Reklama

Feio tego nie robi i mówi o statystykach, ale przekładanie meczów ma sens

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 sierpnia 2024, 16:31 • 6 min czytania 22 komentarzy

Przekładanie meczów przez naszych pucharowiczów to już stały element letniego krajobrazu w polskiej piłce klubowej. Chyba już się do tego schematu przyzwyczailiśmy. Nadal jednak nie wszyscy chcą z tej furtki korzystać. Aktualnie wyłamuje się trener Legii, Goncalo Feio, podpierając się statystykami. 

Feio tego nie robi i mówi o statystykach, ale przekładanie meczów ma sens

Portugalczyk poruszył ten temat w ubiegłym tygodniu, zapytany o ewentualną zmianę terminu spotkania z Puszczą Niepołomice. – Był na to czas do minionego piątku, ale podjęliśmy decyzję, że tego nie zrobimy ze względu na zaufanie do naszych piłkarzy. Poza tym, proszę sprawdzić statystyki spotkań przeniesionych na inne terminy. To nigdy nie wychodziło na dobre. Dobre drużyny czasami mogą się potknąć w lidze, ale potrafią też reagować – argumentował Feio.

Dwa lata temu wolnego w lidze przed rewanżem z Broendby nie chciał sobie także zrobić Jens Gustafsson, co akurat na dobre „Portowcom” nie wyszło. Po obiecującym remisie przed własną publicznością, w Kopenhadze skompromitowali się w defensywie i przegrali aż 0:4.

Przekładanie meczów na początku sezonu dawniej nie było powszechne, choćby z tego względu, że dość regularnie umieszczaliśmy swoje kluby w fazach grupowych europejskich pucharów i nasza pozycja w rankingu UEFA nie wyglądała dramatycznie. Jeszcze w 2015 roku w grupie Ligi Europy mieliśmy Legię i Lecha. Zmieniło się to po 2016 roku, który zdecydowanie nas rozpieścił i z dzisiejszej perspektywy jawi się jako totalna anomalia. Reprezentacji Polski dotarła wtedy do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a od półfinału dzieliło ją lepsze wykonywanie rzutów karnych. Z kolei na niwie klubowej po dwudziestu latach przełamaliśmy niemoc w eliminacjach Ligi Mistrzów i do piłkarskiego raju – w dużej mierze dzięki łatwemu losowaniu, będącemu efektem wcześniejszych udanych lat na międzynarodowej arenie – dostała się Legia.

Z tego przyjemnego snu zostaliśmy później gwałtownie wybudzeni. Przez kolejne trzy lata żaden z przedstawicieli Ekstraklasy nie grał w fazie grupowej czegokolwiek, a jako federacja nie potrafiliśmy przebić progu trzech punktów rankingowych za sezon. Do pogromców polskich klubów dołączyły takie nazwy jak Astana, Sheriff Tyraspol, Dudelange, Qabala, Dunajska Streda czy Riga FC.

Reklama

Ekstraklasa na wielu polach się rozwijała: coraz więcej ładnych stadionów, coraz większe pieniądze, coraz więcej nowych technologii (szybko wprowadziliśmy VAR). Najważniejszy aspekt jednak kompletnie się nie zgadzał i stało się jasne, że jeśli ten trend nie zostanie zmieniony, to w pewnym momencie piękne opakowanie przestanie wystarczać, rozdźwięk stanie się zbyt duży.

Zaczęło sobie zdawać z tego sprawę całe środowisko, dlatego pucharowicze mogli liczyć, że liga jako całość będzie im szła na rękę, na przykład poprzez przekładanie meczów. W interesie całej Ekstraklasy, chyba jak nigdy przedtem, zaczynało być to, żebyśmy odbili się w rankingu UEFA. W najgorszym okresie zajmowaliśmy w nim koszmarne trzydzieste miejsce.

No więc, przekładamy. W 2019 roku dotyczyło to jedynie Legii, szykującej się na rewanż z Atromitosem, która z tego względu odpuściła sobie granie z Wisłą Płock. W poprzednim sezonie z powodu pucharów zmieniono termin aż sześciu ligowych spotkań. W tym zapewne będzie podobnie.

Od 2022 roku Ekstraklasa SA unormowała temat, wprowadzając zapis, że każdy klub rywalizujący w Europie może przełożyć jeden mecz ligowy w III rundzie eliminacji i jeden w razie dostania się do fazy play-off. Jasno zostało też powiedziane, że terminarz jest układany pod pucharowiczów, aby w pierwszych kolejkach unikali meczów na szczycie i dalekich wyjazdów.

Musiało do tego dojść, ponieważ wcześniej przełożenie spotkania w teorii miało zależeć od dobrej woli rywala, a w praktyce zaczęło być narzucane z góry. Najbardziej jaskrawy przykład to sezon 2020/21, gdy Lech chciał zmienić termin starcia z Pogonią, ale szczecinianie nie wyrazili na to zgody. Mimo to Ekstraklasa SA niedługo potem poinformowała, że mecz został przełożony „w porozumieniu z nadawcami telewizyjnymi”, co oczywiście rozwścieczyło ludzi w Szczecinie. Dochodziło do wyraźnego konfliktu interesów i każdy patrzył na siebie, choć postronni obserwatorzy stali raczej na straży tego, że jeśli majstrowanie przy ligowym terminarzu zwiększy szanse na awans choćby o kilka procent, to warto z takiej szansy korzystać.

Co ciekawe, gdy już doszło do rozegrania tamtego spotkania, Lech przegrał u siebie z „Portowcami” aż 0:4. Nikt nie poległ sromotniej przy odrabianiu ekstraklasowych zaległości.

Reklama

A jak to jest ze statystykami, o których mówił Goncalo Feio? Oto lista przełożonych z powodu pucharowych bojów meczów ligowych z ostatnich pięciu sezonów.

2019/20

Legia Warszawa – 4. kolejka z Wisłą Płock (0:1)

2020/21

Legia Warszawa – 5. kolejka ze Śląskiem Wrocław (2:1)

Lech Poznań – 5. kolejka z Pogonią Szczecin (0:4)

2021/22

Raków Częstochowa – 4. kolejka z Radomiakiem Radom (2:2), 5. kolejka z Górnikiem Zabrze (1:2)

Legia Warszawa – 3. kolejka z Zagłębiem Lubin (4:0), 5. kolejka z Termaliką (4:1)

2022/23

Raków Częstochowa – 2. kolejka z Piastem Gliwice (1:0), 6. kolejka z Pogonią Szczecin (1:0)

Lechia Gdańsk – 2. kolejka z Górnikiem Zabrze (2:1)

Lech Poznań – 2. kolejka z Miedzią Legnica (2:2), 6. kolejka z Lechią Gdańsk (3:0)

2023/24

Legia Warszawa – 2. kolejka z Cracovią (0:2), 6. kolejka z Pogonią Szczecin (4:3)

Raków Częstochowa – 2. kolejka z Koroną Kielce (2:0), 6. kolejka z Lechem Poznań (1:4),

Lech Poznań – 4. kolejka z Jagiellonią Białystok (3:3)

Pogoń Szczecin – 3. kolejka ze Śląskiem Wrocław (0:2)

RAZEM: 18 meczów, 9 zwycięstw, 3 remisy, 6 porażek, śr. punktów 1,66 pkt na mecz

Widzimy, że te statystyki nie są aż tak złe. Połowa zaległych spotkań była wygrywana przez wnioskujących o taki ruch. Z drugiej strony, średnia 1,66 pkt na mecz nigdy nie umożliwiłaby walki o najwyższe laury. Nawet w ostatnim sezonie, mało wymagającym pod tym względem, taka średnia nie pozwoliłaby wyprzedzić trzeciej w tabeli Legii.

Wniosek? Na dłuższą metę w takim rytmie trudno byłoby funkcjonować. Skoro jednak chodzi o maksymalnie dwa przypadki na rok, pucharowicze nie powinni się szczególnie wzbraniać przed ułatwieniem sobie drogi w ostatnich rundach eliminacyjnych, bo później aż tak dużo do stracenie nie mają. Nie wydają na siebie wyroku. Lepiej iść tą drogą, niż dopuszczać do takich sytuacji, jakiej jesienią 2020 roku doświadczył Piast Gliwice. FC Kopenhaga tak czy siak była zdecydowanym faworytem. Jeśli jednak gliwiczanie jeszcze w poniedziałek 21 września mierzyli się z Jagiellonią, by już trzy dni później wyjść na boisko w Danii, to swoje szanse obniżyli do absolutnego minimum. Podopieczni Waldemara Fornalika długo się odkręcali po niezwykle intensywnym starcie. W siedmiu kolejkach wywalczyli punkt i dopiero pod koniec października rozpoczęli marsz w górę tabeli.

Znajdujemy się w takim a nie innym miejscu w piłkarskiej hierarchii i argumentowanie, że najlepsi w topowych ligach nie przekładają meczów nie ma większego sensu. Najlepsi nie przekładają, ale nie jest to nic wyjątkowego w ligach z naszej półki. A omawiany okres pokazuje, że bez takiej podpórki nikomu nie udało się wejść do fazy grupowej, gdy musiał przechodzić pełen cykl eliminacyjny (Jaga teraz grupę Ligi Konferencji zapewniła sobie po jednym wygranym dwumeczu, zanim zdążyła cokolwiek przełożyć w Ekstraklasie). Jeśli udałoby się to Goncalo Feio, dokonałby tego w Ekstraklasie jako pierwszy od czasów Legii Warszawa Henninga Berga i Lecha Poznań Macieja Skorży w sezonie 2015/16.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

22 komentarzy

Loading...