Reklama

Świetny na boisku, barwny poza nim. Szczęsny: cytaty, anegdoty, historie

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

28 sierpnia 2024, 10:17 • 11 min czytania 24 komentarzy

Wojciech Szczęsny to nie tylko fantastyczny bramkarz, ale również barwny człowiek i świetny rozmówca. Przez lata swojej kariery jego cytaty, anegdoty i historie zapisały się trwale w świadomości kibiców. We wtorek 34-latek oficjalnie zakończył karierę, dlatego postanowiliśmy zebrać część z jego najlepszych wypowiedzi i historii.

Świetny na boisku, barwny poza nim. Szczęsny: cytaty, anegdoty, historie

Aktualnie powstaje o nim film. Był częstym gościem programów „Foot Trucka” założonego przez Łukasza Wiśniowskiego i Jakuba Polkowskiego. Prowadził również własne programy jak „Prosto w Szczenę” czy serię wywiadów z zawodnikami Romy. Wojciech Szczęsny mówi o sobie, że jest najgorzej prowadzącym się piłkarzem i w zrobieniu kariery pomogło mu szczęście. Ma jednak za sobą wspaniałą przygodę z piłką. Zapisał się w historii futbolu nie tylko fantastycznymi interwencjami, ale również anegdotami i wypowiedziami, którymi ubarwiał przez lata dyskusję o polskiej piłce. Zebraliśmy je – tylko część, bo materiału było aż nadto – w jednym miejscu, byście mogli je sobie przypomnieć.

***

Jak powszechnie wiadomo, ojcem Wojciecha jest Maciej Szczęsny – również golkiper, choć akurat on nie zrobił tak dużej kariery. Obaj mają ze sobą na pieńku i 34-latek nie ukrywa, że w jego filmie tata ostro się po nim przejedzie. Niemniej jednak to po Macieju Wojtek ma nie tylko zdolności bramkarskie, ale i ostry język, o którym Polska dowiedziała się już w 2000 roku, gdy 10-latek został poproszony przez „Gazetę Wyborczą” o ocenę gry swojego ojca. Młokos bez ogródek wypalił: – Mógłby jeszcze co nieco poprawić. Na przykład nie umie bronić karnych. Poza tym pali papierosy, przez co osłabia szybkość i psuje zdrowie. A tego nie powinni robić piłkarze.

Jak się później okazało, sam nie stronił od papierosów w trakcie kariery, za co otrzymał karę finansową w Arsenalu, po tym, jak na jaw wyszło, że popalał w szatni po meczach. W trakcie jego przygody z piłką we Włoszech nie było to już niczym dziwnym, ale na Wyspach Brytyjskich wywołało ogromny skandal, z którego zawodnik tak się tłumaczył na łamach „Przeglądu Sportowego”.

Reklama

Wiadomo, że taka historia była, ale podana w zupełnie innym świetle. Prawda jest taka, że się przyznałem – nikt mnie nie złapał, co troszkę w innym świetle mnie stawia. Z tego nie było żadnej afery w klubie, żadnej dyskusji. Jakąś tam karę dostałem, ale też się nie zgadzała z mediami. Zaakceptowałem i wszystko wróciło do normalności, ale w mediach robi to fajną historyjkę. Ja i wszyscy wiedzą, że na stratę miejsca w bramce zasłużyłem przez słabszą grę w danym okresie.

Wojciech Szczęsny był już wtedy piłkarzem Arsenalu, do którego trafił w 2006 roku z Legii Warszawa. Początkowo „Wojskowi” nie chcieli się zgodzić na transfer, ale w gabinetach wybłagał o niego sam ojciec piłkarza, przekonując ówczesnego szefa klubu Mariusza Waltera. Maciejowi Szczęsnemu przeszła koło nosa szansa na przenosiny do Manchesteru United, dlatego tym mocniej walczył o możliwość wyjazdu dla syna. Była to jedna z niewielu pozytywnych chwil w relacji obu bramkarzy. Zwykle ich stosunki kończyły się na kłótniach i stwierdzeniach seniora, że junior kariery w piłce z takim zaangażowaniem i charakterem nie zrobi. Dużo więcej Wojciech zawdzięcza swojej matce Alicji, dla której za jedne z pierwszych zarobionych pieniędzy w Londynie kupił na Dzień Matki Opla Tigrę.

Zaczęłam ryczeć ze szczęścia. Bałam się, że obudzę ludzi na osiedlu – wspominała „Przeglądowi Sportowemu” w 2012 roku ten moment matka Alicja. Był to finał dość szerszej historii z udziałem Wojtka i jego starszego brata Jana, którzy widząc, jakim samochodem jeździ ich mama, a był to Maluch, postanowili wygrać dla niej nowego Seata w telewizyjnym konkursie. Z dziesiątego piętra mieszkania na warszawskim Grochowie wydzwaniali raz po raz, nabijając monstrualny rachunek telefoniczny, ale auta nie zdobyli. Matka Alicja musiała natomiast na raty spłacać 4 tys. złotych, jakie, dzwoniąc, wygenerowali jej synowie.

Wojciech Szczęsny z żoną Mariną, synem Liamem i matką Alicją.

***

W Londynie był skazany sam na siebie, ale poradził sobie i z presją, i konkurencją. Szybko przekonał do siebie Arsene’a Wengera, który szczególnie doceniał jego umiejętności komunikacyjne. Tak legendarny francuski trener wypowiedział się o nim w 2012 roku.

Reklama

Wojtek zawsze miał talent, ale także bardzo szybko dojrzał. Podoba mi się to, że bardzo łatwo można do niego trafić. Komunikacja była zawsze jego mocną stroną. Bardzo ważne jest znalezienie we wszystkim odpowiedniej równowagi – powiedział Wenger, cytowany przez portal pilkanozna.pl.

Szczęsny dopiero po latach przyznał się, jak to było z jego zdolnościami komunikacyjnymi. – Po pierwszym roku, gdy miałem 20 lat, a Łukasz Fabiański był kontuzjowany, wskoczyłem do bramki Arsenalu. Zagrałem dobry sezon, ale byłem gówniarzem i nie czułem się „jedynką”. Dlatego w okresie przygotowawczym na treningach postanowiłem, że pozostanę pierwszym bramkarzem i pokażę, że na to zasługuję. Zrobię tak, żeby trener bał postawić się na innego. Ściemniałem strasznie, bo nie lubię bardzo wkurzać się na obrońców i krzyczeć po interwencjach, ale wtedy to praktykowałem to cały czas [udaje dziwne odgłosy demona] i zadziałało. Później przez pięć lat byłem „jedynką” – opowiedział ze swadą bramkarz w „Foot Trucku”.

Szczęsny przeszedł wtedy drogę od czwartego bramkarza, do pozycji numer jeden w cztery miesiące. Wcześniej zanotował natomiast krótkoterminowe wypożyczenie do Brentford, które trwale wpisało się w historii „Pszczół”. Choć spędził tam zaledwie pół roku, to w 2015 roku wybrano go do najlepszym golkiperem dekady w historii tego klubu. Młody zawodnik w sezonie 2009/10 grał jednak tak dobrze, że trener Andy Scott wprost powiedział, że wszyscy w zespole byli zaskoczeni, gdy dochodziło do sytuacji, kiedy „Szczena” wpuszczał gola. Bramkarz roztaczał wokół siebie aurę niebywale pewnego siebie cwaniaka z Polski. Woził się bowiem po londyńskich ulicach sprowadzonym z kraju Audi A3 i stale komentował różne sytuacje na Twitterze.

Wojciech Szczęsny rywalizował z Łukaszem Fabiańskim o bluzę z jedynką w Arsenalu i reprezentacji Polski. W obu przypadkach „Szczena” może czuć się wygranym.

Dziś na tym komunikatorze 34-latek jest już nieobecny, ale w przeszłości często wyśmiewał Tottenham Hotspur, którego musiał być antagonistą, będąc piłkarzem i fanem Arsenalu, w którym marzył spędzić całą karierę. Dostawało się też innym, jak np. Radosławowi Majdanowi, który ocenił wpis Szczęsnego nt. Ashleya Cole’a, nazywając go „wiochą”. Na reakcję buńczucznego golkipera nie musiał długo czekać.

Majdan, mówiący, że coś mu jedzie wiochą? To tak, jakby Donald Tusk uczył ludzi, jak wymawiać literę R – wypalił Szczęsny nie biorąc jeńców, choć miał wtedy 20 lat i w zasadzie zerowy dorobek w światowej piłce.

Nie tylko przez internet Szczęsny był kozakiem. Pewność siebie biła od niego również w szatni, czasem w dość nieoczekiwanych okolicznościach. Gdy w 2008 roku gościnnie z Arsenalem trenował zmierzający ku końcowi kariery David Beckham, takimi słowami przywitał go młody polski bramkarz: „Cześć, Jak masz na imię?”. „Becks” przyjął to powitanie ze sporym zażenowaniem, o czym z uśmiechem po latach wspominał 34-latek.

***

Generalnie, Szczęsny dość chętnie i barwnie opowiadał o swoich kolegach z boiska. W jednym z odcinków „Foot Trucka” zmierzył się nawet z długą listą zawodników, z którymi spotkał się w trakcie kariery. Niektóre były bardzo obrazowe, jak te o Samirze Nasrim, który „uważał się za gangstera, a wyżej srał niż dupę miał”. Innym razem musiał dokonać porównania między Cristiano Ronaldo a Robertem Lewandowskim i wyszło mu, że bardziej restrykcyjny w diecie jest Polak i gdyby on trenował w takim samym reżimie, co oni, wytrzymałbym sześć dni, a potem coś by sobie naciągnął albo złamał. Oprócz tego raz po raz raczył nas ciekawymi anegdotami, cytatami bądź ripostami o swoich kolegach lub w ich kierunku.

Nadal uważam, że Tomas Rosicky musi być najbogatszym piłkarzem, jakiego znam. Nigdy nie wydawał żadnych pieniędzy. Przez cały czas, gdy byłem w Arsenalu, miał ten sam samochód – Mercedesa 2005/6 i nosił tylko ubrania od sponsora. Jedyną rzeczą, na której nie oszczędzał była gitara – opowiedział o Czechu, z którym wespół z Lukasem Podolskim stworzyli świąteczne trio The Gunners.

To wtedy, gdy jeszcze umiałeś dobrze grać w piłkę? – odpowiedział na zdjęcie Jacka Wilshere’a, które piłkarz wrzucił z podpisem: „Powrót do czasów wspólnego wynajmowania mieszkania z szalonym Wojtkiem Szczęsnym. Nie wierzę, że pozwolił mi nosić taką fryzurę.” Nie jest to jedyne wspomnienie z Anglikiem. Szczęsny opowiedział również, że na jego weselu Wilshere tak się upił, że wszyscy szukali go przez dwie godziny, a on leżał pijany w krzakach.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Jack Wilshere (@jackwilshere)

Był Ronaldo, był Lewandowski, nie może zabraknąć również historii o Leo Messim. Z nim również Szczęsny „złapał” się w swojej karierze, a mówiąc dosłownie, złapał go podczas mundialu w Katarze. Jednak zanim wybronił karnego Argentyńczyka, golkiper założył się z nim o 100 euro.

Powiedziałem mu, że stawiam 100 euro, że sędzia nie podyktuje „jedenastki”. Tak więc przegrałem zakład z Messim. To chyba nie jest dozwolone na mistrzostwach świata. Pewnie zostanę zawieszony. Ale mnie to nie obchodzi. Poza tym nie zapłacę mu. Jego to też nie obchodzi. Dajcie spokój, 100 euro? – wypalił bramkarz po meczu z Argentynę, po którym Polska wywalczyła awans do fazy pucharowej turnieju.

Szczęsny doszedł nawet do konkluzji, że kto z nim gra, jest najlepszy. Swoją teorię wysnuł na bazie bramkarzy, z którymi rywalizował. W końcu to przy nim na ławce siedzieli Alisson Becker, którego lata temu okrzyknięto najlepszym na świecie, i Gianluigi Buffon – jeden z najlepszych golkiperów w historii futbolu. Temu pierwszemu Polak wyciął numer przed jednym z meczów, kradnąc mu z plecaka portfel na oczach kamer. Filmik trafił do sieci i szybko stał się hitem.

***

Przez lata kariery Szczęsny zasłynął z dużego poczucia humoru i dystansu do siebie. Jego kompanem do żartów był Grzegorz Krychowiak. Nie raz, nie dwa ubarwiali konferencje prasowe bądź wywiady.

Nie brakowało również wzajemnych docinek i uszczypliwości. Po bezpośrednim spotkaniu obu zawodników Szczęsny nie ukrywał, że na starcie z Lokomotiwem Moskwa, którego piłkarzem był Krychowiak, miał dwa cele. – Jedna z moich ambicji to wygrać ten dwumecz, a druga, żeby „Krycha” nie zdobył bramki w obu spotkaniach. Udało się, więc jestem zadowolony – powiedział przed kamerami „Polsatu Sport”.

Ich relacja jest wieloletnia i wykracza daleko poza sport, dlatego poznaliśmy kilka innych, ciekawszych szczegółów z życia Krychowiaka. Dotyczą one m.in. młodzieńczych lat kariery pomocnika.

Kiedyś w autobusie w Gdyni siedział sobie i podeszło do niego jakiś tam dwóch dresów i mu od tyłu zapalniczką spalili włosy – powiedział Wojciech Szczęsny.

Dali wyraźny sygnał do tego, że trzeba pójść do fryzjera – dodał Jan Szczęsny, co szybko naprostował młodszy brat. – Nie no, już nie trzeba było wtedy.

***

Dobre relacje Szczęsny miał nie tylko z kolegami z boiska, ale również trenerami. Ci mieli jednak duży problem, by wymówić jego nazwisko, czego nie ukrywał Massimiliano Allegri.

Nauczenie się poprawnego napisania nazwiska Szczęsnego zajęło mi rok. Tyle czasu stałem przed tablicą i zastanawiałem się, jak to zrobić – wyjawił Allegri w programie „A che tempo che fa” w Rai Uno.

Dopiero po transferze do Włoch Polak przekonał się, że o piłce można rozmawiać i pojmować ją inaczej, a ten dar zaszczepił w nim Luciano Spaletti. To z nim wszedł również w układ, który pozwolił mu na balowanie podczas wieczoru kawalerskiego bez ponoszenia większych konsekwencji.

Gdy zbliżał się mój wieczór kawalerski, a wypadło to na końcówkę ważnego sezonu, powiedziałem mu: „Trenerze, będę miał wieczór kawalerski i będę chodził trzy dni najebany, chciałbym, żeby trener o tym wiedział i inaczej na mnie spojrzał. On odparł „OK, przychodź tylko punktualnie na trening”. Przez trzy dni przychodziłem na trening i codziennie miałem ze Spallettim ten sam dialog:
– „Najebany?”
– „Tak.”
– „Jest źle?”
– „Tak.”
– „To jedź do domu. Przyszedłeś na trening, to teraz się wyśpij”.
Robił tak, bo wcześniej przyszedłem i mu o tym opowiedziałem
– opowiedział Szczęsny w książce Piotra Dumanowskiego i Dominika Guziaka „W krainie piłkarskich bogów”.

Jeszcze bardziej zażyłą relację miał z Maurizio Sarrim. Obaj chętnie i często puszczali dymek w szatni po meczu. Doszło do tego, że zmartwiony o brak papierosa w ręku swojego szkoleniowca Szczęsny, podrzucił mu go podczas wywiadu.

Dziś panowie by się już raczej nie dogadali, bo Szczęsny przerzucił się na „elektryki”, ale swego czasu dzięki swojemu nałogowi mógł zacieśnić relacje z prezydentem RP Andrzejem Dudą. Bramkarz zaproponował papierosa głowie naszego państwa po meczu reprezentacji Polski. Podsłuchał rozmowę Zbigniewa Bońka i Dudy, który chciał pożyczyć jednego. Wtedy do akcji wkroczył Szczęsny i wszystko zakończyło się na wspólnym dymku.

Jarałem się tym. Ja, Wojtek z Grochowa, stoję na papierosie z prezydentem Polski i prezesem PZPN. Pan Duda okazał się sympatycznym gościem – opowiedział w książce „Tajemnicy kadry” Sebastiana Staszewskiego.

***

To tylko jedne z mnóstwa historii związanych z Wojciechem Szczęsnym. Następne będą zapewne wychodzić na światło dzienne w kolejnych miesiącach. „Każdy powinien mieć coś ze Szczęsnego” padło w „Foot Trucku” opublikowanym przed dwoma miesiącami. Te słowa dotyczyły wrodzonego luzu i dystansu, które 34-latek niewątpliwie ma, ale oprócz tego, że te cechy pomogły mu stać się świetnym bramkarzem, to uczyniły z niego barwnego i ciekawego człowieka, a za takimi się tęskni i po latach jeszcze bardziej docenia.

WIĘCEJ O WOJCIECHU SZCZĘSNYM:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

24 komentarzy

Loading...