Reklama

Czarodziejska różdżka jednak istnieje. Jak Frederiksen odmienił piłkarzy Lecha Poznań

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

30 sierpnia 2024, 12:49 • 11 min czytania 48 komentarzy

Przed rozpoczęciem sezonu nikt się nie spodziewał, że po sześciu kolejkach Ekstraklasy liderem będzie Lech Poznań. Mimo fatalnych ostatnich miesięcy, a także opieszałości transferowej drużyna wygląda naprawdę obiecująco. Cała zasługa należy do obecnego trenera Nielsa Frederiksena. Duńczyk jak za zaklęciem czarodziejskiej różdżki sprawił, że piłkarze, którzy do tej pory zawodzili, zachwycają. Wydaje się, że lista przemienionych zawodników nie jest przypadkowa. 

Czarodziejska różdżka jednak istnieje. Jak Frederiksen odmienił piłkarzy Lecha Poznań

Niels Frederiksen, a także jego asystent Sindre Tjelmeland już od pierwszego dnia pracy zwracali sporą część uwagi na wzrost pewności siebie, a także dobre ustawienie taktyczne. Widząc przemianę kilku piłkarzy wydaje się, że tak proste w teorii rzeczy okazały się przełomowe. Po przyjściu duńskiego szkoleniowca „Kolejorz” miał przestać rozgrywać piłkę po obwodzie i na siłę szukać wrzutek.

Zawodnicy zostali zmuszeni do bardziej wytężonej pracy, gry na większej intensywności, a także na szukaniu pojedynków. Ostatni aspekt wydaje się kluczowym zagadnieniem. Wejście w drybling wymaga podjęcia ryzyka, a także uwierzenia w samego siebie. W pierwszych kolejkach Ekstraklasy pewni gracze zaczęli wyglądać pod tym względem zupełnie inaczej niż do tej pory, co tylko pokazuje jak strach, a także brak pomysłu ze strony trenera blokował ich potencjał.

Ali Gholizadeh 

Dużo lepsza dyspozycja irańskiego skrzydłowego to jedna z najbardziej niespodziewanych rzeczy w obecnym sezonie. W poprzedniej kampanii ligowej Irańczyk opuścił 21 kolejek z powodu urazów, a kiedy był dostępny, to radził sobie fatalnie. Rzucał się w oczy fakt, że miał spory problem z wchodzeniem w pojedynki. Po perturbacjach zdrowotnych mocno paraliżował go strach. W przerwie między sezonami nawet właściciel klubu Piotr Rutkowski uznał za błąd jego sprowadzenie. Kilka tygodni temu bez żalu owinięto by go w kokardkę i wysłano do Persepolis.

Kiedy na początku obecnego sezonu nie grał zbyt wiele, pojawiło się wiele głosów, że nie pasuje do bazującej na wysokiej intensywności taktyki Nielsa Frederiksena i trzeba czym prędzej się z nim pożegnać. Narracja odwróciła się o 180 stopniu od 4. kolejki i spotkania z Rakowem. Wtedy udanie wykorzystał 21 minut, które otrzymał od szkoleniowca. Po wejściu na boisku imponował tym z jaką łatwością wchodzi w pojedynki, a także posyła idealnie wypieszczone prostopadłe podania. Z każdego ruchu Gholizadeha jakość wręcz biła po oczach. Gdyby Bryan Fiabema zachował się lepiej w polu karnym, miałby na koncie asystę, która dałaby Lechowi zwycięstwo w Częstochowie. Był to zupełnie inny zawodnik niż ten, z którego słusznie wyśmiewano się przez wiele miesięcy.

Reklama

Szybko przekonaliśmy się, że co się odwlecze, to nie uciecze. Świetną dyspozycję potwierdził podczas następnej kolejki, kiedy jego asysta do Afonso Sousy dała „Kolejorzowi” wygraną w spotkaniu z Zagłębiem. Po ostatnich trzech spotkaniach mało który kibic chciałby, aby odszedł. Wszystko wskazuje na to, że zostanie w klubie. Irańczyk dał znakomitą zmianę w meczu z Pogonią. Po wejściu na boisko zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Tamta akcja całkowicie pokazała jego kunszt. Okazało się, że jest piłkarzem, który bardzo dobrze drybluje i widzi na boisku rozwiązania, których inni nie dostrzegają. Jego przemianę po przyjściu Nielsa Frederiksena wyraźnie uwypuklają szczegółowe statystyki.

  • Ali Gholizadeh przeprowadza średnio 3,8 udanych dryblingów na 90 minut, co jest najlepszym wynikiem w Ekstraklasie. Minimalnie (o 0,6) wygrywa z drugim Luquinhasem. Ich skuteczność wynosi 70%. W zeszłym sezonie robił ich 1,1 przy skuteczności 42,2%. Pod tym względem wygląda znacznie lepiej niż w Belgii, co może świadczyć o tym, że będąc zdrowym czuje się znakomicie w naszej lidze i mijanie rywali sprawia mu łatwość,
  • Średnio wygrywa 8,62 pojedynków na mecz (skuteczność 59,3%). W zeszłym sezonie miał ich zaledwie 2,56 (36,7%). Podczas najlepszego sezonu w Jupiler Pro League (2021/22) 3,61 wygranych pojedynków (44%),
  •  W minionej kampanii ligowej zaliczał 0,57 kluczowych podań na mecz, teraz 1,62. To taki sam wynik, jak podczas najlepszego sezonu 2021/22 w Belgii,
  • Podczas obecnych rozgrywek wyprowadza średnio 3,23 celne długie podania na mecz przy skuteczności 60%, w zeszłym sezonie miał ich 2,28, w Belgii 3,53,

*Źródło Fotmob

Warto przypomnieć, że w swoim najlepszym sezonie liczbowym zdobył siedem bramek oraz zaliczył cztery asysty w Jupiler Pro League. Zobaczymy czy pod wodzą Frederiksena uda mu się pobić ten wynik. Co prawda w Belgii nie miał tak spektakularnego sezonu jak Dino Hotić, jednakże był zawodnikiem znacznie bardziej regularnym.

Afonso Sousa

Kiedy Portugalczyk w 2022 roku przychodził do Lecha Poznań, kibice mieli ogromne nadzieje. Najpierw miał poprowadzić „Kolejorza” do sukcesów, a następnie zostać sprzedany za około dziesięć milionów euro. W końcu mówimy o kimś, kto w młodym wieku bardzo dobrze radził sobie w FC Porto, a będąc graczem polskiego klubu, w reprezentacji U-21 zdobywał bramki i nie wyglądał gorzej niż kupiony za 35 mln przez Arsenal Fabio Vieira. W Ekstraklasie było widać, że to jakościowy i niezwykle uzdolniony piłkarz. Jego wybory boiskowe też zazwyczaj okazywały się słuszne. Oglądając go w akcji można było odnieść wrażenie, że dużo lepiej by wyglądał w zespole, który ma więcej do zaoferowania w ataku pozycyjnym i nie do końca tutaj pasuje.

Reklama

W dłuższej perspektywie jego rozwój nie wyglądał jednak tak, jak powinien. John Van den Brom nie miał na niego pomysłu, a klub wolał stawiać na Filipa Marchwińskiego. Sousa stał się graczem rotacyjnym, który przede wszystkim potrafi dobrze przetrzymać piłkę. Przez dwa sezony nie miał wielu momentów, które kibice mogliby zapamiętać. Bramki z Piastem, Wartą, Legią i Fiorentiną to zdecydowanie zbyt mało konkretów, jak na zawodnika z takim potencjałem. W zeszłym sezonie nastąpiła jednak stagnacja i regres. W zeszłym sezonie z powodu urazów opuścił 11 spotkań, a kiedy grał, to nie dawał zespołowi zbyt wiele. Grał w do bólu bezpieczny sposób, decydując się wyłącznie na zagrania do najbliższego kolegi. Bał się wchodzenia w pojedynki, szukania dryblingu, a także podań między liniami. Stał się jałowym piłkarzem.

Podobnie jak w przypadku Gholizadeha, wydaje się, że Frederiksen namówił go do przede wszystkim odważniejszej gry. Sousa do swojej umiejętności przetrzymania piłki dołożył niezły drybling. Po rezygnacji z gry ofensywnym pomocnikiem, rola Portugalczyka wyraźnie wzrosła. Od początku sezonu jest zupełnie innym zawodnikiem niż do tej pory. Wszystko wskazuje na to, że intensywny i bardziej bezpośredni futbol mu odpowiada. Asysta z Lechią, a także bramki z Zagłębiem i Pogonią to tylko nagroda za rozwój w tym sezonie. Jego kontrakt obowiązuje do 2026 roku. Jeśli utrzyma obecną formę, to możliwe, że uda się go sprzedać za solidne pieniądze. Ostatni czas pokazuje, jak wielkie miał deficyty podczas swoich początków. Dziś udowadnia, że jego możliwości są znacznie większe. Po jego aparycji, a także okazywanej radości z gry można wierzyć, że stanie się jednym z liderów zespołu w obecnym sezonie.

Rozwój Sousy w statystykach:

  • Afonso Sousa przeprowadza średnio 2,3 udanych dryblingów na mecz przy skuteczności 58,3%. W zeszłym sezonie miał ich tylko 0,5 (skuteczność 58,3%). Z piłkarza grającego w ostrożny sposób stał się jednym z najlepiej dryblujących zawodników w Ekstraklasie,
  • Wyprowadził 10 kluczowych podań, to trzeci najlepszy wynik wśród pomocników. Teraz zalicza ich średnio 1,93 na mecz, rok temu zaledwie 0,91,
  • Po przyjściu Frederiksena stał się maszyną do pressingu. Obecnie przeprowadza średnio 5,01 dotknięć w polu karnym przeciwnika na mecz, w poprzednim sezonie miał ich tylko 1,89,
  • Mimo znacznie odważniejszej gry zniwelował straty z 1,29 do 0,93 na mecz,

Joel Pereira 

Jego jakość wszyscy zdążyli już bardzo dobrze poznać. Joel Pereira w Lechu Poznań zaliczył 24 asysty, żaden obrońca w historii klubu nie zaliczył ich tyle, co on i Barry Douglas. Portugalczyk rozegrał dziesięć spotkań mniej od Szkota, więc za chwilę powinien go wyprzedzić. Ostatnie miesiące sprawiły jednak, że nie przez przypadek wylądował w tym zestawieniu. Co ciekawe zeszły sezon rozpoczął w czarującym stylu, do dziesiątego sierpnia miał już na koncie pięć asyst i wydawało się, że znajduje się w formie życia.

Złapał jednak kontuzję, która co prawda wykluczyła go tylko na dwa spotkania, jednak w dłuższej perspektywie miał problem z powrotem do dawnej formy. Portugalczyk zaczął wyglądać, jak nie on. Z piłkarza, dla którego kibice przychodzili na stadion stał się symbolem regresu. Nie da się ukryć, że to właśnie po nim najmocniej uwidocznił się fakt, że obecność Mariusza Rumaka szkodzi. Pod jego wodzą Portugalczyk zapomniał jak się gra w piłkę. Tworzenie ataków przez Lecha opierało się wyłącznie na wrzutkach Pereiry, które w większości przypadków były niecelne. Po przegranym 0:4 meczu z Rakowem Częstochowa, trener Rumak zdecydował się go posadzić na ławce.

Pod koniec zeszłego sezonu nastąpiło apogeum kryzysu Joela Pereiry w Lechu Poznań. Portugalczyk podobnie jak cała drużyna rozczarował w ostatnich kolejkach pięciu kolejkach sezonu, kiedy „Kolejorz” zdobył tylko dwa punkty. Jego zaangażowanie pozostawiało wiele życzenia, więc kibice nazwali go „Sytym Kotem”. Bazujący na emocjach fani mieli go dosyć zwłaszcza w obliczu sytuacji, kiedy po prześmiewczym dopingu w ostatniej kolejce powiedział, że drużyna nie zasłużyła na takie potraktowanie. Mimo ważnego przez rok kontraktu wydawało się, że obu stronom najlepiej wyjdzie rozstanie. Inny plan miał na niego Niels Frederiksen i okazało się, że warto było ponownie mu zaufać.

Już podczas pierwszego meczu z Górnikiem Zabrze kibice Lecha Poznań mogli zauważyć, że wrócił stary, dobry Joel Pereira. Portugalczykowi od początku dobrze pracowało się w systemie Nielsa Frederiksena, w fazie budowania ataków schodzi do środka i rozgrywa piłkę. Szybko udowodnił, że robi to jak nikt inny w zespole. Większość akcji ofensywnych zespołu przechodzi przez prawego obrońcę, który może i ma tylko jedną asystę, ale jego przemianę widać gołym okiem. Potwierdzają ją również statystyki.

  • W zeszłym sezonie wyprowadzał średnio 2,1 kluczowych podań na mecz, teraz liczba ta wzrosła do 3,0
  • W obecnej kampanii ligowej przeprowadza 1,0 udanych dryblingów na mecz, w poprzednim sezonie było ich 0,6,
  • Zwiększył liczbę udanych dośrodkowań z 2,11 na mecz na 3,01

Dino Hotić 

Po jego przyjściu kibice Lecha Poznań sporo sobie obiecywali. Na początku jego przygody w polskim klubie było widać, że umiejętności posiada bardzo wysokie. Efektowna (podobna do tej nieuznanej w tym sezonie z Widzewem) bramka w spotkaniu z Żalgirisem Kowno i asysty przeciwko Górnikowi i Radomiakowi zwiastowały jego udaną przygodę. Wtedy uwidocznił się jednak fakt, że ma problemy fizyczne. Entuzjazm związany z jego początkową formą szybko wyparował. Do tego po siedmiu kolejkach złapał kontuzję mięśniową. Urazy długo mu doskwierały, ponieważ z ich powodu łącznie opuścił 18 spotkań ligowych. Pocieszeniem może być jedynie fakt, że podczas najbardziej niechlubnych miesięcy dla klubu, spokojnie leczył kontuzję i czekał na powrót.

Kiedy po przyjściu Frederiksena kibice zobaczyli Dino Hoticia, mogli przecierać oczy ze zdumienia. Bośniak potrzebował zaledwie 114 minut, aby pobić swój dorobek w klasyfikacji kanadyjskiej z zeszłego sezonu. Hotić trafiał do siatki w spotkaniach z Górnikiem, a także Lechią. W drugim z nich dołożył również efektowną asystę przy trafieniu Mikaela Ishaka. W przegranym 1:2 spotkaniu z Widzewem uderzeniem głową zdobył przepiękną bramkę, która nie została uznana z powodu minimalnego spalonego Ishaka, ale jego zachowanie było fenomenalne. Wtedy kibice mogli się zastanawiać, jak to jest możliwe, że mierzący 168cm zawodnik może tak dobrze grać głową. Rzuciła się też w oczy sytuacja, kiedy kłócił się o piłkę z Jesperem Karlstroemem. W oczach fanów Hotić był tym piłkarzem, któremu zależy na „Wielkim Lechu” i powszechnie uważa się go za gracza, który pokazuje sporo determinacji.

Często porównuje się go z Gholizadehem z racji na rywalizację o miejsce w składzie. W Belgii stabilniejszy wydawał się Gholizadeh, jednakże Hotić rozegrał bardziej efektowny sezon. Podczas kampanii 2021/22 zdobył siedem bramek oraz zaliczył 11 asyst (ze współczynnika xA 5,6). Hotić był wtedy również w czołówce kluczowych podań. Zobaczymy czy nawiąże do tych czasów

  • W zeszłym sezonie oddawał średnio 1,01 strzału na mecz, teraz zwiększył ich liczbę do 2,27,
  • W minionych rozgrywkach ligowych wyprowadzał średnio 0,67  celnych dalekich podań (skuteczność 33,3%), teraz ma ich 2,27 ze skutecznością poprawioną o ponad połowę,
  • Za kadencji Nielsa Frederiksena wyprowadza średnio 28,27 udanych podań przy celności 81,3%, wcześniej zaliczał ich  24,99 przy celności 77,3%,
  • Podczas debiutanckiego sezonu zaliczał 1,77 strat na mecz, teraz ich liczba spadła do 0,32, co jest świetnym wynikiem w skali ligi,

Pozostali gracze

Po wspomnianej czwórce progres uwidocznił się najbardziej, ale nie są oni jedynymi zawodnikami, którzy wyglądają lepiej.  Świetnym przykładem jest Antonio Milić, który zrzucił zbędne kilogramy i znów jest liderem obrony. Bardzo dobrze czuje się przy nim Alex Douglas, który wyrasta na pozytywne zaskoczenie. Kiedy przychodził do „Kolejorza” było sporo narzekania na transfer z ostatniej drużyny ligi szwedzkiej. Szwed dobrze wkomponował się do drużyny i dużo daje w ofensywie. Wyprowadza średnio 1,33 udanych dryblingów na mecz. Żaden inny stoper w Ekstraklasie nie wygląda lepiej pod tym względem. To lepszy wynik u wielu graczy ofensywnych, pierwsi z brzegu Adriel Ba Loua i Filip Szymczak.

Lepiej wygląda również Radosław Murawski. Polski pomocnik odżył po odejściu Jespera Karlstroema i poza spotkaniem z Zagłębiem pokazuje, że nadal może grać na wysokim poziomie, co pokazało chociażby podanie między liniami do Ishaka. Lech potrzebuje gracza wybieganego i nastawionego na destrukcje, a Murawski dobrze wpisuje się w ten kanon. Trudno przypomnieć sobie jego lepszy mecz w „Kolejorzu” niż ostatni przeciwko Pogoni. „Muraś” lepiej czuje się, kiedy może więcej biegać niż rozgrywać, a to umożliwia mu nowy system gry. Po Frederikena częściej uderza na bramkę rywala (zwiększył liczbę z 0,58 na 1,43).  Częściej również dotyka piłki w polu karnym przeciwnika. Liczba kontaktów wzrosła z 0,11 do 1,43.

Fakt, że akurat Sousa, Gholizadeh oraz Hotić nie jest przypadkowy. To jakościowi piłkarze, którzy bardziej prestiżowych miejscach pokazywali, że potrafią grać w piłkę. Zobaczymy jak ich rozwój przełoży się na dyspozycję zespołu w większym wymiarze czasowym. Na razie możemy być zaskoczeni jak szybko Frederiksen poukładał te klocki. „Kolejorz” wysłał sygnał rywalom, że wrócił i trzeba się z nim liczyć.

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Fot. Newspix

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

48 komentarzy

Loading...