Reklama

Futbol apozycyjny. Dziewięć archetypów ról w modelu gry Puszczy Niepołomice

Michał Trela

Autor:Michał Trela

11 sierpnia 2024, 11:19 • 12 min czytania 24 komentarzy

Sposób gry zespołu Tomasza Tułacza na tyle odbiega od konwencjonalnego, że jego opis wymaga odejścia od wprowadzającego jedynie zamęt określania pozycji i ustawienia. O małopolskiej drużynie lepiej rozmawiać przez pryzmat dziewięciu ról, którymi trener żongluje zależnie od potrzeb.

Futbol apozycyjny. Dziewięć archetypów ról w modelu gry Puszczy Niepołomice

Współcześni trenerzy światowego formatu z uporem maniaków przekonują mędrkujących dziennikarzy, że zbyt dużą wagę przywiązują do ustawienia i pozycji na boisku. Pep Guardiola wypalił kiedyś, że ustawienia to tylko numery telefonów. Cyferki poukładane w losowych ciągach. Funkcjonują umownie, gdzieś na przedmeczowych grafikach. Później różnią się zależnie od tego, czy drużyna jest przy piłce, czy bez niej. Boczni obrońcy wchodzą do środka, stając się środkowymi pomocnikami. Ci cofają się, by wspomóc stoperów w rozegraniu. Napastnik schodzi na skrzydło, a ofensywny pomocnik wchodzi w pole karne w miejsce typowej dziewiątki. Płynność, w której mgliście widać ślady rozpiski sprzed spotkania.

Współcześni trenerzy nie lubią też mówić o pozycjach. Wolą określenie „role”. Różne role można wypełniać z różnych pozycji, w zależności od sytuacji. Boczny pomocnik bocznemu pomocnikowi nierówny. Dziewiątki są klasyczne i fałszywe. Podobnie jak skrzydłowi. Środkowy pomocnik typu Andrea Pirlo to inny środkowy pomocnik niż Gennaro Gattuso, choć przecież na grafice obaj są identycznymi kropkami ustawionymi obok siebie. Mniej ważne robi się posiadanie w drużynie graczy na odpowiednie pozycje. Coraz ważniejsze jest posiadanie takich, którzy mogą wypełniać konkretne zadania. Silna dziewiątka. Podwieszony napastnik. Sprinter. Pracuś w pressingu. Egzekutor stałych fragmentów gry. Gdzie akurat funkcjonują na boisku w danym momencie, ma drugorzędne znaczenie.

Do Polski te tendencje również dochodzą. Najmodniejszy w ostatnich latach był model gry wprowadzony przez Marka Papszuna do Rakowa Częstochowa, dla każdej roli mający ściśle określone wymagania i parametry, do których próbuje się potem wpasować jak najlepszych wykonawców. Trener, pracując tam przez lata, odniósł spektakularne sukcesy, o swoim spojrzeniu na futbol potrafi opowiadać, a do tego otacza się w sztabie ludźmi, którzy też umieją wyjaśniać światu, jakich cech szukają. Stało się więc szybko jasne nawet dla niedzielnych kibiców, którzy napastnicy pasują do Rakowa, czego szuka się tam u wahadłowych i dlaczego dany kreatywny piłkarz nie znajduje uznania trenera na częstochowskiej pozycji numer dziesięć.

Tomasz Tułacz, trener Puszczy Niepołomice, też potrafi zajmująco opowiadać o futbolu, ale zupełnie inaczej. Dał już w poprzednim sezonie znać, że drażni go wprowadzanie nadmiernie fachowej terminologii do rozmów o piłce. Mimo że też odniósł w swojej skali spektakularne sukcesy, aż tak mocno nie przebił się do głównego nurtu, bo przecież nie wygrywa z zespołem Pucharów Polski na Stadionie Narodowym, nie rywalizuje w europejskich pucharach i nie bije się o mistrzostwo Polski. Są jednak powody, by uważać, że model gry, jaki przez blisko dziewięć lat pracy w Niepołomicach wprowadził do drużyny, jest określony niemal równie szczegółowo, jak ten częstochowski. W przypadku Puszczy dyskusja, czy dany skład jest ofensywny, czy defensywny, nie ma zwykle żadnego sensu. A już zwłaszcza, patrząc na nominalne pozycje piłkarzy.

Reklama

MODEL GRY PUSZCZY

Zaczęło się już po inauguracyjnym meczu w Białymstoku. Niektórzy wytykali Puszczy, że na spotkanie z mistrzem Polski pomieściła w składzie sześciu nominalnych obrońców i trzech defensywnych pomocników. Czyli nie licząc skrzydłowego Mateusza Cholewiaka, wszyscy zawodnicy z wyjściowej jedenastki zajmowali się na co dzień głównie bronieniem dostępu do własnej bramki. Z drugiej jednak strony nie brak głosów, że małopolski zespół przynajmniej próbuje na początku tego sezonu mniej kopać piłkę, a więcej w nią grać. Na wyniki na razie to się nie przekłada, przynajmniej nie pozytywnie, ale faktycznie pod względem efektywnego czasu gry niepołomiczanie są na razie w środku stawki, nie na szarym końcu, jak przez większość poprzednich rozgrywek. Jej mecze bardziej przypominają więc konwencjonalną grę w piłkę.

Rozmawianie o Puszczy przez pryzmat pozycji zawodników to jednak błąd w sztuce. Bo to zespół, którego złożoność widać, dopiero gdy przyjmie się umowne archetypy ról. Trener Tułacz tego nie zrobi, bo nie lubi komplikować rozmów o futbolu, można więc spróbować to zrobić za niego. W Puszczy nie ma bocznych i środkowych obrońców, skrzydłowych, środkowych pomocników czy napastników. To znaczy, w teorii są, ale na te same pozycje trener posyła czasem zupełnie różnych w swojej charakterystyce zawodników. Ma tym samym dużą zdolność wpływania na losy meczu, co pokazywał kilkakrotnie w poprzednim sezonie. Choćby w jesiennym starciu z Jagiellonią Białystok, gdy jego drużyna przegrywała do przerwy 0:3, a po przerwie odrobiła straty i była bliska zwycięstwa. Rzadko się zdarza, by trener w kwadrans tak mocno był w stanie zmienić taktycznie drużynę, a wraz z nią losy spotkania.

W kadrze Puszczy da się zasadniczo wyróżnić dziewięć ról. Dopiero przypisanie do nich konkretnych graczy pozwala w pełni zrozumieć, dlaczego bez Kamila Zapolnika drużyna miała w poprzednim sezonie takie problemy i co sprawiało, że z Wojciechem Hajdą za jego plecami wyglądała lepiej, niż gdy grał tam Lee. Krótka charakterystyka każdego z archetypów powinna pozwolić lepiej zrozumieć ten zespół.

KOPACZE

Najczęściej to rola przypadająca bramkarzom Puszczy, którzy zawsze są młodzieżowcami. Ostatni nie-młodzieżowiec, Andrzej Sobieszczyk, wystąpił między słupkami niepołomickiego zespołu ponad osiem lat temu. By pasować do Puszczy, nie wystarczy mieć odpowiedniej daty urodzenia i umieć zatrzymywać strzały. Trzeba jeszcze dobrze grać nogami. Przy czym nie w tym sensie, co zwykle. Nikt nie oczekuje tam od bramkarza, że będzie pomagał wychodzić drużynie spod pressingu we własnym polu karnym albo że nienagannie przyjmie trudną piłkę zagraną mu przez obrońcę. Chodzi o umiejętność kopania jej w punkt na kilkadziesiąt metrów.

Oliwier Zych, który stał między słupkami Puszczy w zeszłym sezonie, mówił po wyjazdowym meczu z Legią (1:1), że od wykopywania na kilkadziesiąt metrów bolą go pachwiny. Trener Tułacz życzliwie ripostował – cytuję z pamięci – „że najwyższy czas się przyzwyczaić”. W tym elemencie Kewin Komar jest bardzo mocny. Zasłynął oczywiście dwiema asystami w meczu barażowym o awans z Wisłą Kraków (4:1), ale zarówno wcześniej, jak i później potrafił kopać piłkę w punkt – najczęściej w glacę Kamila Zapolnika — na kilkadziesiąt metrów. Obaj bramkarze Puszczy podawali w poprzednim sezonie średnio na ponad 51 metrów, czyli głęboko na połowę rywala. Umiejętność kopnięcia piłki przez pół boiska w dokładnie ustalone miejsce to ważny czynnik rozpoczynający ataki Puszczy.

GŁĘBOKO COFNIĘCI NAPASTNICY

Zachwycano się czasem w poprzednim sezonie, że Puszcza ma najskuteczniejszych obrońców w lidze, co samo w sobie powinno zgrzytać. Jeśli obrońcy są główną bronią ofensywną zespołu, czas ich nazywać, choćby ekstremalnie głęboko cofniętymi, ale jednak napastnikami. Pod względem kontaktów z piłką w polu karnym rywala Artur Craciun, tzw. stoper, był na 20. miejscu w lidze bez podziału na pozycje. Tzw. środkowi obrońcy – Craciun i Łukasz Sołowiej – wykonywali w Puszczy rzuty karne. Obaj byli najlepszymi strzelcami drużyny. Razem z Romanem Jakubą i Michałem Kojem, kolejnymi ofensywnymi stoperami, bezpośrednio odpowiadali za osiemnaście z 39 goli Puszczy. A przecież Mołdawianin i Ukrainiec mieli jeszcze po trzy asysty, a Sołowiej jedną. W klasyfikacji kanadyjskiej Craciun wykręcił dziesięć punktów. Tyle, ile Michał Rakoczy, Patryk Makuch, Michael Ameyaw czy Paweł Wszołek. Nazywanie ich obrońcami, tylko dlatego, że zwykle ustawiają się przed własnym bramkarzem, nie oddaje ich roli w zespole. Wszak przecież przy każdym stałym fragmencie gry, których Puszcza ma zawsze mnóstwo, cała gra ofensywna jest ustawiona pod stwarzanie najlepszych sytuacji akurat im. Nie wystarczy być rosłym stoperem i dobrze kryć rywali, by grać w Puszczy. Instynkt strzelecki pod bramką rywala jest warunkiem sine qua non, by być ofensywnym stoperem, czyli głęboko cofniętym napastnikiem, zespołu trenera Tułasza. Inaczej cały atak cierpi.

Reklama

MIOTACZE

W Puszczy zawsze muszą być na boisku zawodnicy umiejący wrzucić piłkę oburącz na kilkadziesiąt metrów w umówione miejsce. Trener Tułacz zachwycał się przed kilkoma miesiącami sposobem, w jaki Dawid Abramowicz wykonuje wrzuty z autu i chwilę później ponownie ściągnął go do zespołu. Czy potrzebował kolejnego lewego obrońcy, skoro miał już Jakubę, Michala Siplaka i mogącego tam zagrać Piotra Mrozińskiego? Przede wszystkim potrzebował mieć najlepszego miotacza w lidze. W Białymstoku nie grał w pomocy tylko dlatego, że Tułacz chciał upchnąć w składzie kolejnego obrońcę, ale także dlatego, że przy nieobecności w jedenastce Wojciecha Hajdy i Konrada Stępnia oraz po odejściu Jakuba Bartosza był jedynym miotaczem w składzie.

PIRANIE

Na grafikach zwykle ustawia się niepołomiczan w systemie 4-2-3-1, który sugeruje klasyczny układ z jedną „szóstką”, mającą głównie obowiązki defensywne, jedną ósemką, czyli graczem biegającym od pola karnego do pola karnego i jedną dziesiątką, czyli rozgrywającym. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistością. Z trójki Stępień – Hajda – Serafin, czasem uzupełnianej Michałem Walskim, która najczęściej tworzyła środek pola w poprzednim sezonie, żaden nie jest dziesiątką, a u każdego cechy defensywne przeważają nad ofensywnymi. Tu nie było rozgrywającego. Kreatywnego piłkarza, który miał przenikać między liniami, posyłać przeszywające piłki w pole karne, czy wchodzić w szesnastkę przy dośrodkowaniach.

Puszcza grała systemem 4-3-3, z trzema defensywnymi pomocnikami funkcjonującymi przede wszystkim bez piłki. Gdy miała piłkę, ich rolą było jej zebranie na połowie rywala, gdy spadnie na ziemię po pojedynku powietrznym. Typowy schemat rozegrania ataku przez Puszczę to podanie od kopacza na głowę odgrywającego, zebranie piłki przez piranie i wywalczenie stałego fragmentu gry na połowie rywala. Każdy środkowy pomocnik Puszczy karnie pracuje bez piłki. Przesuwa, doskakuje, czyha na nieudane przyjęcie rywala. Przyjęło się, że na środku pomocy grają najlepsi technicznie, najwięcej widzący gracze w drużynie. Nie w Puszczy. Tam grają najwięcej biegający, najbardziej pracowici, najwolniej się męczący, najmniej narzekający, że piłka lata im nad głowami. Najwierniejsi żołnierze trenera.

ODGRYWAJĄCY

Kluczowa postać zespołu, czyli napastnik wygrywający pojedynki powietrzne, zdobywający stałe fragmenty gry na połowie przeciwnika, zastawiający się i utrzymujący piłkę w strefie ataku. Bez niego Puszcza praktycznie nie ma punktu zaczepienia z przodu, co rodzi problemy nawet z wywalczeniem stałych fragmentów gry. Nie wychodzi przecież spod pressingu rywala na własnej połowie, nie ma kreatywnych pomocników, którzy przeniosą akcję podaniem na połowę przeciwnika. Odgrywający musi wykonać swoją robotę, inaczej Puszcza w ofensywie nie istnieje. W tym sensie odejście Zapolnika było wielkim ciosem, bo cała gra ofensywna zespołu opierała się na nim. Nieźle w tej roli wyglądał na początku minionego sezonu Rok Kidrić, ale doznał kontuzji. Nie dźwignęli gry z przodu w tej taktyce Muris Mesanović i Maciej Firlej, obecność Artura Siemaszki na dziewiątce wymagała zupełnie innej gry (bo to piłkarz wypełniający inną rolę). Z pięciu meczów minionego sezonu, w których nie mógł grać Zapolnik, cztery Puszcza przegrała. Zremisować zdołała tylko w Zabrzu, gdy przez większość spotkania grała w przewadze zawodnika.

Wystawiając w ataku w Białymstoku Mateusza Radeckiego, Tułacz nie wystawił na dziewiątce defensywnego pomocnika. Wystawił piłkarza, który najbardziej nadawał się do wypełnienia funkcji odgrywającego. Sprowadzenie Michalisa Kosidisa to ruch w tę stronę. Rosły Grek pokazał z Górnikiem, że potrafi strzelić gola głową, ale jakkolwiek to zabrzmi, nie to, jak będzie grał przodem do bramki, będzie dla Puszczy najważniejsze. Kluczowe jest, by był w stanie utrzymać się przy piłce z obrońcą na plecach. Bez tego niepołomiczanom będzie ciężko cokolwiek zrobić z przodu. Prawdopodobnie widząc jego deficyty w tej kwestii, trener zdecydował się w Lubinie ustawić za jego plecami Radeckiego. Nie w roli piranii, jak Hajda czy Walski, lecz w roli cofniętego odgrywającego.

DEFENSYWNI SKRZYDŁOWI

Przyjęło się, że od skrzydłowych oczekuje się goli i asyst. Ale nie od defensywnych. Wystawiając ich, trener Tułacz stara się zamykać stronę, na której gra szczególnie groźny rywal. Przeciwko Górnikowi w poprzednim sezonie na boku pomocy grał Roman Jakuba. To oczywiste, że nie był tam po to, by wygrywać pojedynki, wrzucać piłkę w pole karne i ścigać się z rywalami. Był, by Lawrence Ennali i Adrian Kapralik nie mieli miejsca, by się rozpędzić. Podwajał zasieki. W pewnym sensie tak samo można interpretować wystawienie duetu Siplak – Abramowicz na Dominika Marczuka w pierwszej kolejce. Defensywnym skrzydłowym jest też Hubert Tomalski, w zeszłym sezonie zero goli, zero asyst. Ale za to mnóstwo zaciekłości bez piłki, wygranych pojedynków w defensywie, zablokowanych dośrodkowań, asekuracji.

SPRINTERZY

Inny wariant ustawienia skrzydeł Puszczy to wystawienie na bokach sprinterów. Zazwyczaj miało to w poprzednim sezonie miejsce, gdy niepołomiczanie prowadzili i starali się dotrwać do końca z korzystnym wynikiem. Wówczas na boisko wchodzili m.in. Artur Siemaszko, najszybszy piłkarz Ekstraklasy minionych rozgrywek, czy Jakub Bartosz, dla którego szybkie bieganie jest głównym wyróżnikiem. Ich rola, podobnie jak Mateusza Cholewiaka, bliższa jest tradycyjnemu rozumieniu zadań skrzydłowego. Chodzi o to, by za ich sprawą dało się wyprowadzić jakąś kontrę. Sprinterzy mogą też grać jednak na boku obrony jak dzieje się z Ioanem-Calinem Revenco, będącym zupełnie innym typem prawego obrońcy niż doświadczony Piotr Mroziński (głęboko cofnięty napastnik, osiem goli+asysta w sezonie awansu).

EGZEKUTORZY

Czyli zawodnicy odpowiedzialni za odpowiednie dorzucenie piłki ze stałych fragmentów gry wykonywanych nogą. Ich znaczenie jest kluczowe, bo bez ich dobrych dograń wszelkie wypracowane schematy, przewaga wzrostowa i przemyślane warianty biorą w łeb. W Puszczy głównie odpowiadali za to Jakub Serafin i Michał Walski. Kiedy w minionych rozgrywkach brał się za to Lee, wypadało to już zwykle gorzej, choć gdy ściągano Koreańczyka, podkreślano jego umiejętność wykonywania stałych fragmentów gry. Walski w roli egzekutora strzelił arcyważnego dla losów poprzedniego sezonu gola z Wartą Poznań bezpośrednio z rzutu wolnego. Na boisku w drużynie Tułacza musi być przynajmniej dwóch piłkarzy, którzy potrafią ze stojącej piłki dorzucić tam, gdzie chcą. Inaczej nie ma sensu wchodzić na boisko.

ROZGRYWAJĄCY

Najbardziej newralgiczna rola, która najbardziej dotąd kuleje w zespole. Zdarzało się w przeszłości, że w Puszczy grali zaawansowani technicznie, filigranowi zawodnicy, którzy z piłką przy nodze potrafili stworzyć coś z niczego. Kimś takim był choćby młody Michał Rakoczy, który przebywał tam na wypożyczeniu i zaliczył sześć asyst. W jeszcze bardziej odległej przeszłości taką rolę odgrywał Maciej Domański, występujący dziś w Stali Mielec. Obecnie Puszcza na poziomie Ekstraklasy nie potrafi znaleźć kogoś, kto dobrze wypełniałby tę funkcję. Przebłyski miewał Lee, mający wnieść do gry trochę więcej finezji. Na razie nie przekonał jednak na tyle, by wygryźć ze składu którąś z piranii. W końcówce poprzedniego sezonu trener starał się wykorzystywać w tej roli Thiago, który jednak notorycznie zawodził. Teraz duże nadzieje są wiązane z Jakovem Blagaiciem. Jeśli Puszcza znajdzie kogoś takiego i zdoła sprawić, że nie będzie wyglądał w drużynie jak ciało obce, zrobi krok do przodu i będzie miała w repertuarze więcej środków typowo piłkarskich. Dopóki Tułacz do żadnego z przedstawicieli tej roli nie będzie miał pełnego przekonania, będzie grał prostszymi środkami, najlepszych technicznie zawodników wpuszczając tylko w razie konieczności gonienia wyniku, prowadzenia gry, częstszego utrzymywania się przy piłce.

To właśnie obracając się w obrębie tych archetypów, warto analizować, jaki skład wybrał na dany mecz trener Puszczy. Z Jagiellonią wcale nie było więc w składzie dziesięciu defensywnych zawodników, lecz kopacz, dwóch sprinterów, dwóch głęboko cofniętych napastników, trzy piranie, miotacz, defensywny skrzydłowy i odgrywający. Być może w przyszłości, w czasach futbolu apozycyjnego, doczekamy się, że składy meczowe Puszczy będą prezentowane właśnie pod kątem ról, a nie pozycji i formacji, które absolutnie nic nie mówią o tym, jak zespół z Niepołomic zamierza grać danego dnia.

MICHAŁ TRELA

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix.pl

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

24 komentarzy

Loading...