Reklama

„Marchwiński ma wszystko, aby zadomowić się we włoskiej piłce”. Sprawdźmy co może go czekać w Lecce

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

30 lipca 2024, 10:21 • 14 min czytania 13 komentarzy

W piątek Lecce oficjalnie ogłosiło, że nowym piłkarzem klubu został Filip Marchwiński. Wychowanek Lecha Poznań został sprzedany za trzy miliony euro. Kibice „Kolejorza” spodziewali się, że klub zarobi na nim poważniejsze pieniądze. Kiedy „Marchewa” zachwycał w 2023 roku wydawało się, że może trafić do klubu z większymi ambicjami. Wcale nie jest jednak powiedziane, że w Lecce z łatwością wywalczy sobie miejsce w pierwszym składzie. Jest jednak dobra wiadomość – w rozmowie z włoskimi mediami słyszymy, że transfer wzbudził bardzo dużo radości, a nadzieje co do jego występów są spore. 

„Marchwiński ma wszystko, aby zadomowić się we włoskiej piłce”. Sprawdźmy co może go czekać w Lecce

Przygoda Marchwińskiego z Lechem Poznań to jeden wielki rollercoaster. Żaden inny wychowanek tego klubu nie budził tak wielu negatywnych emocji. „Marchewa” pokazał jednak charakter i  stał się wzorem tego, jak należy sobie radzić z porażkami oraz przeciwnościami losu. Po przejściu trudnej drogi, odchodzi z podniesioną głową. To piłkarz o ogromnym, jak na swój wiek doświadczeniu. W wieku 22 lat zaliczył 166 występów w dorosłej drużynie „Kolejorza”, co może robić wrażenie. Gra w klubie o tak wielkiej presji jak Lech czy Legia to niezwykle pomocny atut przed wyjazdem za granicę. Teraz rozpoczyna nowy etap w swojej karierze. Jeśli poradzi sobie w Lecce, to drzwi do reprezentacji Polski powinny stać przed nim otworem.

Długo rozkręcająca się kariera

Filip Marchwiński od samego początku cieszył się łatką wyjątkowo uzdolnionego młodzieńca. Na początku pracy w Lechu Poznań, trener Adam Nawałka dostrzegł w nim bardzo duży talent i błyskawicznie umieścił go w pierwszej drużynie. Zadebiutował 16 grudnia 2018 roku w wygranym 6:0 meczu wyjazdowym z Zagłębiem Sosnowiec. 16-letni „Marchewa” zdobył bramkę, a internet obiegły zdjęcia z dzieciństwa, kiedy dumnie nosił koszulkę „Kolejorza”.

Reklama

Jego prawdziwym mitem założycielskim była jednak bramka, którą zdobył w kwietniu 2019 roku. Wówczas tamto trafienie zapewniło zwycięstwo w meczu z Legią Warszawa, czego w Poznaniu się nie zapomina. Kibice natychmiast dostrzegli w nim kogoś, kto nie tylko wywalczy sobie miejsce w pierwszym składzie, ale również poprowadzi Lecha do sukcesów.

Po tym baśniowym wręcz momencie nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością, które trwało aż do końca 2022 roku. Filip Marchwiński do czasu swojej przemiany na początku 2023 roku, zdobył tylko dziesięć bramek, a także zaliczył trzy asysty w 108 występach. Co prawda w wielu spotkaniach wchodził z ławki, ale to nadal nie tłumaczy tak słabych statystyk. Nie jest przypadkiem fakt, że podczas sezonu mistrzowskiego trener Maciej Skorża niemalże całkowicie schował go do szafy, wtedy rozegrał zaledwie 172 minuty w Ekstraklasie. W tamtym czasie pojawiało się wiele głosów, że jest to za słaby piłkarz na Lecha Poznań i nie wiadomo, czy poradziłby sobie nawet na wypożyczeniu w pierwszej lidze. Niektóre opinie wydawały się przesadzone, bowiem młody zawodnik wielokrotnie musiał mierzyć się z wulgarnymi obelgami w mediach społecznościowych. Żaden wychowanek „Kolejorza” nie nasłuchał się tylu inwektyw w swoim kierunku, co Marchwiński.

Zaskakująca metamorfoza

Trenerem, który w końcu dotarł do młodego pomocnika, był John Van den Brom. Po przyjściu Holendra jego rola w drużynie wyraźnie wzrosła. Wtedy Lech Poznań musiał łączyć ligę z europejskimi pucharami, więc szkoleniowiec wolał na pozycji ofensywnego pomocnika zbudować Filipa Marchwińskiego, Afonso Sousę, a także Filipa Szymczaka, zamiast stawiać wyłącznie na Joao Amarala. Ostatecznie Portugalczyk się obraził, co spowodowało, że bardzo szybko rola jednego z największych bohaterów sezonu mistrzowskiego została zmarginalizowana. Marchwiński na dobre odpalił w 2023 roku, jednakże początków jego lepszej gry należy szukać nieco wcześniej. Kiedy przed rewanżowym spotkaniem z Villarreal Van den Brom wystawił w pierwszym składzie „Marchewę” oraz Velde, fani dostali białej gorączki. Był to mecz, który decydował o wyjściu z grupy w Lidze Konferencji Europy, a szkoleniowiec postawił w nim na duet, który w poprzednich tygodniach wyglądał słabo. Tamta sytuacja pokazała jednak, że trener widzi więcej. Velde i Marchwiński rozegrali bardzo dobre spotkanie, a „Kolejorz” efektownie pokonał 3:0 zespół, który rok wcześniej doszedł do półfinału Ligi Mistrzów.

Podczas rundy wiosennej sezonu 2022/23 Marchwiński zdobył siedem bramek oraz zaliczył dwie asysty, co sprawiło, że niemalże wyrównał swój cały dotychczasowy dorobek liczbowy. Dobrze potrafił wykorzystać absencję zdrowotną Mikaela Ishaka i ku zaskoczeniu wszystkich świetnie radził sobie w roli środkowego napastnika. Pokazał, że jest piłkarzem z bardzo dobrym wyskokiem, do tego potrafiącym skutecznie wbiegać w pole karne przeciwnika.

Reklama

„Marchewa” w oczach wielu stał się napastnikiem z krwi i kości. Jego atuty najwyraźniej uwypuklił wygrany 2:1 mecz z Widzewem Łódź, kiedy bramka zdobyta głową zapewniła Lechowi zwycięstwo w „Sercu Łodzi”. Marchwiński kontynuował dobrą passę również podczas rundy jesiennej zeszłego sezonu. Łącznie od początku 2023 roku zdobył 18 bramek i zaliczył osiem asyst w 58 występach, co można uznać za dobry wynik. Łącznie brał udział przy 39 akcjach bramkowych „Kolejorza” z czego aż 26 miała miejsce przez ostatnie półtora roku. Wydaje się, że opuszcza Ekstraklasę w idealnym momencie. Pokazał, że potrafi sobie radzić z przeciwnościami losu, a także ukształtował się piłkarsko. Dłuższy pobyt w Polsce mógłby mu tylko zaszkodzić. „Kolejorz” pożegnał swojego wychowanka wyjątkowo sentymentalnym filmem, który podsumowuje jego wieloletnią przygodę z klubem.

Jeśli chodzi o podsumowanie pobytu Marchwińskiego w stolicy Wielkopolski, to pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Razem z Filipem pochodzimy z jednej z podpoznańskich miejscowości i mimo że „Marchewa” jest ode mnie pięć lat młodszy, to wiele lat temu mieliśmy okazję wspólnie grać w piłkę na szkolnym boisku. Jako ośmiolatek przyszły pomocnik wykazywał bardzo dużą, a czasem może zbyt nadmierną ambicję. Był to chłopak, który nie bał się popędzać i zwracać uwagi dużo starszym kolegom, a także ciągle chciał wygrywać. Wtedy jeszcze nie było widać, że jest to chłopiec, który może zrobić wielką piłkarską karierę. Zupełnie inaczej wyglądał jednak w wieku 16 lat, było to kilka miesięcy przed tym jak zadebiutował w dorosłej drużynie „Kolejorza”. Wtedy kopiąc piłkę wspólnie w tym samym miejscu dostrzegłem, że mamy do czynienia z talentem czystej wody.

Klub, który lubi Polskę

Lecce to klub, który posiada pewne polskie akcenty. W latach 1990-1991 ze średnim skutkiem rozpoczynał w tym miejscu karierę trenerską Zbigniew Boniek. Były prezes PZPN prowadził wówczas samego Antonio Conte. Co ciekawe, obecny szkoleniowiec Napoli pochodzi z tego miasta, a dziś jest tam traktowany jako zdrajca. „Giallorossi” posiadają wyjątkowo wrogie relacje z Bari, o czym miał okazję przekonać się Conte, kiedy w 2007 roku został trenerem tej drużyny. Wówczas został napadnięty na plaży przez ultrasów Lecce, którzy nie wybaczyli mu pracy u znienawidzonego rywala. Apulia to szalony region, w którym kibice są ogarnięci wielkim fanatyzmem. Świadczy o tym również fakt, że klub, do którego wybiera się Filip Marchwiński, trzy tygodnie przed startem ligi sprzedał 20 tysięcy karnetów. W 2020 roku do Lecce trafił również Marcin Listkowski, którego często wysyłano na wypożyczenia. Obecnie wrócił na Stadio Via del Mare, jednakże trudno spodziewać się tego, aby trener Luca Gotti dawał mu regularnie grać. To zawodnik, który zdecydowanie lepiej odnalazł się w czasie, kiedy „Giallorossi” występowali na poziomie Serie B.

W zeszłym sezonie dobrą reklamę Ekstraklasie zrobił w Lecce Pontus Almqvist, który trafił tam na wypożyczenie i całkiem nieźle poradził sobie w Serie A. Były skrzydłowy Pogoni Szczecin odważnie wchodził w pojedynki, sporo dryblował i niezwykle szybko zaaklimatyzował się w jednej z najlepszych lig w Europie. Szwed musiał odejść z klubu, ale na tyle dobrze zaprezentował się we Włoszech, że zaczęła się nim interesować Fiorentina.

Przyjście do Lecce Pontusa Almqvista i jego postawa miały wpływ na to, że klub w większym stopniu zainteresował się Marchwińskim. Duży wpływ na jego przyjście miał również dyrektor techniczny Pantaleo Corvino, który bardzo często decyduje się na sprowadzanie zagranicznych piłkarzy. To człowiek, który cieszy się ogromnym autorytetem wśród młodych piłkarzy. Wcześniej Lecce chciało sprowadzić również Slisza, grał tutaj również Marcin Listkowski, który lepiej sobie radził na poziomie Serie B. Myślę, że między Polską, a Salento istnieje szczególna więź porozumienia. Marchwiński był pragnieniem Lecce od kilku miesięcy. Klub od dłuższego czasu wiedział, jak go pozyskać – mówi w rozmowie z nami Dennis Magri, dziennikarz „Corriere dello Sport”.

Dyscyplina taktyczna ponad wszystko

Lecce w zeszłym sezonie zajęło 14. miejsce w lidze, mając trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Przyszły sezon będzie dla „Giallorossich” trzecim z rzędu na najwyższym poziomie rozgrywkowym we Włoszech, co można uznać za pewne zaskoczenie. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w latach 2003-2006. Nowy klub Filipa Marchwińskiego od wielu lat balansuje na granicy Serie A i Serie B. Obecny trener Luca Gotti przejął zespół w marcu 2024 roku i poprowadził go w 10 meczach. Jego średnia punktów na mecz wynosi 1,30. Jej utrzymanie w najbliższych miesiącach powinno zagwarantować spokojne utrzymanie. Przejął zespół po Roberto D’Aversie, pod którego wodzą zespół wyglądał znacznie gorzej. Gdyby został na dłużej, to Lecce najprawdopodobniej zaliczyłoby kolejny spadek. Obecny szkoleniowiec „Giallorossich” stosunkowo późno rozpoczął pracę w Serie A. Gotti ma 57 lat i dopiero pięć lat temu zaliczył debiut w roli trenera na tym poziomie. Wcześniej pracował w dużo mniejszych klubach lub był asystentem m.in. w Chelsea, Bolonii oraz Parmie. Obserwatorzy włoskiej piłki kojarzą go głównie z pracy w Udinese, które prowadził w latach 2019-2021.

Gotti we Włoszech uchodzi za solidnego trenera, a współpracę z nim cenią sobie piłkarze. Rozmawiając z osobami śledzącymi Udinese, można usłyszeć, że bardzo mocno cenili go zawodnicy zagraniczni, którzy dopiero zaczynami swój pobyt na Półwyspie Apenińskim. Jego zespół miał opinię drużyny topornej, mało atrakcyjnej dla oka, która skupiała się przede wszystkim na solidności w defensywie. W taktyce Włocha dobrze jednak się czuli zawodnicy ofensywni. Mamy wrażenie, że pracując z Gottim w najlepszej formie (w piłce klubowej) znajdował się Rodrigo De Paul. Argentyńczyk grał wtedy w wyjątkowo efektowny sposób, był ustawiony wyżej niż w Atletico i dawał zdecydowanie więcej konkretów w ofensywie.

To również szkoleniowiec niezwykle elastyczny taktycznie. Jego Udinese w większości meczów grało w ustawieniu 3-5-2, po przejściu do Lecce stosuje system 4-3-2-1 lub 4-4-2. Wcześniej, podczas nieudanego pobytu w Spezii, jego zespół wychodził w formacji 3-5-2.

W przyszłym sezonie Lecce będzie grać ustawieniem 4-2-3-1, które w fazie bez piłki piłki może przekształcić się w ustawienie 4-4-2, a Filip będzie łączył linię pomocy z atakiem. Nie można jednak wykluczyć tego, że będzie występował na pozycji napastnika. W jego taktyce ważną rolę pełnią szybcy skrzydłowi oraz rozgrywający. Lecce podniosło poziom w zeszłym sezonie. Marchwiński to piłkarz wysoki, który powinien pasować do tutejszego systemu taktycznego. Ważne jest to, aby nie bał się uderzać z dystansu, takie strzały są bardzo ważne w naszym zespole – dodaje Dennis Magri.

Znaleźć odpowiednią rolę

W Lecce kluczowe może być znalezienie odpowiedniej roli dla Filipa Marchwińskiego. W Ekstraklasie pokazał, że nie jest typowym ofensywnym pomocnikiem, który bierze na siebie ciężar kreowania gry, tylko lepiej czuje się w fazie finalizacji. Jego pozycję najlepiej można określić jako „dziewięć i pół”.

We Włoszech piłkarzem o podobnym profilu jest Charles De Ketelaere. Belg najpierw świetnie poradził sobie w Club Brugge, po czym całkowicie odbił się od Milanu. Większość ludzi za przyczynę uważa problemy mentalne, rzeczywistość może być jednak inna. Trener Stefano Pioli uparcie wystawiał go jako ofensywnego pomocnika w formacji 4-2-3-1 i za każdym razem wyglądał tam fatalnie.

Jego kłopoty przypominają te, z którymi zmagał się „Marchewa”. Rok temu przeszedł do Atalanty Bergamo, gdzie zupełnie inny pomysł znalazł na niego Gian Piero Gasperini. „La Dea” gra formacją 3-4-2-1 lub 3-5-2, a De Ketelaere występował albo w dwójce napastników, albo jako jeden z dwóch ofensywnych pomocników. Efekt okazał się zjawiskowy. Belg w zeszłym sezonie zdobył dziesięć bramek oraz zaliczył osiem asyst. Jego metamorfoza w Atalancie pokazała, że dla piłkarzy o pozycji „dziewięć i pół” kluczowe jest znalezienie odpowiedniej roli. Zobaczymy czy trener Luca Gotti sprosta temu wyzwaniu.

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się to, że Marchwiński zagra za plecami Nikoli Krstrovicia, który w zeszłym sezonie strzelił dziesięć goli w Serie A. Obaj mogą również stworzyć duet napastników, ponieważ Czarnogórzec jest typową dziewiątką. „Marchewa” w ataku byłby zdecydowanie bardziej mobilnym graczem, a także okupowałby więcej stref. Niewykluczone więc, że Gotti przygotuje dla niego podobną rolę co Simone Inzaghi dla Marcusa Thurama w Interze. Francuz sam zdobywa bramki, ale przede wszystkim pracuje dla bardziej wysuniętego napastnika. Marchwiński w Lechu udowodnił, że potrafi świetnie się wywiązywać z tego typu zadań.

Spore nadzieje

Przyjście Marchwińskiego do Lecce wywołało spory entuzjazm zarówno ze strony dziennikarzy, jak i kibiców. Komentujący w mediach społecznościowych kibice piszą, że Polak w przyszłości zostanie sprzedany za 10-15 milionów euro. Zobaczymy, czy ich ekscytacja znajdzie swoje potwierdzenie na boisku. Fakt jest jednak taki, że Marchwiński przychodzi do Lecce ze statusem zawodnika, który ma być wiodącą postacią w zespole. Wraz z Nikolą Krstoviciem, Patrickiem Dorgu, Federico Baschirotto, Valentinem Gendreyem oraz Lameckiem Bandą są najbardziej wartościowymi zawodnikami „Giallorossich”.

Nigdy nie miałem okazji oglądać meczu z udziałem Filipa Marchwińskiego. W ostatnich dniach analizowałem jednak tego piłkarza i widziałem kilka filmów z jego udziałem. Uważam, że ma wszystko, aby od pierwszego dnia zadomowić się we włoskiej piłce. Jego przyjście wzbudziło bardzo dużo radości. Zarówno dziennikarze, jak i kibice nie mogą się doczekać tego, aby go poznać – podsumował w rozmowie z nami Dennis Magri, dziennikarz „Corriere dello Sport”.

Lecce to obecnie trzynasta najbardziej wartościowa kadra w Serie A i mało kto wymienia „Giallorossich” jako kandydata do spadku w nowym sezonie. Od kilku lat świetną pracę wykonuje tam dyrektor techniczny Pantaleo Corvino, który mimo 74 lat na karku nadal ma wybitne oko do piłkarzy.

Można zastanawiać się nad ewentualną konkurencją, z jaką będzie musiał zmierzyć się „Marchewa. Nazwiska jego rywali nie powalają. Jednym z nich może być 27-letni Francuz Remy Oudin, który w zeszłym sezonie Serie A zdobył trzy bramki oraz zaliczył dwie asysty. Niegdyś Bordeaux kupiło go za 10 milionów euro, zaliczył jednak spory regres i w Lecce widać, że to przeciętny zawodnik.

Inny pomocnik to 20-letni reprezentant Albanii Medon Berisha, który podczas EURO 2024 otrzymał 20 minut w meczu z Hiszpanią. Na razie jest spokojnie wprowadzany do pierwszego zespołu, miał jednak niezłe liczby w Primeverze. Warto zwrócić uwagę także na wracającego do klubu Youssefa Maleha, który również może występować na pozycji ofensywnego pomocnika. Co prawda wyglądał słabo w dwóch ostatnich sezonach, jednakże dwa lata temu był uważany za spory talent i całkiem nieźle radził sobie we Fiorentinie. 25-latek to jeden z głównych architektów awansu Venezii do Serie A w 2021 roku. Obserwując mecze z jego udziałem można dostrzec, że jest graczem błyskotliwym, obdarzonym niezłym przeglądem pola. Ma jednak problemy z ustabilizowaniem swojej formy, co pokazuje fakt, że ostatnio nie poradził sobie w Empoli. W ostatnich miesiącach grał ustawiony niżej, jednakże jeśli miałby rywalizować o pierwszy skład z Marchwińskim, to nie należy go skreślać. W systemie 4-4-2 Marchwiński nie powinien mieć większej konkurencji do tego, aby stworzyć duet z Krstoviciem i należy trzymać kciuki za to, aby Gotti jak najczęściej decydował się na grę w tym ustawieniu.

Lecce, mimo w miarę pewnego utrzymania w lidze, miało jednak w poprzednich rozgrywkach sporo mankamentów. Jednym z nich była kiepska ofensywa. „Giallorossi” zdobyli tylko 32 bramki, to drugi najgorszy wynik w lidze. Solidniej wyglądała obrona i to dzięki niej udało się pozostać na poziomie Serie A. Marchwiński trafia do zespołu, w którym będzie musiał sporo biegać, pilnować swojej pozycji, a także skupić się na pracy w defensywie.

W Lechu Poznań nie czuł się najlepiej w tego typu grze, więc można mieć pewne wątpliwości. Istnieje ryzyko, że Polak będzie potrzebował czasu na zrozumienie ligi oraz taktyki i przegra rywalizację z Malehem lub Oudinem. Pobyt pomocnika na Półwyspie Apenińskim jest więc sporą niewiadomą. Plus w grze Lecce jest taki, że w zeszłym sezonie ta drużyna miała spore problemy ze skutecznością, a nie z tworzeniem sobie sytuacji. W klasyfikacji goli oczekiwanych zajęli oni 11. miejsce w lidze i ich współczynnik wynosił 43,1. Ponadto podopieczni Luki Gottiego zajęli siódme miejsce w klasyfikacji strzałów celnych. Nie mówimy więc o całkowicie reaktywnym zespole, który liczy w danym meczu wyłącznie na jeden kontratak. W takiej grze Marchwiński mógłby całkowicie przepaść. Jeśli „Giallorossi” postawią na ofensywą piłkę, to szanse „Marchewy” na udaną aklimatyzację rosną.

Lecce w pierwszej kolejce Serie A zmierzy się na własnym stadionie z Atalantą Bergamo. Spotkanie odbędzie się 19 sierpnia o godzinie 18:30.

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

13 komentarzy

Loading...