W maju skończył 33 lata. Jest tylko o rok młodszy od Wojciecha Szczęsnego, który za chwilę wyleci do Arabii Saudyjskiej, żeby wypełnić ostatni kontrakt w karierze. Czas dla nikogo się nie zatrzymuje, nawet dla Łukasza Skorupskiego, a mimo to można odnieść wrażenie, że “Skorup” trafił do reprezentacji Polski wcale nie tak dawno temu. Owszem, może się nam kojarzyć ze statusem stosunkowo młodego następcy bramkarza Juventusu, oraz ze stabilną marką na włoskich boiskach. Sęk w tym, że powtarzaliśmy to od siedmiu lat, bardziej z przyzwyczajenia niż realnych pobudek na przełomową zmianę między słupkami. Aż do dzisiaj.
Owszem, gdyby Szczęsny nie postawił sobie granicy wraz z końcem EURO 2024, na pewno broniłby dalej, a tak zrobił bramkarzowi Bolognii przysługę. Wydawało się, że ostatni gwizdek już dla niego nie wybrzmi, że szansa na chociaż jeden występ na wielkim turnieju przeminie, bo wiek, bo nowe twarze. Ale nie: uda się, po tym jak Skorupski regularnie jeździł na zgrupowania od 2017 roku, nie znając smaku czegoś więcej niż roli zastępcy w szczególnych przypadkach. Był numerem trzy, potem dwa, ale ani przez chwilę jego grający kolega nie był na tyle podważany, żeby rozważyć wymianę na golkipera z Zabrza.
Gdyby liczyć okres od pierwszego występu pod wodzą Waldemara Fornalika w 2012 roku (grudzień, Macedonia, 4:1, skład bez gwiazd), Skorupski czekał prawie 12 lat, żeby znaleźć się w takiej pozycji startowej jak teraz. Ale zanim do tego doszło, naprawdę wielu bramkarzy musiało przewinąć się przez kadrę. To na swój sposób znamienne, że akurat “Skorup” cierpliwie przetrwał i kadencję Fabiańskiego, i Szczęsnego, a w międzyczasie obronił swoją pozycję w hierarchii i pojechał na trzy turnieje. Patrząc na nazwiska, które mogły go wygryźć, jest co doceniać.
Łukasz Skorupski zajął miejsce Boruca, a potem przetrwał wartę Fabiańskiego i Szczęsnego
Na dobre wszystko zaczęło się w 2017 roku. Wtedy zwolniło się miejsce wcześniej zajmowane przez Artura Boruca, który pojechał jeszcze jako trzeci bramkarz na EURO 2016. Do tego momentu obsada bramki była zamurowana, a przecież nie można zapominać o Przemysławie Tytoniu, tym czwartym zadaniowcu, który miał swój moment chwały w 2012 roku i później raz na jakiś czas przypominał się polskim kibicom. Gdy Boruc z Tytoniem osiem lat temu osuwali się w cień, było jasne, że selekcjoner musi namaścić kogoś nowego. Tak właśnie Adam Nawałka sięgnął po Skorupskiego, który w ówczesnym okresie mógł być jedynym sensownym wyborem. Po dwóch latach siedzenia na ławce w AS Romie trafił do Empoli i stał się tam ważną postacią. Alternatywą byli zawodnicy z Ekstraklasy, których Nawałka potrafił eksperymentalnie zapraszać: Miśkiewicz, Leszczyński, Trela, Słowik, Kaczmarek czy Janukiewicz. Albo raczej “alternatywą”.
Cały 2017 rok Skorupski jeździł na zgrupowania. Niestety, jego sytuacja wróciła do punktu wyjścia, tak jak w klubie, tak też w reprezentacji, dlatego na turnieju w 2018 roku zobaczyliśmy 30-letniego Bartosza Białkowskiego z Championship. Wyciągniętego przez Nawałkę trochę z kapelusza, przetestowanego kilka miesięcy przed turniejem, ale to wystarczyło, żeby wykluczyć młodszego golkipera AS Romy. Jak się okazało, po raz ostatni.
Bo tenże bramkarz od sezonu 2018/2019 nie dał już ani jednego powodu, żeby go odpalić. Transfer z Rzymu do Bolonii za 9 mln euro był strzałem w dziesiątkę jeśli chodzi o zapewnienie sobie stabilności grania w lidze włoskiej. W tamtym momencie to było o tyle ważne, że na mapie polskich bramkarzy pojawiali się kolejni. Też mocni w swoich klubach, a z czasem może nawet mocniejsi gracze, jak Rafał Gikiewicz, dla którego ten sam sezon również był przełomowy. Dwa wcześniejsze to ławka rezerwowych we Freiburgu, a później, już przy nowym rozdaniu za kadencji Jerzego Brzęczka, świetny sezon w 2. Bundeslidze, okraszony awansem i utrzymanie statusu “jedynki” w elicie przez cztery kolejne sezony. Mimo to, trzecie miejsce w hierarchii kadry osiągnął tylko na jednym zgrupowaniu.
Z kolei w 2019 roku w Serie A wreszcie zaczął grać Bartłomiej Drągowski. Wykazał się w Empoli i wrócił z tarczą do Fiorentiny, co nie uszło uwadze selekcjonera. Ale nawet on, mimo lepszego klubu i sześciu lat na karku mniej, nie wygryzł Skorupskiego. A tym bardziej nie mógł zrobić tego Radosław Majecki, który pod koniec 2019 dostał dwa zaproszenia jeszcze jako piłkarz Legii.
Gikiewicz, Drągowski, Grabara. Skorupskiemu nigdy nie brakowało i nie będzie brakować rywali
Mamy rok 2020. Dziwny, pandemiczny, a przede wszystkim stojący pod znakiem zachodzącej wymiany Szczęsnego za Fabiańskiego. Właśnie wtedy miały pojawić się pierwsze tarcia między bramkarzami i wątpliwości Jerzego Brzęczka, kto powinien być numerem jeden. “Skorup”, jak na mocną trójkę przystało, mógł spać spokojnie, choć nie trwało to zbyt długo. W polskim futbolu pozycja golkipera nie znosi próżni, a że Fabiański za kadencji Paulo Sousy zakończył karierę reprezentacyjną jako finalnie przegrany rywalizacji ze Szczęsnym, w 2021 roku na horyzoncie pojawiło się nowe zagrożenie w postaci Kamila Grabary.
Karola Niemczyckiego, który przyjechał z Cracovii tylko na jedno zgrupowanie w marcu 2021 roku, można było traktować jak anomalię. Ale Grabary, który zapracował na transfer do Kopenhagi, zaczął grać w europejskich pucharach i budować mocną markę w Danii, nie można było lekceważyć. Wtedy Skorupski awansował w hierarchii, był dwójką, ale musiał czuć oddech 22-letniego Grabary, który rozwijał się w bardzo dobrym tempie. Powołał go jeszcze Paulo Sousa, a podtrzymał w roli trójki aż do końca mundialu w Katarze Czesław Michniewicz. I to pewnie trwałoby dalej, gdyby nie kolejna zmiana selekcjonera w 2022 roku i kolejna zmiana koncepcji na trzeciego bramkarza w kadrze. Fernando Santos wolał Bartłomieja Drągowskiego, ale Skorupski dalej zastępował Szczęsnego. Wszystko było po staremu.
Końcówka 2023 roku była następnym przystankiem z serii “choćby się waliło i paliło, Skorupski ma bluzę nr 2”. Karierę seniorską w Nicei w wielkim stylu reaktywował Marcin Bułka i znowu mogliśmy się zastanawiać, jak obecność kogoś takiego wpłynie na status bramkarza Bolognii. Narodową debatę ułatwił Grabara, mówiąc, że nie chce przyjeżdżać jako trzeci bramkarz, a z kolei ostudził ją Michał Probierz, zapowiadając brak zmian w hierarchii. Nie przyjęło się to dobrze, dlatego później selekcjoner nie był już tak wyrazisty w swoich deklaracjach, aczkolwiek aż do EURO 2024 nic się za jego kadencji nie zmieniło. Przetrwała trójka: Szczęsny, Skorupski, Bułka.
Przed Skorupskim nowe okoliczności. Po raz pierwszy realnie może zostać “jedynką”
Ale Szczęsny kończy karierę reprezentacyjną, co sprawia, że za chwilę trafimy w realia dotąd nieznane. Nie będzie już – tak jak od 2016 roku – niepodważalnej dwójki bramkarzy o zbliżonej jakości i doświadczeniu. Nie będzie nawet wiodącego numeru jeden, bo gdy zestawimy Skorupskiego, Bułkę i Grabarę, nie da się powiedzieć, że któryś góruje nad resztą. Mimo to, bramkarz Bolognii może wykorzystać prawo kolejki. Z racji najdłuższego stażu jest uprzywilejowany, a mecz z Francją może wyznaczyć jego najbliższą przyszłość w kadrze.
Zresztą to w ogóle może być niezwykły, a nawet najlepszy rok w karierze dla 33-latka. W sezonie 2023/2024 wyglądał w Serie A odrobinę lepiej niż Szczęsny. Miał swój wpływ na awans do Ligi Mistrzów, był jednym z lepszych golkiperów we Włoszech. Teraz zapewne zagra w europejskich pucharach, zrobi coś, czego kilka lat temu nie mógł sobie wyśnić, bo nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że Bologna jest klubem zdolnym do czynienia takich sensacji. “Skorup”, zdawało się, był skazany co najwyżej na solidność w topowej lidze. Równą, bez spadków, ale tylko solidność.
Jakże więc ten rok wypada na tle poprzednich? Ano wybitnie. Niemalże wieczny zastępca prawdopodobnie sam zacznie pisać swoją historię, zaczynając od dzisiaj. Po ponad 200 spotkaniach w barwach Bolognii. Po dotknięciu przez siedmiu selekcjonerów. Po 62 meczach obejrzanych z ławki i 10 rozegranych na murawie z orzełkiem na piersi. Sumując wszystko, nie ma obecnie większego i lepiej sprawdzonego weterana między słupkami reprezentacji Polski niż Skorupski. Jeśli już Michał Probierz czy ktokolwiek inny miałby postawić po EURO 2024 na Bułkę czy Grabarę, bardziej ze względu na wiek i tym samym lepsze perspektywy na przyszłość. Jakkolwiek źle to nie zabrzmi, “Skorup” nie ma długiego terminu ważności, a przy tak wyrównanej konkurencji to będzie miało niebagatelne znaczenie. Jeśli nie w 2024, w 2025 roku jak najbardziej, zakładając oczywiście, że pozostali kadrowicze dobrze pokierują swoimi karierami.
Skorupski trafiał już na głośne okładki gazet. Czas na powtórkę przy okazji meczu z Francją
Tak czy siak, teraz nastał moment Łukasza Skorupskiego. Człowieka, który ponad rok temu trochę ryzykował, ujawniając kulisy afery premiowej. – Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami – przyznał piłkarz Bologny na łamach “PS”. Niektórzy wieszczyli mu wręcz degradację za tak mocne słowa, które nie korespondowały z wypowiedziami Czesława Michniewicza i niektórych reprezentantów, w tym Roberta Lewandowskiego. Gdy wydawało się, że nie wyjdziemy poza ramy plotek, niedomówień i zbywania tematu, w kotle na nowo zamieszał Skorupski. Ale jak okazało się później, nie tyle stracił w oczach szatni, co zyskał na swojej bezpośredniości. Mogliśmy rozważać, czy to było właściwe zachowanie, ale też docenić, że chociaż jeden zawodnik z drugiego planu odważył się powiedzieć prawdę. Kadra nam zbrzydła, zwłaszcza jej liderzy, ale niekoniecznie Skorupski.
Teraz wiele wskazuje na to, że Skorupski doczeka się blasku fleszy z innego, stricte sportowego powodu. I dobrze, bardzo dobrze, bo na to zwyczajnie zasłużył, nie zawodząc nas w roli dublera. Tu pozostaje zacytować Marcina Matyję, jednego z pierwszych trenerów 10-krotnego reprezentanta Polski: – Kto miał największy talent z braci Skorupskich? Ten najstarszy, Adrian. Miał zadatki na porządnego napastnika. Ale tak jak lubił grać w piłkę, tak jeszcze bardziej uwielbiał zabawę. Średni Michał doszedł do rezerw Górnika Zabrze, a potem musiał z powodu kontuzji dać sobie spokój ze sportem. Obaj pracują na kopalni. Łukasz osiągnął tak wiele, bo był najbardziej zdeterminowany z rodzeństwa. Najbardziej chciał w piłce do czegoś dojść.
I dojdzie. Od robienia wślizgów na zabrzańskim boisku z kamieniami, przez krętą ścieżkę we Włoszech i eksplozję efektów ciężkiej pracy, do meczu z wielką Francją na mistrzostwach Europy. Nie ma znaczenia, że to mecz o nic. Dla Łukasza Skorupskiego to najlepsza z możliwych pochwał cierpliwości.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Piro, flagi, wrzawa i buczenie. Albański kocioł w Düsseldorfie
- Kylian Mbappe w masce żółwia? Przygotowała ją polska firma!
- Mellibruda: Probierz sprawił, że ludzie widzą w tej kadrze przyszłość [WYWIAD]
Fot. Newspix