Scott McTominay od lat pozostaje ważną postacią dla reprezentacji Szkocji, ale na arenie klubowej wiodło mu się ze zmiennym szczęściem. Wychowanek Manchesteru United nigdy nie dorósł do roli lidera ekipy z Old Trafford, nieustannie balansując między podstawowym składem a ławką rezerwowych „Czerwonych Diabłów”. W końcu działacze United postanowili definitywnie rozstać się ze Szkotem i sprzedać go do Napoli. – Takich zawodników nie da się łatwo zastąpić. Manchester popełnił błąd. Antonio Conte to mądry trener – ostrzega Nemanja Matić.
Czy rzeczywiście kibice United zatęsknią wkrótce za szkockim pomocnikiem?
Symbol przeciętności
Z jednej strony, Scott McTominay nie ma żadnych powodów, by narzekać na swoją klubową karierę. Rozegrał przeszło 250 meczów w barwach Manchesteru United, co jest osiągnięciem, którego może mu zazdrościć – tak na oko licząc – jakieś 98% zawodowych piłkarzy. Ale jest też i druga strona tego medalu. Tak się bowiem złożyło, że Szkot zaczął się przebijać do składu „Czerwonych Diabłów” w sezonie 2016/17, a zatem już parę lat po złotym okresie kadencji sir Alexa Fergusona. Pewnie gdyby to szkocki manager miał tak solidnego wychowanka do dyspozycji, uczyniłby z niego swojego – jak to się mówi – wiernego żołnierza. W takiej alternatywnej rzeczywistości McTominay opuszczałby zatem Old Trafford jako wielokrotny mistrz Anglii, prawdopodobnie również z triumfem w Lidze Mistrzów na koncie. Nie byłby oczywiście ikoną tego samego kalibru co Paul Scholes, czy Ryan Giggs, ale cieszyłby się szacunkiem, tak jak kiedyś, dajmy na to, Nicky Butt, Wes Brown albo inny Darren Fletcher.
Czy któryś z nich zapracował kiedykolwiek na status megagwiazdy United? Nie, ale każdy dołożył jakąś cegiełkę do niebagatelnych osiągnięć klubu.
Tylko, że McTominay nie miał tyle szczęścia co wyżej wymieniona trójka. Można powiedzieć, że przyjechał spóźniony na imprezę. W Manchesterze nie prowadził go bowiem Ferguson, lecz Jose Mourinho, Ole Gunnar Solskjaer, Ralf Rangnick oraz Erik ten Hag. Pod ich wodzą szkocki pomocnik sięgnął zaledwie po dwa trofea – Puchar Ligi Angielskiej w 2023 roku i Puchar Anglii w sezonie 2023/24. Nigdy nie został mistrzem kraju, ani nie wywalczył w barwach „Czerwonych Diabłów” żadnego sukcesu na arenie międzynarodowej. Gdy Manchester triumfował w Lidze Europy za kadencji Mourinho, McTominay nie został jeszcze zgłoszony do rozgrywek. Z kolei w sezonie 2020/21 „Czerwone Diabły” – już ze Szkotem w składzie – poległy w finale LE z Villarrealem po serii rzutów karnych. Wychowankowi Manchesteru na pocieszenie pozostała wówczas jedynie nominacja do najlepszej drużyny Ligi Europy 2020/21. Jest to zresztą najpoważniejsze indywidualne wyróżnienie w dotychczasowej karierze McTominaya. Co stanowi w sumie całkiem niezłe podsumowanie jego wieloletniego pobytu na Old Trafford.
To mniej więcej w tamtym okresie Ole Gunnar Solskjaer zaczął regularnie wystawiać McTominaya w drugiej linii u boku Freda. Szkocko-brazylijski tandem szybko dorobił się skrótowego przydomka „McFred”. I stał się obiektem kpin. – Fred cały czas oddaje piłkę pod nogi rywali. Z kolei McTominay próbuje ją najpierw holować, a potem on też podaje do przeciwników. Wszystko jest kwestią pozycji, w jakiej przyjmuje się piłkę. Oni robią to w momencie, gdy są odwróceni w stronę własnej bramki. Zróbcie ten pieprzony półobrót przy przyjęciu! I odegrajcie celnie do kogoś, kto potrafi więcej od was – pieklił się kilka lat temu Paul Scholes.
Nie on jeden przekonywał wówczas, że linia pomocy „Czerwonych Diabłów” nigdy nie będzie funkcjonować na najwyższym poziomie, jeśli kolejni szkoleniowcy będą ją opierać o dwóch pozbawionych kreatywności rzemieślników. A właśnie tak postrzegano zarówno McTominaya, jak i Freda.
Część kibiców i ekspertów widziała nawet w Szkocie postać symboliczną dla marazmu, w jaki popadała ekipa z „Teatru Marzeń” po odejściu sir Alexa Fergusona na trenerską emeryturę. Wskazywano go palcem, jako gracza, którego w klubie mierzącym naprawdę wysoko już dawno temu by skreślono i zastąpiono piłkarzem o większym potencjale. W ramach tej narracji McTominay był swego rodzaju pasażerem na gapę – gościem, który rozegrał 255 spotkań dla United wyłącznie dlatego, że klub prowadził kompletnie nieprzemyślaną politykę kadrową. – McTominay wywalczył miejsce w pierwszym zespole dzięki ciężkiej pracy, a nie dlatego, że jest zawodnikiem najwyższej klasy. Nigdy nie był piłkarzem na miarę wyjściowej jedenastki United. Sprzedanie go do Napoli to właściwa decyzja i przy okazji sygnał ze strony INEOS (nowych współwłaścicieli klubu), że na Old Traffod kończy się kultura przeciętniactwa – pisze
.Ulubieniec Mourinho
Wszystko to nie oznacza jednak, że ocena przydatności McTominaya dla „Czerwonych Diabłów” była jednoznacznie negatywna.
W tym momencie warto przypomnieć okoliczności, w jakich Szkot po raz pierwszy zaistniał w pierwszym zespole United. Jose Mourinho dał mu szansę debiutu w Premier League jeszcze w sezonie 2016/17, a potem stawiał na niego coraz częściej i częściej. Wiosną 2018 roku McTominay stał się dla Portugalczyka ulubionym punktem odniesienia w dyskusjach z mniej lub bardziej rozkapryszonymi gwiazdorami, takimi jak choćby Paul Pogba. „Widzicie tego dzieciaka? Chciałbym, żebyście wszyscy pracowali tak ciężko jak on” – zwykł mawiać The Special One, klepiąc McTominaya po plecach. Szkoleniowiec Manchesteru komplementował też swojego pupila na konferencjach prasowych. – Robi wszystko, czego od niego wymagam. Od zawsze powtarzam, że u mnie nie ma podziału na piłkarzy młodych i doświadczonych. Liczy się tylko jakość zawodnika, a do Scotta nie mam zastrzeżeń. Ten dzieciak ma wszystkie cechy, jakich szukam – przekonywał Jose.
Kiedy jesienią 2018 roku drużyna z Manchesteru pogrążyła się w kryzysie, Mourinho przyznał, że przydałoby mu się więcej piłkarzy o mentalności McTominaya. – To wyjątkowa osobowość. W trudnym momencie tacy piłkarze są potrzebni drużynie. Niestety, nie wszyscy moi zawodnicy mają jego mentalność.
Solskjaer uderzał w bardzo podobne tony, gdy opowiadał w mediach o McTominayu. Rangnick był o wiele mniej wylewny, ale „The Athletic” donosiło, że w dyskusjach z działaczami United wytypował on właśnie Szkota jako kandydata na kapitana Manchesteru w niedalekiej przeszłości. Sytuacja zmieniła się dopiero po tym, jak za ster na Old Trafford chwycił Erik ten Hag. Oczywiście nie było mowy o gwałtownych ruchach – Holender korzystał z usług McTominaya i wypowiadał się o nim z sympatią. Jednak brytyjscy dziennikarze szybko ustalili, że ten Hag nie uwzględnia wychowanka United w swoich długofalowych planach. Latem 2023 nieustannie plotkowano więc o możliwej wyprowadzce McTominaya z Old Trafford, lecz do transferu ostatecznie nie doszło – Scott pozostał częścią zespołu.
I chyba przekonał do siebie byłego szkoleniowca Ajaxu Amsterdam, bo w sezonie 2023/24 rozegrał aż 43 spotkania na wszystkich frontach, notując przy okazji dziesięć bramek. W pamięci kibiców „Czerwonych Diabłów” z pewnością zapadł wygrany 2:1 mecz z Brentford, gdy McTominay zdobył dwa gole w doliczonym czasie gry. Wyczyn tym bardziej niesamowity, że Szkot zameldował się na murawie dopiero w 87. minucie spotkania.
Po zakończeniu ligowych zmagań Sky Sports informowało parokrotnie, że Erik ten Hag dołączył do obozu przeciwników sprzedaży McTominaya. Ale pion sportowy United był już przekonany co do tego, że nadszedł czas pożegnania ze Szkotem. Napoli wyłożyło za pomocnika około 30 milionów euro, oferta została przyjęta.
– Kiedy zakończę moją karierę, to zawsze będę wspominał czas spędzony w Manchesterze United. Trafiłem tutaj jako pięciolatek, więc jestem wdzięczny Manchesterowi za wszystko. Darzę ten klub olbrzymią miłością i cieszę się, że stałem się częścią jego historii – powiedział McTominay na pożegnanie. – Cieszyła mnie każda minuta, którą tutaj spędziłem. Jestem wdzięczny piłkarzom, sztabowi szkoleniowemu, kolejnym menadżerom i wszystkim kibicom.
Według wyliczeń portalu Transfermarkt, „Czerwone Diabły” w całej swojej historii sprzedały drożej tylko pięciu zawodników.
Lider reprezentacji
Jaką rolę przyszykowano dla 27-letniego Szkota w Napoli? Na razie – trudno powiedzieć. Antonio Conte ceni zawodników o takiej charakterystyce, ale konkurencja do gry w wyjściowej jedenastce jest w Neapolu całkiem spora. McTominay będzie rywalizował o względy trenera między innymi ze swoim rodakiem, Billym Gilmourem. Chyba, że trener Napoli znajdzie miejsce w podstawowym składzie dla obu Brytyjczyków. Tak jak to często czyni Steve Clarke, selekcjoner reprezentacji Szkocji.
McTominay jest niezwykle ceniony przez sztab szkoleniowy szkockiej drużyny narodowej. Opowiadał nam o tym kilka tygodni temu John Carver, asystent selekcjonera. – Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wielka presja towarzyszy grze dla United, to jeden z najpopularniejszych klubów świata. Tydzień po tygodniu, bezustannie. Scott ją dźwiga, gra na wysokim poziomie, zdobywa bramki, jest wyjątkowym profesjonalistą oddanym pracy i piłce. Gdy przychodzi na trening, zawsze jest świetnie przygotowany, skoncentrowany. Robi wiele, żeby dbać o swoją formę. Tak, to na pewno wzór dla każdego młodego chłopaka – ocenił Carver. – W reprezentacji Szkocji bierze na siebie odpowiedzialność, zdobył siedem bramek w eliminacjach do EURO 2024. Bardzo często pojawiał się w polu karnym, ma świetne warunki fizyczne i odwagę, więc stwarza tam zagrożenie. To nie przypadek, że tylu naszych chłopaków jest kapitanami swoich drużyn.
I rzeczywiście, McTominay w kadrze to nieco inny zawodnik, niż na arenie klubowej. O ile na Old Trafford na ogół traktowano go jako walczaka uzupełniającego skład, tak w reprezentacji na jego barki spada więcej obowiązków w ofensywie, co zdaje się dodawać Szkotowi animuszu. Dodatkowe obowiązki go uskrzydlają. Zresztą łatwość odnajdywania się w sytuacjach strzeleckich w polu karnym rywala to ogromny atut Scotta. Nie bez kozery bywa on nazywany „Frankiem Lampardem z przeceny”.
W marcu 2023 roku Scott zdobył dwa gole w zwycięskim, eliminacyjnym starciu z Hiszpanią.
McTominay trafił również do siatki podczas niedawnych mistrzostw Europy w zremisowanym starciu ze Szwajcarią. Był to jednak jeden z niewielu radosnych momentów dla Szkotów podczas Euro 2024. Poprzednie mistrzostwa Starego Kontynentu także się wyspiarzom nie udały. Inna rzecz, że dla reprezentacji Szkocji sam udział w imprezach rangi mistrzowskiej jest już przecież sukcesem, udało się jej bowiem przełamać długoletnią passę eliminacyjnych niepowodzeń.
***
Nadchodzące miesiące będą dla Scotta McTominaya prawdziwym egzaminem piłkarskiej dojrzałości.
Jeśli Szkot przepadnie w Neapolu, jego krytycy zyskają niepodważalne potwierdzenie, iż Szkot zwyczajnie zasiedział się na Old Trafford i należało odpalić go znacznie wcześniej, by zwolnić miejsce dla bardziej utalentowanego piłkarza. Postawić na kogoś z futbolowego topu, zamiast latami cackać się z wychowankiem, który pewnego poziomu nigdy nie przeskoczył i już nie przeskoczy. Ale jeżeli McTominay osiągnie sukcesy w Serie A pod czujnym okiem Antonio Conte, to tym samym pokaże licznym sceptykom wała i udowodni, że może być wartościowym członkiem silnego zespołu niezależnie od swoich ograniczeń w rozegraniu i grze pozycyjnej.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Aztecki bóg słońca lub Simpson po dragach. Oto Kingsley, najlepsza maskotka świata
- Wyspiarze nam leżą. Przez pół wieku przegraliśmy tylko raz
- Wdowik: To nie przez komentarze nie wróciłem do Jagiellonii
- Zrewolucjonizowali futbol, poszli na wojnę. Historia Szkotów z Queen’s Park
fot. NewsPix.pl