Legia Warszawa miała gładki początek sezonu, bo w pucharowym dwumeczu rozbiła amatorów z Walii, a w lidze wygrywała z Zagłębiem Lubin i Koroną Kielce. Sielanka jednak się skończyła. „Wojskowi” trafili na pierwszego poważnego rywala i polegli.
Piast Gliwice przyzwyczaił nas już do tego, że przeważnie jesienią zawodzi i dopiero w drugiej rundzie w końcu potrafi się rozkręcać, choć też nie od razu. Coraz więcej wskazuje na to, że drużyna Aleksandara Vukovicia wreszcie wyłamie się z tego niekorzystnego schematu, bo w ten sezon weszła rozpędzona. Z Cracovią jeszcze nie wygrała, mimo że sprawiała zdecydowanie lepsze wrażenie, ale ze Śląskiem i Legią wycisnęła już tyle, ile należy.
Goście ze Śląska od początku konsekwentnie realizowali swój plan na mecz przy Łazienkowskiej. Do wysokiego pressingu zbyt często nie podchodzili, za to mniej więcej od czterdziestego metra na połowie rywala funkcjonowali jak w zegarku poprzez intensywność w bieganiu i konsekwencję w ustawieniu. Legia zwyczajnie biła głową w mur. Poza golem z rzutu rożnego miała dziś jedną bardzo dobrą sytuację, gdy Plach po strzale Kramera zbił piłkę na poprzeczkę i… sytuacyjne uderzenie Wszołka zza pola karnego, po którym słowacki bramkarz musiał interweniować dla świętego spokoju.
Legia Warszawa – Piast Gliwice 1:2. Zabójcze rzuty z autu
Po przerwie zawodnicy Goncalo Feio nie oddali żadnego groźnego strzału, nawet z rzutu wolnego z siedemnastu metrów, gdy Pankov trafił w mur. Nsame i Alfarela zaliczyli wejścia na granicy kuriozalności. Dość powiedzieć, że razem przez 35 minut podstawowego czasu gry i osiem doliczonych mieli… 21 kontaktów z piłką.
Piast także nie stwarzał sytuacji za sytuacją, ale nie musiał, skoro opracował nową broń, być może podpatrzoną u Tomasza Tułacza: rzuty z autu. Obie bramki zdobył właśnie w ten sposób: Dziczek wrzucał piłkę w pole karne, tam jego koledzy byli lepsi w powietrzu, a na koniec za egzekucję brali się Chrapek i rezerwowy Kostadinov. Przy golu na 2:1 swój udział miał Maciej Rosołek, który jeszcze przed chwilą biegał w koszulce Legii, a teraz wygrał pojedynek główkowy, Pankov pod naciskiem Czerwińskiego główkował do przeciwnika i ciąg dalszy już znacie.
W tym sposobie nie ma żadnego przypadku. Aktualizując twitta Wojciecha Bajaka, którego opublikował po pierwszym golu, gliwiczanie w ostatnich dziesięciu ligowych spotkaniach strzelili aż siedem goli po rozegraniu autów! To wynik fenomenalny, pokazujący, że mamy do czynienia z niebywałą powtarzalnością.
Legia na rewanż do Walii wyjechała w rezerwowym składzie, dziś od początku zagrało tylko dwóch zawodników, którzy zaczynali mecz w czwartek, ale nic jej to nie dało. Tak intensywny w grze i zdyscyplinowany Piast okazał się zwyczajnie za mocny. Luquinhas – zamiast czarować – wyróżnił się jedynie aktorstwem najniższej próby, gdy oburzony Tomasiewicz lekko go szturchnął po próbie nabrania sędziego na faul. Gual posłał do kolegów dwa dobre podania i tyle. Kramer do bramki grał tragicznie. Wszołek zawalił krycie Chrapka przy golu i z niczego więcej go nie zapamiętamy. Vinagre nie wyszedł poza poprawność i schematy. Goncalves został stłamszony w środku pola. I jeszcze długo moglibyśmy wymieniać zarzuty przy poszczególnych nazwiskach.
Po takiej lekcji trudno nam sobie wyobrazić, że Feio nie skorzysta z możliwości przełożenia meczu w 4. kolejce, żeby zyskać kilka dni odpoczynku przed rewanżem z Broendby.
Zmiany:
Legenda
Fot. FotoPyK