Michał Probierz nie psuje dziennikarzom programów. Ale przede wszystkim nie psuje głów piłkarzy bezradnością i niedasizmem. Na poprzednim turnieju prosiliśmy Argentyńczyków o najmniejszy wymiar kary (dosłownie), a z Meksykiem graliśmy tak, że „The Athletic” podejrzewał Polaków o „pozostawienie posiadania piłki w Warszawie”, uznając to starcie jako najnudniejsze na całych mistrzostwach. Dzisiaj? To taki mecz, po którym zupełnie nieironicznie możemy napisać: nic się nie stało.
Na ulicach Hamburga wykrzyczą dziś to hasło wszyscy polscy kibce. Ci z pochodu intonującego nowe kibicowskie hasło „we are here, we are there, we are kurwa everywhere”, posiadacze zaczepnego transparentu „kiełbasa is better than gouda”, dwójka rozpalająca pirotechnikę podczas hymnu narodowego, wszyscy śpiewający gromkie „gramy u siebie” po rozpoczęciu spotkania albo odważne „jeszcze jeden” tuż po otwierającym golu Adama Buksy. To takie popołudnie, po którym nie można opuszczać stadionu ze skwaszoną miną. Tylko szaleńcy zakładali, że Holandia może być do ogrania. A z porażki też można wyjść z twarzą.
Drużyna Michała Probierza wyszła dziś z twarzą.
Po zapoznaniu się ze składem można było przypomnieć sobie mecz z Hiszpanią z poprzedniego Euro i środek pomocy z Moderem, Klichem i Zielińskim. Mecz, który stał się symbolem tego, że Polska wcale nie jest skazana na stawianie autokaru we własnym polu karnym i czekanie na – jak mawia Czesław Michniewicz – złote momenty. Wynik zgadzał się wtedy z odważną i ofensywną grą. Dzisiaj? Rezultat gorszy, gra nie tak widowiskowa, ale nastroje lepsze, bo odpadnięcie z grupy nie będzie tym razem odebrane za wielką narodową porażkę. Zwłaszcza po takiej grze.
Reprezentacja wreszcie nie męczyła się w grze z topową reprezentacją. Nagle okazuje się, że nie musimy biegać przez 90 minut za przeciwnikami. Nie jesteśmy też skazani na linię pomocy złożoną z drwali, którzy – co często słyszymy – mają zabezpieczać środek pola. Okazuje się, że znienacka może wyskoczyć zdolny Urbański i na tyle przekonać do siebie selekcjonera, że ten wystawia go w pierwszym składzie na pierwszy mecz Euro, jak nie przymierzając niegdyś Adam Nawałka Bartosza Kapustkę. Wtedy też młodemu piłkarzowi pomogła kontuzja starszego kolegi. Wcześniej Urbański dwa razy pojawiał się z ławki. Dwa razy awaryjnie. Michał Probierz podkreślał na spotkaniach z mediami, że w obu sytuacjach nie miał czasu na stres, więc można było się zastanawiać – co będzie, jeśli zagra od początku?
Było dobrze. I na rozmyślanie też nie było dużo czasu. Probierz podał zawodnikom skład przed wyjazdem na mecz. W swoim stylu zwiódł wszystkich dziennikarzy, bo naprawdę nic nie zapowiadało Romanczuka w podstawie i młodego Urbańskiego właśnie. Nawet spotkany przed stadionem dwie godziny przed starciem młodszy brat Kacpra przekonywał nas, że piłkarz Bologni wejdzie na boisko w końcówce i strzeli gola w 93. minucie. Wtedy akurat nie było go na boisku, ale w rodzinie Urbańskich nikt się raczej z tego powodu nie smuci. Zwłaszcza, że nowa twarz w kadrze znów wykorzystała swoją szansę. To od jego popisów – najpierw dryblingu z siatką, a potem mądrego wstecznego podania do Buksy/Szymańskiego – zaczął się nasz dobry fragment gry, który zwieńczyliśmy golem Buksy ze stałego fragmentu.
Ktoś powie – przecież przegraliśmy, a Holendrzy mogli mieć piątkę do przodu tylko w samej pierwszej połowie. Oczywiście, że pomagał nam Szczęsny, nieskuteczność rywala i zwykły fart, a statystyka xG Holendrów przy naszej wygląda jak monstrualny stadion HSV przy klimatycznym Millerntor wzniesionym w sercu dzielnicy St. Pauli. Ale czy spodziewaliśmy się czegoś innego? Jasne, że nie. Jakkolwiek sielankowe nastroje panowałyby wokół kadry, nie uciekniemy od tego, że Salamon i Bednarek to Salamon i Bednarek, a nie van Dijk i Ake. Lechita był brany na karuzelę, przerzuceniem piłki ośmieszał go Depay, a sam oddał memiczny strzał z połowy, który ledwie dokulał się do bramki, ale co z tego?
Momenty zawsze można wyciągać, lecz najważniejsze, że całościowy obraz jest dla polskiej kadry jednoznacznie pozytywny. Michał Probierz wszedł do stajni Augiasza podlanej benzyną i bardzo szybko zrobił z tej drużyny ekipę, wobec której trudno żywić negatywne odczucia. „Twój styl” jest nie tylko w kioskach. Dziś widziany był także w Hamburgu.
WIĘCEJ O MECZU POLSKA – HOLANDIA:
Fot. FotoPyK