Reklama

Lazio i Milan ani nie chcieli wygrać, ani przegrać. Udało się…

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

31 sierpnia 2024, 22:59 • 6 min czytania 2 komentarze

Kiedy wicemistrzowie Włoch z dwóch ostatnich sezonów spotykają się ze sobą musi być ciekawie i było. Mecz nieoczekiwanych zwrotów akcji zakończył się remisem, bo nikt nie chciał pójść na całość, bojąc się przegrać. Trenerzy obu drużyn mają przed sobą jeszcze mnóstwo pracy, bo dziś zobaczyliśmy drużyny z ogromnym potencjałem, ale które swój najlepszy futbol pokazują nie na przestrzeni dziewięćdziesięciu tylko zaledwie kilku minut. Ich dotychczasowe miejsce w dolnej połówce tabeli nie jest przypadkowe, ale jeśli panowie Baroni i Fonseca poukładają szybko klocki w swoich drużynach, to każda z nich ma szansę jeszcze w tym sezonie włączyć się do walki o podium.

Lazio i Milan ani nie chcieli wygrać, ani przegrać. Udało się…

Na Stadio Olimpico przy akompaniamencie dopingu 50 tysięcy kibiców spotkały się dwa zranione kluby. W obu zespołach w przerwie letniej miała być wielka przebudowa, ale i tu i tu nie przebiegła do końca tak jak się spodziewano. Efektem były niezadowalające wyniki w pierwszych kolejkach. Milan po dwóch seriach spotkań był bez zwycięstwa i z jednym ledwie punktem. We włoskich mediach już zaczęło się nawet mówić o zwolnieniu trenera Fonseki, a jednym z jego potencjalnych następców miałby być Massimiliano Allegri. Lazio z kolei wprawdzie na starcie wygrało u siebie z Venezią, ale w drugiej kolejce niespodziewanie przegrało z Udinese.

Nowi trenerzy obu zespołów, Marco Baroni i Paulo Fonseca, już od początku sezonu zmagali się więc z problemami. Ich drużyny starały się prezentować ofensywny styl gry, lecz jak na razie miały ogromne kłopoty z defensywą.

To, co tuż przed meczem było jednak najszerzej komentowane to nieobecność Theo Hernandeza i Rafaela Leao w pierwszym składzie. Po gorzkiej krytyce związanej z fatalnym początkiem kampanii trener Milanu zdecydował się na odważne działania. Fonseca zrezygnował ze swoich dwóch największych gwiazd. W obu przypadkach ich brak w podstawowej jedenastce Rossonerich był spowodowany problemami zdrowotnymi, ale też fatalną formą i względami pozasportowymi, co oczywiście było tematem wielu spekulacji i domysłów

Sam trener starał się wyjaśniać wszelkie wątpliwości, ale tylko podsycił plotki. – Ludzie mogą postrzegać to jako karę, ale nigdy tak nie będzie. To wybór oparty na tym, czego potrzebujemy. Musimy podejmować decyzje, które są najlepsze dla drużyny. Dzisiaj musimy być drużyną, jeśli chcemy wygrać. Mój wybór opiera się na kondycji zawodników, sytuacji drużyny i tym, czego potrzebujemy – powiedział Portugalczyk.

Reklama

Dla Lazio był to też wyjątkowy mecz z innego względu. Wreszcie mieli okazję uhonorować swojego byłego trenera, zmarłego niedawno Svena-Goerana Erikssona. Legenda trenerska zostawiła wiele wspaniałych wspomnień kibicom rzymskiego klubu, ze zdobyciem scudetto (jednego z dwóch w historii) w 2000 roku na czele. Oddano mu honory, a minuta ciszy i wiele symbolicznych ukłonów w stronę szwedzkiego szkoleniowca chwytało za gardło.

Pavlović Superstar

Za gardło chwycili też przeciwników w pierwszych minutach gracze Lazio, którzy zaatakowali z furią od samego początku. Już w drugiej minucie akcja Taty Castellanosa z Dią mogła przynieść gola, ale piłkę lecącą do pustej już bramki, wygarnął tuż przed linią Strahinja Pavlović. Pary graczom Lazio starczyło ledwie na kilka minut, a ostatecznie początkowego animuszu pozbawił ich ponownie Pavlović. Były obrońca Salzburga był bohaterem nie tylko przy własnej bramce, ale też w 8. minucie, kiedy pokonał Provedela po doskonałym dośrodkowaniu Pulisicia z rzutu rożnego. Doceniając strzelca i asystenta, warto jednak wspomnieć, że to bramkarz rzymskiej drużyny zawalił tego gola.

Reklama

Lazio miało po raz kolejny problem z odpowiednim wejściem w mecz, bo trzeci raz z rzędu straciło gola w pierwszych dziesięciu minutach. Jest jednak postęp, bo z Venezią gracze ze stolicy wyciągali piłkę z siatki już w 3. minucie, a z Udinese przegrywali po 5 minutach. Tu czyste konto utrzymali przez osiem długich minut.

Castellanos i Tchaouna chcieli odpowiedzieć od razu, ale każdy z nich pomylił się nieznacznie a potem Lazio… przestało grać. W pierwszych minutach mieliśmy bardzo intensywne spotkanie, ale goście zaraz po zdobyciu bramki postanowili zabić ten mecz, a przynajmniej jego pierwszą część. Lazio nie miało pomysłu jak to rozbroić, a Milan wydawał się zespołem bardziej poukładanym i wiedzącym co chce grać. Efektem były kolejne akcje Rossonerich i walenie głową w mur zawodników gospodarzy. Jednak brak strzelca z prawdziwego zdarzenia po odejściu Giroud, kontuzji Moraty oraz Jovicia cały czas jest aż nadto widoczny. Lekarstwem na te bolączki ma być Tammy Abraham, pozyskany kilkadziesiąt godzin wcześniej z Romy, ale na tym etapie meczu oglądał go jeszcze z ławki rezerwowych

Dobry początek gospodarzy potrwał osiem minut. Potem Milan strzelił gola i kompletnie zdominował ten mecz, kontrolując jego przebieg. Zanosiło się na zupełnie inny występ Biancocelestich, ale gracze z Mediolanu nie pozwalali na zbyt dużo, walcząc o pierwsze ligowe zwycięstwo.

Lazio żyje

Przerwa pozwoliła Baroniemu na przegrupowanie sił. Zaraz po zmianie stron bezproduktywni Tchaouna i Lazzari ustąpili miejsca Isaksenowi i Marusiciowi. Lazio zaczęło grać dużo lepiej, choć nadal brakowało spokoju i chłodnej głowy w okolicy pola karnego przeciwników. Po profesorsku swoje spotkanie rozgrywał Pavlović, który emanował pewnością i fizycznie dominował przeciwników, którzy zapuścili się jego na pole karne.

Lazio w końcu jednak skruszylo ten mur, a kiedy to zrobiło, ten rozpadł się w drobny mak. Dwie bliźniacze akcje lewą stroną i dwa podania Tavaresa, który na tym etapie meczu kompletnie zdominował Emersona Royala dały dwa gole. W trzy minuty gospodarze kompletnie odmienili oblicze meczu. Nie do przejścia do tej pory Pavlović, popełnił dwa błędy. Najpierw uciekł mu Castellanos, a za chwilę Dia, którego nawet ciągnął za koszulkę, ale ten nie dał się zatrzymać. Podopieczni Fonseki byli na kolanach.

All in

W 70. minucie portugalski szkoleniowiec poszedł „all in” wprowadzając jednocześnie Hernandeza, Leao i Abrahama. Dał wszystko co miał, a kibice czekali na to, co ten ruch przyniesie. Przyniósł już kilkadziesiąt sekund później po koronkowej akcji graczy Milanu, pierwszej takiej w całym meczu. Nieprawdopodobny scenariusz tego spotkania dał kolejny zwrot akcji. Asysta Abrahama w debiutanckim meczu i pierwszy gol Leao w sezonie stały się faktem już w pierwszej minucie, kiedy pojawili się na boisku. Jeśli Fonseca chciał rozjuszyć swojego rodaka sadzając go na ławce, to efekt był piorunujący.

Po tym golu jednak tempo mocno siadło, bo obie drużyny chyba bardziej bały się przegrać niż pójść na całość, żeby wygrać. Obie poczuły co oznacza rozluźnienie w defensywie i nie chciały do tego dopuścić za wszelką cenę. Ceną był brak zaangażowania większych sił w ofensywie. Nie widzieliśmy już tak efektownych akcji, jak te, które dały gole, a końcówka już nic nie zmieniła na tablicy wyników. Mieliśmy jeszcze tylko dwa zagrania ręką graczy Milanu we własnym polu karnym, ale mimo wielu protestów podopiecznych Baroniego, gwizdek sędziego milczał, a VAR również nie interweniował. Do tego mieliśmy groźny strzał Abrahama, ale tym razem Provedel nie dał się zaskoczyć.

Milan wygrał sześć z siedmiu ostatnich starć z rzymskim klubem, ale tym razem wywalczył tylko remis na Stadio Olimpico. Nikt nie może być zadowolony po dzisiejszym meczu i trzech premierowych kolejkach, ale nikt też nie może być jednoznacznie załamany. Kto dziś by przegrał, skazałby się na dwutygodniową smutę podczas przerwy reprezentacyjnej, a tak trenerzy mają dwa tygodnie na restart sezonu i przygotowanie do kolejnych spotkań. No chyba, że trener Fonseca już tej szansy nie dostanie…

Lazio Rzym – AC Milan 2:2 (0:1)

Castellanos 62′, Dia 66′ – Pavlović 5′, Leao 72′

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

2 komentarze

Loading...