Białystok czekał na taki mecz od… No, w zasadzie od zawsze. Jagiellonia zbiera nagrody za sensacyjny tytuł mistrzowski. Zapewniła sobie jesień w pucharach, doczekała się meczu z wielką europejską marką. Kolekcjonowanie pięknych wspomnień utrudnia tylko jedna drobnostka: Jaga na międzynarodowej scenie jest brutalnie obijana.
Różnicę poziomów między Jagiellonią a Ajaksem można zamknąć w tym, że gdy do Polski trafia gość, o którym mówimy, że był kapitanem Liverpoolu, zwykle chodzi o to, że dziesięć lat temu zdarzyło mu się założyć opaskę w turnieju o puchar hrabstwa Lincolnshire. Ajax zaś faktycznie ustawia zespół wokół człowieka, który prawie pięćset razy wychodził na boisku w trykocie The Reds.
Cieszy nas, gdy ściągamy piłkarzy, którzy mieli momenty. Darko Churlinov przyszedł prosto ze spadkowicza z Premier League. Lamine Diaby-Fadiga zadebiutował nawet w Ligue 1. Aurelien Nguiamba otarł się o grę w Serie A. I nie chodzi o to, żeby teraz się z Jagi nabijać, żeby jej to wytykać. Po prostu, jak logika nakazuje, zawodników, którzy mieli w wielkiej piłce tylko momenty, w konfrontacji z takową też stać maksymalnie na jakieś momenty.
Jagiellonia z zaskoczenia. Rzut rożny dał mistrzom Polski prowadzenie
Zerknijmy więc na momenty z samego początku gry. Diaby-Fadiga sprytnie machnął nogą nad piłką, sprawiając, że ta odbiła się od Remko Pasveera, co przyniosło Jagiellonii rzut rożny. W takich chwilach czuje się krew, zaraz przypominają się wskazówki trenera, który instruował: to im nie wychodzi, tu możecie ich złapać. Jagiellonia więc złapała. Korner rozegrała krótko i szybko, tak, że nie zorientował się w tym nawet realizator, a co dopiero obrona rywala.
Pyk i Jarosław Kubicki wypuścił Nene tak, że ten wjechał w pole karne. Pyk i Portugalczyk podawał już do Mikiego Villara. Pyk i Adrian Dieguez dobijał strzał kolegi.
Sędziom też przemknęło to przed oczami tak prędko, że musieli się upewnić, czy w którymś momencie Jagiellończycy nie zapewnili sobie przewagi, będąc na spalonym. Holendrzy nieśmiało zerkali na asystenta, licząc, że im się upiecze, ale nie, czysto. Wielka chwila Jagi: wyszła na prowadzenie z legendarnym Ajaksem.
Henderson chciał dać strzelić każdemu
Tyle byłoby jednak z momentów Jagi. Można byłoby docenić, że Nguiambie raz przypomniało się, jak grało się z kumplami na treningach Spezii, gdy wstawił nogę gdzie trzeba, w ostatniej chwili blokując strzał rywala. Tyle że już parę chwil później ten sam zawodnik stał jak wryty i obserwował, jak Chuba Akpom wyskakuje mu zza pleców, żeby wrzucić Sławomirowi Abramowiczowi jeszcze jedną sztukę do sieci.
Churlinov tu kręcił, tam się urywał, ale gdy trzeba było bronić, nie potrafił zatrzymać Devyne’a Renscha przed posłaniem wrzutki na nos Miki Godtsa. Potem jeszcze sprezentował Ajaksowi drugi rzut karny. Adrian Dieguez w Ekstraklasie zachwyca wprowadzeniem piłki, jednak na wyższym poziomie wychodzą z tego podania, które otwierają drogę do bramki nie jego kolegom, lecz rywalom.
Henderson już nawet nie udawał, że traktuje Jagiellonię poważnie. Pierwszą szansę na strzelenie gola z jedenastu metrów przekazał na ręce Chuby Akpoma, żeby chłopak skompletował hattricka. Drugą scedował na Mikę Godtsa, żeby dzieciak z Belgii poszukał dubletu, żeby też otworzył sobie drogę do zdobycia trzech goli w jednym meczu. Kiedy nastolatek puścił taśtasia w ręce Abramowicza, Jordan nawet się tym nie przejął.
Zbliżenie na jego twarz pozwoliłoby utworzyć sequel gifa „Oh no! Anyway…” z jego rodakiem, Clarksonem, w roli głównej. Ajax po dziewięćdziesięciu minutach w Białymstoku był już tak pewny, że dwumecz jest rozstrzygnięty, że włączył tryb plaża i pozwolił gospodarzom na dwie groźniejsze kontry.
Oczywiście bezskuteczne.
Ajax wyjaśnił Jagę w trybie plaża
Gdy na momenty Jagiellonii patrzymy z perspektywy całego meczu i wyniku na tablicy, wyglądają one jak ostatnie podrygi zdychającej ostrygi. Ktoś powie: Adrian Siemieniec zbiera doświadczenie, ale głupio nie odnotować, że przede wszystkim jednak zbiera baty.
Z Jagą zabawia się Bodo/Glimt, Jagę batoży Cracovia, Jagę obija Ajax. W każdym z trzech ostatnich meczów białostoczanie przyjęli czwórkę, a jednak zbieranie doświadczenia powinno łączyć się z wyciąganiem jakichś wniosków, bo inaczej wygląda to jak dowcip o buldogu, który przekonuje swojego opiekuna, żeby ten wystawił go do wyścigu z chartami, bo czuje się na siłach, żeby wygrać. Ostatecznie dobiega do mety ostatni, a pytany o to, jak do tego doszło, oznajmia, że nie ma pojęcia.
Wiemy, że Jagiellonia wskoczyła do pucharów w następstwie wyjątkowo słabego sezonu zwyczajowej czołówki. Nie dziwi nas, że jej kibice nie zarzucają po porażkach „Jaga grać, kurwa mać!” i traktują to wszystko jak przygodę życia. Mamy świadomość tego, że białostoczanie już cel zrealizowali, bo zagrają jesienią w pucharach.
Koniec końców mamy jednak mistrza Polski, którego obił każdy poza najlepszą ekipą na Litwie. Chluby to nie przynosi, a przecież przed nami jeszcze wyjazd do Holandii. Po pierwszej odsłonie jedyną nadzieją na to, że powtórki z wątpliwej rozrywki nie będzie, jest nie forma Jagi, lecz to, że pewny swego Ajax wypuści skład złożony z dzieciaków z akademii.
Jagiellonia Białystok — Ajax Amsterdam 1:4 (1:2)
Dieguez 5′ – Godts 27′, Akpom 9′, 61′, 69′
WIĘCEJ O JAGIELLONII BIAŁYSTOK I AJAKSIE AMSTERDAM:
- Kowal: Jaga to słaby mistrz Polski
- Trela: Europa to błogosławieństwo dla Jagiellonii
- Skandale, kompromitacje, upokorzenia. Zbrukana reputacja Ajaksu
fot. Newspix