Dwadzieścia tysięcy wypłacane piłkarzom przez szkołę i sto milionów długu. Eldorado poskładane na trytytki. Wójt Stężycy przegrał wybory, więc Radunia wylądowała w czwartej lidze. Gdy jeszcze miała szansę awansować na zaplecze Ekstraklasy, prezes poprosił, by wystawić juniorów. Albo żeby na mecz do Łodzi wyjechać o czwartej nad ranem prywatnymi samochodami. „Wariatkowo” – mówi były zawodnik „Kanarków ze Stężycy”, ale my postanowiliśmy przekonać się na własne oczy. Odwiedziliśmy „Serce Kaszub”, które przestało bić.
Radunia to rzeka przepływająca przez Stężycę. No i klub piłkarski, do niedawna drugoligowy. Jeszcze w kwietniu wydawało się, że w Raduni – zamiast wody – płynie mleko i miód. A potem nadeszło trzęsienie ziemi i w urokliwej Stężycy wybiło szambo.
Sen wariata albo życie jak ze snu
Gdyby o stężyckiej historii powstał serial, nazywałby się „Ranczo”. Byłego wójta zagrałby Cezary Żak, obecnego Artur Barciś. Tytułowa piosenka zatytułowana byłaby „To tylko sny”, a słowa wyśpiewywane przez Annę Jurksztowicz leciałyby mniej więcej tak:
To tylko sny, szalone sny,
są tutaj jak wszędzie.
I tylko ja, i tylko ty,
modlimy się o szczęście.
Były już wójt, Tomasz Brzoskowski, miał szalony sen. Przyśnił mu się klub piłkarski. Taki bez kompleksów. Bo skoro we Wrocławiu mogą mieć Śląsk albo Górnika w Zabrzu, to dlaczego mieszkańcy Stężycy nie mogliby być dumni z Raduni?
– W czym jesteśmy gorsi? Czy jesteśmy drugą kategorią ludzi tutaj na Kaszubach? – pytał wójt Brzoskowski w lutym 2021 roku. A chwilę później zadeklamował: – Ja mam samych wspaniałych zawodników. Najwspanialszych. Tutaj wszystko jest naj! To, co jest w Stężycy, jest najlepsze i najwspanialsze. Jesteśmy najlepszym wzorem klubu w Polsce, powinniście taki klub chlubić, bo jesteśmy przykładem właściwego funkcjonowania. Pokazujemy, że w niewielkiej miejscowości można stworzyć fajny sport z fajnym zarządzaniem.
Fajne zarządzanie polegało między innymi na zatrudnianiu piłkarzy w lokalnej szkole na umowach, o których nauczyciele nawet nie marzą. Jednak na początku było sympatycznie.
Tomasz Brzoskowski
W listopadzie 2018 roku reportaż ze Stężycy opublikował na Weszło Norbert Skórzewski. Pisał w nim tak: „Jakkolwiek spojrzeć, pieniądze na piłkę są. Jeszcze jakiś czas temu Radunia była typowym, piątoligowym klubem. Raz w czołówce, raz w środku tabeli. Generalnie bez szału, zawsze czegoś brakowało. W pewnym momencie wójt zamienił siatkówkę na piłkę nożną, przenosząc nakłady finansowe. No i się zaczęło. Awans z okręgówki do czwartej ligi dwa sezony temu był formalnością, ale trzeba powiedzieć sobie otwarcie – czwartą ligę rozniesiono”.
Tekst Skórzewskiego sprzed pięciu lat czyta się jak biuletyn promocyjny Gminy Stężyca. Momentami trudno nie złapać się za głowę. Trzecioligowa wówczas Radunia została przedstawiona jako sympatyczny klubik z sympatycznymi ludźmi wokół. Podobnych artykułów z tamtego czasu można znaleźć dziesiątki.
Kilka tygodni po publikacji cytowanego reportażu, Krzysztof Stanowski spojrzał na temat ciut przytomniej: „Hmm, wyobrażacie sobie, że prezydent Warszawy wypłaca pensję Cafu, udając, że to pracownik urzędowego bufetu, a prezydent Poznania z Makuszewskiego robi fikcyjnego szatniarza?”.
Fajne zarządzanie pana wójta zostało przez Stanowskiego brutalnie wypunktowane:
Radunia płaci siedem tysięcy złotych miesięcznie i więcej, najlepsi podobno mogą liczyć na dziesięć tysięcy miesięcznie. Ale płatności są tak naprawdę „wałkiem”. Otóż piłkarze grają jako amatorzy, a podpisują na przykład fikcyjne umowy z gminą. Mamy więc PRL, kiedy piłkarze chodzili raz w miesiącu do kopalni, ale tylko po to, aby odebrać pensję.
Rzućmy okiem na przykładową umowę Raduni Stężyca z piłkarzem. Tak naprawdę to nie klub ją podpisuje, ale gmina. Nie prezes klubu, ale wójt.
Cóż to za konstrukcja? Gmina nie przekazuje pieniędzy do klubu, tylko bezpośrednio opłaca zawodników, udając, że ci będą ją promować. Zgaduję, że przesłanie dwóch milionów złotych z gminy do klubu mogłoby być problematyczne (należałoby się tłumaczyć, a chętnych na rozdrapanie takich kwot byłoby więcej podmiotów), a tak udaje się sprawić, że cały proceder jest trochę bardziej dyskretny.
Tak było w 2018 roku. Trzy lata później Radunia wciąż walczyła o przeskok z trzeciej do drugiej ligi. W lutym 2021 roku Norbert Skórzewski (wraz z Piotrem Stolarczykiem) znów odwiedził Stężycę i tym razem nie był już tak sympatyczny dla pana wójta:
Czy wydatki na sport, które są teraz, z budżetem, który jest teraz, są maksymalne?
Maksymalne.
To się w ogóle nie wiąże z tym, co mówił pan jeszcze dwa lata temu, że w drugiej lidze będzie jeszcze większa rozpusta.
O rozpustnych wydatkach w wydaniu drugiej ligi nic nie mówiłem.
(…)
Proszę państwa, my działamy według określonego planu. Jeśli uda nam się awansować do drugiej ligi, to myślę, że wkład gminy osiągnie około siedemset tysięcy złotych plus sponsorzy i spokojnie damy sobie radę na tym poziomie. My w tej chwili czekamy na podpisanie umowy sponsorskiej z dużą firmą. Ale nie chcę mówić otwarcie, co to za podmiot. Dużo serca, czasu i pieniędzy włożyliśmy w ten projekt. To nie jest tak, że siedzimy i nic nie robimy w kwestii pozyskania sponsorów. Spokojnie.
Jak to jest, że teraz płaci pan zawodnikom nawet po piętnaście tysięcy złotych miesięcznie, a już w drugiej lidze sytuacja ma się zmienić?
W klubie nie ma takich zarobków.
Są. I pan o tym wie doskonale.
Powtórzę: nie ma. Proszę mi uwierzyć. Piętnaście to może z podatkami. A podatki od wynagrodzeń w tym kraju są rzędu od 40 do 50 procent, w zależności od skali. Od tego się nie ucieknie. Np. kierowca samochodu zarabiający siedem-osiem tysięcy zł na rękę, kosztuje pracodawcę czternaście – piętnaście tysięcy złotych. Takie są w Polsce podatki.
To i tak wciąż nie jest tania zabawa gminy.
Ale o jakiej zabawie panowie do mnie mówią? Nie ma żadnej zabawy. Daję dotację i mają się z tego rozliczyć. Koniec tematu. A klub ma też przecież sponsorów.
Cztery miesiące później, w czerwcu 2021 roku, Radunia wywalczyła upragniony awans na szczebel centralny. Nadszedł czas weryfikacji.
Pomiędzy wójtem a plebanem trenerem
stara wojna wiecznie trwa.
Sama budzę się nad ranem,
serce nie śpi, trzeba wstać.
Wojna pomiędzy Tomaszem Brzoskowskim a Ireneuszem Stenclem rozpoczęła się rok przed historycznym awansem Raduni do drugiej ligi. Stencel został przez Brzoskowskiego odsunięty na boczny tor. Wcześniej byli bliskimi współpracownikami, przyjaciółmi i sąsiadami. Codziennie odwiedzali się w domach, które dzieli 50 metrów.
Brzoskowski był wójtem od ponad dekady. Pierwsze wybory wygrał jako 34-latek, w 2010 roku. Swoim zastępcą natychmiast mianował o cztery lata starszego Stencla, który właśnie odwieszał korki na kołku. Przygodę z piłką kończył w pobliskich Kartuzach. Wcześniej grał w Kościerzynie i Gdyni. W latach 2001-2004 występował w barwach Arki w ówczesnej drugiej lidze. Wyżej nie podskoczył.
Stencel był prawą ręką Brzoskowskiego nie tylko w urzędzie, ale też w szatni i na boisku. W 2012 roku został trenerem Raduni. Dopiero w styczniu 2020 roku zastąpił go Sebastian Letniowski. W tym czasie klub ze Stężycy przeszedł drogę ze środka tabeli okręgówki na podium trzeciej ligi.
Ireneusz Stencel
Przez kolejny rok Stencel był w Raduni tak zwanym koordynatorem oraz asystentem Letniowskiego. W domu Brzoskowskiego już nie bywał. Jego umowa wygasła w lipcu 2021 roku. Odszedł ze sztabu pierwszej drużyny i skupił się na trenowaniu czternastolatków, z którymi wywalczył awans do Centralnej Ligi Juniorów.
Awans do CLJ U-15 był dla Raduni sukcesem, jednak pozostał w cieniu, ponieważ w tym samym czasie pierwsza drużyna zrealizowała marzenie o drugiej lidze. “W Stenclu coś pękło. Przyjaźń poszła w zapomnienie” – mówią w Stężycy.
Znów pobiegłam na kraj świata,
może dalej, czyli tu.
A tutaj życie – sen wariata,
wreszcie życie jak ze snu.
Radunia była w drugiej lidze. Dla jednych: sen wariata, dla drugich: życie jak ze snu.
Już w debiutanckim sezonie na wyciągnięcie ręki znalazła się pierwsza liga. Drużyna prowadzona przez Letniowskiego zakończyła rundę wiosenną na szóstym miejscu i awansowała do baraży.
W Chorzowie doszło do potyczki dwóch beniaminków. Radunia zmierzyła się z Ruchem, powracającym z banicji w niższych ligach. Klub z dwutysięcznej Stężycy kontra czternastokrotny mistrz Polski. Wójt Brzoskowski szczypał się co rusz, aby być pewnym, że wszystko to dzieje się na jawie.
Przed pierwszym gwizdkiem, mimo początkowych problemów, Radunia miała zapewnioną licencję na grę w pierwszej lidze. Awans leżał na murawie. Faworytem byli chorzowianie, ale przez blisko dwie godziny utrzymywał się bezbramkowy remis. Na dwie minuty przed końcem dogrywki z rzutu wolnego dośrodkował Łukasz Janoszka, a Daniel Szczepan strzelił głową. Piłka wpadła do siatki. Tym razem sen okazał się koszmarem.
Kolejny sezon Radunia zakończyła w dolnej połowie drugoligowej stawki, jednak rok później znów włączyła się do walki o awans. W 2024 rok zespół ze Stężycy wszedł na czwartej pozycji ze stratą trzech punktów do wicelidera. Jednak na Kaszubach nie był to główny temat rozmów. Zbliżały się wybory samorządowe.
To tylko sny, szalone sny,
są tutaj jak wszędzie.
I tylko ja, i tylko ty,
modlimy się o szczęście.
W kwietniu Brzoskowski modlił się o szczęście. Coś, co kilka lat wcześniej wydawało się totalną abstrakcją, nadchodziło nieuchronnie. Porażka. I to nie sportowa.
W 2018 roku zawodnik i samozwańczy dyrektor sportowy Raduni Mateusz Łuczak mówił tak: – Nasz budżet opiera się na tym, co daje gmina, z którą każdy zawodnik ma podpisaną umowę, a to zapewnia ogromny komfort. Wymusza, żeby pieniądze były wypłacane w terminie. Innej opcji nie ma. Moglibyśmy mieć sponsora, ale sponsor mógłby spóźniać się z wypłatą, a wójt na takie coś pozwolić sobie nie może.
I dalej: – Zarzut jest taki, że pompujemy tyle kasy, a jak wójt nie zostanie wybrany, to wszystko padnie. Trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego miałby nie zostać wybrany? Miał 83 procent poparcia w ostatnich wyborach. Promuje gminę poprzez sport, ale do sportu się nie ogranicza. Wystarczy przyjechać, zobaczyć. Stężyca jest kilka lat do przodu względem okolicznych miejscowości.
Zadaliśmy więc pytanie: dlaczego wójt Brzoskowski miałby nie zostać wybrany?
Dorota: – Zaraz będzie osiem lat, jak się tu przeprowadziliśmy z mężem. Wtedy naprawdę cała Stężyca piękniała. Ludzie mówili, że wcześniej było szaro i buro, a proszę zobaczyć, jak jest. Tylko że cały ten rozwój stanął dawno temu. Ostatnio głosowałam na wójta, ale teraz już nie. Zasiedział się. Oszalał na punkcie tej piłki i to go zaślepiło.
Wojciech: – Nie można mieć żadnych pretensji do piłkarzy i trenerów. Wójt płacił kokosy, to przychodzili. Wie pan, co? Mam koleżankę, która chodziła z takim jednym piłkarzem Arki. I on mówił tak: „Jak mi nie przedłużą kontraktu, to do Stężycy pójdę”. To było kilka lat temu. Teraz jest Wieczysta, kiedyś była Radunia.
Piotr: – Mi jest wójta żal. Bo ludzie nie rozumieją, że wszystkie gminy funkcjonują na kredyt i to jest normalne. To, że kilka lat temu więcej się budowało i tak dalej, to przecież nie znaczy, że tak cały czas będzie. W Stężycy nie zbudujesz Nowego Jorku. Ludziom szybko się nudzi, zmieniają zdanie i sobie piłkę nożną wybrali jako główny powód do narzekania.
Anna: – Wójt podobno zabronił dyrektorowi szkoły płacić nauczycielom za nadgodziny, które wypracowali. Urzędnicy też musieli się prosić o swoje. Na godne pensje dla zwykłych ludzi nie ma, a dla piłkarzy złote góry.
Marcin: – Ponad pięć lat temu wójt obiecał, że na mojej ulicy powstanie oświetlenie. Jak pan myśli – powstało? Zawsze brakowało pieniędzy. Za każdym razem słyszeliśmy tylko: „w przyszłym roku to załatwimy”. Na piłkarzy nigdy nie brakowało. A mu jeszcze było mało. Nowy stadion chciał budować, choć na ten przychodziło sto osób.
Jeden na kilku mieszkańców miał o wójcie dobre zdanie. Wszyscy wspominali o piłce nożnej. Nastroje doskonale wyczuł Ireneusz Stencel. To właśnie były przyjaciel rzucił rękawicę Brzoskowskiemu.
Podczas kampanii Stencel grał bardzo ofensywnie. – Szkoła, biblioteka, remiza – całą gminę wybudowano na kredyt, który spłacać będą nasze dzieci i wnuki. Dług gminy i należących do niej spółek przekroczył sto milionów złotych. Deficyt budżetowy to następne kilkanaście milionów. Zadłużenie gminy jest tak duże, że banki nie chcą udzielać kolejnych kredytów – powtarzał Stencel na każdym spotkaniu z mieszkańcami. I podkreślał: – Mimo to wójt pompuje coraz większe pieniądze w Radunię. Bo taką ma fanaberię.
Brzoskowski ripostował, że Stencel nie ma pojęcia o zarządzaniu gminą: – Kredyty to naturalna rzecz. Dużo inwestowaliśmy, więc musieliśmy skądś uzyskać te środki. Otrzymaliśmy mnóstwo dofinansować. Oczywiście musieliśmy też zaangażować spory wkład własny, więc trzeba było troszeczkę pożyczyć. Kiedy zostałem wójtem, wartość majątku gminy wynosiła 22 miliony złotych. Myślę, że teraz to około 400 milionów. Mamy nowoczesność, przyszłość! Wystarczy się rozejrzeć: drogi, parki, pomosty, szkoły, przedszkola…
Do mieszkańców bardziej trafiły argumenty Stencla, który w pierwszej turze otrzymał 48,76 procent głosów.
Przed drugą turą wciąż urzędujący wójt zagrał all-in. Na stężyckich płotach zawisły plakaty z nową obietnicą Brzoskowskiego: „Wsłuchując się w głos mieszkańców Gminy Stężyca po I turze wyborów, przedstawiam nowe założenia: 1. Wstrzymam rozbudowę stadionu i finansowanie II ligowego zespołu KS Radunia z budżetu gminy”.
Nie pomogło. 21 kwietnia mieszkańcy Stężycy pokazali wójtowi czerwoną kartkę. W drugiej turze 56,69 procent wyborców zagłosowało na Stencla.
Awans w stanie likwidacji
7 maja Stencel złożył ślubowanie i oficjalnie przejął obowiązki wójta. Jako jedyny w powiecie nie otrzymał gratulacji od poprzednika. Brzoskowski nie pojawił się na uroczystej sesji. Przepadł.
O tym, jak minęły kwiecień i maj w Stężycy, opowiedzieli nam byli zawodnicy i pracownicy Raduni.
– Były wójt zniknął dzień po wyborach. Raz go widzieliśmy, w majówkę. Byliśmy na grillu, a on u sąsiadów za płotem. Podszedł, przywitał się. „No, u mnie super. Ustawiłem się w nowej firmie, pracuję” – opowiadał. „No, fajnie, że u pana dobrze, ale może nami by się pan zainteresował, co?” – zagadaliśmy. Na co on rzucił: „Chłopaki, poradzicie sobie” i poszedł – relacjonuje jeden z byłych już zawodników Raduni. – Zimą chciał przerobić klub w spółkę. Zapowiadał, że sprowadzi Włochów czy tam włoskich Amerykanów. „Zostawię sobie 51 procent i będę dalej rządził” – mówił. Dopiero od nas dowiedział się, że jeśli tamci podniosą kapitał, to gówno będzie mógł zrobić. Zdziwił się. Nie miał pojęcia, jak prawdziwy świat funkcjonuje. Innym razem chwalił się, że nagrał dużego sponsora, takiego, co kilka milionów każdego roku będzie wykładał. Obiecywał to od lat, a potem i tak płacił z gminnej kasy.
Pierwsza tura wyborów odbyła się 7 kwietnia. Do tego czasu rozegrano 26 kolejek. Radunia zajmowała czwarte miejsce w tabeli. Do bezpośredniego awansu traciła siedem punktów, nad siódmym miejscem miała cztery punkty przewagi. Do końca sezonu zasadniczego pozostało osiem meczów.
27. kolejka (7 kwietnia, 12:15): Radunia – Chojniczanka Chojnice 1:2
Tym razem wynikiem na boisku mało kto się przejął. Mimo że starcie z Chojniczanką to praktycznie derby, wszystkie oczy zwrócone były na urząd gminy. Gdy ogłoszono wyniki, zapanował szok. O Stężycy znów zaczęły opowiadać ogólnopolskie media:
„Radunia stoi nad przepaścią”;
„Koniec eldorado”;
„Brudna gra o fotel wójta”.
Były zawodnik Raduni: – W drużynie staraliśmy się robić swoje. Wiadomo, pojawił się niepokój, ale wciąż nie dowierzaliśmy, że wójt może przegrać. Wydawało się, że w drugiej turze zagłosuje więcej osób i skończy się, jak zawsze.
28. kolejka (14 kwietnia, 16:00): Zagłębie II Lubin – Radunia 2:0
Przed ostatecznym rozstrzygnięciem rozegrano jeszcze dwa mecze. W Lubinie podopieczni Szymona Hartmana przegrali drugie spotkanie z rzędu.
29. kolejka (21 kwietnia, 13:00): Radunia – GKS Jastrzębie 3:0
Drugą turę zaplanowano na 21 kwietnia. Wielu kibiców przyszło na stadion prosto z lokali wyborczych, a Radunia dała im powody do radości. Piłkarze zrobili wójtowi pożegnalny prezent i pokonali GKS Jastrzębie.
Gdy stało się jasne, że nowym wójtem będzie Ireneusz Stencel, Radunia zajmowała piąte miejsce w tabeli. Pięć punktów za drugim w tabeli KKS-em Kalisz i punkt nad siódmą Chojniczanką.
Do końca pozostawało pięć kolejek. Awans do baraży był bardzo realny.
– Dzień po meczu z Jastrzębiem zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, co dalej. Wiadomo, każdy słyszał zapowiedzi Irka. Mówię po imieniu, bo tam każdy był z nim na ty. We wtorek normalnie przyjechaliśmy na trening. Próbowaliśmy podpytać, co planują. Ale wyglądało na to, że jedyny plan, jaki mieli, to pogonić starego wójta.
Zdezorientowanych piłkarzy Raduni czekał wyjazd do lidera z Siedlec.
– W szatni powiedzieliśmy sobie, że gramy o baraże i reszta nas nie interesuje. Będzie, co będzie. Najwyżej awansujemy, a potem nas rozpędzą.
Po raz tysięczny potwierdziło się, że trudne sytuacje jednoczą i motywują silniej niż sceny z „Gladiatora”, „Bravehearta” i „300” zmontowane w jeden klip. Radunia zatopiła Pogoń.
30. kolejka (26 kwietnia, 20:00): Pogoń Siedlce – Radunia 0:3
Dzięki pokonaniu lidera, Radunia wskoczyła na czwarte miejsce i od bezpośredniego awansu dzieliły ją tylko dwa “oczka”. Tyle samo punktów było przewagi nad siódmym ŁKS-em II. Ryzyko awansu wzrastało.
– Dzień przed meczem z Wisłą Puławy, w piątek 3 maja, do szatni wszedł prezes Dawid Klawikowski i ogłosił, że klub nie będzie wnioskował o licencję na pierwszą ligę. Czyli że nawet jak wejdziemy do baraży, to w nich nie zagramy.
– Teraz przynajmniej wiedzieliśmy, na czym stoimy. Cztery mecze do końca i gong. Mimo to – jak już prezes wyszedł – powiedzieliśmy sobie, że nie odpuszczamy i spinamy się aż do ostatniej kolejki.
Z Wisłą Puławy nie dali rady. Majówka zakończyła się porażką.
31. kolejka (4 maja, 12:00): Radunia – Wisła Puławy 1:3
Mimo kolejnej straty punktów, Radunia wciąż zajmowała miejsce barażowe. Punkt przewagi nad Stalą Stalowa Wola i dwa nad rezerwami ŁKS-u. Obaj rywale czekali w dwóch następnych kolejkach.
Trzy dni po przegranym meczu z Wisłą Puławy, Stencel został zaprzysiężony na stanowisko wójta. Od teraz rządził już oficjalnie.
– Do Łodzi mieliśmy pojechać w dniu meczu własnymi samochodami. 350 kilometrów, a pierwszy gwizdek w południe. To musielibyśmy o czwartej rano wyjechać. Kombinowaliśmy na różne sposoby, ale w końcu jeden kolega załatwił autokar, a prezes łaskawie zgodził się zapłacić za nocleg.
Piłkarze Raduni dotarli do Łodzi. W 84. minucie strzelili gola na 2:1, jednak gospodarze zdążyli wyrównać.
32. kolejka (12 maja, 12:00): ŁKS II – Radunia 2:2
Do Stężycy wracali z punktem i w kiepskich nastrojach. Brak zwycięstwa wyrzucił Radunię poza strefę barażową. Do piątej Stali i szóstej Chojniczanki drużyna ze Stężycy traciła punkt.
Było jasne, że o barażach zadecyduje mecz przedostatniej kolejki ze Stalą.
– Prezes znów przyszedł do szatni. Tym razem nie tylko mówił o licencji, ale też stanowczo poprosił trenera, żeby w pierwszym składzie wyszli juniorzy.
– Powiedział coś w tym stylu: „Zrozumcie wreszcie, że nie możemy awansować, bo wtedy klub będzie musiał ogłosić upadłość”. Bez przerwy mówił o tej upadłości. „Wtedy nie dostaniecie żadnej kasy. Co wolicie?”.
– „Dociągnijcie to do końca bez baraży, bierzcie, co damy i spadajcie. Żadnej premii i tak nie będzie, tylko upadek, jeśli awansujecie. A tak przynajmniej cokolwiek dostaniecie”. Mówił o premii, bo stary wójt miał obiecaną za baraże.
Słowa to były jedno, działania drugie. 7 maja Stencel usiadł w fotelu wójta, a dokładnie tydzień później – na trzy dni przed meczem o być albo nie być w barażach – rozwiązał umowy o dzieło z zawodnikami i trenerami. Wspomniane umowy zawarte były ze szkołą i jeszcze do nich wrócimy.
– Zostaliśmy na samych kontraktach. Jeśli wcześniej niektórzy łudzili się, że te groźby o likwidacji rozmyją się z czasem, to teraz było już jasne, że finito. Stencel rozwiązał wszystkie umowy, jak leciało. Od ponad dziesięciu lat był w klubie trener bramkarzy – Irek go wtedy ściągnął, najpierw bronił, potem trenował. Jego też rozwiązał. Wszystkich.
W pierwszym składzie na mecz ze Stalą wyszło pięciu młodzieżowców. Po 45 minutach było tylko 0:1, a Radunia nie odstawała wyraźnie. W przerwie trener Hartman wypuścił trzech podstawowych zawodników: Bartłomieja Kasprzaka, Wojciecha Słomkę i Mateja Mrsicia. Nie pomogli. Skończyło się 0:2.
33. kolejka (17 maja, 16:00): Radunia – Stal Stalowa Wola 0:2
Niewiele osób w Stężycy zmartwiło się tą porażką. Udało się osiągnąć cel. Baraże odjechały. Przed ostatnią kolejką Radunia zajmowała ósme miejsce i miała trzy punkty straty do szóstej Polonii Bytom, a także – co kluczowe – gorszy bilans bezpośredni.
– Jeszcze przed meczem ze Stalą, dochodziły do nas plotki, ale już nie bezpośrednio od prezesa, że jeśli nie przegramy, to w ogóle nie pojedziemy do Olsztyna. Stomil już spadł i podobno bali się, że kibice coś odwalą. Jakieś race rzucą czy coś i niechcący wygramy walkowerem.
Koniec końców, nawet w przypadku wygranej, baraże Raduni nie groziły.
– W ostatnim tygodniu trenowaliśmy już tylko dwa razy. Na zasadzie: zebraliśmy się, gierka i na chatę. W środę: gierka i grill. Czwartek wolny, w piątek rozruch i wyjazd w sobotę rano, czyli w dniu meczu. Część jechała ze Stężycy, część z Trójmiasta, a jeszcze inni czekali już w Olsztynie. Wygraliśmy 3:2. Po meczu jeden mówi: – Kurwa, jak na to, że o drugiej w nocy skończyłem ostatnie piwo, to całkiem dobrze mi się grało.
34. kolejka (25 maja, 14:00): Stomil Olsztyn – Radunia 2:3
Radunia zakończyła sezon na siódmej pozycji z trzema punktami straty do szóstej Polonii Bytom. Od drugiej Kotwicy i bezpośredniego awansu dzieliło ją sześć punktów.
– Mieliśmy naprawdę fajny zespół. Jasne, wójt dobrze płacił, ale też nieźle to poukładał. On nie był taki zły, jak mówią. Naprawdę miał na to wszystko jakiś pomysł. Szkoda, że tak się skończyło.
W maju skrócono wypożyczenia kilku zawodników, dzięki czemu nie było konieczności płacenia za czerwiec. Pozostały formalności związane z pozbyciem się reszty piłkarzy i trenerów.
– Pierwotnie wszystkich zakontraktowano o miesiąc dłużej, bo baraż zaplanowany był na 1 czerwca. Po wyborach zaczęli kombinować, jak się z tego wywinąć.
– Kasy za kwiecień i maj nie dostaliśmy w umówionym terminie. Za kwiecień zapłacili pod koniec maja. Za maj już nie wszystkim. Za czerwiec w ogóle nie chcieli płacić. Powtarzali: „bierzcie, co dajemy, bo zaraz nic nie dostaniecie”. Albo: „nie mamy pieniędzy”. Aż w końcu przestali odbierać telefony.
– Kilku chłopaków poszło do Irka, żeby wyjaśnić sytuację. W końcu on też przestał odbierać telefon. Po jakimś czasie zadzwonili z prepaidowego numeru. Powiedział, że on się na nic nie umawiał. „To wasz problem”. „Ale jak przejmujesz firmę, to razem ze zobowiązaniami, więc to również twój problem. Zapłać do czerwca, podajemy sobie rękę i rozchodzimy się”.
– Wariatkowo. Za starego wójta prezes Klawikowski był raczej w porządku, ale potem zaczął robić wszystko, żeby się przypucować do nowej ekipy. Nie mówił nam prawdy. A Stencel? Ta gmina upadnie. Jedyne, co Irek w życiu prowadził, to samochód.
Wiwisekcja
Byli zawodnicy i członkowie sztabu Raduni nie chcieli wypowiadać się pod imieniem i nazwiskiem z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że część z nich twierdzi, że wciąż nie otrzymała należnych pensji. Nie chcą komplikować sytuacji.
– Czy wszystko jest zapłacone? Wydaje mi się, że tak. Ale to pytanie do prezesa Klawikowskiego. On zna szczegóły – mówi Ireneusz Stencel.
Niestety, prezes nie odbiera telefonu. Jego aktywność ogranicza się do wyświetlania wiadomości, na które nie odpowiada ani słowem.
Niechętny do udzielania oficjalnych wypowiedzi jest również były wójt. Jedynie obecny włodarz Stężycy nie gryzie się w język i ze szczegółami opowiada, co zastał w urzędzie.
– Przed wyborami wiedziałem, że sytuacja finansowa gminy nie jest dobra, ale nie podejrzewałem, że jest aż tak tragicznie. Jestem zaskoczony i przerażony skalą – przyznaje Stencel. – Spodziewałem się, że rzeczywiste wydatki na klub są wyższe. Oficjalna dotacja wynosiła 2 miliony 330 tysięcy złotych rocznie. Po wyborach zacząłem przeglądać dokumenty. Okazało się, że piłkarze – poza kontraktami – zawierali umowy ze szkołą. Większość zawodników miała podpisane umowy o dzieło na prowadzenie zajęć. Bardzo dziwna forma zatrudnienia, będziemy ją jeszcze sprawdzać. Trenerzy byli zatrudnieni w szkole jako nauczyciele wychowania fizycznego i mieli przyznawane bardzo wysokie dodatki motywacyjne. A to i tak tylko część z ogromnych wydatków gminy, płynących poza oficjalną dotacją. Do tego: koszty wyjazdów na mecze, koszty całego wyżywienia, koszty organizacji meczów w Stężycy – to wszystko było po stronie gminy i związane z tym faktury znajduję w urzędzie.
O jakich łącznych kwotach więc mówimy? – Policzyliśmy to dość dokładnie i tylko za ubiegły rok wyszło co najmniej 9,5 miliona złotych. Gdy byłem radnym, pytałem na sesjach, ile gmina faktycznie wykłada na klub. Były wójt stale powtarzał, że wydatki gminne na Radunię ograniczają się do wspomnianej dotacji, czyli 2,3 miliona, a resztę pokrywa klub dzięki sponsorom. No to teraz widzimy, jak było rzeczywiście. Fakt, że klub niemal w stu procentach był finansowany z budżetu gminy potwierdził również audytor, którego zatrudniliśmy po wyborach.
Przypomnijmy, Tomasz Brzoskowski w lutym 2021 roku mówił tak: „Jeśli uda nam się awansować do drugiej ligi, to myślę, że wkład gminy osiągnie około siedemset tysięcy złotych plus sponsorzy i spokojnie damy sobie radę na tym poziomie”.
Z kolei już w kwietniu 2024 roku, tuż przed drugą turą wyborów, Sebastian Parfjanowicz z „Przeglądu Sportowego” zagaił wciąż panującego wójta o umowy piłkarzy z gminą:
– To było kiedyś, ale co w tym dziwnego? Zawodnicy mieli umowy na promocję poprzez sport. Herb nasz na koszulkach w końcu jest. Inne miasta też tak robią. Gdynia na przykład – tłumaczy Brzoskowski, zapewniając jednocześnie, że takich umów już w Stężycy nie ma.
Stencel irytuje się cytatem o zapewnieniach byłego wójta i wchodzi w szczegóły: – W samej szkole – ze wspomnianych umów o dzieło – piłkarze zarabiali miesięcznie nawet po 20 tysięcy złotych na rękę. Przykładowe kwoty: 21 000 zł, 19 700 zł, 18 850 zł – wszystkie przelewane bezpośrednio z konta należącego do szkoły na konta zawodników. Te umowy rozwiązaliśmy w połowie maja – niezwłocznie, gdy się o nich dowiedzieliśmy. Dodatkowo zawodnicy mieli podpisane oficjalne kontrakty z klubem. Na szczęście większość do końca czerwca.
– Przed nami wciąż dużo pracy. Szczegółowa analiza jest w toku. Na przykład według danych wynikających z obowiązku nałożonego przez FIFA oraz PZPN i przedstawionych przez klub, wysokości wynagrodzeń przekazanych pośrednikom transakcyjnym przez Radunię wyniosła w ubiegłym roku okrągłe zero złotych. Ale w urzędzie znajdujemy bardzo dziwne wydatki. Faktury na usługi, które raczej nigdy nie miały miejsca. Niby jakieś audyty czy szkolenia. Będziemy to weryfikować.
Jedna z osób do niedawna związanych z Radunią nie jest fanem nowego wójta: – Poobrażali się na klub, z Irkiem na czele, zebrali w kupę i dorwali do władzy. Nadszedł czas zemsty. Jeszcze przed pandemią jeden gość – ten, który najgłośniej starego wójta wychwalał – zarabiał 17 koła w czwartej lidze. Irek doskonale o tym wiedział, ale nic nie mówił. A to było kilka lat temu. To tak jakby dziś 30 tysięcy zarabiał. Ale Irkowi to nie przeszkadzało, wszystko grało. Przestało grać dopiero, jak go wójt odpalił.
– Dlaczego wcześniej nie sprzeciwiałem się takim działaniom? – rzuca Stencel. I tłumaczy: – Po pierwsze: gdy byłem w klubie, to funkcjonował on na niższym poziomie, co wiązało się generalnie z mniejszymi wydatkami. To była piąta liga, czwarta, najwyżej trzecia. Po drugie: zajmowałem się wówczas wyłącznie sprawami sportowymi, nie finansowymi. Nie jest prawdą, że znałem zarobki innych, a sam dostawałem o wiele mniejsze stawki niż wspomniana. Nie podoba mi się, że ktoś wypowiada kłamstwa na mój temat i do tego robi to anonimowo. Mogę porozmawiać z każdym, jeśli ma odwagę spojrzeć mi w oczy. Od lat wsłuchuję się w głos mieszkańców i sprzeciw wobec wykładania gminnych pieniędzy na Radunię bardzo urósł w ostatnim czasie. W pewnym momencie powiedzieli stop. Nie chcieli wydawać publicznych pieniędzy na piłkę nożną.
„Jakkolwiek spojrzeć, pieniądze na piłkę są” – pisał Skórzewski w 2018 roku, wymieniając kolejne wielomilionowe inwestycje gminy. – Nie, pieniędzy nie było. To wszystko było na kredyty, których dziś nie ma z czego spłacać – mówi Stencel. – Do Gminy Stężyca niezgodnie z prawdą została przyklejona łatka bogatej gminy. Podpierano to różnymi rankingami, jednak ja widziałem zestawienia, które realnie przedstawiały sytuację. Na przykład zestawienie przygotowane przez krajową radę Regionalnych Izb Obrachunkowych i uniwersytety ekonomiczne. W 2016 roku wśród gmin wiejskich Stężyca była na 550. miejscu. Takich gmin jest w tym rankingu 1513. Później, z każdym rokiem, plasowaliśmy się coraz niżej. I niech pan sobie wyobrazi, że za 2022 rok nasza gmina jest na 1510. miejscu, czyli na czwartym od końca. Z czegoś to wynika.
– Od jednego z banków dostałem informację, że Gmina Stężyca nie ma zdolności kredytowych – kontynuuje Stencel. – Opowiem na przykładzie, co były wójt wyprawiał. Otóż w tegoroczny budżet wpisane są dotacje, które zostały wydane już w roku ubiegłym. I odwrotnie: środki, które spłyną do gminy dopiero w 2025 roku, są wpisane do budżetu na rok 2024. Brakuje pieniędzy na wszystko, dosłownie, nawet na podstawowe wydatki. Niech pan sobie wyobrazi, że ma pan firmę i sponsoruje klub. Gdyby firma wpadłaby w kłopoty finansowe i musiałby pan ratować się kredytami, to raczej ciąłby pan dodatkowe koszty, czyli na przykład sponsoring klubu. Tymczasem gmina z jednej strony nabierała kredytów, a z drugiej wydawała coraz większe pieniądze na piłkę nożną. Szaleństwo.
Meandry Raduni
26 maja, czyli dzień po ostatnim meczu sezonu, klub ogłosił pierwsze decyzje kadrowe.
3 czerwca odbyło się spotkanie z rodzicami dzieci trenujących w strukturach Raduni. Wzięli w nim udział między innymi: Ireneusz Stencel oraz jego doradcy od spraw sportowych Jan de Zeeuw i Mirosław Tłokiński.
13 czerwca Mirosław Tłokiński opublikował na Facebooku post o treści: „W związku z otrzymaniem licencji na grę w 2 lidze proponujemy wszystkim zainteresowanym (zawodnikom, menadżerom i sponsorom) włączenie się do współpracy przy projekcie występów klubu Radunia Stężyca w 2 lidze”.
27 czerwca Radunia wydała komunikat o wycofaniu pierwszej drużyny z drugiej ligi. W międzyczasie z klubu odeszli kolejni zawodnicy i trenerzy.
Stencel: – Zanim ostatecznie ogłosiliśmy, że nie wystartujemy w drugiej lidze, próbowaliśmy innych rozwiązań. Na przykład prowadziliśmy rozmowy z drużyną z Ekstraklasy, która była zainteresowana współpracą z drugoligowym klubem. Odbyliśmy nawet spotkanie, na którym oni wyrazili gotowość i chęć podjęcia takiej współpracy. Od początku jasno przedstawiliśmy im nasze warunki i daliśmy do zrozumienia, że jako gmina nie będziemy ponosili kosztów utrzymania zespołu na poziomie drugiej ligi, ze względu na to, że gminy po prostu na to nie stać. Pojawiło się również dwóch potencjalnych sponsorów, którzy byli zainteresowani wsparciem zespołu w drugiej lidze. Natomiast ostatecznie ani z jednego ani z drugiego nic nie wyszło.
W nadchodzącym sezonie Radunia planuje wystartować w czwartej lidze. – W praktyce drugi zespół przekształciliśmy w pierwszy – tłumaczy wójt. I dodaje: – Nic nie zmieni się, jeśli chodzi o zespoły juniorskie. Dalej będą grały na poziomach, które wywalczyły na boisku.
Kto będzie za to płacił? – Szkołę Mistrzostwa Sportowego i zespół czwartoligowy będziemy finansować z budżetu gminy, ponieważ ten poziom wydatków nie budzi kontrowersji wśród mieszkańców. Problemem nie były rezerwy czy juniorzy, tylko przepłacana pierwsza drużyna.
Stencel dementuje również plotki o brakach kadrowych: – Obecnie mamy zatrudnionych trenerów na wszystkich stanowiskach, zarówno w akademii, jak i w drużynie seniorskiej. Nie tylko pierwszych szkoleniowców, ale są też trener przygotowania motorycznego czy trener bramkarzy. Wszystkie wakaty zostały uzupełnione.
***
Meander to fragment koryta rzeki o kształcie przypominającym pętlę lub łuk. Jest to forma związana z krętym przebiegiem koryta rzeki, tworzącym zakręty, pętle i nawroty. Naturalne zjawisko. Podobnie jak klub piłkarski na zakręcie. Radunia znalazła się właśnie w takim położeniu.
Kibic Raduni: – Wszyscy porównywali nas do Wieczystej, Niecieczy czy Groclinu. Jest tylko jedna różnica. Tam pieniądze wykładają albo wykładali bogaci biznesmeni, a nie wójt czy burmistrz. Fajnie było chodzić na drugą ligę, ale jak ktoś mówi, że takie szastanie publiczną kasą psuje rynek i jest niesprawiedliwe, to ja się zgadzam. A w czwartej lidze też będzie okej. Wójt zabrnął w ślepą uliczkę. Mógł skupić się na szkoleniu dzieciaków, bo akurat z tą akademią chciał dobrze.
Eksperci są zgodni: procesy naturalne są dla rzek znacznie korzystniejsze niż ludzka ingerencja w ich bieg.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- MARC CUCURELLA – CZŁOWIEK, KTÓRY NIE KŁANIA SIĘ HEJTEROM
- EMOCJONALNY WYWIAD Z ADRIANEM BŁĄDEM Z GKS-u KATOWICE
- CZY MISTRZOSTWA EUROPY POTRZEBUJĄ MECZU O TRZECIE MIEJSCE?
Fot. Newspix