To miało być przełomowe okienko transferowe dla Atletico Madryt. Diego Simeone postanowił pożegnać kilku zawodników, którzy co roku dawali przepustkę do Ligi Mistrzów, ale nie dawali gwarancji trofeów. W ich miejsce pojawił się nowy zaciąg, a na jego czele stanął gość, który do tej pory raczej nosił fortepian, niż na nim grał. Conor Gallagher stał się jednak nieoczekiwanie twarzą przebudowanych Los Colchoneros, choć prawdziwy test na nowego idola Metropolitano jeszcze przed nim.
Ach, ten Cholo! Choć z nim na ławce trenerskiej wciąż w Atletico nie jest źle, to już dawno nie było bardzo dobrze. Wielu ekspertów i kibiców domagało się od niego po ubiegłym sezonie wręcz rewolucji, bo od kilku sezonów wciąż mieliśmy rozkrok między starym a nowym. Przynosiło to doraźne korzyści, ale na koniec puchary i trofea i tak podnosił ktoś inny.
Zmęczenie materiału
Wydawało się, że Los Colchoneros pod wodzą najlepszego bezsprzecznie trenera w historii klubu doszli już w minionej kampanii do ściany. Jak na dłoni było widać ograniczenia, zarówno taktyczne, jak i personalne. Ekipa Simeone mocno się zestarzała i chociaż Griezmann, Morata, czy Gimenez jeszcze do bazy nie zjeżdżają, to ten zespół rozpaczliwie wołał o świeżą krew.
Weźmy tę mityczną linię pomocy. Choć Koke przez lata był zapowiadany jako nowy Xavi, to nikt już raczej wobec 32-latka takich oczekiwań nie przedstawia. To, czy zatrzymanie jego rozwoju na pewnym etapie było efektem braku talentu, czy lejców taktycznych zakładanych przez Simeone, to już materiał na osobne dywagacje. Za to taki Saul Niguez ewidentnie od pewnego momentu był hamulcowym, z czego zdawał sobie sprawę sam argentyński szkoleniowiec, najpierw puszczając go na wypożyczenie do Chelsea, a ostatecznie pozbywając się przed obecnym sezonem.
Wprawdzie pojawiło się już w ostatnich sezonach kilku młodych gniewnych, mających coraz większy wpływ na losy drużyny, ale umówmy się, przy wyczynach niejakiego Lamine Yamala (rocznik 2007) nazywanie 24-letnich Lino i Riquelme młodymi zakrawa co najmniej na nadużycie. W środku pola wciąż ton nadawali też mistrzowie świata: Thomas Lemar (z 2018 roku) i Rodrigo de Paul (z 2022 roku). Simeone lubi takich graczy. Pracusiów z charakterem, niekoniecznie wirtuozów.
Stąd też jego kadra, mając pewien sufit, który od pewnego czasu za cholerę nie dawał się ruszyć, dreptała w miejscu, na rozwój nie mając szans. Od pamiętnego finału Ligi Mistrzów w 2016 roku i półfinału rok później, szczytem marzeń był ćwierćfinał tych rozgrywek. W La Lidze z kolei po 11-sezonowej serii bycia na podium, od dwóch lat ekipa Simeone ugrzęzła na czwartym miejscu. Mistrzostwo z 2021 roku w pandemicznych warunkach, zdobyte w dużej mierze za sprawą Luisa Suareza, było więc już tylko piękną pocztówką z przeszłości.
Odpowiedzią na ten marazm miały być transfery przed obecnym sezonem. Drużynę opuścili wspomniany Saul, mający już najlepsze lata za sobą obrońcy Hermoso i Savić, ale też Morata, który był gwarancją dwucyfrowej liczby goli, ale znikający w ważnych meczach, oraz Depay, będący jego odwrotnością, strzelający mało, ale za to w kluczowych momentach. W szatni Los Colchoneros pojawili się w zamian wicekról strzelców La Ligi – Alexander Sorloth i Julian Alvarez – wygrywający z Argentyną i Manchesterem City wszystko jak leci, ale nie do końca doceniony przez Guardiolę. Obronę za to zasilił świeżo upieczony mistrz Europy Robin Le Normand z Realu Sociedad.
A co z tą legendarną środkową linią? Tu oprócz De Paula, “młodych” Lino i Riquelme, oraz ciągle dającego gwarancję jakości (choć już bez złudzeń, że na poziomie Xaviego) Koke, coraz śmielej w pierwszej jedenastce zaczął urządzać się 21-letni Pablo Barrios. Jednak to nadal byli ludzie Simeone, nasiąknięci jego filozofią, ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Wciąż brakowało w tej układance czegoś zupełnie nowego, co mogłoby dać kopa tej skostniałej linii pomocy.
Zakup na dwa razy
I wtedy pojawił się on. Cały na niebiesko. Wychowany na Stamford Bridge, choć miał pecha, bo kiedy trafił w końcu do pierwszego zespołu w 2022 roku, Chelsea akurat przechodziła (i nadal przechodzi) największy kryzys w tym stuleciu. Nie widząc szansy na rozwój w tej nieustannie kleconej na kolanie drużynie, zaczął szukać nowych wyzwań. A że u The Blues ruch transferowy w obie strony kręci się w najlepsze co okienko, nikt nie zatrzymywał go w Londynie na siłę.
Przenosiny Gallaghera ważyły się zresztą przez prawie dwa tygodnie. Conor spędził w Hiszpanii tydzień, czekając na rozwój wypadków, a Atletico opublikowało nawet zdjęcia przedstawiające go trenującego z kilkoma nowymi kolegami z drużyny. Ostatecznie musiał wrócić do Londynu, a władze madryckiego klubu rozważały inne opcje, w tym Javiego Guerrę z Valencii i Mikela Merino z Realu Sociedad. Po kilku dniach był już jednak w stolicy Hiszpanii, stając się częścią wymiany za Joao Felixa, który nie figurował w planach argentyńskiego trenera. Kluby długo negocjowały, ale w końcu doszło do porozumienia.
Nieudolność w tworzeniu optymalnej kadry przez władze Chelsea tylko podkreśla fakt, że lekką ręką zrezygnowały z gracza, który w minionym sezonie angielskiej Premier League był jedną z najważniejszych postaci zarówno na boisku (50 meczów, siedem goli i dziewięć asyst) jak i w szatni. Docenił to też selekcjoner reprezentacji Anglii, dla którego podczas tegorocznych mistrzostw Europy był kluczowym zmiennikiem. Zagrał w pięciu meczach i zdobył z kolegami wicemistrzostwo Europy. The Blues jednak uznali, że go nie potrzebują (sic!) i 24-latek podpisał ostatecznie z Rojiblancos kontrakt do 2029 roku.
– Kiedy patrzę wstecz na moje wspomnienia z Chelsea, jestem bardzo dumny i zaszczycony, że mogłem grać dla tego klubu. Nadszedł czas, aby iść dalej, a Atletico jest idealnym klubem, aby rozpocząć kolejny rozdział w mojej karierze. Czuję się bardzo szczęśliwy, że jestem w tym miejscu – mówił potem w wywiadzie dla The Athletic.
Kilka godzin po drugim przylocie do Madrytu został zaprezentowany wraz z innymi nowo przybyłymi: Julianem Alvarezem, Robinem Le Normandem i Alexandrem Sorlothem podczas spektakularnej prezentacji na Civitas Metropolitano. Przy dźwiękach „Welcome To The Jungle” Guns’n’Roses oraz ryku motocykli podczas ceremonii został przedstawiony 30 tysiącom fanów jako „pitbull”, który wniesie do drużyny „nowe płuca”.
– Niektórzy ludzie w Anglii nazywają mnie psem, ze względu na to, jak gram na boisku. Czasami po prostu biegam za każdą piłką, jak pies w parku. Tak to się utrwaliło. Nie mam nic przeciwko i traktuję to jako komplement – mówił w The Athletic.
🚨🏴 Here’s the full Conor Gallagher show. This is how he was presented as a new Atlético Madrid player. 😍❤️🤍pic.twitter.com/J0yZdVgq3h
— Atletico Universe (@atletiuniverse) August 21, 2024
Debiut Pitbulla
Cholo wprowadzał go jednak do drużyny ostrożnie. W pierwszych dwóch meczach ligowych wpuścił go na boisko tylko raz i to dopiero po godzinie gry. Potem jednak Anglik został pierwszym wyborem i… niemal od razu osiągnął status bohatera Civitas Metropolitano. Madryckie dzienniki momentalnie wpadły w zachwyt i ogłosiły go brakującym ogniwem. Jeszcze bez Conora w podstawowej jedenastce Atletico w pierwszych trzech meczach zremisowało aż dwa razy. Z nim od pierwszej minuty trzy razy z rzędu wygrało. Pomocnik, choć początkowo ustawiany był bardziej z przodu, to gdy trafił na pozycję nr 8, stał się idealnym klejem między ofensywą i defensywą. A do tego dostarcza gole.
Kiedy podczas wiktorii z Valencią (3:0) rozpoczął skuteczną kanonadę, statystycy musieli wyciągnąć najstarsze archiwa, żeby znaleźć wcześniejszego angielskiego zdobywcę bramki dla Los Colchoneros. Niejaki Drinkwater strzelał jednak w 1923 roku gole dla Rojiblancos jedynie w Copa Federacion Centro, a liga wystartowała dopiero sześć lat później, co uczyniło Gallaghera jednocześnie pierwszym angielskim ligowym strzelcem. Kieran Trippier, który biegał całkiem niedawno w koszulce Atleti, wszak gola w niej nie zanotował.
Właśnie w tamten niedzielny wieczór na Metropolitano, pierwszy raz kibice śpiewali jego imię, trener nazwał go zawodnikiem, którego potrzebowali, a kibice wybrali go Man of the Match. – To było naprawdę wyjątkowe – powiedział po tamtym spotkaniu. Gallagher zakończył świetną akcję pięć minut przed przerwą, wbiegając w pole karne i wykańczając świetne prostopadłe podanie Rodrigo De Paula. Pitbull naprawdę zaczął gryźć.
– Uważam, że trener wykorzystuje moje mocne strony. Dużo daję, biegając z tyłu i robiąc miejsce dla innych, tworząc przestrzeń na boisku. Starałem się też stwarzać szanse bliżej bramki, więc jestem bardzo szczęśliwy z tego trafienia – powiedział dla ESPN. Ale nie chodziło tylko o bramkę. – Staram się robić wszystko po trochu – powiedział i to właśnie zjednało mu sympatię wszystkich.
Conor Gallagher jak Liam
Z Valencią Gallagher po raz pierwszy rozegrał 90 minut. Zaczynał na lewej stronie trzyosobowej linii środkowej, a kończył na prawej, choć często był najbardziej wysuniętym z tej trójki. Nie był idealnym numerem 10, ale w wielu momentach był świetnym numerem 8, a nic nie zachwyca Diego Simeone bardziej niż pomocnik, który ma zdolność strzelania bramek. Miał 83% celnych podań i wygrał dziewięć pojedynków.
– Jest ciężko pracującym zawodnikiem, który ma jakość i dobrą umiejętność wchodzenia w pole karne z głębi pola i który nigdy nie przestaje dawać z siebie wszystkiego – powiedział Simeone. – Przybył tutaj z entuzjazmem i pragnieniem wygrywania. Potrzebujemy takich graczy jak on w środku boiska, ponieważ to czyni nas lepszymi.
Cholo wiedział to już wcześniej, bo w dniu, w którym Gallagher zadebiutował jako zmiennik w meczu z Gironą, podszedł do niego przy linii bocznej i wyszeptał jedno słowo po angielsku: „Intensywność”. A Argentyńczyk sam wie najlepiej, że fani Atletico to uwielbiają. Na początku tego pierwszego występu Conor w jednej z akcji stracił piłkę. Przewrócił się, szybko podniósł, a potem pobiegł sprintem i powalił Yangela Herrerę. Cały stadion ryknął z zachwytu, gdy pomocnik Girony upadł na murawę. Już to pierwsze wrażenie było takie, że oto jest zawodnik, który idealnie pasuje do klubu i trenera. I ma w sobie coś z Atleti, w końcu przydomek “pitbull” nie wziął się znikąd.
– Nie musiał strzelać gola, aby stać się nowym idolem na Metropolitano. Szacunek i podziw dla nowego herbu, który emanuje ze wszystkiego co robi, już zachwycił fanów i sztab trenerski – napisała Marca. Nie zabrakło też nawiązań do właśnie reaktywowanego brytyjskiego zespołu Oasis. – Któż lepiej zapewni muzykę, niż Gallagher. Tak jak Liam wyznaczył pewną epokę jako lider Oasis, tak Conor jest gotowy, by odcisnąć swoje piętno na Atletico – mogliśmy przeczytać w madryckim dzienniku.
Kolejne ugryzienie
Sam zainteresowany po meczu z Valencią powiedział z kolei: – Dziękuję moim kolegom z drużyny i wszystkim w klubie. Mam nadzieję, że tych goli będzie znacznie więcej. I to “więcej” nadeszło szybko, bo w kolejnym spotkaniu z Rayo Vallecano też trafił do siatki. Gallagher, nazwany przez jednego z kibiców na platformie X (Twitter) „najbardziej Simeone’owym graczem w historii”, zdobył przy okazji drugą z rzędu nagrodę Man of the Match. Zaliczył kolejny występ w trybie “bohatera” i zdobył bramkę mierzonym strzałem zza pola karnego po fantastycznej akcji Sorlotha.
Choć tym razem jego gol dał tylko remis w starciu z ligowym średniakiem, sprawił, że Anglik razem z Griezmannem i Llorente ma wśród klubowych kolegów najwięcej zdobyczy w obecnym sezonie La Ligi. Trafiając na listę strzelców w dwóch kolejnych meczach, Gallagher zrobił to, czego nie udało mu się osiągnąć w Chelsea w 72 spotkaniach Premier League, a ostatni raz zrobił to w listopadzie 2021 roku, podczas wypożyczenia do Crystal Palace. Oprócz bramki przeciwko Rayo Gallagher brał udział w osiemnastu pojedynkach, wygrywając dziewięć z nich. To znów najwięcej zanotowanych przez gracza Atletico w hiszpańskiej ekstraklasie w tym sezonie.
Jego styl box-to-box idealnie pasował do profilu, który trener Diego Simeone chciał dodać do swojej drużyny. Cholo uważał go od samego początku za zawodnika, który potrafi zabezpieczyć dużą część boiska, ale może też wyrządzić szkody w polu karnym przeciwnika, co udowodnił niemal od razu. Jak twierdzi AS, “Simeone zawsze uważał, że nie tylko napastnicy mają strzelać bramki. Gracze drugiej linii muszą mieć w tym swój udział, a Gallagher potwierdził to, czego oczekiwał od niego trener: gracz z umiejętnościami, z głową, z osobowością… i z bramkami”.
Pitbull wchodzi na salony
Wynik z Rayo oznacza, że drużyna Diego Simeone pozostaje niepokonana w La Lidze w tym sezonie (straciła ledwie trzy gole), ale powiększyła stratę do lidera ligi Barcelony i zajmującego drugie miejsce Realu Madryt przed derbami Madrytu w najbliższą niedzielę. To będzie pierwsze spotkanie w La Lidze z kolegą z reprezentacji Anglii, Judem Bellinghamem, a dla Atletico w nowej odsłonie mecz z aktualnymi mistrzami Hiszpanii i zwycięzcami Ligi Mistrzów pierwszym trudnym sprawdzianem.
Tego lata wydali ponad 200 milionów euro, a okienko, takie jak to, przynosi oczekiwania i presję. Odpowiedź Gallaghera na słynne „partido a partido” („mecz za meczem”) powtarzane jak mantrę przez Simeone pokazuje, jak szybko zadomowił się na Metropolitano. – Celem są trofea – stwierdził 24-latek. – Cały zespół jest przekonany, że możemy to zrobić. Trener powiedział, że musimy podchodzić do każdego meczu z osobna. Przed nami wiele spotkań i musimy być skoncentrowani, bo każde ma ogromne znaczenie. Na tym się teraz skupiamy – na następnym meczu.
– Zdecydowanie warto było czekać – mówił pomocnik w rozmowie z The Athletic w odniesieniu do trudnych dla niego tygodni w sierpniu, kiedy przeprowadzka z Chelsea wisiała na włosku. Teraz przy entuzjazmie, jaki wzbudził swoim spektakularnym startem na Metropolitano, tamten nerwowy moment wydaje się być bardzo odległy, a niedzielne starcie z Królewskimi może być prawdziwą trampoliną Atleti do powrotu na szczyt.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Atletico ogłosiło transfer Gallaghera. Wybrano dość nietypową grafikę…
- Fantastyczna inicjatywa! Atletico Madryt spróbuje pobić rekord… Śląska Wrocław
- Wyjątkowy czwartek z Ligą Mistrzów. Udany debiut Brestu, Atletico zwycięża rzutem na taśmę
- Obawy się potwierdziły. Mbappe wypada z derbów Madrytu