Reklama

Kłótnie, zguby, koszulkowe hity i wtopy. Co cię ominęło w ostatnich tygodniach w Bundeslidze?

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

23 sierpnia 2024, 10:58 • 24 min czytania 3 komentarze

97 dni trwała przerwa od Bundesligi. W piątek się jednak zakończy i liga niemiecka wróci do łask. W ostatnich trzech miesiącach sporo działo się w klubach za Odrą, dlatego zapraszamy na przegląd najciekawszych kłótni, wtop, aferek i innych informacji, które mogły cię ominąć w minionych tygodniach.

Kłótnie, zguby, koszulkowe hity i wtopy. Co cię ominęło w ostatnich tygodniach w Bundeslidze?

Nasz przegląd poprowadzimy zgodnie z zeszłosezonową tabelą Bundesligi. Beniaminków uszeregowaliśmy na końcu, więc wszystko zaczynamy od fantastycznego mistrza – Bayeru Leverkusen, a zakończymy na Holstein Kiel.

Bayer Leverkusen

Za maszyną Xabiego Alonso rewelacyjny sezon. Jego ekipa poniosła tylko jedną porażkę w finale Ligi Europy, dlatego zdobyła dublet, a nie tryplet. Po tak fantastycznym roku wydawało się, że piłkarze Die Werkself rozjadą się na wszystkie strony świata. Ale tak się nie stało. Nie dość, że mistrzowie Niemiec zatrzymali niemal wszystkie swoje gwiazdy – drużynę opuścił podstawowy obrońca Josip Stanisic, któremu skończyło się wypożyczenie – to dodatkowo wzmocnili się za ponad 50 mln euro, sprowadzając Martina Terriera z Rennes i dwóch defensorów: Aleixa Garcię i Jeanuela Belociana. Letnie okno jest jeszcze otwarte i wiele się może zmienić – najbliżej odejścia pozostaje Jonathan Tah – ale nikt w Leverkusen nie ma presji na sprzedaż, a najlepiej świadczą o tym słowa prezesa Bayeru Fernando Carro.

Cóż, nie myślę nic o Maksie Eberlu. Absolutnie nic! Nie będę już z nim negocjował! – wypalił podczas spotkania z fanami Carro, co skrzętnie opisał „Kicker”. Prezes Bayeru wściekł się na metody negocjacyjne dyrektora sportowego Bayernu, który na siłę próbował zbijać cenę za Taha, aż do momentu, kiedy Die Werkself zerwali rozmowy. W Niemczech podniosło się larum po tych słowach Hiszpana, dlatego szybko za nie przeprosił.

Reklama

Jestem osobą emocjonalną. Wypowiedziałem się na temat Maxa Eberla w nieformalnej rozmowie z fanami Bayeru. Nie zamierzałem, aby były one brane pod uwagę i powielane w takiej formie. Nie zmienia to jednak niczego w tej wypowiedzi, za którą niniejszym przepraszam. Oczywiście szanuję Bayern, ludzi nim zarządzających i osiągnięcia, jakie ten klub poczynił dla niemieckiego futbolu – napisał w oświadczeniu Carro.

Niemniej jednak na razie triumfuje Hiszpan, bo Bayern ma problemy w defensywie: gola nie stracił tylko w dwóch sparingach z Tirolem i Grasshoppers, a grał z takimi tuzami jak Duren czy Rottach-Egern, zespół opuścił Matthijs de Ligt, natomiast Bayer dalej prezentuje swoją piłkę. Przyniosła mu ona Superpuchar Niemiec, który Die Werkself wywalczyli w iście szalonych okolicznościach. Ale czy to coś dziwnego, gdy piszemy o ekipie Alonso? Tym razem, grając ponad godzinę w dziesiątkę i przegrywając do 87. minuty, doprowadziła do wyrównania ze Stuttgartem, a następnie ograła VfB w karnych.

Sukces był duży, bo to dopiero pierwszy superpuchar w historii klubu, ale niektórych zbyt mocno on poniósł. Jedną z takich osób okazał się Victor Boniface. Nigeryjczyk zabawił się w Goncalo Feio, pokazując środkowy palec pogrążonym w smutku piłkarzom Stutgartu. Został za to zawieszony na jeden mecz DFB Pokal i musiał zapłacić 25 tys. euro grzywny.

VfB Stuttgart

Skoro zakończyliśmy na piłkarzach Die Schwaben, to i od nich zaczniemy drugi z raportów. Po lecie Stuttgart może spokojnie startować do miana największego hubu transportowego w Europie, który to miano straci, dopiero gdy powstanie CPK. Odkładając jednak żarty na bok, VfB został przetrącony kręgosłup. Borussia Dortmund wyciągnęła Waldemara Antona ze środka obrony i Serhou Guirassy’ego z ataku. Bayern natomiast osłabił kolejny raz defensywę rywali, odkupując Hirokiego Ito. Prawdziwym ciosem dla wicemistrzów Niemiec była jednak sprzedaż Gila Diasa do Famalicao. Miało być bez żartów, ale nie mogliśmy się powstrzymać, szczególnie że wręcz komediowy przebieg miała historia Deniza Undava.

Reklama

Deniz Piłkarz Ulicy. Jak w wieku 27 lat Undav podbija Bundesligę i zadziwia Niemcy

Napastnik zaliczył fantastyczny sezon w Stuttgarcie. Strzelił 19 goli i zanotował 10 asyst w 33 meczach. Był jednak tylko wypożyczony z Brighton, dlatego po sezonie powinien wrócić na Wyspy Brytyjskie. VfB miało wpisaną klauzulę wykupu, z której skorzystało. Niemniej jednak, widząc realną wartość rynkową Niemca, Mewy postanowiły skorzystać z innego zapisu w umowie, który dawał możliwość odkupu Undava. I tak formalnie 28-latek pozostawał piłkarzem Brighton, ale przychodził na treningi Stuttgartu. Oczywiście w nich nie uczestniczył, bo nie był związany z tym klubem, a jedynie grzecznie przyglądał się wszystkiemu z boku. Wydawało się nawet, że napastnik jest już pogodzony z koniecznością powrotu na Wyspy Brytyjskie.

Nigdy tak naprawdę nie otrzymałem uznania przez rok, w którym byłem z dala od Brighton ani nikt się o mnie nie troszczył. Obecnie wygląda na to, że kluby negocjują każdego dnia. Jeśli transfer nie dojdzie do skutku, będzie to gorzkie i niefortunne, ponieważ chcę być w Stuttgarcie. Ale wtedy będę musiał po prostu wrócić. (…) Są jednak gorsze rzeczy niż gra w Premier League, wiele zawdzięczam Brighton – wypalił Undav w podcaście pięściarza Agita Kabayela, gdy wszystko wskazywało na to, że Stuttgart będzie musiał opuścić.

Finalnie VfB sięgnęło głęboko do kieszeni i pozyskało napastnika za ponad 30 mln euro, co w ogólnym rozrachunku kosztowało klub kilka milionów mniej w związku z uruchamianymi klauzulami. Niemniej jednak to najwyższy w historii transfer klubu. Do tego sezonu Stuttgart wydał na jednego zawodnika nieco ponad 11 mln euro. – Ekonomicznie ten transfer przenosi nas w nowy wymiar, ale inwestujemy w jakość, która się już sprawdziła – skomentował ten ruch dyrektor sportowy klubu Fabian Wohlgemuth na oficjalne stronie Die Schwaben.

Bayern Monachium

Dopiero w trzecim raporcie podajemy informacje na temat Bayernu Monachium, co jest odzwierciedleniem fatalnego sezonu w wykonaniu tego klubu w poprzednim sezonie. Ale czy sytuacja się poprawiła? Można mieć wątpliwości, bo w tym momencie ma tylu dyrektorów sportowych, co zdrowych środkowych obrońców, a to wiele mówi o zwinności na rynku tych pierwszych, których skład wygląda obecnie następująco: Max Eberl, Christoph Freund i Markus Weinzierl, który pod swoje skrzydła wziął akademię i transfer młodzieży do pierwszego zespołu. A oprócz tego doszło do kilku kwasów komunikacyjnych.

Zacząć należy od de Ligta. Holender od początku okna był wypychany z klubu ze względu na swoją wysoką pensję. Właśnie o tę kwestię zapytał nowego trenera Vincenta Kompany’ego. Tu małe wtrącenie, które mogło wam umknąć, a mianowicie, gdy Uli Hoeness został pod koniec maja zagajony o to, czy Belg trafi do Bayernu, odpowiedział, że jest zadowolony z De Ligta i Diera, kpiąc z tego, że ówczesny menadżer Burnley jest właściwym trenerem dla Die Roten.

Wracając jednak do pytania De Ligta, Kompany powiedział wprost, że dla niego jest pierwszym obrońcą do gry, klub naciska jednak na jego sprzedaż, dlatego rozumie, skąd poczucie, że znajduje się na liście transferowej. Finalnie Holender trafił do Manchesteru United.

Drugi raz szambo wybiło, gdy Eberl na siłę wypychał Leona Goretzkę. Pomocnik miał nie być brany pod uwagę przy ustalaniu składu, dlatego Bayern chciał go sprzedać. Wtedy weto postawił Hoeness i od razu wyszedł do mediów z wystąpieniem. – W życiu każdy dostaje drugą szansę. Odnosi się to również do niego w Bayernie. MLS jeszcze do niego nie pasuje, mimo że są stamtąd zapytania. Jeśli już, powinny się nim interesować Real Madryt, Barcelona, ​​Liverpool i może jedna lub trzy inne drużyny – powiedział przed kamerami sport1.de prezydent klubu, jednocześnie ucinając plotki o możliwej sprzedaży Goretzki.

O trzecim kwasie wspominaliśmy już przy okazji Bayeru i transferu Taha do Monachium. Czwartym jest nieudana próba pozyskania Xaviego Simonsa, o czym za moment w sekcji o Lipsku. Sytuacja kadrowa w zespole Die Roten nie jest do pozazdroszczenia. Kolejni zawodnicy łapią kontuzje: do gry na środku obrony pozostali jedynie Kim, Upamecano i Dier, pod formą lub na wojennej ścieżce z klubem znajdują się Davies, Coman czy Gnabry, działacze skąpią na transfery, a Eberl stwierdził wprost, że kadra jest zamknięta. Co prawda monachijczycy wydali ponad 140 mln euro, ale połowę tego już odzyskali, a sprowadzili w zasadzie dwóch zawodników do gry – Olise’a i Palhinhę. Ito wróci bowiem do treningów za kilka tygodni, a to właśnie defensywa wymaga największych wzmocnień.

RB Lipsk

W Lipsku, wróć, w RB Lipsk lato było całkiem spokojne. W samym mieście działo się natomiast wiele. Dochodziło do regularnych starć z policją, organizowano neonazistowskie pikiety, a w płomieniach stanęło diabelskie koło, w wyniku czego rannych zostało 30 osób. A więc to w klubie, a nie saksońskiej stolicy, obyło się bez większych ekscesów, choć na początku sierpnia Byki były obserwowane z dużą uwagą.

Właśnie wtedy dokonały się dwa duże transfery. Po bardzo udanym sezonie do PSG z wypożyczenia powrócił Xavi Simons. Holender zdobył 10 bramek i zanotował 15 asyst, dlatego stał się łakomym kąskiem na rynku. Chcieli go paryżanie, ale on nie bardzo miał ochotę na pozostanie we Francji. W grę wchodził powrót do Niemiec bądź transfer do Barcelony. Ta druga sytuacja nie mogła się wydarzyć z powodu braku pieniędzy, natomiast nad Renem trwała zaciekła walka między Lipskiem a Bayernem o względy Simonsa. Bawarczycy oferowali lepsze pieniądze i perspektywy na trofea, ale pomocnik wolał zostać w Saksonii, bo tam widział bardziej sprzyjające do rozwoju środowisko. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przed rokiem do Lipska Holendra sprowadzał Eberl. Teraz jako dyrektor sportowy Bayernu nie zdołał tego zrobić, co pokazuje zarówno słabość Die Roten, jak i siłę Byków.

Chwilę po ponownym zakontraktowaniu Simonsa o Lipsku znowu zrobiło się głośno, ale w kontekście transferu wychodzącego. Z RB postanowił rozstać się Dani Olmo, którego skusiła wciąż niemająca pieniędzy i kombinująca na prawo i lewo Barcelona. Hiszpan w 2020 roku stał się bohaterem największego transferu w historii klubu. Później kwota 34,2 mln euro została trzykrotnie pobita przez Byki, ale wydarzenie sprzed czterech lat było bezprecedensowe i pokazujące skalę możliwości oraz potencjału tego klubu, bo o tego zawodnika zabiegało wtedy pół Europy. W blisko 150 meczach pomocnik strzelił 29 goli i zanotował 34 asysty. Rozstawano się z nim bez większego żalu, bo do zespołu dołączył niemal od razu kolejny utalentowany piłkarz – 19-letni Antonio Nusa, który w swoim debiucie zdobył bramkę.

Wyśmiewany w Legii, w Delcie nie mógł wziąć prysznica. Zrobił największy transfer lata

Właśnie za sprawą Nusy, Simonsa i innych młodych zawodników w Lipsku ponownie ma zapachnieć grą o najwyższe cele i rywalizacją z najlepszymi.

Borussia Dortmund

Odmiennego zdania w tej kwestii są natomiast w Dortmundzie. A przynajmniej w takim tonie wypowiedział się prezes klubu Hans-Joachim Watzke podczas letniego zjazdu Saksońskiego Związku Piłki Nożnej. – Jestem mi przykro z powodu zgromadzonych tu wszystkich osób, ale muszę powiedzieć, że dorównanie teraz BVB przez RB nie będzie tak łatwe, jak w zeszłym sezonie – wypalił tak, jakby zupełnie nie wiedział, co się dzieje w jego klubie. A kolorowo latem nie było.

Co prawda dla polskiego kibica wszystko zaczęło się pięknie, bo asystentem Nuriego Sahina został Łukasz Piszczek, ale okazało się, że były obrońca reprezentacji i BVB trafił w sam środek chaosu z udziałem swoich przełożonych tj. Sahina, Larsa Rickena, Svena Mislintata i Sebastiana Kehla. Przez całe lato trójka dyrektorów darła koty do tego stopnia, że „WAZ” wieści rozstanie z jednym z nich po zakończeniu okna. Wszystko przez kryzys kompetencji, który zaczął się wiosną.

Dla porządku: dotychczas pracujący z młodzieżą Ricken został dyrektorem zarządzającym. Kehl piastuje funkcję dyrektora sportowego, który zajmuje się codziennymi sprawunkami, a Sven Mislintat odgrywa rolę dyrektora technicznego i do jego zadań pozostaje asysta przy planowaniu składu.

Tyle mówi teoria, a w praktyce jest tak, że Ricken powinien być szefem wszystkich wymienionych działaczy, ale wciąż uczy się tej roli i nie potrafi jeszcze ustalać granic. Na jego stanowisko polował Kehl, ale go nie otrzymał, przez co strzelił focha i groził, że odejdzie do Wolfsburga. Chcąc wyjść z inicjatywą, wziął się intensywnie za dokonywanie transferów. W związku z tym wkroczył poniekąd na teren Mislintata, który ma duże mniemanie o sobie, wierzy w swój pionierski sposób skautowania piłkarzy i często rekomenduje zawodników, przy których weto stawiają pozostali. Kłótnie stały się wręcz codziennością w Dortmundzie, co nie poprawiało atmosfery w zespole. Wystarczy spojrzeć na wyniki sparingów podczas azjatyckiego zgrupowania: 0:4 (sic!) z Pathum United i 3:2 Cerezo Osaką. Nogą tupnął w końcu Sahin, ustalając granice, których działacze mają nie przekraczać, by nie zatruwać życia piłkarzy i od zgrupowania w Bad Ragaz sprawa ucichła.

Wygląda to jednak na tykającą bombę i pierwsze problemy w zespole spowodują narodzenie się pytań, dlaczego do drużyny przyszedł ten, a nie inny zawodnik. Ktoś na te zapytania będzie musiał odpowiedzieć. No chyba, że wszystko wypali. Nie bez przyczyny Borussia wydała na transfery 80 mln euro, ściągając Antona, Guirassy’ego, Beiera, Couto i Grossa. Wciąż jest jednak wiele znaków zapytania, szczególnie w defensywie. BVB ma tylko trzech środkowych obrońców do gry, a Sahin chce grać trójką z tyłu. Czy to się uda? Może, jeśli Piszczek wznowi karierę.

Eintracht Frankfurt

We Frankfurcie nie było takich problemów. W Eintrachcie od lat panuje spójna polityka transferowa. Wszyscy są zgodni, żeby sięgać po piłkarzy, którzy znajdują się na zakrętach swoich karier, ale mający ogromny potencjał, lub po prostu młodych. Wypaliło z Randalem Kolo Muanim, Luką Joviciem, Andre Silvą, Jesperem Lindstroemem, a teraz Willianem Pacho, który, odchodząc do PSG za 40 mln euro, stał się czwartym najdroższym sprzedanym piłkarzem w historii Orłów. Ekipa znad Menu przyszykowała już kolejnych kandydatów do wielkiego transferu. W końcu o Hugo Ekitike biło się jeszcze dwa lata temu pół Europy, Robina Kocha też chciało wiele klubów u siebie, a Cana Uzuna, Oscara Hojlunda i Krisztiana Lisztesa stać na spory rozwój.

Taki styl zarządzania sprawił, że wokół Eintrachtu zrobiło się bardzo spokojnie. Nie ma zbędnej ekscytacji z powodu nowo pozyskanych zawodników. Nie ma rotacji na trenerskiej ławce, bo Dino Toppmöller świetnie radzi sobie z zarządzaniem zespołem. Nie ma również ekscesów wywołanych przez działaczy. A wpływ na to miało również zakończenie ponad 20-letniej kadencji w roli prezydenta klubu Petera Fischera, który nie stronił od skandali.

Kokaina, piękne kobiety i imprezy. Bon vivant na czele Eintrachtu Frankfurt

I gdyby doszukiwać się kontrowersyjnych smaczków we Frankfurcie to warto wspomnieć historię Juniora Diny Ebimbe. 23-latek zagrał niezły sezon, o czym świadczy dziesięć goli i pięć asyst. Francuz zamarzył jednak od razu o wielkim transferze i postanowił wybrać siłę niczym Kolo Muani, wymuszając przenosiny. Toppmöller i dyrektor sportowy Markus Krösche nie zamierzają się jednak ugiąć i choć ten drugi mówi, że nikt nie jest nie do sprzedania, a szkoleniowiec, że trenerzy oferują pomoc, ale jeśli ktoś jej nie chce przyjąć i nie potrafi utrzymać regularności, to problemem jest już w zawodniku. Zobaczymy, czy ta sytuacja rozwiąże się jeszcze przed końcem letniego okna.

TSG 1899 Hoffenheim

Okna, podczas którego swój transferowy rekord pobił Hoffenheim. TSG powraca do europejskich pucharów po trzech latach nieobecności, więc na wsi pod Sinsheim Dietmar Hopp nie szczędził pieniędzy. Do Hoffe za 18 mln euro trafił Adam Hlozek z Bayeru, bijąc o cztery miliony dotychczasowy najwyższy transfer do klubu. To on ma być tajną bronią na Ligę Europy.

Znalezienie skutecznego napastnika było jedynym zmartwieniem Hoffenheim po stracie Maiera na rzecz BVB. Na szczęście dla Hoppa na ławce pozostał Pellegrino Matarazzo, którego kusiła reprezentacja USA. To wymarzony selekcjoner dla Amerykanów, którzy szykują się do mundialu, ale na razie trener odrzuca ich zaloty.

W pewnym momencie poczuję, że nadszedł czas, aby odwdzięczyć się soccerowi w Stanach, ale to nie jest jeszcze ta chwila – powiedział przed kamerami „ESPN” szkoleniowiec.

1. FC Heidenheim

Od wielu tygodni w Heidenheim trwały przygotowania do europejskich pucharów. W historycznym, pierwszym sezonie w Bundeslidze beniaminek niespodziewanie zajął premiowane awansem do Ligi Konferencji miejsce. Wypromował tym Jana-Niklasa Beste do Benfiki i Tima Kleindiensta do Gladbach. Wielkich wzmocnień ekipa Franka Schmidta nie poczyniła, dlatego należało liczyć na kunszt trenerski i wsparcie fanów, a ci od wielu tygodni szykowali się do pierwszego wyjazdu na mecz europejskich pucharów.

Na czwartkowe spotkanie z Hacken do Göteborga udało się sześć tysięcy sympatyków Heidenheim, którzy przez całe spotkanie głośno dopingowali. Za ten wyjazd dostali po kieszeni, ale z tym wydatkiem się liczyli, w przeciwieństwie do tego, co spotkało ich na ostatnim przed konfrontacją w Lidze Konferencji sparingu. Ekipa Schmidta rywalizowała z FC08 Villingen, która występuje na co dzień w Regionallidze. Działacze tego klubu zdecydowali się na spieniężenie meczu towarzyskiego, ustalając bilety w wysokości 60 euro za miejsce siedzące i 18 za stojące. Ta absurdalna decyzja spotkała się z reakcją fanów Heidenheim.

Ich finansowy wysiłek został jednak wynagrodzony, bo w wyjazdowym spotkaniu z Hacken Heidenheim wygrało 2:1 i jest już jedną nogą w fazie ligowej Ligi Konferencji, co oznacza bardzo ciekawą jesień dla tej jednej z najbiedniejszych drużyn w Bundeslidze.

Werder Brema

Jedni potrafią w transfery, inni w utrzymanie składu, a Werder umie w oświadczenia dot. przyszłości swoich zawodników. Latem było głośno szczególnie po dwóch komunikatach bremeńczyków. Pierwszy z nich dotyczył Naby’ego Keity. Gwinejczyk powracał do Bundesligi jako wielka gwiazda, która z Liverpoolem wygrała Ligę Mistrzów. Pomocnik zawiódł na całej linii, a dodatkowo pokazał, że ma muchy w nosie. W zeszłym sezonie po wyleczeniu kontuzji dowiedział się, że nie będzie grał w podstawowym składzie w starciu z Bayerem Leverkusen, więc odmówił wyjazdu. Zawieszono go za to do końca sezonu, a na początku przygotowań Werder ogłosił, oznajmiając, że na Gwinejczyka nie należy liczyć w tym sezonie: – Naby Keita nie wróci do treningów z pierwszym zespołem, ale nadal będzie realizował indywidualny program treningowy i szukał nowego wyzwania.

Drugie oświadczenie Werderu było ważne z perspektywy polskiego kibica. Dotyczyło ono bowiem Dawida Kownackiego. Przygoda napastnika z Bremą okazała się totalną porażką. Przez rok były kapitan młodzieżówki spędził na murawie tylko 382 minuty i powrócił do Fortuny Düsseldorf, o czym chętnie napisał Werder. – Dawid Kownacki nie bierze udziału w ostatnim treningu, gdyż jest w trakcie rozmów dot. przeprowadzki do innego klubu. Nie znajdzie się zatem w kadrze na mecz pucharowy w Cottbus.

Żeby nie było jednak tak pesymistycznie, dodamy, że na Weserstadion, zdaniem RTL, po ponad 20 latach powróci klubowa maskota. Ponownie będzie to mewa, ale tym razem o imieniu „Toni”, a nie „Verdi”.

SC Freiburg

We Fryburgu panuje natomiast żałoba po odejściu Christiana Streicha. Wraz z końcem poprzedniego sezonu szkoleniowiec opuścił klub po blisko 30 latach. Nie ma zatem barwnych konferencji prasowych, głośnych cytatów i społecznych apeli. Z boku wygląda to tak, jakby życie na Zachodzie Niemiec się skończyło. Niemniej jednak piłkarzom towarzyszy jeszcze większa presja niż za kadencji Streicha. Muszą udowodnić, że bez niego poradzą sobie równie dobrze. Spore oczekiwania mają również kibice.

Wielki za to, kim jest, a nie co zdobył. Christian Streich odchodzi z Freiburga

W jakimś stopniu tęsknimy za Christianem Streichem, ale czuć też, że jesteś jakaś nowa euforia we Fryburgu: coś nowego, świeża i młoda krew, którą napuścił Julian Schuster. Na naszym meczu towarzyskim było 34 tys. widzów! Mamy nowego trenera, który ma dużą jakość, jest ludzki, posiada cechy przywódcze, ale presja jest zdecydowanie większa – ocenił napastnik Freiburga Nils Pedersen w rozmowie z „Kickerem”.

FC Augsburg

Latem Augsburg wywołał ogromne poruszenie w Niemczech, jednak nie transferami czy wynikami sportowymi, a koszulką. Wraz z Mizuno przygotował kolekcję „Augusta Vindelicum”, co z łacińskiego oznacza po prostu „Augsburg na cześć założenia miasta przez Rzymian w 15 roku przed naszą erą”. Trykot cieszył się taką popularnością, że klub błyskawicznie sprzedał 10 tys. egzemplarzy, wyczerpując cały zapas. Pracuje teraz nad domówieniem kolejnych sztuk, które do właścicieli mogą dotrzeć dopiero w listopadzie.

Jesteśmy po prostu przytłoczeni ogromnym zainteresowaniem. Nigdy wcześniej w FCA nie spotkaliśmy się z tak dużym popytem. Każdy kibic, który chce koszulkę, powinien mieć szansę ją zdobyć. Dlatego szybko postanowiliśmy dokonać reprodukcji koszulki rzymskiej – powiedział dyrektor zarządzający klubu Michael Ströll.

Obecnie licznik zatrzymał się na 18,5 tys. sprzedanych koszulek, a klubowy rekord wynosi 20 tys. A przecież sezon się jeszcze nie rozpoczął. Augsburg przewiduje znaczne pobicie rekordu. Na rzymski trykot nie ma, co jednak liczyć. Nie można go już znaleźć w klubowym sklepie.

Tutaj warto jeszcze zatrzymać się przy sytuacji Roberta Gumnego. Polski obrońca wciąż przechodzi rehabilitację po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Nie wiadomo jeszcze, kiedy będzie dokładnie gotowy do gry.

VfL Wolfsburg

Dużo lepsze informacje napływają natomiast z Wolfsburga. Co prawda kolejny raz więzadła zerwał Bartosz Białek, ale pozostali Polacy spisują się bardzo dobrze. Jakub Kamiński jest chwalony przez trenera Ralpha Hasenhüttla.

Kamiński jest jednym z wygranych naszych letnich przygotowań. Świetnie spisał się na lewym skrzydle i stworzył wiele okazji bramkowych. Był dla nas kluczowym zawodnikiem – ocenił Austriak na łamach „Presser”. Można zatem liczyć, że trzeci sezon w Bundeslidze dla „Kamyka” będzie dużo lepszy niż drugi i pokaże się z jeszcze lepiej niż w debiutanckim.

Głośno było również o Kamilu Grabarze, którzy walczy o pozycję pierwszego bramkarza w zespole Wilków. Jak zwykle polski golkiper błysnął szczerością, o której w Niemczech mogli dotychczas nie wiedzieć zbyt wiele. Takiej wypowiedzi udzielił w rozmowie z „Kickerem”:

Mam 25 lat, przestałem gonić za osobistymi celami. Jeśli będę grał dobrze, to zespół będzie grał dobrze. Nie jestem szczególnie samolubny. Nie mam problemu, jeśli będziemy tracić po trzy gole w każdym meczu, gdy będziemy wygrywać. Wiele przemawiało za Wolfsburgiem, przede wszystkim ten klub mnie chciał. Skłamałbym, gdybym powiedział, że finanse nie odegrały żadnej roli. Nie muszę robić z tego transferu romantycznej historii.

Kibicom Wilków taka szczerość może nie przypadła do gustu, ale jeśli będzie bronił tak dobrze, jak jego poprzednik Koen Casteels, szybko mogą to puścić w niepamięć. W pierwszym meczu w Pucharze Niemiec zachował czyste konto, więc debiut ma już za sobą. Zobaczymy, jak spisze się w Bundeslidze.

FSV Mainz 05

W poprzednim sezonie Mainz rzutem na taśmę utrzymało się w Bundeslidze. Na początku roku gorszą drużyną od tej z Moguncji było tylko Darmstadt. Działacze FSV postanowili jeszcze raz postawić wszystko na jedną kartę i przekazać władzę w zespole trenerowi imieniem Bo. Tym razem sternikiem na niepewnych wodach o prądach ciągnących na zaplecze został Henriksen, a nie Svensson, ale efekt był taki sam – utrzymanie w efektowny sposób. Ekipa pod wodzą Henriksena nie przegrała żadnego z ostatnich dziewięciu meczów, wygrywając aż pięć z nich. Opuściła strefę spadkową i nie musiała wcale bić się o ligowy byt w barażach.

Był to jednak bardzo intensywny okres, dlatego na poznanie nowego trenera kibice mieli czas dopiero latem. Duńczyk udzielił wywiadu „11Freunde”, gdzie zaskoczył swoimi niecodziennymi problemami. – W wielu sprawach jestem zagubiony. Z rok straciłem na szukaniu rzeczy, które zgubiłem: kluczy, pieniędzy, bluz, butów, wszystkiego. W Danii zgubiłem 155 kart kredytowych. Mój bank zadzwonił do mnie i powiedział, że to duński rekord. A to było kilka lat temu, więc kilka jeszcze doszło – opowiedział szczerze Henriksen.

Na szczęście dla Mainz, że z klubem z Moguncji znalazł utrzymanie. W tym sezonie zadanie będzie równie trudne.

Borussia Mönchengladbach

Za Gladbach wciąż odbija się czkawką najgorszy od 13 lat sezon. Czternaste miejsce było przypieczętowaniem fatalnego zarządzania klubem. Co zrobiono, by to naprawić? W zasadzie to nic. Przymierzany na nowego dyrektora sportowego za Rolanda Virkusa Sebastian Schindzielorz na Borussia Park nie trafił, dlatego za pion sportowy wciąż odpowiada 57-latek, którego kibice nazywają szyderczo alkoholikiem. Nie zmieniono również trenera i na ławce wciąż pozostaje Gerardo Seoane, który ze Źrebakami zdobywa średnio 1,18 punktu na mecz, choć kolejne sukcesy z zespołem rezerw odnosi Eugen Polanski. Do większych rotacji nie doszło także w zespole. Wszystko przez brak pieniędzy.

Nie mamy pieniędzy i musimy zobaczyć, jak rozwinie się rynek. Najpierw musimy kogoś sprzedać – wypalił Virkus. I Gladbach z chęcią by kogoś sprzedało. Problem w tym, że nie ma chętnego. Doszło do takiej absurdalnej sytuacji, w której Manu Kone wymusza transfer z klubu, ale Borussia nie ma go gdzie wcisnąć nawet za mniejsze pieniądze.

W tym wszystkim sami sobie pozostali kibice, którzy pomimo rozczarowań z poprzedniego sezonu, dalej starają się wspierać swój klub. Na piątek zapowiedzieli wielki przemarsz na inauguracyjny mecz z Bayerem. Szacuje się, że weźmie w nim udział nawet 20 tys. fanów, a wszyscy mają być ubrani na biało. Byle nie był to zwiastun białych chusteczek, które będą wyciągali na koniec sezonu, żegnając spadające do 2. Bundesligi Gladbach.

Union Berlin

Skończyła się hollywoodzka przygoda Unionu. Berlińczycy po latach grubych, w których przebili się z zaplecza na szczyt Bundesligi i wystąpili w Lidze Mistrzów, zostali brutalnie sprowadzeni na ziemię. Sportowo byli blisko degradacji, finansowo są na gorszej pozycji, bo stracili sponsorów, m.in. Paramount+, którzy lgnęli do nich, gdy występowali w Champions League i organizacyjnie nie dźwignęli gry na kilku frontach, m.in. źle dobierając trenera po zwolnieniu Ursa Fischera. Nenad Bjelica się nie spisał i sezon musiał ratować Marco Grote. Teraz stery przejął Bo Svensson i jego zadaniem będzie przywrócenie Żelaznym korzeni.

Jest wiele rzeczy, które należy szybko wdrożyć. Musimy poznać się na nowo, złapać grunt pod nogami, ustabilizować się i przestać popełniać proste błędy. Minie sporo czasu, zanim zagramy naprawdę dobre spotkanie – ocenił na łamach „Kickera” kapitan Christopher Trimmel.

Próżno zatem szukać w składzie nowych zawodników ze znanymi nazwiskami. Ponownie Union chce sprowadzić większość liczbę piłkarzy za mniejsze pieniądze, ale pod konkretny styl. Sprawdziło się to za Fischera, ale w końcowej fazie niespodziewanie porzucono tę koncepcją na rzecz megalomańskich planów w związku z grą w Europie. Przyniosła ona finansowe zyski. Ale tak jak łatwo przyszło, tak łatwo poszło. Wspomniana firma Paramount+, która widniała na froncie koszulek, gwarantowała sześć milionów euro za sezon. Teraz od wszystkich sponsorów z trykotów Union uzbiera od trzech do pięciu milionów. Różnica jest duża, ale to samo widać po składzie Żelaznych, stąd też przed Bo Svenssonem trudne zadanie.

VfL Bochum

Skoro o koszulkach mowa, to warto wspomnieć wydarzenie bezprecedensowe w skali świata, czyli pucharowe trykoty Bochum. Ich sponsorem został Herbert Grönemeyer – autor hymnu mundialu 2006. Jego inicjały zostały dodane na rękawy koszulek, w których Die Unabsteigbaren mieli występować w DFB Pokal. Wyprodukowano 4630 sztuk tych okolicznościowych strojów. Problem w tym, że Bochum w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec wystąpił w ciemnoniebieskich trykotach, na których nie ma sponsoringu Grönemeyera, a dodatkowo odpadł, przegrywając 0:1 Jahnem Regensburg. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że autor hymnu został sponsorem koszulek, które nigdy nie zostaną założone w oficjalnym meczu.

Cała nadzieja w tym, że zostaną sprzedane. 10 euro z ich sprzedaży trafi bowiem do sklepów „Tafel Bochum & Wattenscheid eV – Kindertafel” i „Soupküche Bochum eV”.

Z innych ciekawych letnich historii Bochum warto wspomnieć o petycji, która powstała z inicjatywy kibiców, a jej tematem jest kupno Leona Goretzki z Bayernu. Podpisało ją już blisko 2,5 tysiąca fanów, a wszystko dlatego, że pomocnik Die Roten jest zagorzałym fanem Die Unabsteigbaren, a nie ma większych szans na grę w Monachium. Gdy w maju ekipa z Zagłębia Ruhry walczyła o ligowy byt, on w retro tęczowej koszulce dopingował swojej ukochanej drużynie z trybun.

Jego obecna sytuacja sportowa w Bayernie Monachium jest napięta. Pomimo obowiązującego kontraktu wygląda na to, że Leon Goretzka nie będzie odgrywał już istotnej roli w planach zespołu. Kibice z Bochum postrzegają to jako wyjątkową szansę nie tylko dla klubu, ale także dla samego Leona. Swoim doświadczeniem, umiejętnościami i zaangażowaniem może wzbogacić Bochum. Leon będzie miał szansę podbić serca wszystkich romantycznych fanów piłki nożnej, którzy pragną historii, w których pieniądze i sława nie są głównym czynnikiem. Będzie to powrót do domu, ludzi i miasta, które utorowały mu drogę do zostania profesjonalnym piłkarzem. Oczywiście ta transakcja wydaje się szalona. Ale futbol żyje, dzięki takim szalonym pomysłom, pasji, poświęceniu i miłości do tego wspaniałego sportu – czytamy w uzasadnieniu petycji.

St. Pauli

Powrót St. Pauli do Bundesligi wywołał poruszenie nie tylko pod względem sportowym, ale i politycznym. W czasach, gdy przez Niemcy raz po raz przetaczają się prawicowe protesty, a neonazistowskie wystąpienia nie są niczym odosobnionym na ulicach największych miast, klub z Hamburga jawi się jako totalnego przeciwieństwo. Skrajnie lewicowy, tęczowy, popierający ruchy LGBT+ i tolerancyjny, ale do czasu, co wprost powiedział na łamach „Sky Sports” prezydent klubu Oke Gottlich.

– Niektórzy ludzie mówią, że w St. Pauli wszystko chodzi o tolerancję, więc dlaczego nie możecie tolerować faszystów? Ja wtedy mówię, nie ma kurwa opcji! Nie rozmawiamy z takimi ludźmi.

Pod względem sportowym o St. Pauli też było głośno, ale niekoniecznie po awansie, a krótko po nim. Niespodziewanie po trenera klubu z Hamburga sięgnął Brighton. Mewy wykupiły Fabiana Hürzelera, a jego miejsce zajął Alexander Blessin, który przeszedł solidną szkołę w stajni Red Bulla, a ostatnio z sukcesami prowadził Union Saint-Gilloise. Zobaczymy, jak poradzi sobie w Bundeslidze, bo zadania nie ma łatwego. St. Pauli nie wzmocniło się niemal wcale po awansie. W składzie wciąż jest wiele anonimowych postaci, jeśli pod uwagę weźmiemy realia Bundesligi. Wystarczy powiedzieć, że awans do drugiej rundy Pucharu Niemiec hamburczycy wywalczyli dzięki bramce Adama Dźwigały, który odkąd trafił do Niemiec w 2020 roku, nie wystąpił w elicie.

Trela: Nagelsmann alert. Najmłodszy trener w Niemczech bije wszelkie rekordy

Holstein Kiel

Skoro o Polakach mowa, warto dodać, że kolejną próbę podbicia Bundesligi otrzymał Tymoteusz Puchacz. Lewy obrońca po raz kolejny został odrzucony przez Union Berlin, ale przygarnął go niespodziewany beniaminek – Holstein Kiel. Kilonia już od kilku dobrych dni buja się w rytm różnych polskich hitów, ale nie ma się co oszukiwać – Bociany raczej nie mają czego szukać w Bundeslidze i prawdopodobnie podzielą los Darmstadt z poprzedniego sezonu.

Wystarczy powiedzieć, że Puchacz zastąpił na pozycji lewego obrońcy Holstein 33-letniego, znanego z występów w Piaście Gliwice Mikkela Kirkeskowa, który odszedł do Preussen Münster.

Już samo motto klubu zdradzone na łamach „Kickera” przed debiutem w Bundeslidze mówi wiele o jego możliwościach: „Pewny siebie, mimo braku możliwości„.

Mimo to obecność Holstein to duża sprawa dla Kilonii i całego regionu Szlezwik-Holsztyn. Będzie to 58. zespół, który kiedykolwiek wystąpił w Bundeslidze.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

3 komentarze

Loading...