Reklama

Jedni muszą, drudzy mogą. Powrót do 2011 roku – Legia i Wisła wspólnie w pucharach

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

25 lipca 2024, 10:11 • 5 min czytania 43 komentarzy

UEFA tak nas rozpieszcza, że mecze polskich drużyn w europejskich pucharach rozłożyła na trzy dni od wtorku do czwartku. I tak po triumfie Jagiellonii i pierwszym eurowpierdolu w wykonaniu Śląska, przyszedł czas na występy Legii Warszawa i Wisły Kraków. Stołeczny klub zmierzy się z półamatorską drużyną, której nazwę trudno wymówić, a jeszcze ciężej napisać z pamięci. Białą Gwiazdę czeka dużo trudniejsze zadanie i starcie z Rapidem Wiedeń. Po tych dwóch klubach oczekujemy co najmniej jednego awansu, choć należy podkreślić, że pierwszoligowiec na pewno będzie grał dalej.

Jedni muszą, drudzy mogą. Powrót do 2011 roku – Legia i Wisła wspólnie w pucharach

Mamy rok 2011. Prezydentem Polski był Bronisław Komorowski, kraj szykował się do organizacji mistrzostw Europy, a kapitan Tadeusz Wrona wylądował na lotnisku Okęcie z zamkniętym podwoziem. Z perspektywy tych trzynastu lat polska piłka wygląda jednak jak zahibernowana. Nasz kraj w europejskich pucharach reprezentują bowiem te same drużyny Jagiellonia, Śląsk, Wisła i Legia. Tyle mówi jedynie teoria, bo od tego czasu zmieniło się wiele.

Powrót do przeszłości

W 2011 roku mistrzem Polski była bowiem Wisła Kraków, a nie Jagiellonia Białystok. Mało tego, pewnie niewielu osobom na Podlasiu śniło się, że kiedyś się to wydarzy. Podobnie można mówić o kibicach Białej Gwiazdy, którzy nie wyobrażali sobie spadku swojego klubu do I ligi. A obie te rzeczy się wydarzyły. Dziś ekipa z Małopolski nie jest jedną z najlepszych drużyn w kraju. Ba, przez dwa sezony nie udowodniła, żeby była najlepsza w swoich rozgrywkach, przez co wciąż występuje na zapleczu Ekstraklasy.

Status quo utrzymała Legia, która w Ekstraklasie była trzecia zarówno w 2011, jak i 2024 roku. Nie jest to jednak powód do dumy dla stołecznego zespołu. W ciągu tego trzynastoletniego okresu zdobył bowiem 14 trofeów (po siedem mistrzostw i krajowych pucharów) i brak kolejnego tytułu w poprzednim sezonie był porażką.

Niemniej, po trzynastu latach Legię i Wisłę znowu możemy oglądać wspólnie na europejskim podwórku. Ostatni ich występ był jedną z najlepszych przygód polskich drużyn w rozgrywkach UEFA. Przez całą rundę jesienną sezonu 2011/12 ekscytowaliśmy się co środę i czwartek meczami warszawiaków i krakowiaków, którzy rywalizowali z takimi ekipami jak Fulham, Twente czy PSV. Doprowadziło to do pięknego finiszu w wykonaniu Białej Gwiazdy i dość pewnego awansu Wojskowych. Obie ekipy wystąpiły w 1/16 finału Ligi Europy, gdzie prowadziły zażarte, choć ostatecznie przegrane boje ze Sportingiem Lizbona i Standardem Liege.

Reklama

Zbić amatorów, szykować się na Broendby

Aby podobny plan mógł się ziścić i w tym sezonie, obie ekipy muszą przebrnąć eliminacje. Po Legii należy oczekiwać, że tak się stanie. W pierwszej dla niej rundzie, ale drugiej ogółem, kwalifikacji do Ligi Konferencji zmierzy się z walijskim Caernarfon Town. Jeśli komuś ta nazwa nic nie mówi, to nie ma się czemu dziwić. „Kanarki” to półamatorska drużyna, która dopiero debiutuje w europejskich pucharach. Zawodnicy trenują dwa razy w tygodniu, a podróż do Warszawy dla wielu z nich jest jak letnia wycieczka. Grę w piłkę łączą bowiem z pracą zawodową. Eliminacja Caernarfon przez Wojskowych jest ich obowiązkiem i to najlepiej w podobnym stylu do tego, który zaprezentowała Jagiellonia.

Ten dwumecz dla Legii będzie jedynie przetarciem przed kolejną rundą, w której zmierzy się prawdopodobnie z dużo mocniejszym rywalem – Broendby, które powinno wyeliminować kosowskie Llapi. Szykuje nam się zatem kolejne polsko-duńskie starcie, a w nich w XXI wieku klub z Zelandii pogonił już Pogoń Szczecin, Lechię Gdańsk i Legię w sezonie 2009/10. Zanim dojdzie jednak do tego dwumeczu, Wojskowi muszą dopełnić formalności, eliminując Caernarfon.

O ile triumf Legii traktujemy w kategoriach obowiązku, o tyle w przypadku występu Wisły możemy mówić o możliwości. Krakowski klub mierzy się bowiem z Rapidem Wiedeń. Nie jest to może ta sama drużyna, która jeszcze na początku XXI wieku dwukrotnie zdobywała mistrzostwo Austrii, a w latach 80. i 90. dochodziła do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, ale różnicę klas widać gołym okiem. Biała Gwiazda występuje bowiem na drugim poziomie rozgrywkowym, a Rapid znajduje się w czołówce wymagającej austriackiej Bundesligi.

Grać swoje, a może się uda

Wisła ma zatem trudne zadanie, ale nie niemożliwe do zrealizowania. Przede wszystkim nie ma nic do stracenia. Może starać się grać swoją ofensywną piłkę z nadzieją, że będzie w stanie przejąć kontrolę nad meczem. I taki plan na to spotkanie ma trener Kazimierz Moskal. – To jest dla nas dobry moment, żeby zagrać przeciwko takiemu zespołowi. Żeby się sprawdzić. Na takie spotkania nie trzeba drużyny dodatkowo motywować. Jak chcemy grać? Swoje. Oczywiście Rapid jest zdecydowanie bardziej wymagającym rywalem niż poprzedni przeciwnik. Grają bardzo ofensywnie, mają w zespole dużo jakości – powiedział na konferencji prasowej szkoleniowiec.

Sama obecność Wisły w europejskich pucharach jest i tak dużym zaskoczeniem. Jako pierwszoligowiec Biała Gwiazda wygrała Puchar Polski, dzięki czemu awansowała do Ligi Europy. Udało już się jej przejść KF Llapi, wygrywając oba spotkania, zdobywając ważne punkty do rankingu UEFA i unikając bolesnego eurowpierdolu, czego nie potrafił Śląsk. Teraz poprzeczka powędrowała zdecydowanie wyżej. Kosowski zespół to mniej więcej podobny poziom do Caernarfon Town, co pokazuje ranking Elo – obie drużyny są sklasyfikowane w siódmej setce. Rapid to natomiast 218. drużyna w Europie i bliżej mu do Legii (198) niż Wisły (454).

Nawet porażka Wisły z Rapidem nie oznacza dla niej końca przygody w europejskich pucharach. Biała Gwiazda spadnie do Ligi Konferencji, gdzie zmierzy się ze zwycięzcą pary FK Sarajevo/FC Spartak Trnawa. Nie zamierzamy jednak gdybać, co będzie w kolejnej rundzie. Przed krakowską drużyną i Legią jeszcze ważne spotkania na drugim etapie eliminacji. Liczymy jednak, że obie ekipy zapewnią nam podobnie pozytywne emocje, co przed trzynastoma laty.

Reklama

WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH:

Fot. FotoPyk

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Dani Alves po wyjściu na wolność wychodzi grać w piłkę, co zdaniem wielu jest niesmaczne

Radosław Laudański
0
Dani Alves po wyjściu na wolność wychodzi grać w piłkę, co zdaniem wielu jest niesmaczne

Liga Europy

Hiszpania

Dani Alves po wyjściu na wolność wychodzi grać w piłkę, co zdaniem wielu jest niesmaczne

Radosław Laudański
0
Dani Alves po wyjściu na wolność wychodzi grać w piłkę, co zdaniem wielu jest niesmaczne

Komentarze

43 komentarzy

Loading...