Wojciech Szczęsny byłby pewnym punktem niemal każdego topowego klubu Europy. W Serie A przez lata trzymał szalenie wysoki poziom, w reprezentacji Polski zagrał kapitalnie na mundialu w Katarze i bardzo dobrze na Euro 2024. Odejście z Juventusu wcale nie sprawia, że 34-letniego bramkarza należy wypisywać ze świata wielkiego futbolu.
Spośród polskich piłkarzy w XXI wieku bardziej imponującym CV pochwalić może się tylko Robert Lewandowski. W przypadku Szczęsnego rzadko się to podkreśla, z dwóch kluczowych powodów. Raz, że rodzimego golkipera na szczycie przerabialiśmy już, kiedy Jerzy Dudek wygrywał Ligę Mistrzów z Liverpoolem i przychodził na ławkę rezerwowych do Realu Madryt. Dwa, że trudno nie być w cieniu Lewego, któremu w 2020 roku należała się Złota Piłka.
Szczęsny nie ma jednak powodów do choćby najmniejszych kompleksów. Jako nastolatek wyjechał do Londynu. W pierwszych latach w Anglii płakał, załamywał się, tęsknił za domem. Nie odbił się od brutalnej próby wytrzymałości psychicznej i fizycznej na wypożyczeniu w Brentford. Andy Scott, jego trener, mówił, że Polak był kozakiem: bronił wszystko, a jak już puścił gola, to wszyscy w klubie się dziwili. W Arsenalu sprostał oczekiwaniom Arsene’a Wengera. Ten wrzucił go na młóckę poważnej próby: Premier League, Liga Mistrzów, Emirates Stadium.
Wygrał rywalizację z Łukaszem Fabiańskim i Manuelem Almuną, w sezonie 2013/14, wraz z Petrem Cechem, liczbą czystych kont zapracował na Złotą Rękawicę. Presja w drużynie „Kanonierów” była niebywała, każdy najmniejszy błąd mu wypominano, zdarzało się, że wskazywano jako kozła ofiarnego i rzucano na pożarcie mediom. To był moment, kiedy Szczęsny wierzył, że pierwszym bramkarzem Arsenalu będzie do końca kariery. Biznes jest jednak bezlitosny: wystarczyło gorsze pół roku, do bramki wskoczył David Ospina, a on wylądował na aucie.
Najlepsze lata kariery Polaka przypadły więc na Serie A. W Romie na ławce rezerwowych siedział przy nim Alisson. W Juventusie ochrzczono go mianem następcy Gianluigiego Buffona. Gigi też go w tej roli zaakceptował, wspierał, nie przeszkadzało mu zostanie „dwójką”. Potem Szczęsny ukuł sobie dowcip: „Moimi zmiennikami byli najlepszy bramkarz świata Alisson i najlepszy bramkarz w historii Buffon”. O jego klasie świadczy też świetny procent obronionych strzałów w Serie A:
- 2015/16 –73,8%,
- 2016/17 – 76,6%,
- 2017/18 – 72.7%,
- 2018/19 – 76,5%,
- 2019/20 – 80,6%,
- 2020/21 – 71,4%,
- 2021/22 – 75,2%,
- 2022/23 – 75,3%,
- 2023/24 – 74,1%.
Kilka lat temu Włosi nie mieli wątpliwości: był numerem jeden wśród bramkarzy Serie A. Statystyki wskazywały też, że Szczęsny jest jednym z trzech, może pięciu najlepszych golkiperów w ligach top pięć. W Polsce trochę tego nie doceniano. Kojarzył się z wpadkami i nieszczęściami na wielkich turniejach: sprokurowanym rzutem karnym i czerwoną kartką z Grecją w 2012, kontuzją z Irlandią Północną w 2016, pamiętną przebieżką z Senegalem w 2018, samobójem strzelonym plecami ze Słowacją w 2021. Nawet jeśli na Euro 2020 odkupił słowackie winy świetną postawą z Hiszpanią, wciąż z utęsknieniem wspominano pajacyki Boruca z 2006 i 2008 roku, bohaterskie wejście Tytonia w 2012, spektakularną solidność Fabiańskiego w 2016…
Wszystko odmienił mundial w Katarze. Szczęsny czynił cuda, obronił rzuty karne w meczach z Arabią Saudyjską i Argentyną, niemal w pojedynkę wyprowadził Biało-Czerwonych z grupy. Na Euro 2024 jechał już bez bagażu zaprzeszłych wpadek, z Holandią był fantastyczny, z Austrią też dwoił się i troił, w takiej formie miałby pewne miejsce w pierwszym składzie prawie wszystkich uczestników tych mistrzostw Europy.
Jednocześnie już w Niemczech często mówiło się, że jego czas w Juventusie dobiega końca. Szczęsnego poza klub wypychano właściwie tylko z powodów ekonomicznych i strukturalnych: nadszedł czas przebudowy po erze Massimiliano Allegriego, nowy dyrektor sportowy Cristiano Giuntoli dostał zadanie przemeblowania składu i pozbycia się zawodników z wysokimi kontraktami, a od Polaka więcej w Starej Damie zarabiał ponoć tylko wiele lat młodszy Dusan Vlahović.
Sportowo 34-letni bramkarz wciąż się bronił. Włosi ciągle wymieniali go w gronie trzech najlepszych zawodników na swojej pozycji. Tylko Vanja Milinković-Savić z Torino i Yann Sommer z Interu zachowali większą liczbą czystych kont od niego. Oczywiście, bardzo dobry sezon w Monzie zaliczył Michele Di Gregorio, który w przyszłym sezonie wskoczy w buty i rękawice Szczęsnego w Juventusie, ale czy gwarantuje on wyższą jakość niż Szczęsny? Nie, po prostu nie. O tych przetasowaniach, tak jak wspomnieliśmy, zdecydowały względy bardziej pragmatyczne, konkretnie pozasportowe.
Pytanie, co dalej z karierę Szczęsnego. Jego barwne wywiady w FootTracku wskazują na całkowity brak ciśnienia. Polak nic już nie musi. Osiągnął wszystko, co chciał osiągnąć. Żyje na luzie, po swojemu, jest zarobiony po uszy, na koncie odłożył grubą forsę, głowę ma na karku, odważenie marzy o pójściu w kierunku architektury i deweloperki. Od lat wspomina też, że karierę zakończy nagle, bez fanfar i pompy, kiedy tylko będzie chciał. To daje mu duży komfort.
Inna sprawa, że Szczęsny w takiej formie i w tym momencie życia poradziłby sobie w każdym albo prawie każdym klubie Europy. I to nie podlega żadnym dyskusjom. To wyśmienity bramkarz. Doświadczony, ograny, po taktycznej szkole wybitnych trenerów, myślący na boisku i poza nim, gwarantujący jakość i nieschodzący poniżej wysokiego poziomu. Powrót do Premier League? Proszę bardzo. Coś w Serie A? Przyjemność po obu stronach. LaLiga, Bundesliga, Ligue 1? Z miejsca topowy bramkarz. Jak będzie chciał wyjechać do MLS, to wyjedzie. Jak pojawią się petrodolary z Arabii Saudyjskiej, to też czemu nie.
Problem w tym, że jest połowa sierpnia, na całym kontynencie startują ligi, a wiele klubów ma już niemal podomykane składy, szczególnie na tak newralgicznej pozycji jak bramka. Szczęsnemu się nie spieszy. Może poczekać na ofertę, która w pełni będzie mu odpowiadać. Dla prestiżu polskiej piłki fajnie byłoby, jakby trafiło mu się coś dużego. Tego mu życzymy. Choć wiemy też, że on sam tego już niespecjalnie potrzebuje.
Czytaj więcej o piłce nożnej:
- Sukces Jagiellonii. W Bodo zebrała mniejsze baty niż Roma
- Nadprezes. Korona Kielce wpadła w polityczne bagno [REPORTAŻ]
- Czy Jagiełło okaże się wzmocnieniem Lecha? Analizujemy pobyt Filipa we Włoszech
- Adwokat Baranowskiej: „Twierdzenia o romansie są nieprawdziwe”
Fot. Newspix