Elektryzująca atmosfera, towarzyszącą lutowemu starciu Bayernu Monachium z Bayerem Leverkusen, wciąż jest doskonale pamiętana przez kibiców Bundesligi. Wówczas, nie bezpodstawnie, czuliśmy, że jest to mecz o mistrzostwo Niemiec i sensacyjne zdetronizowanie Bawarczyków. A co jest piękne? To, że sobotnie starcie, czysto piłkarsko, zapowiada się jeszcze lepiej.
11 mistrzostw Niemiec z rzędu i wisząca w powietrzu groźba przerwania tej serii – w takich nastrojach podchodziliśmy do ostatniego starcia Bayernu Monachium z Bayerem Leverkusen. Choć niepokonani „Die Werkself” zakończyli sezon z pokaźną przewagą nad resztą stawki, na początku lutego mieli tylko dwa „oczka” przewagi nad Bayernem.
To perspektywa, w której Bawarczycy, wygrywając spotkanie, mogli jeszcze odwrócić losy sezonu. I wszystko mogłoby zakończyć się jak zwykle: kolejnym mistrzostwem dla Bayernu. Ale gdzieś czuliśmy, coś mówiło już nam, że monachijczycy wreszcie doczekali się w Niemczech rywala, który może okazać się po prostu lepszy. Zespół Xabiego Alonso fascynował. Budził zachwyt. Oglądając go, miało się momentami gęsią skórkę. Tego samego nie można było powiedzieć rok wcześniej o Borussii Dortmund Edina Terzicia, będącej wtedy przecież o krok od przerwania serii Bayernu.
Już tydzień przed spotkaniem Magazyn Bundesligi na Viaplay, będący tradycyjnie podsumowaniem kolejki, zamienił się w zapowiedź starcia na szczycie.
– To mecz o mistrzostwo Niemiec? – pytała prowadząca Justyna Kostyra.
– To ekstremalnie ważny mecz, ale sezon jest długi i wygrany nie będzie miał jeszcze niczego w kieszeni – odpowiadaliśmy dyplomatycznie z Marcinem Borzęckim, by za chwilę dodać, że to jedno z tych spotkań, które potrafią ustawić przebieg sezonu. Podskórnie czuliśmy, że jeśli Leverkusen pokona rywala, może nie dać się już dogonić. Tak bardzo, od czasów ekipy Juergena Kloppa, w Niemczech poza Bayernem nie ekscytował nikt.
Dalszy przebieg historii znamy: Leverkusen upokorzyło Bayern, czego symbolem była pierwsza bramka, zdobyta przez wypożyczonego właśnie z Monachium Josipa Stanisicia. Pilnował go Sascha Boey, sprowadzony awaryjnie za 30 mln euro (czego Bayern nie musiałby robić, gdyby zostawił w składzie Stanisicia) i dziwacznie wystawiony przez Thomasa Tuchela na lewej stronie.
Szkoleniowiec Bayernu zresztą wówczas przekombinował kolejny raz. Chciał zagrać na trójkę z tyłu i… dostał trójkę w tyłek. Bayer pokonał Bayern 3:0. Odskoczył rywalowi w tabeli i prowadzenia nie oddał już do końca sezonu.
W sobotę Bawarczycy, już z nowym trenerem, szykują się do rewanżu. A spotkanie, choć mamy dopiero początek sezonu, piłkarsko zapowiada się jeszcze pyszniej.
Głęboki oddech. Kompany Ball
To wszystko głównie dzięki Bayernowi. A konkretniej – zmianie Thomasa Tuchela na Vincenta Kompany’ego. Twarz Bawarczyków pod wodzą byłego trenera Chelsea była wyjątkowo smutna. Tuchel stłamsił zespół na boisku, odbierając piłkarzom radość z gry. Zdarzało się, że jego defensywne, pragmatyczne podejście przynosiło skutek (pokonując choćby Stuttgart), ale częściej było po prostu niezrozumiałe – jak cofnięcie się w ostatniej kolejce sezonu 2022/23 przeciwko Kolonii. Taka gra po prostu nie leżała w DNA Bayernu.
Piłkarze męczyli się okrutnie. Bayern atakował schematycznie, Musiali zabraniano dryblingów, Kimmich był kwestionowany ciągłym domaganiem się transferu „szóstki”, Mueller (kiedy oni się nauczą?!) odstawiany na boczny tor, Gnabry wypychany z klubu.
Bayern dopiął swego. Kamiński z asystą
Początek kadencji Kompany’ego pokazał, jak wielkim oddechem była dla Bawarczyków zmiana szkoleniowca. 6 pierwszych meczów? To 6 wygranych, ze średnią 4,8 gola zdobytego na mecz. Tylko w ostatnim tygodniu Bayern w trzech spotkaniach zdobył 20 bramek. To fantastyczny wystrzał formy ofensywnej.
Świetne liczby notują właściwie wszyscy gracze tej formacji. Wystarczy spojrzeć na statystyki:
- Harry Kane: 10 goli, 5 asyst (w 6 meczach!),
- Michael Olise: 5 goli, 3 asysty,
- Jamal Musiala: 3 gole, 3 asysty,
- Thomas Mueller: 3 gole, 2 asysty,
- Serge Gnabry: 2 gole, 3 asysty.
To kosmiczne liczby po zaledwie sześciu meczach tego sezonu. A przecież w odwodzie pozostają Kingsley Coman i wracający do zdrowia Leroy Sane. Co jednak najważniejsze: w Bayernie znów widoczna jest radość z gry.
I moc. Ogromna moc.
Szwankująca obrona Leverkusen
Oficjalny portal Bundesligi hitowe starcie zapowiada hasłem „Goaltoberfest”. I trudno o trafniejszy slogan. W tym meczu gole po prostu muszą paść. I to wcale nie tylko z uwagi na ofensywną potęgę obu zespołów.
W ostatnim czasie coś w grze defensywnej Bayeru Leverkusen ewidentnie się popsuło. Drużyna, która w zeszłym sezonie straciła zdecydowanie najmniej goli w lidze, w tym po czterech kolejkach ma już aż 9 wpuszczonych bramek. Choć jest wiceliderem tabeli, gorsze pod tym względem są tylko… trzy drużyny. To Augsburg (10 straconych goli), Hoffenheim (11) i Holstein Kiel (13).
Przed starciem z rozpędzonym Bayernem taki obraz nie napawa optymizmem. Defensywa dowodzona przez, nomen omen niedoszłego gracza Bawarczyków, Jonathana Taha będzie musiała błyskawicznie poprawić się w tym względzie. Ale pod względem gry obronnej szwankuje nie tylko linia defensywy. Bayerowi na początku sezonu stanowczo zbyt często zdarzają się chwile rozprężenia.
Media: Gwiazda Bayeru dogadana z Bayernem
Tych całkowicie nie uniknął też zespół Kompany’ego, choć z trzema straconymi golami plasuje się tylko za Lipskiem i Unionem Berlin (2 stracone gole). Duet Dayot Upamecano – Kim Min-jae na razie ustrzega się błędów, ale cały czas przypomina niewybuch. W poprzednim sezonie ten duet był wyjątkowo elektryczny, a Upamecano od dawna zmaga się z palącym problemem: jeśli źle wejdzie w mecz, jest „pozamiatany”. Ofensywa Leverkusen brzmi jak potężna dawka ładunku, mogąca spowodować wybuch w tej formacji.
Natomiast Bayern w ostatnim czasie za grę bez piłki trzeba pochwalić niemal równie mocno, jak za strzeleckie popisy. W meczu z Werderem Brema przeciwnik nie oddał nie oddał ani jednego strzału, a Bayern dwa z trzech pierwszych goli strzelił po wysokim pressingu i odbiorze piłki na połowie drużyny Ole Wernera. Jeśli funkcjonowanie całego zespołu pozostanie bez zarzutu, to zmniejsza się też ryzyko „złapania” na feralnym dniu Upamecano czy Kima.
Xabi time wciąż działa
Zespół Xabiego Alonso z tyłu być może ma nowe problemy, ale z przodu prezentuje się równie dobrze, co w zeszłym sezonie. Rozstrzelał się Florian Wirtz (6 goli, 1 asysta), zdrowy i w formie jest Victor Boniface (4 gole, 1 asysta), na wahadłach wciąż szaleją Jeremie Frimpong (1 gol, 4 asysty) i Alejandro Grimaldo (2 gole, 4 asysty).
To zespół, który w obronie utracił co prawda Odilona Kossounou i Josipa Stanisicia, zastąpionych Nordim Mukiele (nieudany debiut) i 19-letnim Jeanuelem Belocianem, ale w ataku jeszcze się wzmocnił. Strata Adama Hlożka jest właściwie bezbolesna, zważywszy na przyjście Martina Terriera i Aleixa Garcii.
Co więcej: Xabi time wciąż żyje i ma się dobrze. Blisko połowa spotkań w tym sezonie, została rozstrzygnięta przez Bayer w końcówkach. Zaczęło się już w meczu o Superpuchar Niemiec, gdy bramkę w 88. minucie mimo gry w osłabieniu zdobył Patrik Schick, a „die Werkself” uratowali remis 2:2 ze Stuttgartem, pierwsze trofeum sezonu wygrywając w karnych. Później przyszła wygrana 3:2 z Gladbach po golu Wirtza w 11. (!) doliczonej minucie, a ostatnio zwycięstwo 4:3 nad Wolfsburgiem, zapewnione przez Boniface’a w 93. minucie gry.
Grają pięknie i grają do końca – to znak rozpoznawczy drużyny Xabiego Alonso.
Wirtz vs Musiala
Dodatkowym smaczkiem spotkania jest starcie dwóch młodziutkich gwiazd reprezentacji Niemiec: Floriana Wirtza z Jamalem Musialą. We wrześniowym meczu z Węgrami pokazali, że mogą z powodzeniem współpracować w jednym zespole: gdy najpierw Wirtz asystował przy bramce Musiali, a później drugi z nich odwdzięczył się pierwszemu w taki sam sposób.
Nie jest tajemnicą, że obu 21-latków w zespole chciałby mieć także Bayern Monachium.
– Potrafię wyobrazić sobie, że Flo i Jamal zagrają w jednym klubie – komentował zapytany o ten temat Julian Nagelsmann.
– Kontrakt Flo w Leverkusen został skonstruowany przez Rudiego Voellera. Choć… Kto wie? Może Jamal przejdzie do Bayeru? – śmiał się niemiecki selekcjoner.
Do śmiechu nie jest za to Christophowi Freundowi i Maxowi Eberlowi, odpowiadającym za transfery Bayernu. Z jednej strony muszą walczyć o przedłużenie kontraktu Musiali, którego zarobki, zdaniem SportBilda, mocno odbiegają od jego hierarchii w zespole. 21-latek ma zarabiać około 9 mln euro rocznie, aż dwukrotnie mniej niż Gnabry, Sane czy Coman.
Zdaniem niemieckich mediów pierwsze rozmowy z Musialą na temat nowego kontraktu (obecny wygasa z końcem przyszłego sezonu) przebiegły pomyślnie, choć nie poruszono jeszcze tematu finansów. Zbyt mocne naciskanie na transfer Wirtza mogłoby zostać przez Musialę odebrane jako podważanie jego pozycji.
– To nie jest na razie temat. Jesteśmy bardzo zadowoleni ze składu w tym momencie – mówił na początku sezonu Freund na temat potencjalnego transferu Wirtza.
Łatwo jednak składać takie deklaracje, gdy sam Wirtz już wcześniej zadeklarował, że zostanie w Leverkusen na kolejny sezon. Ten jest dość powściągliwy, jeśli chodzi o gwałtowne ruchy transferowe. Wie, że jest w odpowiednim miejscu, by przygotować się do ataku na futbolowy szczyt. Ale też wie, że niebawem trzeba będzie zrobić kolejny krok.
A Bayern nie byłby Bayernem, gdyby nie robił wszystkiego, by sprowadzić kluczowego gracza kadry do siebie.
– Widzę pewnego dnia Floriana Wirtza jako zawodnika Bayernu Monachium – powiedział ostatnio Uli Hoeness. A jeśli Wirtz trafił na listę życzeń Hoenessa, trafił też na listę życzeń Bayernu. A Eberl i Freund wiedzą, że muszą zrobić wszystko, by zadowolić starego Uliego.
Oglądanie tej dwójki w jednym klubie może być prawdziwą ucztą. Oglądanie ich przeciwko sobie – może być niemniejszą. Początek spotkania Bayern – Bayer w sobotę o godzinie 18.30. To pozycja obowiązkowa.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Trela: Wygrać Ligę Mistrzów w domu. Czy Bayern spełni marzenie Hoenessa?
- Media: Bayer Leverkusen u progu przebudowy
- Czy Harry Kane wykonuje karne lepiej od Roberta Lewandowskiego?
Fot. Newspix