zapewniając sobie rzecz jasna stabilizację, ale z drugiej pokazując, że 28-latek nie ma już zamiaru za bardzo szarżować, tak jak w przypadku próby podbicia Birmingham.
Pogodził się ze statusem gracza, który wojuje o przetrwanie, a nie o najwyższe cele. – Nie mogłem podjąć innej decyzji – skomentował.
– Janek to jeden z najlepszych piłkarzy w Championship. Myślę, że ludzie nie doceniają tego, ile dla nas robi. Uwielbiam z nim pracować i mówię na niego „szef”. Umie zarządzać, ma odwagę i od niego zaczyna się wiele dobrych rzeczy dla zespołu. Jest wspaniały – zapewniał menadżer „Świętych”.
Start sezonu 2024/25 jest jednak dla Southampton brutalny:
- 0:1 z Newcastle United (wyjazd),
- 0:1 z Nottingham Forest (dom),
- 1:3 z Brentford (wyjazd),
- 0:3 z Manchesterem United (dom),
- 1:1 z Ipswich Town (dom),
- 1:3 z Bournemouth (wyjazd).
Jeden punkt po sześciu seriach spotkań. Przedostatnie miejsce w tabeli. Aż dwanaście straconych goli.
W tym kontekście można było przeczytać wiele komentarzy kibiców, że przedłużenie umowy z Polakiem to element przygotowań klubu do ponownej rywalizacji w Championship. Bo właśnie tak postrzega się dziś Bednarka w Anglii – jako gracza z pogranicza najwyższej klasy rozgrywkowej i jej zaplecza. Pytanie, czy wypada nam w Polsce z gracza o takim statusie kpić, skoro niewielu reprezentantów naszego kraju w ogóle wzbudza zainteresowanie ekip z najlepszej ligi Europy? Selekcjoner Michał Probierz, podobnie jak wcześniej Czesław Michniewicz, przez chwilę próbował budować kadrę bez Bednarka, ale szybko się z tej koncepcji wycofał. Gdyby się jej jednak trzymał, to musiałby stawiać w obronie na kogoś, kto w Premier League nie gra i zapewne nigdy nie zagra. Nawet w notoryczne obijanym Southampton.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Pep Guardiola rozczarowany decyzją Premier League. „Co mamy zrobić w tej sytuacji?”
- Erik ten Hag nie myśli o zwolnieniu. „Jesteśmy w tym razem”
- Kiwior łączony z włoskim gigantem. Ma zastąpić gwiazdę
fot. NewsPix.pl