Reklama

Papierowy hit dla Wisły. Rodado znów sam wygrał mecz

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

12 sierpnia 2024, 21:17 • 4 min czytania 33 komentarzy

Hit. Szlagier. Mecz kolejki. W pierwszoligowym wydaniu te słowa muszą chyba znaczyć coś odrobinę innego, niż nam się wszystkim wydaje. To widowisko długimi fragmentami mogło liczyć tylko na trzech ratujących obraz meczu aktorów. Gdyby Miłosz Kozak nie przyszedł 27 lat temu na świat, sami musielibyśmy go sobie wymyślić. Gdyby Szymon Szymański bał się strzelać, musielibyśmy go mocno do tego zachęcać. Gdyby Angel Rodado nigdy nie został ściągnięty do Polski, sami musielibyśmy go tu sobie przywieźć. Choćby do uprzyjemnienia dzisiejszego starcia Wisły z Ruchem.

Papierowy hit dla Wisły. Rodado znów sam wygrał mecz

Ci trzej panowie musieli się sporo nagimnastykować, żebyśmy mogli napisać trochę więcej na temat tego spotkania. Skrzydłowy Ruchu, póki miał siłę, kręcił obrońcami Wisły we wszystkie strony. Kombinował jak dostać się w pole karne rywali i bił kolejne rzuty rożne, których tylko w pierwszych dwudziestu minutach meczu uzbierało się chyba z pięć. Tak, Miłosz Kozak walczył za dwóch, a może i nawet za ośmiu. Na boisku był momentami tylko on i jakieś kopiące go po piszczelach bezimienne nogi.

Szymon Szymański zdobył dziś pewnie najpiękniejszego gola w całej swojej karierze, także tej przyszłej.

A Angel Rodado kilka razy odnalazł się pod polem karnym Ruchu, zebrał piłkę, strzelił na bramkę. Wreszcie zdobył dwa gole. Był widoczny, w przeciwieństwie do kilku kolegów z drużyny.

I oczywiście, to wszystko to lekka hiperbola. Gdyby jednak nie było dziś na boisku tych trzech gości, to wolelibyśmy oglądać jak na stadionie w Krakowie rośnie trawa.

Reklama

Wisła – Ruch 3:1. Bez Kozaka już tylko Szymon Szymański

Czasem może uśmiechamy się lekko, gdy kolejny raz Miłosz Kozak wychodzi na murawę w tych stylizowanych na stroje pływaków spodenkach, ale to nie znaczy, że nie umiemy docenić jego wkładu w grę Niebieskich. Dziś był on pewnie taki sam, jak zwykle, ale koledzy dojeżdżali na poziom skrzydłowego bardzo rzadko. Prawda jest smutna – Ruch stworzył dziś chyba tylko dwie godne odnotowania akcje ofensywne. Dobrze rozegrany rzut wolny z niezłym, sytuacyjnym strzałem Szymona Szymańskiego. I przepięknego gola tego samego Szymona Szymańskiego, który huknął prawie z czterdziestego metra i strzelił bramkę marzeń.

No i poza tym, był już tylko Miłosz Kozak i jego przepychanki z piłkarzami Białej Gwiazdy.

Okej, był też kretyński faul Filipa Starzyńskiego na początku drugiej połowy, za który doświadczony piłkarz Ruchu zasłużenie wyleciał z boiska. Trudno pominąć tak głupie zagranie, więc wspominamy chociaż słowem o jego autorze – takim wejściem mógł dołożyć trosk Kazimierzowi Moskalowi i wysłać do ortopedy Oliviera Sukiennickiego. Dobrze, że go sędzia Przybył wysłał do szatni.

Rodado i długo, długo nic

Nawet jeśli w samej końcówce do siatki Ruchu trafił też wspomniany Sukiennicki, to i tak gospodarze mogli liczyć dziś tylko na swojego hiszpańskiego asa. Angel Rodado to dla Białej Gwiazdy więcej niż skarb. To gwarancja tego, że kiedy nie klei się nic, gole padają i tak. Na 1:0 uderzył jak z niczego, choć swój udział przy bramce miał też dogrywający Marc Carbo.

Reklama

Później Rodado znów dał o sobie znać, wyprowadził gospodarzy na 2:1. Wykorzystał, choć nie bez odrobiny szczęścia, kontrowersyjny rzut karny po faulu na Carbo i odebrał osłabionemu Ruchowi nadzieję na choćby punkt wywieziony z Krakowa.

Swoją drogą, chcemy wierzyć, że VAR pokazał sędziemu Przybyłowi lepsze powtórki niż TVP Sport wszystkim telewidzom. Jeśli jednak było inaczej, to możemy już chyba mówić o bezzasadności takiej powierzchownej wideoanalizy. Bo na co komu dwa ujęcia z gniazda na wysokości linii środkowej boiska, jeśli wystarczyłaby nam jedna kamera za bramką Ruchu, by szybko ocenić, czy był faul, czy jednak nie.

A często to właśnie takie newralgiczne decyzje rozstrzygają o podziale punktów.

Wisła Kraków – Ruch Chorzów 3:1

Angel Rodado 45’+2, 75′, Olivier Sukiennicki 90’+9 – Szymon Szymański 57′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

33 komentarzy

Loading...