Reklama

Wymiotował na stadionie, pier*oli faszystów. O wyprowadzeniu St. Pauli na prostą przez Oke Göttlicha

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

30 sierpnia 2024, 09:18 • 8 min czytania 53 komentarzy

Zarządza klubem, w którym wiele opiera się na tolerancji. „Nie ma kurwa opcji”, by jednak tolerował faszystów. Sam wywodzi się natomiast z subkultury punkowej. Nie stronił od używek, w tym alkoholu, dlatego zdarzyło mu się wymiotować na stadionie. Dziś jednak zażarcie o niego walczy. Nie sprzeda jego nazwy za kilka milionów euro, bo wierzy w wartości St. Pauli. Nie zapomina jednak o aspekcie sportowym, dlatego przed kilkoma tygodniami prezes Oke Göttlich świętował pierwszy od ponad dekady awans do Bundesligi z zespołem, który przejął na skraju spadku do 3. Ligi.

Wymiotował na stadionie, pier*oli faszystów. O wyprowadzeniu St. Pauli na prostą przez Oke Göttlicha

Po raz pierwszy w historii jedynym klubem z Hamburga w Bundeslidze jest St. Pauli. Złożyły się na to dwie rzeczy: fatalna passa HSV, które od sześciu sezonów nie potrafi powrócić do elity i lata świetnych rządów Oke Göttlicha. Prezes Piratów posadę objął w 2014 roku, gdy ten lewicowy klub znajdował się na skraju bankructwa, choć zdobywał coraz większą popularność na całym świecie. Ludzie cenili wartości St. Pauli, utożsamiali się z nimi. Liczyły się jednak tylko tęczowe flagi, naszywki z czaszką i skrzyżowanymi piszczelami oraz chwytliwe hasła rodem z Che Guevary. Pierwszy zespół popadał natomiast w marazm i osuwał się w 2. Bundeslidze.

Brak wniosków z przeszłości

A przecież dekadę wcześniej St. Pauli znalazło się na skraju bankructwa i tak, jak Borussii Dortmund, tak i ekipie z Hamburga pomógł Bayern Monachium. W 2003 roku zorganizowano Die Retterspiele (z pol. ratunkowy mecz), dzięki któremu sprzedano 140 tys. koszulek w sześć tygodni i zebrano fundusze na dalsze funkcjonowanie. Gdy Göttlich przejmował władzę, istniała podobna groźba.

Reklama

Wiele rzeczy poszło nie tak. Nie było żadnej struktury. Nie było właściwych — i wiem, że to określenie, którego mało kto w tym klubie lubi słuchać — mechanizmów kontroli. Jestem pewien, że słyszałeś, jak ludzie mówią, że w St. Pauli nie chodzi o piłkę nożną. Cóż, mieli rację! Nie było żadnego zrównoważonego systemu skautingu. Żadnej profesjonalnej analizy wideo. Dlaczego małe kluby, takie jak Mainz i Freiburg, są konkurencyjne? Ponieważ skupiają się na swojej podstawowej działalności: piłce nożnej. St. Pauli o tym zapomniało – opowiadał ze smutkiem prezes rok po objęciu posady na łamach „The Guardian”.

Göttlich przejął władzę w listopadzie 2014 roku, zdobywając 831 z 1064 głosów, choć dotychczas nie miał żadnego doświadczenia w pracy w klubie sportowym. Jako zatwardziały punk w 1999 roku założył wydawnictwo muzyczne Nonplace Records, które promowało elektryczne bity. Wcześniej studiował w Kolonii na Deutsche Sporthochschule – największej wyższej uczelni sportowej w Europie. Po niej trafił do fryburskiej redakcji „Zeitung zum Sonntag„, a następnie został redaktorem naczelnym „Die Tageszeitung” w Hamburgu. To tam na dobre przesiąkł kulturą St. Pauli, na które po raz pierwszy poszedł w sezonie 1990/91. Właśnie dlatego postawiono na niego dekadę temu.

Picie i wymiotowanie na trybunach

To pierwszy raz, kiedy zarząd naprawdę wywodzi się z trybun. Nie mogę zaprzeczyć, że jest trochę motywacji, aby pokazać, że kibice nadal mogą być profesjonalistami w tym komercyjnym świecie i że kluby oparte na członkostwie mogą odnieść sukces i nadal dbać o społeczność. Jestem kimś, kto jest przynajmniej kreatywny i zdecydowanie opowiada się po lewej stronie. Jednak bycie po lewej stronie czy w centrum nie oznacza, że ​​nie powinniśmy chcieć odnieść sukcesu – wyjaśnił na łamach „Sky Sports” Göttlich, który w młodzieńczych latach angażował się mocno politycznie i przynależał do lewicowych subkultur. Miały one swoje plusy jak poparcie dla egalitarnych wartości i równości społecznej, ale w swoim liberalizmie i otwartości młodość przegrywała niejednokrotnie z używkami, a w szczególności alkoholem, o czym prezes nie wstydzi się mówić.

Chodziło też o picie i wymiotowanie na trybunach – stwierdził wprost z charakterystycznym dla siebie uśmiechem Jokera.

Dziś to jedynie zabawna anegdota, ale prezes St. Pauli swoich poglądów znacząco nie zmienił. – Niektórzy ludzie mówią, że w St. Pauli wszystko chodzi o tolerancję, więc dlaczego nie możecie tolerować faszystów? Ja wtedy mówię, nie ma kurwa opcji! Nie rozmawiamy z takimi ludźmi.

Tracą kasę, ale nie wartości

Göttlich nie zmienił swoich wartości. Nadal liczą się dla niego tradycja i kultura. Z tego powodu regularnie odrzuca możliwość sprzedaży nazwy stadionu. Przyniosłoby mu to kilka dodatkowych milionów do budżetu, ale godziłoby to w okres, kiedy Millerntor-Stadion stał się siedliskiem skłotersów, którzy nielegalnie przebywali na obiekcie w proteście przeciwko gentryfikacji Hamburga. W latach 90. ludzie na różne sposoby próbowali powstrzymać proces przemian w mieście. I akurat z mieszczącą niespełna 30 tysięcy widzów areną oraz zlokalizowanym nieopodal bunkrem się udało, choć znajdują się w samym sercu Hamburga.

Reklama

Po protestach skłotersów do renowacji Millerntora doszło dopiero w 2006 roku. Przebudowa trwała jednak aż dziewięć lat.

W rzeczywistości tracimy od trzech do pięciu milionów euro rocznie z powodu naszego nastawienia i poglądów, z czego około 50 procent pochodzi z naszej odmowy sprzedaży praw do nazwy stadionu Millerntor. W segmencie zakładów sportowych umowa z naszym obecnym sponsorem dobiega końca i nie będzie nowej, pomimo wyzwań finansowych, z którymi się mierzymy. Podejmujemy odważne decyzje, ponieważ jesteśmy przekonani, że to konsekwentne podejście opłaci się w średnim i długim okresie, biorąc pod uwagę, że wiarygodność klubu i naszej marki prowadzi również do większej atrakcyjności dla naszych sponsorów – wyjaśnił swój opór prezes cytowany na oficjalnej stronie klubu.

Göttlich dąży bowiem do tego, by St. Pauli sponsorowało 40 tys. podmiotów a nie 4 czy 40. To właśnie mądre ekonomicznie podejście do prowadzenia klubu sportowego, a nie poglądy sprawiły, że w futbolu zaczął robić prominentną karierę. W 2019 roku został członkiem zarządu niemieckiego związku piłki nożnej (DFB). Jego kadencja wygasła przed rokiem, ale nieprzerwanie od pięciu lat zasiada w prezydium niemieckiej ligi piłkarskiej (DFL).

Klub wyjątkowy, ale nie bez wad

St. Pauli jest i zawsze będzie klubem społecznym, troskliwym. Zawsze będziemy sprzeciwiać się rasizmowi i homofobii, zawsze będziemy dbać o słabych i biednych, ponieważ jest to dla nas ważne. To jest w naszej krwi. Ale chcemy zobaczyć tę samą pasję i wysiłek na boisku piłkarskim! Musi chodzić o piłkę nożną. Musimy zadać sobie pytanie, jaki rodzaj futbolu St. Pauli ma reprezentować? A odpowiedź musi brzmieć: taki, który zachwyci tutejszych ludzi. Tylko będąc komunikatywnym, możemy dobrze pozycjonować ten klub w przyszłości. Musimy rozmawiać zarówno z fundamentalistami, jak i pragmatykami. Liczy się to, że jesteś autentyczny i że na koniec dnia patrzysz ludziom w twarz i mówisz: „Drodzy kibice, ten klub coś reprezentuje” — ale musimy być też profesjonalistami – opowiedział wszystko w szczegółach w „Guardianie” prezes.

Mimo twardo postawionych granic dalej cieszył się poparciem wśród fanów. Wszystko dlatego, że pozostawał ludzki na stanowisku. Widziano go na trybunach, nie tylko Millerntor-Stadion. Kilka lat temu napisał na Facebooku post z prośbą o podwózkę po meczu z Kaiserslautern. Nie przeszkadzało mu wtedy, że jest prezesem klubu 2. Bundesligi. Ma bowiem coś z hipisa, ale takiego, który nie odurza się światem, ale wie, jak ten świat funkcjonuje. Że nie ma w nim tylko bieli. Jest też wiele czarnego i mnóstwo szarości. Nie patrzy na to bezczynnie, ale stara się walczyć i zmieniać.

To miasto jest bardziej kolorowe, bardziej zróżnicowane, niż jakiekolwiek inne, a siła tej społeczności tworzy się na stadionie. Tworzą się przyjaźnie, a nawet małżeństwa. Oczywiście, nie wszystko jest po prostu idealne, jak w słowach Che Guevary. Ale w St. Pauli są to rzeczy, o których dyskutujemy. To jest również coś, za czym opowiada się St. Pauli. Jesteśmy klubem, w którym prowadzimy takie debaty. Czasami jest to cienka granica, ale mamy głośną społeczność – wyjaśnił w „Sky Sport” Göttlich.

Oke Göttlich jest często widziany na trybunach, ale nie w loży VIP tylko między innymi kibicami.

Cierpliwość popłaca

Jako prezes klubu sportowego w końcu stworzył podwaliny profesjonalnej sieci skautingowej. Zaczął wyznaczać racjonalne i mierzalne cele względem zespołu i całego klubu. Rozwinął również sekcję młodzieżową i nie bał się stawiać odważnie na trenerów spoza karuzeli. Odkurzył błądzącego po Grecji i Rumunii Ewalda Linena, z którym St. Pauli było blisko awansu do Bundesligi w sezonie 2015/16, zajmując czwarte miejsce. Później dał drugą szansę Markusowi Kauczinskiemu, któremu nie poszło w Ingolstadt, ale wcześniej z sukcesami radził sobie w Karlsruher SC.

Następny w kolejce ustawił się Holender Jos Luhukay i Timo Schulz, który przeszedł wszystkie szczeble w St. Pauli, aż w końcu wybór padł na Fabiana Hürzelera. W całej dziesięcioletniej kadencji tylko Olaf Janssen nie utrzymał się na stanowisku dłużej niż rok. Każdy otrzymał odpowiednio dużo zaufania, by uznać, czy dany plan się sprawdza, czy też nie.

Cierpliwość się opłaciła, bo z Hürzelerem na ławce St. Pauli awansowało do Bundesligi, a szkoleniowiec został wykupiony przez Brighton. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że Göttlich miał pełne przekonanie do młodego szkoleniowca, co widać po jego wypowiedziach po pierwszym pół roku pracy w Hamburgu.

41 punktów w jednej rundzie to niesamowity powrót [Hürzeler przejął St. Pauli tuż nad strefą barażową, a zostawił na piątym miejscu przyp. red.]. Teraz naszym zadaniem będzie pokazanie spójności i ciągłości w całym sezonie. To, co stworzyliśmy pod względem naszego skautingu i średnioterminowego planowania składu poprzez ciężką pracę w pozytywnej atmosferze, jest znakomitym fundamentem, na którym można budować – powiedział w podsumowaniu sezonu 2022/23 na oficjalnej stronie klubu, dziękując całemu pionowi sportowemu. 

Po dekadzie ciężkiej pracy Göttlich w końcu otrzymał oczekiwany sukces, jakim był awans do Bundesligi. Teraz jego St. Pauli pozostaje jedynym klubem z Hamburga w niemieckiej elicie. Udało się to dzięki temu, że prezes, a za nim jego klub, nigdy nie zdradził swoich wartości. Dziś również tego nie robi, dlatego po awansie nie doszło do szastania kasą na prawo i lewo. Szansę dostaną ci, którzy tę promocję wywalczyli, bo w St. Pauli liczy się coś więcej niż pieniądze, a Oke Göttlich jest tego twarzą.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

53 komentarzy

Loading...