Reklama

Janczyk z Niemiec: Znajmy swoje miejsce w szeregu. Tak miało być

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

16 czerwca 2024, 17:52 • 5 min czytania 6 komentarzy

Gdyby ktoś przed meczem z Holandią powiedział nam, że zagramy słabiej od Oranje oraz, że to rywal będzie dominował na boisku, nie szukalibyśmy najbliższego stosu, żeby spalić na nim tego heretyka za sensacje, które wygaduje. Jednak jeśli ktoś rzuciłby, że mimo tego twardą walką i stałym fragmentem gry postaramy się o remis, też nie bylibyśmy przesadnie zszokowani. W Hamburgu dostaliśmy dokładnie to, czego oczekiwaliśmy.

Janczyk z Niemiec: Znajmy swoje miejsce w szeregu. Tak miało być

Przed pierwszym gwizdkiem mistrzostw Europy mieliśmy tylko jeden apel do reprezentantów Polski: żeby na turnieju zaprezentowali się z godnością i podniesionymi głowami. Od początku wiadomo było, że grupa jest trudna, więc gramy o honor oraz – w przypadku pozytywnego splotu okoliczności – niespodziankę.

Gdybyśmy padli przed Holendrami na kolana i prosili, żeby nie zbili nas na kwaśne jabłko, powtarzając tym samym nasz wybitny plan taktyczny na Argentynę, cała pozytywna otoczka wokół drużyny narodowej prysnęłaby jak mydlana bańka. Nawet gdyby rezultat był taki sam, mielibyśmy wrażenie, że gdzieś to już widzieliśmy, w dodatku nie raz.

Dzień świstaka.

Białek z Hamburga: Koniec reprezentacji strachu

Reklama

Po cichutku, pod nosem, powtarzaliśmy więc parę wersów ku pokrzepieniu serc. O stałych fragmentach gry, które wysunęły się na piedestał jako coś, czym możemy rywali zaskoczyć – wybitnie turniejowa cecha. O ofensywnym podejściu Probierza, który wrzuca do kotła to dwóch napastników, to dwie dziesiątki, to dwóch chętnie gnających do przodu wahadłowych.

Wreszcie o organizacji na boisku, która w połączeniu z atmosferą zjednoczenia poza nim sprawiała, że z pipoloków obserwujących biernie, jak Mołdawia robi największy w historii tego maleńkiego kraju comeback, wyrosły basiory, które deklarują jak ci, których za wytrwałość w ciężkich okolicznościach podziwialiśmy (Węgrzy w 2021!): że przed nikim się kłaniać nie będą i nawet najlepszym życie uprzykrzą.

Wznosiliśmy dłonie ku niebu, mamrocząc: dajcie nam tyle, tylko tyle i będziemy szczęśliwi. Dziewięćdziesiąt minut później wypada napisać: dziękujemy, tak to miało wyglądać.

Polska – Holandia. Tak miało być. Nie zmieniliśmy napisanego scenariusza

Modły zostały wysłuchane, z Holendrami wyeksponowaliśmy wszystkie nasze atuty. Tak, tak, Oranje wypadli lepiej nie tylko pod względem efektów wizualnych – Depay pobawił się i z Salamonem, i z Romanczukiem – ale też konkretów: sytuacji, strzałów, klarownych okazji. Wiedzieliśmy przecież jednak, że tak będzie. Z góry założyliśmy, że jak City z Liverpoolem to z nimi nie zagramy, ale na szczęście mamy w bramce Wojciecha Szczęsnego, a posiadanie kozaka nad kozakami między słupkami zwiększa szanse na wyjście z opałów.

Nie mamy na to żadnych badań, ale załóżmy w ciemno, że ze Szczęsnym przeciwnicy potrzebują trzy razy więcej okazji, żeby osiągnąć ten sam efekt względem rywalizacji z zespołem, który Szczęsnego nie ma. Na chłopski rozum: uczciwa i prawdopodobna kalkulacja.

Holendrzy tych okazji naroili co niemiara, więc nie ma się co dziwić, że na koniec okazali się lepsi, ale zgodnie z zapowiedziami naszych zawodników: nie przyszło im to łatwo. Okazało się, że Szczęsny nie musi być naszym jedynym atutem, że cała ta gadka o stałych fragmentach gry miała sens, bo Polacy słusznie założyli, że jeśli mają coś Oranje wpakować to raczej wtedy, kiedy piłka spadnie im na głowę w odpowiednim miejscu i czasie.

Reklama

Przedturniejowe sparingi nie mówią wszystkiego, ale jeśli pokazały nam jakiś ofensywny atut, na który będziemy mogli w Niemczech liczyć, to właśnie w postaci dośrodkowań ze stojącej piłki. Jak rzadko kiedy okazało się, że nie była to żadna fatamorgana, tylko naprawdę doszlifowany niemal do perfekcji element. Gdy Adam Buksa wbiegał w tłum granatowych koszulek na krótkim słupku, doskonale wiedział, że zostanie mu już „tylko” przeskoczenie Virgila van Dijka i jesteśmy w domu.

Potwierdziło się też to, że nasza drużyna potrafi złapać, jak to się ładnie nazywa, momentum i wyskoczyć wyżej, nacisnąć, odzyskać piłkę, zrobić małe zamieszanie. Wiedzieliśmy jednocześnie, że będą to wyrywki zdarzające się co jakiś czas, ale niekoniecznie regularnie, bo Holendrzy to wysoka półka, nie dadzą sobie w kaszę dmuchać.

Nie wszystko nam wyszło, co to, to nie. Spodziewaliśmy się więcej po zagęszczonym środku, w którym rolę rozgrywającego pracusia miał pełnić Sebastian Szymański. Nie uchroniliśmy się od błędów, nie znaleźliśmy metody na to, jak Holendrzy wypełniają przestrzeń między liniami, wpuszczaliśmy ich w okolice własnej szesnastki. Tyle że i to zupełnie nie powinno dziwić, w końcu to nie napis na dropsach, tylko jeden z faworytów mistrzostw Europy.

***

Znajmy swoje miejsce w szeregu, swoje atuty i słabe strony. Przegraliśmy zasłużenie, jednak nie polegliśmy zupełnie, rywal nie wgniótł nas w ziemię, nie zamiatał nami podłogi. Spotkanie z Holandią było zgodne z napisanym wcześniej scenariuszem tego show. Mieliśmy po prostu małą nadzieję, że znajdzie się w nim moment na jakąś improwizację, korektę na żywym materiale, która zmieni zakończenie na bardziej optymistyczne, żeby widzowie, którzy zżyli się z bohaterem, nie oglądali jego śmierci w ostatniej scenie.

Nie udało się, szkoda. Tym większa, że kiedy obejmujesz prowadzenie i niemal do ostatnich minut masz w garści punkt, apetyt jest rozbudzony, ambicje rosną, jednak przypomnijmy sobie, co mówiliśmy, zanim wystartował cały ten ambaras.

Że jedziemy po to, żeby pokazać jaja i dać sobie szansę. Po meczu w Hamburgu zgadza się jedno i drugie.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

6 komentarzy

Loading...