Wisła Puławy na dzień przed startem II ligi nie istniała. W sensie ścisłym, bo nie miała ani trenera, ani sztabu, ani piłkarzy, ani wsparcia utrzymującego ją przy życiu – sponsora Grupy Azoty. Drużynie z Lubelszczyzny groził twardy reset: zlecenie ze szczebla centralnego w czeluść piłki półamatorskiej. Tydzień później ta sama Wisła Puławy zremisowała 0:0 z rezerwami ŁKS-u. Tak, II liga to rozgrywki bankrutów.
Hubert Mikusiński pisał w artykule „Liga Bankrutów” na stronie Ligowiec: „Ujemne punkty, walkowery, gra juniorami, problemy finansowe i wycofywanie się z ligi – ile razy już przerabialiśmy to w II ligowych rozgrywkach. Ile to już klubów (Okocimski Brzesko, GKS Bełchatów, Wigry Suwałki) dziękowało w trakcie albo po sezonie. Ile to już zespołów zaczynało na minusie (Polonia Bytom, Pogoń Siedlce albo Siarka Tarnobrzeg). Ile to już drużyn kończyło juniorami (Sokół Ostróda) lub po prostu dogorywało (Gryf Wejherowo). Właściwie od reformy rozgrywek (2014/2015) tylko cztery sezony zakończyły się w normalny sposób. Słabo biorąc pod uwagę, że kolejne kluby postanowiły zgasić światło”.
Mikołaj Raczyński, były już trener Wisły Puławy, mówił wiosną 2024 roku w TVP Sport: „II liga to liga bankrutów. Można to usłyszeć na konferencjach pomeczowych, ale i samemu wysnuć. Nie należę do grupy trenerów narzekających na panujące warunki. Skupiam się na tym, co mam. Nie da się jednak ukryć, że problemy na tym poziomie są i trzeba coś z nimi zrobić. Być może przydałoby się większe wsparcie PZPN-u, zaangażowanie jakiegoś sponsora tytularnego czy większe wpływy z transmisji. Obecnie kluby są skazane same na siebie. Może nie tyle podłamanie co niepewność. Każdy ma rodzinę i zastanawia się, co dalej. W ogóle mnie to nie dziwi. Na dobrą sprawę nikt nie wie, czy za trzy tygodnie będzie miał gdzie pracować. Na szczęście nie przekłada się to na boisko”.
II liga pod specjalnym nadzorem
Drugoligową żałość widać przede wszystkim, gdy przyjrzy się klubom, które w poprzednim sezonie zapewniły sobie awans do I ligi. Kotwica Kołobrzeg to dziki folwark Adama Dzika. Ta patologiczna organizacja od lat pozostaje bezkarna, choć regularnie przegrywa rozprawy sądowe o zaległości finansowe, a piłkarze w najróżniejszy sposób próbują się przeciw nienormalnej codzienności buntować, również już po dostaniu się na zaplecze Ekstraklasy.
Na Pogoń Siedlce narzucony został nadzór finansowy i infrastrukturalny, a także środek kontroli w postaci obowiązku zapłaty kwoty tysiąca złotych za naruszenie wymogu braku posiadania przeterminowanych zobowiązań wobec innych klubów z tytułu działalności transferowej. Jeszcze bardziej pokracznym przypadkiem jest Stal Stalowa Wola, która nie spełniła aż pięciu wymogów podręcznika licencyjnego PZPN: F.01, S.01, L.03, L.04, L.05. Ostatecznie wejściówkę do I ligi otrzymała, ale z nadzorem finansowym, infrastrukturalnym, a także z zakresu personelu i administracji oraz odpowiedzialności społecznej przy jednoczesnej karze siedmiu i pół tysiąca złotych za naruszenie dyscypliny procesu licencyjnego.
Sezon 2024/25 w II lidze to też oczywiście cała plejada klubów z problemami. Najróżniejsze nadzory i środki kontroli nałożone zostały na KKS Kalisz, Chojniczankę Chojnice, Polonię Bytom, Zagłębię II Lubin, Olimpię Grudziądz, GKS Jastrzębie, Resovię Rzeszów czy Zagłębie Sosnowiec. Dziwy dzieją się w Olimpii Elbląg, gdzie piłkarze muszą liczyć się z wielomiesięcznymi zaległościami w pensjach i coraz gorzej mówią o dość brudnych gierkach prezesa-księdza Pawła Guminiaka. O Zagłębiu Sosnowiec w minionym sezonie pisaliśmy, że jest polskiej piłce potrzebne, bo to soczewka wszystkich jej patologii, teraz leczy się po katastrofie wywołanej 0,74% akcji Rafała Collinsa. A w Podbeskidziu Bielsko-Biała rządzi Krzysztof Przeradzki, który… niedawno kazał zatrudnionym na marnych warunkach pracownikom klubu wykazywać, ile zużyli światła w biurze.
Mało tego, Skra Częstochowa przystąpiła do rozgrywek z siedmioma punktami na minusie. To efekt utajnienia (!) zaległości finansowych w procesie licencyjnym. Ale umówmy się, ten klub od dłuższego czasu robi wszystko, żeby przestać liczyć się na piłkarskiej mapie Polski. Była też Radunia Stężyca, która musiała wycofać się z II ligi, ponieważ nad wyraz hojnego i skłonnego do przepalania publicznych środków do piłkę wójta gminy Tomasza Brzoskowskiego na szczycie lokalnej władzy zastąpił Ireneusza Stencla, który obiecywał zaprzestania finansowania klubu w utracjuszowski sposób i słowa dotrzymał.
Turniej Kuchni Kresowej
Podobny los do tego, który zdmuchnął z planszy Radunię, miał czekać Wisłę Puławy. W ostatnich latach był to przyzwoity klub II ligi. Taki, który w sezonie 2022/23 potrafił nawet zagrać w barażach o I ligę. W tym czasie mógł liczyć na wydatną pomoc sponsora – Grupy Azoty Puławy. W 2022 roku było to prawie cztery miliony złotych, w 2021 i 2020 – prawie trzy miliony, w 2019 – prawie dwa i pół miliona, w 2018 – cztery miliony, w 2017 – ponad pięć milionów, w 2016 – ponad trzy miliony.
Kwoty zaczerpnęliśmy z artykułu „Kurek zakręcony. 120 mln zł poszło na darowizny i sponsoring” na Wirtualnej Polsce . To opowieść o typowym partactwie, które sprawiło, że Grupy Azoty Puławy w 2023 roku zanotowała 621,5 milionów złotych straty, choć rok wcześniej bilans finansowy kończyła z wynikiem 291 milionów złotych zysku. Na WP czytamy, że w spółce skarbu państwa doszło do nieprawdopodobnego wręcz rozdawnictwa. Pieniądze wyrzucano w błoto na dziwaczne cele: zawody strzeleckie „Dziesięć strzałów Ku Chwale Ojczyźnie” w Grójcu, czasopismo „Zeszyty Sandomierskie”, Turniej Kuchni Kresowej i Turniej Nalewek Kresowych w Lublinie, koła gospodyń wiejskich w Wólce Ponikiewskiej, Chrzanowie Czwartym czy Tarnawatce.
Pieniądze z Grupy Azoty Puławy szerokim strumieniem na całą Polskę szły nawet, gdy wszyscy wiedzieli w niej, że polska grupa chemiczna szoruje po dnie. W konsekwencji spółka zawiesiła jakiekolwiek działania sponsoringowe. Nawet te lokalne, które mogły być jeszcze sensownie uzasadniane, jak właśnie wspieranie piłkarskiej Wisły Puławy czy liczących się w kraju szczypiornistów z Azotów Puławy.
O problemach Wisły Puławy plotkowano więc od dłuższego czasu, ale prezes Piotr Owczarzak długo nabierał wody w usta i przekonywał, że nie może udzielać żadnych konkretnych informacji na temat sytuacji finansowej klubu i jego umowy ze sponsorem. Klub mógł liczyć też na wcale niemałe wsparcie pieniężne ze strony miasta Puławy. Dopiero wiosną okazało się, że sytuacja jest dramatyczna, bo Grupa Azoty Puławy odłącza respirator.
Drużynę prowadził wtedy Mikołaj Raczyński, bardzo zdolny trener, któremu udało się Wisłę w II lidze utrzymać, ale który też od razu po ostatnim spotkaniu z Pogonią Siedlce (0:3) powiedział, że praca na Lubelszczyźnie wykończyła go psychicznie. Wcześniej trąbił o lidze bankrutów. Zaległości wobec jego sztabu i zawodników sięgały nawet trzech miesięcy.
Lato w Wiśle Puławy było zdrowo popieprzone. Gruchnęła wieść, że klub nie przystąpi do rozgrywek II ligi. Odszedł Raczyński, pokończyły się umowy piłkarzy, na kontraktach zostały dwa nazwiska. Nie było więc komu ani zajęcia prowadzić, ani po boisku w czasie ewentualnych treningów biegać. Dariusz Fijoł, dyrektor lokalnego Miejskiego Ośrodku Sportu i Rekreacji, przekazał we Wspólnocie Puławskiej, że Wisła jest wina MOSiR-owi prawie dwieście tysięcy złotych. Prezes Owczarzak szukał inwestora. Kurier Lubelski sugerował, że sprawą zainteresował się Zbigniew Jakubas, który mógłby chcieć wejść w posiadanie drugoligowego klubu filialnego dla Motoru Lublin.
Była w tym rozpacz.
I głucha cisza.
Remis klubu, który prawie zbankrutował
18 lipca Wisła Puławy wydała komunikat, że jednak przystąpi do rozgrywek. II liga planowo startowała 19 lipca. 20 lipca klub miał zagrać z Zagłębiem II Lubin. PZPN poinformował, że spotkanie odbędzie się 14 sierpnia. Owczarzakowi do zaangażowania udało się przekonać tajemniczego inwestora. Kto to? W kilku źródłach na Lubelszczyźnie rozpuściliśmy wici, jest kilka tropów, ale w pełni przekonującej odpowiedzi brak. Nie jest to Zbigniew Jakubas. Naturalnie nie był to jednak koniec problemów Wisły, która wciąż nie miała ani piłkarzy, ani trenera.
Tu zaczyna się najlepsze.
Przez tydzień Wiśle Puławy udało się skompletować znośny skład. Grają dla niej w dużej mierze piłkarze poniżej dwudziestego piątego roku życia, ale w tym gronie nie brakuje ciekawych nazwisk: Marcel Zylla, Bartosz Guzdek, Patryk Waliś czy Kacper Piątek. Poza tym zostać w klubie z Lubelszczyzny zdecydowała się część zawodników, którzy w Wiśle grali już w minionym sezonie, bo wielu z nich lato spędziło czekając na rozwój wypadków.
22 lipca ogłoszono nazwisko trenera: Maciej Tokarczyk, który dla drugoligowej szansy po dwóch tygodniach pracy zostawił czwartoligową Stal Łańcut, a wcześniej prowadził juniorskie drużyny Piasta Gliwice i Stali Rzeszów. 26 lipca Wisła zaliczyła opóźnioną inaugurację w II lidze. Na wyjeździe zremisowała 0:0 z rezerwami ŁKS-u. Mecz był beznadziejny. Cholernie nudny. Ale… czy to normalne, że sklecona na szybko drużyna, po kilku jednostkach treningowych z nieznanym sobie trenerem, jest w stanie zdobyć punkty w II lidze przeciwko silnym rezerwom wcale niebiednego klubu z pogranicza Ekstraklasy i I ligi?
Nie, nie jest to normalne.
Znaczy, tak jest to normalne, ale tylko w logice polskiej piłki.
Ruszaliśmy w wariackim trybie
Ilu piłkarzy liczyła kadry Wisły Puławy, kiedy przejmował pan zespół?
Maciej Tokarczyk, trener Wisły Puławy: – To nie było wielu piłkarzy. Dwa, trzy nazwiska, które były pewne chęci udziału w projekcie.
Nie przerażała wizja takich braków kadrowych?
Wszystko działo się bardzo szybko. Kwestia mojego przejścia do Wisły zamknęliśmy w trzy dni. Kiedy tylko dostałem telefon, wiedziałem, że chcę wejść na poziom II ligi. Bardzo długo na tę szansę pracowałem. Więc nie, nie obawiałem się. Być może jest w tym pewna naiwność. Szczególnie, jeśli ktoś patrzy na to z boku. Wiem, że to duże wyzwanie. Ale czuję, że mu sprostam.
Pracował pan w juniorskich drużynach Piasta Gliwice i Stali Rzeszów. 1 lipca został pan trenerem czwartoligowej Stali Łańcut.
Muszę podziękować prezesowi Krzysztofowi Mączce za wyrozumiałość. Moje odejście do Wisły Puławy mogło delikatnie pokrzyżować mu plany. Ale wykazał się dużym zrozumieniem dla mojej decyzji.
Obserwował pan uważnie ostatnie miesiące w Wiśle Puławy?
Oczywiście, że obserwowałem. Może nie jakoś niesamowicie dokładnie, ale doniesienia medialne były na tyle głośne i mocne, że nie dało się tego przeoczyć.
Co pana skłoniło do przyjęcia propozycji pogrążonej w problemach finansowych i strukturalnych Wisły Puławy, oprócz oczywiście samej możliwości pracy w II lidze?
Na ten moment sytuacja Wisły jest stabilna. Od pierwszej rozmowy z prezesem Piotrem Owczarzakiem nie było mydlenia oczu. Wszystkie karty zostały wyłożone na stół. Bez obiecywania wielkich rzeczy. Jest jak jest. Czarno na białym. I trzeba w tych ramach funkcjonować. Wiem, czego się spodziewać, co może mnie tu spotkać. Bardzo to było dla mnie istotne. Oprócz ambicji sportowych ważna jest bowiem dla mnie życiowa stabilizacja. Twardo stąpmy po ziemi. Jeśli w przyszłości sytuacja klubu zmieni się na lepsze, to tylko wszyscy dobrze na tym wyjdziemy.
Jak wygląda czarny scenariusz?
Zajmują mnie tylko scenariusze sportowe. Nic więcej w tym temacie nie powiem.
W jaki sposób przygotowywaliście się do meczu z rezerwami ŁKS-u?
Dzień przed meczem oficjalnie wytransferowany i zgłoszony został Patryk Waliś. Nie mieliśmy możliwości odbycia treningów w pełnym składzie. Dla mnie i dla mojego sztabu najważniejszym zadaniem przed rezerwami ŁKS-u było jasne i klarowne określenie kierunku, w którym wszyscy zmierzamy. To było kluczowe w kwestii budowy wartości boiskowych i pozaboiskowych. Myślę, że się udało.
Oczywiście, w pierwszym meczu, biorąc pod uwagę całą sytuację, zdobywamy punkt, ale jesteśmy świadomi, że nie wszystko wyglądało dobrze. Nie graliśmy jeszcze tak, jak chcemy grać. Pamiętajmy jednak, że ruszaliśmy w wariackim trybie, pracowaliśmy ze sobą bardzo krótką i potrzebny jest czas. Każdy kolejny dzień będzie działał na naszą korzyść. Będziemy stawać się coraz będzie powtarzalni, charakterystyczni. Że ktoś popatrzy na naszą grę i będzie mógł powiedzieć, że to elementy, które wyróżniają Wisłę Puławy.
To będzie skład złożony z piłkarzy poniżej dwudziestego piątego roku życia?
W tej chwili tak to wygląda, ale nie zamykamy się tylko w tych ramach. Okienko transferowe trwa. Rozmowy trwają. Zobaczymy, jak docelowo będzie wyglądać nasza kadra.
Jak pan ocenia siłę II ligi? Jest rozwarstwienie na kluby biedniejsze i kluby bogatsze.
Mocne rozgrywki. Rywalizacja będzie ciężka. Ale było już w II lidze kilka pięknych historii. Sam jestem ciekawy, jak chociażby na półmetku wyglądać będzie tabela. Które zespoły będą wiodące, a które zostaną w tyle. Oczywiście, pieniądze w piłce nożnej są ważne, tu się zgodzę. Ale cały urok piłki nożnej polega na tym, że biedniejszy może pokonać bogatszego, a mniejszy większego. Głęboko wierzę, że w Wiśle Puławy będziemy dbać o standardy pracy, co pozwoli nam rozgrywać dobre mecze. Nie chcę składać deklaracji, o jakie miejsca będziemy grać, bo w naszym położeniu byłoby to nieracjonalne. Sufitu jednak też stawiać sobie nie zamierzamy. Ta drużyna ma rosnąć. To nam da możliwość rywalizowania z każdym w II lidze.
Łatwo piłkarzy Wisły Puławy motywować? Piłkarze dokooptowywani na ostatnią chwilę, funkcjonujący w również finansowej niepewności mogą reagować różnie.
Mogli reagować różnie, ale moi piłkarze przed meczem z ŁKS-em reagowali fantastycznie, od początku widziałem iskrę w ich oczach. Wiadomo, było sporo testowanych nazwisk, ale tym, którzy zostali, nie brakuje zaangażowania, motywacji, chęci, wiary w naszym projekt. I szansę dla każdego z nich, każdego z nas, całego klubu. Nastawienie jest bardzo pozytywne. Myślę, że start w II lidze tylko potwierdził, że patrząc w jedną stronę, możemy przeciwstawić się w tym sezonie każdemu.
To nie jest normalne
Tegoroczna II liga to komiczne wręcz nierówności. Jest chociażby Wieczysta Kraków, której pieniądze krakowskiego milionera Wojciecha Kwietnia pozwalają na ściąganie gwiazd i tworzenia kominów płacowych. I jest też potężna grupa klubów, która igra z podręcznikiem licencyjnym PZPN, który przez lata wyspecjalizował się w przymykaniu oczu na strukturalno-organizacyjno-finansowe patologie polskiej piłki. W tym gronie właśnie ulokowała się Wisła Puławy, która nie istniała, a istnieje. I wcale nie zdziwimy się, jak w tej chorującej II lidze zakręci się wokół miejsc barażowych.
Tak to się kręci.
I będzie się kręcić.
Aż koniunktura się skończy. A wtedy będzie kwik.
Czytaj więcej o polskiej piłce:
- Posiłki z niższych lig. Warto było szukać czy szkoda czasu?
- To tylko sny. Miliony utopione w Raduni [REPORTAŻ]
- Załóżmy, że historia Joanny (czyli Andrzeja) wcale nie jest zabawna
Fot. Newspix