Bologna rozegrała swój pierwszy, historyczny mecz w Lidze Mistrzów. Hymn Champions League na Stadio Renato Dall’Ara nie natchnął jednak wystarczająco zawodników obu zespołów. Bo widowisko, które zaserwowali kibicom gospodarze i goście z Szachtara Donieck w nieustannie padającym deszczu, było poniżej wszelkiej krytyki.
Na tym poziomie Bologna była absolutnym debiutantem. Choć ma więcej mistrzostw Włoch niż Roma i Napoli razem wzięte, to ich ostatnie Scudetto miało miejsce w 1964 roku i był to jedyny raz, kiedy gracze z Emilii-Romanii grali w Pucharze Europy, ponieważ wszystkie poprzednie tytuły zdobywali przed latami 50.
25 lat po poprzednim udziale w europejskich pucharach i 60 lat po jedynym uczestnictwie w Pucharze Mistrzów, Bologna startowała więc w najważniejszym z pucharów z lekką tremą i była pewną niewiadomą po rewolucji kadrowej, jaka dokonała się latem (utrata trenera Thiago Motty i dwóch największych gwiazd – Joshuy Zirkzee i Riccardo Callafioriego)
Tymczasem na boisku zaczęło się od trzęsienia ziemi, bo już w trzeciej minucie Stefan Posch wyciął w polu karnym Eguinaldo i polski bramkarz Bolonii Łukasz Skorupski stanął sam na sam z przeciwnikiem i piłką oddaloną o jedenaście metrów. Polak, który rósł razem z klubem, to jednak nie lada specjalista od bronienia rzutów karnych. W Serie A obronił cztery “jedenastki” w ciągu ostatnich dwóch sezonów, co nie udało się nikomu poza nim. I tym razem też okazał się lepszy od Gieorgija Sudakowa, broniąc jego strzał.
ŁUKASZ SKORUPSKI BRONI RZUT KARNY!🔥🔥🔥
📺 Transmisja meczu w CANAL+ EXTRA2 i CANAL+ online: https://t.co/CSTjelglZW pic.twitter.com/PNjh6ZMwiR
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 18, 2024
To nie był debiut Skorupskiego w najważniejszych klubowych rozgrywkach, bo zaliczył dwa spotkania w barwach Romy dziesięć lat temu, ale nawet jeśli zapomniał, jak broni się na tym poziomie, to okazało się, że absolutnie znalazł się w miejscu, w którym powinien być. Nie można tego, niestety, powiedzieć o pozostałych 21 uczestnikach tego spotkania, bo całe widowisko w pierwszej połowie nie za bardzo spełniało wysokim standardom walki o Puchar Mistrzów.
Zimny prysznic zadziałał wprawdzie bardzo szybko i piłkarze z Bolonii otrząsnęli się i zaczęli odzyskiwać rezon i przejmować inicjatywę, ale i tak pierwsza połowa upłynęła pod znakiem padającego obfitego deszczu i niewielu dogodnych sytuacji. Lepiej wyglądali gospodarze, ale nie potrafili poważnie zagrozić ukraińskiej drużynie. Im bliżej przerwy tym ta przewaga była większa, a do tego na boisku trup ścielił się gęsto po stronie gości z Doniecka, bo dwóch zawodników musiało opuścić przedwcześnie murawę po starciach z graczami gospodarzy.
W drugiej połowie wcale nie było dużo lepiej, choć strzały Fabbiana, Orsoliniego i Castro wydawały się coraz groźniejsze, to im dalej w mecz tym było gorzej. Bramkarze byli niemal bezrobotni w końcówce spotkania. Z kronikarskiego obowiązku warto jeszcze wspomnieć, że w 78. minucie na boisku pojawił się Kacper Urbański, dla którego był to absolutny debiut nie tylko w Lidze Mistrzów, ale też w europejskich rozgrywkach. I tyle było tych polskich i jakichkolwiek innych wartych odnotowania akcentów w tym meczu.
We wtorek Champions League nowy system rozgrywek uczciła 28 bramkami w sześciu meczach. Dziś jednak kibice dostali zimny prysznic na stadionie Renato Dall’Ara. Dosłownie i w przenośni. Bo tej bramkowej suszy z padającym deszczem w tle nie mogła przykryć, nawet bohaterska parada Skorupskiego.
FC Bologna – Szachtar Donieck 0:0
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Niespodziewani goście z lig TOP5 na salonach. Jak poradzą sobie w Lidze Mistrzów?
- Dziewięć goli z Dinamem Zagrzeb. To ich rekordy pobił Bayern
- Czy Harry Kane wykonuje karne lepiej od Roberta Lewandowskiego?
fot. Newspix