Reklama

Żelazna kurtyna ma się w piłce coraz lepiej

AbsurDB

Autor:AbsurDB

06 lipca 2024, 09:53 • 10 min czytania 48 komentarzy

Na mistrzostwach Europy pozostały już tylko kraje zachodniej Europy oraz Turcja. Z obszaru między Lizboną, Zurychem, Berlinem a Londynem swojej reprezentacji narodowej w ćwierćfinałach nie mają tylko Belgowie i Luksemburczycy. Żadnemu z krajów dawnej demokracji ludowej nie udało się przedrzeć do najlepszej europejskiej ósemki. Zdarzyło się to po raz pierwszy w historii.

Żelazna kurtyna ma się w piłce coraz lepiej

Rafał Stec już kilkanaście lat temu zauważył, że żelazna kurtyna w europejskiej piłce ma się coraz lepiej. Szczerze mówiąc, nie do końca się z nim wtedy zgadzałem, ale wyniki Euro 2024 potwierdzają to chyba najdobitniej. Dziennikarz Gazety Wyborczej wskazuje, że zapadła ona gdzieś na linii łączącej Rzym z Monachium.

Z punktu widzenia społecznego, kulturowego i gospodarczego wciąż jeszcze w jednej grupie analizowałbym na potrzeby tego artykułu kraje, w których przed 1989 panował socjalizm. Na pierwszych pięciu turniejach o mistrzostwo Europy Związek Radziecki zawsze był w czołowej ósemce. W 1976 co prawda nie awansował do finałów, ale kwalifikowały się do nich tylko cztery zespoły (wśród których był na wszystkich wcześniejszych imprezach), a Sowieci odpadli w ćwierćfinałowych dwumeczach. Zresztą odpadli w nich z późniejszymi mistrzami – Czechosłowakami, którzy do półfinału weszli też w 1960 i 1980 roku za każdym razem przywożąc brązowy medal do Pragi, ale właściwie też do Bratysławy, bo połowę składu stanowili Słowacy.

Były to także lata nieco przygasającej, ale wciąż jeszcze kąsającej reprezentacji Węgier, która w 1964 i 1972 była w czołowej czwórce, a w 1968 odpadła w ćwierćfinale. W 1960, 1968 i 1972 kraje demokracji ludowej stanowiły połowę składu ćwierćfinałów, wtedy jeszcze rozgrywanych w formie dwumeczów przed turniejem finałowym. Udało się bowiem do nich dotrzeć nawet Bułgarii (1968) i aż trzykrotnie Rumunii (1960, 72 i 84), które nie miały jeszcze w składzie takich gwiazd, jak w połowie lat dziewięćdziesiątych. Oddzielną kwestią jest Jugosławia, która – choć niezależna od Związku Radzieckiego – była krajem socjalistycznym, więc będę ją uwzględniał. Do 1988 roku w czołowej ósemce nie była tylko dwa razy: w 1964 i 1980 roku, a aż dwa razy zagrała w ścisłym finale (1960 i 1968). Do upadku komunizmu na mistrzostwach Europy lepiej niż w czempionacie globu szło zatem lepiej prawie wszystkim krajom regionu, poza Węgrami, Polską i NRD.

Przełom lat 80. i 90. piłkarsko na mistrzostwach Europy o dziwo najlepiej przetrwał nasz Wielki Brat ze wschodu, który był jedynym krajem socjalistycznym na fantastycznym Euro 1988, gdzie przegrał dopiero w finale z Holandią Gullita, van Bastena i Rijkaarda. Jako jedyny dostał się także na Euro 1992. Po zakończeniu eliminacji wygranych przez Związek Radziecki, kraj ten ku radości prawie wszystkich, rozwiązał się. Były plany organizacji dodatkowego turnieju, w którym reprezentacje republik związkowych walczyłyby o to, która z nich przejmie miejsce w szwedzkich finałach, ale ostatecznie postanowiono dopuścić do nich drużynę pod nazwą Wspólnoty Niepodległych Państw. Dominowali w niej Rosjanie, ale w składzie był też Białorusin Alejnikau, Gruzin Cchadadze oraz Ukraińcy Cwejba, Kuzniecow, Mychajłyczenko i Luty. Wśród ośmiu drużyn grających w finałach Euro 1992 zajęli oni jednak ostatnie miejsce.

Reklama

Kiedy wydawało się, że po upadku komunizmu kraje z naszej części Europy będą w wielkim kryzysie sportowym, najpierw Rumuni z Hagim weszli do ćwierćfinału, a Bułgarzy ze Stoiczkowem aż do półfinału amerykańskiego mundialu w 1994, a na następnym rewelacją okazała się Chorwacja Šukera, której ćwierćfinał Euro 1996 przebili Czesi grając już samodzielnie w ścisłym finale. Kiedy zarówno Polska, Bułgaria, Rosja, Słowacja, Węgry, jak i Chorwacja przegrały w eliminacjach Euro 2000, w barażach odpadła Ukraina, a w fazie grupowej polegli Czesi i Słoweńcy, honoru dawnych demoludów broniły niespodziewanie Rumunia i Jugosławia. Obie reprezentacje ostały się do ćwierćfinału, gdzie jednak dość ostro potraktowali je odpowiednio Włosi (2:0) i Holendrzy (6:1). 

W kolejnych latach wzorem dla krajów regionu byli Czesi, którzy do tej fazy wchodzili co dwa turnieje: w 2004, 2012 i 2021 roku za pierwszym razem notując nawet półfinał. W 2008 ich nieobecność w ósemce nadrobili Chorwaci i Rosjanie. Zarówno podczas turnieju rozgrywanego w Austrii i Szwajcarii, jak i kolejnego, który odbywał się u nas i na Ukrainie, wnieśliśmy żywotny wkład w grę reprezentacji naszego regionu w ćwierćfinałach osobiście ustępując miejsca w nim Chorwatom i Czechom. 

Wyniki reprezentacji naszego regionu na Euro przed 2016 rokiem są po prostu dla Polski kompromitujące. Na czternastu pierwszych turniejach o mistrzostwo Europy kraje socjalistyczne i dawne socjalistyczne trzydzieści razy dotarły do czołowej ósemki, szesnaście razy były w czołowej czwórce, osiem razy były w finale i dwa razy zdobyły tytuł. Choć raz dokonał tego każdy kraj regionu poza peryferyjną Albanią, zlikwidowaną w 1990 roku Niemiecką Republiką Demokratyczną i Polską. Oczywiście w latach dziewięćdziesiątych główną przyczyną był nasz niski poziom piłkarski, choć ciągłe losowanie jak nie Anglii, to Francji też nie pomogło. Ale we wcześniejszych dwóch dekadach nasze wyniki na mundialach pozwalały myśleć wręcz o mistrzostwie Europy, tymczasem nie udało się do turnieju finałowego ani razu awansować. 

Prawdziwe odkupienie przyszło w 2016 roku, kiedy dla odmiany byliśmy jedynym reprezentantem regionu w ćwierćfinałach. Choć do finałów zakwalifikowały się prawie wszystkie poważne kraje regionu, poza Serbią i Bułgarią, to mocny odsiew nastąpił zarówno w fazie grupowej, w której odpadły Albania, Rumunia, Rosja, Ukraina i Czechy, jak i w 1/8 finału, na której zakończyły udział w turnieju Chorwacja, Węgry i Słowacja. Dwa ostatnie kraje otrzymały w nich dość ostre ciosy – odpowiednio 0:4 od Belgii i 0:3 od Niemiec.

W eliminacjach Euro 2020 potknęły się Serbia, Rumunia, Bułgaria i Słowenia, w fazie grupowej dołączyły do nich Rosja, Macedonia Północna, Słowacja, Polska i Węgry, a w 1/8 finału Chorwacja. Czesi i Ukraińcy zdołali jednak dotrzeć do ćwierćfinałów i wydawało się, że kraje regionu będą w kolejnych latach poprawiać swoją pozycję na kontynencie, szczególnie spoglądając na wyniki Chorwatów w mistrzostwach świata. 

Euro 2024 okazało się jednak całkowitą katastrofą, choć kompletnie nie wskazywały na to eliminacje. Odpadnięcie spośród poważnych krajów regionu jedynie Bułgarii i Macedonii Północnej można było jakość przeboleć, szczególnie przy kolejnym awansie Albanii oraz pierwszym Gruzji. Ponownie jednak faza grupowa okazała się prawdziwą rzeźnią dawnych krajów socjalistycznych. Węgry, Chorwacja, Albania, Serbia, Polska, Ukraina i Czechy nie przebrnęły tego etapu, mimo że odpada w nim tylko osiem z dwudziestu czterech krajów. 

Reklama

Od powiększenia finałów w 2016 roku za każdym razem większość (!) odpadających w fazie grupowej stanowią kraje regionu, a w tym roku z całej najszybciej kończącej grę ósemki socjalistycznego doświadczenia nie ma tylko Szkocja. Liczna reprezentacja w 1/8 finału dawała nadzieję na podtrzymanie ponadpółwiecznej serii występów w ćwierćfinale. Problemem jednak okazała się drabinka, która skierowała Gruzję na Hiszpanię, Rumunię na Holandię, Słowenię na Portugalię, a Słowację na Anglię. Dwie ostatnie poradziły sobie całkiem nieźle – Słoweńcy doprowadzając do karnych, a Słowacy będąc o minutę od awansu, ale ostatecznie pierwszy raz w historii żaden były kraj socjalistyczny nie zagra w czołowej ósemce!

Fakt, że najbliżej gry w ćwierćfinale były Słowenia i Słowacja, które nigdy dotąd tego nie dokonały, a w dalszej kolejności debiutująca Gruzja i słaba ostatnio Rumunia, wskazuje na daleko posunięty kryzys szczególnie w najsilniejszych dotąd krajach naszego regionu. Jaki jest jego powód? Chyba alarmujące głosy osób takich, jak Rafał Stec o tym, że Zachód od lat coraz bardziej zamyka przed nami drzwi do futbolowej elity, okazały się prawdziwe. Narzędziem do tego jest oczywiście piłka klubowa i z jednej strony coraz większe pieniądze gromadzące się jedynie w enklawach bogactwa, a z drugiej strony zasady europejskich pucharów rzucające kłody pod nogi maluczkim pod płaszczykiem dbania o nich. Reforma Platiniego nie dała nic naszym klubom. Coraz większe znaczenie rankingu klubowego kosztem krajowego jest może korzystne dla Dinama Zagrzeb, Szachtara, Slavii, czy Crvenej Zvezdy, ale nie dla niezwykle wyrównanych lig, takich jak polska, w której cztery ostatnie mistrzostwa zdobywają cztery różne kluby, a w Lidze Europy zagra (co z tego, że zasłużenie?) drugoligowa Wisła. 

Powiększenie Ligi Mistrzów dało świetną okazję do przyznania dodatkowych dwóch miejsc ścieżce mistrzowskiej. Zamiast tego przyznano ten przywilej krajowi, który wygra roczny ranking European Performance Spots mamiąc nas opowieściami, jak to rok temu trafiłoby ono do wcale nie tak mocnej Holandii. Tymczasem ranking wygrali Włosi z Niemcami, a za nimi czaili się Anglicy, Francuzi i Hiszpanie. Z bardzo wartościowych wyliczeń Łukasza Bożykowskiego wynika, że spośród krajów naszego regionu największe szanse, by w przyszłym sezonie znaleźć się w czołowej dwójce tego rankingu, który da dodatkowe miejsce w Lidze Mistrzów mają Czesi. Ich szanse wynoszą… 0,17%. Niecałe dwa promile.

W Lidze Mistrzów w zakończonym sezonie dawne kraje socjalistyczne reprezentował tradycyjnie tylko Szachtar (grający w Hamburgu) oraz dodatkowo Crvena Zvezda. Choć doliczyć powinno się także Union Berlin – dawny klub enerdowski. Z tego grona mecz udało się wygrać tylko Ukraińcom. Lipski zespół od Red Bulla trudno uznać za dawny klub socjalistyczny, bo powstał w 2009 roku. W fazie grupowej Lidze Europy było oczywiście nieco lepiej, ale nawet do jej ćwierćfinału dotarły jedynie kluby włoskie, angielskie, niemieckie, francuskie i portugalskie. Dwa zespoły praskie zostały w 1/8 finału ciężko rozgromione (2:11 Sparty z Liverpoolem i 3:7 Slavii z Milanem), a jedynym, który miał realne szanse przejść dalej, był azerski Karabach, zatrzymany tradycyjnie w ostatnich minutach obu meczów przez Bayer Leverkusen.

Chuchać i dmuchać trzeba zatem na Ligę Konferencji. Zaraz może stać się ostatnim miejscem, w którym region może pokazać się szerszej publiczności. Początkowo wyśmiewana jako rozgrywki dla Kazachów, czy też Bośniaków okazuje się całkiem poważnym turniejem. Zachód jej nie ignoruje, a jedynym klubem regionu w ćwierćfinale była Viktoria Pilzno, która dotarła tam dopiero po karnych wygranych z Servette. 

Jeszcze dobitniej widać przepaść między wschodem a zachodem w piłce kobiecej. W pierwszej Lidze Narodów kobiet w Dywizji A grały wyłącznie kraje zachodnie – wszystkie większe od Luksemburga poza oboma Irlandiami. Awansować do niej udało się Polkom i Czeszkom, ale w trwającej edycji, będącej eliminacjami do Euro 2025, nie wygrały jeszcze żadnego z ośmiu meczów. W ostatnich eliminacjach toczących się bez podziału na dywizje – do Euro 2022 – kraje zachodu Europy rozegrały z krajami wschodu 95 meczów, z których wygrały 91, zremisowały trzy i przegrały jeden. Bilans goli to 21-447 (!) na niekorzyść naszej części kontynentu. 

Klęska w finałach Euro 2024 wydaje się zatem niestety być nie tyle jednorazową przypadkową wpadką, ale efektem wieloletniej marginalizacji sportowej i finansowej regionu przez UEFA. Choć niewątpliwie problemy wewnętrzne mają swój wpływ na wyniki Polaków i naszych sąsiadów. Mityczny brak wizji szkoleniowej, dbania o rozwój talentów, poważnych inwestycji w futbol nie są domeną wyłącznie polską. Potrzebne są moim zdaniem rozwiązania systemowe pozwalające na przywrócenie równowagi między rozwiniętymi krajami zachodu Europy a drużynami z dawnych krajów socjalistycznych. Oczywiście – można powiedzieć, że może po prostu jesteśmy obiektywnie piłkarsko coraz słabsi od naszych sąsiadów z zachodu. Ale pamiętajmy, że w ostatnich sześciu edycjach Złotej Piłki dziewiętnaście razy nominację uzyskiwali zawodnicy z Bośni, Chorwacji, Polski, Słowenii, Gruzji czy Serbii. Pod kątem piłkarskich gwiazd nie jesteśmy zatem aż tak bardzo w tyle, jak wskazywałyby na to wyniki reprezentacyjne, a szczególnie klubowe.

Spośród uczestników Euro 2024 Tadić, Mladenović i Gudelj urodzili się w Socjalistycznej Republice Serbii, Berisha w jej ówczesnej części – Socjalistycznej Prowincji Autonomicznej Kosowo (podobnie Shaqiri, ale nosiła ona wówczas miano Autonomicznej Prowincji Kosowo i Metochia), Modrić, Kramarić, Perisić i Vida w Socjalistycznej Republice Chorwacji, Ilicić w Socjalistycznej Republice Bośni i Hercegowiny, Kurtić i Belec w Socjalistycznej Repubice Słowenii, Grosicki i Lewandowski w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Pekarik, Kucka i Dubravka w Słowackiej Republice Socjalistycznej, Nita w Socjalistycznej Republice Rumunii, Gjasula w Albańskiej Socjalistycznej Republice Ludowej, Loria, Kaszia i Gwelesiani w Gruzińskiej, zaś Stepanenko i Sydorczuk w Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej (Jarmolenko urodził się w Leningradzie), natomiast Toni Kroos w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Kończy się nam epoka piłkarzy, którzy przyszli na świat w krajach socjalizmu. W 2028 roku na Wyspy Brytyjskie pojadą pewnie ostatni pojedynczy przedstawiciele tego gatunku.

WIĘCEJ O EURO 2024:

Fot. FotoPyk

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

48 komentarzy

Loading...