Reklama

Jeszcze „Jaga” nie zginęła. Bodo/Glimt wciąż jest w zasięgu

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

13 sierpnia 2024, 10:28 • 3 min czytania 54 komentarzy

Piłkarze wraz z trenerem Siemieńcem zgodnie przyznawali, że pierwszy mecz z Norwegami w Białymstoku nie poszedł po ich myśli ze względu na niedostatek odwagi, który trochę ograniczył ich możliwości. To nie powód, żeby Jagiellonię biczować, zwłaszcza że walka o Ligę Mistrzów dla tej ekipy to zupełna nowość. I też nie powód, żeby przekreślać ją w rewanżu, skoro przy wyniku 0:1 nic nie jest jeszcze stracone.

Jeszcze „Jaga” nie zginęła. Bodo/Glimt wciąż jest w zasięgu

Tak, sprawa awansu jest otwarta, przy czym nie będziemy zgrywać naiwniaków, że „Jaga” ma duże szanse. Bodo/Glimt to jednak Bodo/Glimt, żaden tam ogórek, który po frajersku potrafi oddawać inicjatywę, bramki i sprawę awansu. Żeby przejść dalej, mistrz Polski będzie musiał wznieść się na wyżyny tego, co potrafi zagrać. Norwegowie tracą mało goli na własnym stadionie, w dziewięciu meczach tego sezonu w lidze zaledwie osiem, ale przecież wiemy doskonale, z czego zasłynęła mistrzowska Jagiellonia. Z ofensywy, skuteczności napastników, pomocników i skrzydłowych. A że do składu na dobre wrócił Nene, w formie jest Pululu, a Marczuk jeszcze zostaje na to spotkanie przed prawdopodobnym wylotem do MLS, mamy prawo spodziewać się znacznie lepszej gry niż w Białymstoku.

Sam fakt, że Jagiellonia jest w niewygodnej pozycji przez bramkę samobójczą, ma swoją wymowę. Piłkarze, choć tydzień temu zasłużenie przegrali 0:1, muszą czuć, że Norwegowie są do złapania. Naprawdę trudno wyobrazić sobie powtórkę z rozrywki i kolejny taki mecz, w którym Jagiellonia nie potrafi skorzystać ze swoich kluczowych atutów. Owszem, nie raz w europejskiej przygodzie natknęliśmy się na Bodo i nie raz te rywalizacje były dla nas bardzo trudne. Ale Legia ostatecznie dała radę w 2021 roku, a Lech w 2022. Po Jagiellonii, mimo wszystko, też powinniśmy spodziewać się przynajmniej walki jak równy z równym, nawet jeśli uznamy, że Bodo od tamtego czasu poczyniło kilka kroków naprzód.

I żeby nie było: dla Jagiellonii nie będzie dzisiaj wstydem pożegnanie z Ligą Mistrzów. Od samego początku było jasne, że ktokolwiek stanie na jej drodze, będzie to scenariusz ze snów. Puchary już są, jesień „Jaga” będzie miała bardzo pracowitą i doceniamy to w całej okazałości. Ale jeśli już masz szansę, skorzystaj z niej. Gra toczy się nie tylko o następną fazę kwalifikacji, ale też o napędzenie całej koniunktury wokół klubu. Szyld Ligi Mistrzów, dobra kasa za kolejny awans, potencjalnie fajny rywal ściągający tłumy na stadion i przed telewizorem. To sprzedaje się samo i chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że podobna okazja nieprędko może się powtórzyć.

Jagiellonia stoi jednocześnie przed wielką szansą i wielkim wyzwaniem. Wydaje się, że dzisiejszy mecz to właściwie najtrudniejsze zadanie Adriana Siemieńca w jego karierze trenerskiej. Odwrócić 0:1 na trudnym terenie? Z rywalem, który jeszcze niedawno grał w fazie grupowej Ligi Europy i zawsze sprawia problemy nawet większym markom, choćby Ajaksowi Amsterdam? Szkoleniowiec „Jagi” po spotkaniu w Białymstoku przyznał, że to było dla niego doświadczenie warte kilku lat pracy w roli trenera. Miejmy nadzieję, że skorzysta z niego na tyle szybko, żeby dziś świętować awans do następnej rundy. Byłoby cudownie, acz znowu podkreślimy: nie będzie tragedii, jeśli z Norwegii Jagiellonia wróci na tarczy.

Reklama

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

54 komentarzy

Loading...