Reklama

Walemark nową gwiazdą Lecha? “Potencjał na najlepszego skrzydłowego ligi”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

27 sierpnia 2024, 11:28 • 9 min czytania 83 komentarzy

Lech Poznań przez większość letniego okienka sprawdzał nerwy swoich kibiców, sprzedając czołowych zawodników i pozyskując gości z drugiej ligi norweskiej czy trzeciej hiszpańskiej, ale na koniec wreszcie poszedł w konkrety. Już zakontraktowanie Filipa Jagiełły zostało odebrane bardzo pozytywnie, a teraz przychodzi ktoś, kto wyobraźnię trybun może rozpalić jeszcze mocniej. Patrik Walemark to piłkarz z półki, na którą ręce polskich klubów rzadko są w stanie sięgnąć. Co nie znaczy, że nie ma w jego przypadku nieodzownych przy ekstraklasowych transferach znaków zapytania.

Walemark nową gwiazdą Lecha? “Potencjał na najlepszego skrzydłowego ligi”

22-letni Szwed obejrzał z trybun niedzielny mecz z Pogonią Szczecin (2:0), a w poniedziałek ogłoszono jego testy medyczne. Po ich zaliczeniu zostanie wypożyczony z Feyenoordu na rok z opcją wykupu. Mniemamy, że chodzi o kwotę osiągalną dla “Kolejorza”, bo latem 2025 jego kontrakt w Holandii będzie obowiązywał jeszcze tylko przez rok.

Walemark ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w Heerenveen, gdzie dzielił szatnię z Pawłem Bochniewiczem, a także ze znanymi z polskich boiskach Mickeyem van der Hartem (z nim mógł porozmawiać bezpośrednio o Lechu) i Pelle van Amersfoortem.

Bardzo szybki na pierwszych metrach, silny, bardzo dobry w grze jeden na jeden. Lewa noga, zejście do środka, dobry strzał – umiejętności ma naprawdę wysokie – mówi nam Bochniewicz, który nie ukrywa swojego optymizmu co do losów niedawnego klubowego kolegi na poznańskiej ziemi.

– Moja opinia jest taka, że jeśli będzie zdrowy i Lech utrzyma go w formie, to będzie naprawdę dobrze. Patrik ma potencjał, żeby być nawet najlepszym skrzydłowym Ekstraklasy – podkreśla trzykrotny reprezentant Polski.

Reklama

Wątek zdrowotny w przypadku Walemarka odgrywa niebagatelne znaczenie. – Gdy był u nas, potrafił dawać to, czego się od niego oczekuje i w niektórych meczach robił różnicę, ale cały czas wypadał, zawsze coś tam miał – nie ukrywa Bochniewicz.

Gdy zerkniemy w szczegóły, okazuje się, że Szwed od chwili debiutu w Heerenveen z powodu urazów opuścił raptem cztery ligowe spotkania, więc były stoper Górnika Zabrze precyzuje: – Nie zawsze kończyło się to pauzą w weekend, ale nieraz coś mu dolegało w tygodniu, nie trenował optymalnie i później nie wychodził w pierwszym składzie. Pewnie było to też spowodowane poważniejszą kontuzją, którą leczył w rundzie poprzedzającej przyjście do nas, ale jak z nim teraz rozmawiałem, mówił, że super się czuje i wszystko jest dobrze. Na pewno nie chodziło o to, że źle się prowadził, imprezował czy miał nadwagę. O tym nie mogło być mowy.

Nie przez przypadek Walemark z sześćdziesięciu jeden meczów, które łącznie rozegrał w barwach Feyenoordu i Heerenveen, tylko jeden zaliczył od początku do końca. Ba, jeżeli weźmiemy pod uwagę spotkania do 80. minuty, ta liczba pozostanie niezmieniona. Holenderskie media również zwracały uwagę, że młody skrzydłowy ma problemy z fizycznym podołaniem wyzwaniom, które stawia Eredivisie.

Zarzucano mu także, że nie do końca spełnia oczekiwania w grze bez piłki. – Nie powiedziałbym, że to maszyna pressująca, która nieustannie naciska na rywali, ale też nie jest bardzo słaby w tym elemencie. Jeśli się go nakieruje i trener powie mu, co ma robić, to jest w stanie się dostosować – broni Walemarka Bochniewicz.

W ojczyźnie takich trudności nie doświadczył, mimo że zaliczył gigantyczny przeskok, gdy zimą 2020 przeszedł z czwartoligowego Qviding FIF do ekstraklasowego BK Hacken. Kilka miesięcy wcześniej wystąpił przeciwko temu klubowi w krajowym pucharze i choć Qviding przegrał 1:3, Walemark zwrócił na siebie uwagę.

Reklama

Nie znaczy to, że mówimy o jakimś prawdziwku, który uczył się futbolu w niekontrolowany sposób. Jego ojciec Jens Walemark sam zawodowo kopał piłkę i rozegrał kilka sezonów na najwyższym poziomie w Szwecji. Profesjonalnie grali także dwaj bracia Jensa – Bo i Jorgen. Teodor Walemark – syn tego ostatniego, czyli kuzyn Patrika – obecnie zakłada koszulkę drugoligowego Brage, a karierę zaczynał właśnie w Hacken. Piłkarska rodzinka.

Nie zmienia to faktu, że Patrik spokojnie rozwijał swój talent w Qviding, bez dużej presji. – Zawsze grałem w małym klubie, ale czułem się w nim jak w domu. Był tam asystent, który wcześniej pracował jako trener w IFK Goeteborg. Ten facet ćwiczył ze mną trzy razy w tygodniu, przychodząc i szlifując strzały lewą nogą. Oddawałem około 300 strzałów na trening. Tydzień po tygodniu. Proste ćwiczenia, ale wyrobiłem wiele automatyzmów. Mogłem się tam rozwijać – opowiadał Walemark już po transferze do Feyenoordu.

W Hacken przez pół roku oswajał się z nową rzeczywistością, aż wreszcie 2 lipca 2020 roku zadebiutował w Allsvenskan, wchodząc w końcówce meczu z Orebro. Dokładnie dwa tygodnie później po raz pierwszy wyszedł w podstawowym składzie i od razu stało się jasne, że mowa o nieprzeciętnym talencie. Godzina spędzona na boisku z Elfsborgiem (6:0) wystarczyła mu do strzelenia pięknego gola z rzutu wolnego i wypracowania trzech kolejnych trafień (dośrodkowanie z rzutu rożnego, strzał dobity przez kolegę i wywalczony rzut karny). Z kornera jego dośrodkowanie na bramkę zamienił nie kto inny jak Gustav Berggren, którego niedługo potem kupił Raków Częstochowa.

Premierowe miesiące w szwedzkiej ekstraklasie były dla Walemarka czasem na otrzaskanie się i budowanie swojej pozycji. W Hacken nadal dość często wchodził jako rezerwowy, a zdarzało się nawet, że w ogóle nie podnosił się z ławki. Mimo to zakończył sezon z trzema golami i pięcioma asystami. Sezon 2021 był już eksplozją jego formy, wyrósł na gwiazdę całej Allsvenskan (29 meczów, 9 bramek, 8 asyst). Stało się jasne, że chłopak musi iść wyżej.

Na brak ofert nie narzekał i ostatecznie postawił na Feyenoord, który według różnych źródeł wydał na niego między 3,2 mln euro a blisko 4 mln euro. Tak czy siak, Walemark stał się wówczas najdroższym transferem wychodzącym w historii Hacken. W minionym sezonie przebiło go aż trzech zawodników, ale przez kilkanaście miesięcy mógł się czuć rekordzistą.

W Rotterdamie przybycie Walemarka na De Kuip określono „mistrzowskim kursem obranym przez dyrektora technicznego Franka Arnesena”. Nadzieje związane z tym transferem były naprawdę spore, a plan jasno określony: wypromować i z czasem sprzedać za znacznie większe pieniądze.

Ma cechy fizyczne, które nam odpowiadają, ale trzeba też dać temu chłopcu czas. Nadal musi czynić postępy, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy piłkarskie – nieco tonował oczekiwania wobec nowego podopiecznego trener Arne Slot, dziś już menedżer Liverpoolu.

Eredivisie słynie z tego, że czyni piłkarzy lepszymi. Grałem na najwyższym poziomie w Szwecji przez zaledwie półtora roku. W Hacken wszystko potoczyło się szybko i teraz jestem tutaj, w Feyenoordzie. Należę do osób, które potrafią szybko wykonywać kolejne kroki, co stało się widoczne w ostatnich latach. Mam nadzieję, że sprawdzi się to również w Rotterdamie – powiedział Walemark podczas powitalnej konferencji prasowej.

Mówią, że jestem szybszy z piłką niż bez niej – zażartował potem w jednym z wywiadów.

Z aklimatyzacją poszło mu sprawnie. – Nie przeżyłem szoku kulturowego. Funkcjonowanie tu jest podobne do tego w Szwecji. Największą różnicą jest życie samotnie, trzeba się przystosować i uczyć nowych rzeczy. Musiałem szybko dorosnąć, ale poszło całkiem nieźle. Przyzwyczaiłem się do tego, teraz to moja codzienność – mówił rok temu, gdy wylądował na wypożyczeniu w Heerenveen.

Początki w Feyenoordzie nie należały do najgorszych. Wiosną 2022 Walemark był powoli wdrażany. Grał w większości meczów, przeważnie jako zmiennik. Uzbierał 12 spotkań w Eredivisie (dołożona cegiełka do mistrzostwa Holandii) i trzy w Lidze Konferencji, w której on i koledzy dotarli aż do finału, gdzie przegrali 0:1 z Romą. Szwed wszedł wtedy w 87. minucie.

W tamtej rundzie doczekał się pierwszego gola w nowych barwach i to całkiem ładnego, bo nie każdy na jego miejscu sytuacyjnie strzeliłby piętą. Dodajmy, że w wygranym 4:1 starciu z Heraclesem Almelo rywale wyszli na prowadzenie już w… 45. sekundzie, a do siatki trafił Sinan Bakis, być może lada chwila nowy napastnik Górnika Zabrze.

Początek sezonu 2022/23 zapowiadał się obiecująco. Walemark wskoczył do wyjściowej jedenastki i już w 1. kolejce strzelił gola z Vitesse. Asystował mu Sebastian Szymański.

W piątej serii gier z Go Ahead Eagles (4:3) Szwed przeżył totalną huśtawkę nastrojów. Zaczął od bardzo pechowego samobója, by jeszcze w pierwszej połowie zaliczyć dwie asysty przy golach Danilo.

W 14. kolejce w derbach z Excelsiorem (5:1) miał z kolei trochę szczęścia. Rozpoczął akcję od ciekawego dryblingu, ale piłka znalazła się w bramce tylko dlatego, że nabił go nieporadnie interweniujący obrońca.

W lutym ubiegłego roku sprawy przybrały niepożądany obrót. Walemark doznał kontuzji mięśniowej, wypadł na kilka tygodni. Na jeden mecz wrócił do kadry i problemy zdrowotne znów dały o sobie znać. Konieczna była operacja i pauza do końca sezonu. Wiosna 2023 została spisana na straty.

Szwed musiał się gdzieś odbudować, by dać sobie szansę powrotu do Rotterdamu. Padło na wspomniane Heerenveen. Dramatu nie było, szału też nie. W dwudziestu czterech meczach ligowych strzelił trzy gole i dołożył cztery asysty, które jednak trudno nazwać ekskluzywnymi.

  • z Fortuną Sittard Walemark posłał dalekie podanie do Nicolaescu, który nie wyszedłby sam na sam, gdyby nie fatalna interwencja obrońcy, większość źródeł nie zapisałaby tu asysty;
  • z Volendam jego strzał dobił Nicolaescu;
  • z PEC Zwolle wywalczył rzut karny, korzystając z drobnego kontaktu, pierwotnie arbiter podyktował rzut wolny;
  • w drugim meczu z Fortuną przewrócił się w dryblingu, sędzia nie odgwizdał faulu, ale piłka trafiła do Sahraouiego, który świetnie się odnalazł w polu karnym i ładnie uderzył.

Bramkę z NEC Nijmegen zdobył po dobitce i dopiero w kwietniowym meczu z Utrechtem mocniej błysnął. Heerenveen przegrywało już 0:3, ale w doliczonym czasie Walemark najpierw pięknie walnął z dystansu, a potem przejął piłkę nieudolnie wycofywaną przez przeciwnika, minął bramkarza i dopełnił formalności.

Całościowo jego pobyt w klubie z Fryzji pozostawił spory niedosyt. “Nadzieje zostały spełnione tylko w połowie. Walemark rzeczywiście grał więcej niż w Feyenoordzie, ale nie stał się niekwestionowanym zawodnikiem pierwszego składu. Drobne kontuzje na pewno miały na to wpływ. Najbardziej uderzające jest to, że prawoskrzydłowy ani razu nie rozegrał 90 minut. W Feyenoordzie też miał problemy fizyczne, a tutaj powinien pokazać, że poczynił postępy w tej kwestii i jest gotowy podjąć rywalizację w Rotterdamie na nowo” – podsumowano na fanowskim portalu fr12.nl.

Okres w Heerenveen sprawił, że po powrocie latem do Feyenoordu niemal z miejsca zakomunikowano mu, że może odejść. Na transferowym rynku nadal traktowano go jako dość łakomy kąsek, chętnych było wielu. Jeszcze kilka dni temu przez moment mogło się wydawać, że bliższy pozyskania Walemarka jest Sturm Graz. Jak czytamy na 1908.nl, mimo że Austriacy oferowali lepsze pieniądze, Szwed zdecydował się na “Kolejorza”, ponieważ uznał, że będzie bardziej pasował do jego stylu gry. Lech preferuje system 4-2-3-1, podczas gdy Sturm najczęściej stosuje ustawienie 4-3-1-2, w którym trudno byłoby się odnaleźć klasycznemu skrzydłowemu.

Powtórzę: jeśli będzie zdrowy, powinien być wzmocnieniem Lecha i to takim konkretnym – podsumowuje Paweł Bochniewicz.

Pozostaje mieć nadzieję, że Szwed sprawy z kontuzjami ma już za sobą i przy Bułgarskiej będzie mógł się skupić wyłącznie na szlifowaniu formy. Jeśli błyśnie w Ekstraklasie, w przyszłości będzie znów kandydatem do kasowego transferu. W październiku skończy dopiero 23 lata, a już sporo widział i sporo przeszedł. Aklimatyzację powinna mu znacznie ułatwić obecność Mikaela Ishaka, Eliasa Anderssona, Filipa Dagerstala i Alexa Douglasa. Nic, tylko zacząć zachwycać trybuny i wypełnić lukę po Kristofferze Velde.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Accredito/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Ekstraklasa

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

83 komentarzy

Loading...