Wisła Kraków poinformowała o „wspólnej decyzji o zakończeniu projektu” z Albertem Rude w roli pierwszego trenera. Tylko że z tym komunikatem „Białej Gwiazdy” to trochę jak z dowcipami o Radiu Erewań – niby wszystko się zgadza, ale tak naprawdę – nie zgadza się nic.
Przede wszystkim – o jakim „projekcie” w ogóle mowa? Jasne, oczywiście pamiętamy, z jaką pompą ściągano Hiszpana do Krakowa. Z zainteresowaniem śledziliśmy opowieści Jarosława Królewskiego o tym, w jaki sposób wyselekcjonowano akurat tego szkoleniowca spośród setek innych kandydatów. Te wszystkie smaczki o wykorzystaniu narzędzi działających w oparciu o sztuczną inteligencję – to naprawdę było świeże, przyciągało uwagę. Zresztą nawet w zagranicznych mediach, bo przecież sam Królewski ochoczo chwalił się, gdy historię Wisły na swoich łamach opisywała hiszpańska „MARCA”. Tylko że, na koniec dnia, to wszystko wyłącznie ciekawostki, skoro Rude popracował w Wiśle zaledwie pół roku i żegna się z nią tuż po zakończeniu naprawdę beznadziejnego sezonu w 1. lidze.
Hiszpan poprowadził „Białą Gwiazdę” w osiemnastu meczach.
Znów – jaki to niby „projekt”? Może w wyobrażeniach Królewskiego, które nie przełożyły się na rzeczywistość.
Po prostu była to króciutka kadencja, która przeszłaby do historii jako kompletnie spartolona, gdyby nie sukces w Pucharze Polski. Triumfu w tych rozgrywkach nikt oczywiście 36-letniemu szkoleniowcowi nie odbierze, tak samo jak nikt nie odbierze Besnikowi Hasiemu awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów z Legią Warszawa. Ale chyba nikt o zdrowych zmysłach nie próbowały też robić z przygody Albańczyka w ekipie „Wojskowych” czegoś więcej, niż nieudanego summa summarum epizodu. Analogia jest zresztą o tyle dobra, że Hasi również zakończył pracę w Warszawie na osiemnastu meczach. Wpadł i wypadł. Idąc tropem Wisły, to różne ratunkowe misje, dajmy na to, Macieja Bartoszka, również należałoby nazywać „projektami”. Zresztą Bartoszek w niejednym klubie pracował dłużej, niż Rude w Wiśle.
„Wspólna decyzja” – czyżby?
Powiedzmy jednak, że to pomniejszy problem. Poważniejszy zgrzyt wywołuje ta wypowiedź Jarosława Królewskiego, cytowanego przez oficjalną witrynę Wisły:
– Podjęliśmy wspólnie z Albertem decyzję, że nasza współpraca dobiegła końca. Jako klub bardzo chcieliśmy przedłużyć kontrakt z trenerem i dalej kontynuować współpracę w ramach długoterminowego projektu. To wspaniały człowiek, wybitny specjalista i głęboko wierze, że w przyszłości trener w którejś z 5 najważniejszych lig na świecie. W krótkim czasie naszej przygody po 21 latach udało nam się sięgnąć po Puchar Polski, zagwarantować klubowi udział w eliminacjach do europejskich pucharów oraz tym samym uzyskać solidny zastrzyk finansowy. Po wielogodzinnych spotkaniach trener dokonując analizy poprzedniego sezonu postanowił, że jego rola w Wiśle na tym etapie dobiegła końca – powiedział prezes „Białej Gwiazdy”.
Próbujemy sobie wyobrazić, jak mógłby wyglądać ten proces wspólnego podejmowania decyzji o rozstaniu z trenerem. No i, na podstawie tego cytatu, staje nam przed oczami następująca scenka:
Królewski: – Albercie, nie rób scen i zostań, przedłużmy kontrakt.
Rude: – Jarek, daj spokój. Już dwadzieścia razy ci mówiłem, że odchodzę.
Królewski: – Albercie, realizujmy dalej nasz długofalowy projekt!
Rude: – Jarek, miło było, fajny jesteś facet, ale taksówka już czeka, nie chcę się spóźnić na samolot.
Królewski: – Albercie, zaczek…
W tym momencie za Hiszpanem zatrzasnęły się drzwi i tak oto Jarosław Królewski wspólnie z Albertem Rude postanowili, że rola tego drugiego w ekipie „Białej Gwiazdy” dobiegła jednak końca. No naprawdę, ujmująca jednomyślność.
Wisła Kraków w rozsypce
Powiedzmy sobie szczerze – wygląda to wszystko skrajnie niepoważnie. Wisła ewidentnie próbuje ubierać rozstanie z trenerem w takie sformułowania, jak gdyby rzeczywiście była to decyzja wynikająca ze wspólnej inicjatywy klubu oraz Alberta Rude, a jednocześnie przyznaje z podziwu godną szczerością, że to po prostu Albert Rude przeanalizował sytuację i uznał, że woli zawinąć manatki i ewakuować się z Krakowa. Co nas nawet szczególnie nie dziwi, patrząc na sprawę z jego perspektywy. Triumf w Pucharze Polski to przecież całkiem ładny wpis w CV jak dla gościa, który dotychczas w zawodzie nie ugrał niczego. Być może Hiszpan uznał, że więcej już ze swojego pobytu w Wiśle nie wyciśnie i jego notowania mogą ulec wyłącznie pogorszeniu. Mniejsza zresztą o to, nie będziemy się bawić w zgadywanki. Fakty są natomiast takie, że w Wiśle próbowano konstruować „długofalowy projekt” wokół gościa, który się z tego „projektu” w ekspresowym tempie wypisał.
Nie świadczy to najlepiej o tym, kto Hiszpanowi zaufał. I nie mamy tu na myśli sztucznej inteligencji.
Jeśli zresztą spojrzymy dziś na „Białą Gwiazdę”, to co ujrzymy? Zgliszcza. Nie ma dyrektora sportowego, bo przecież dopiero co ogłoszono pożegnanie Kiko Ramireza. Nie ma także trenera, a przy okazji klub hurtowo ogłasza też rozstania z kolejnymi zawodnikami. Latem krakowską ekipę czeka zatem wielopłaszczyznowa rewolucja. Co nie musi oczywiście skazywać wiślaków na klęskę, jeśli sobie przypomnimy, z jakiego miejsca w sezonie 2023/24 startowała na przykład Lechia Gdańsk.
Niemniej, tak wygląda w Krakowie zderzenie barwnych opowieści z szarą rzeczywistością.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Real kontra Borussia. Cztery gole Lewego, zawalająca się bramka i triplet Królewskich
- Najlepsi z najlepszych. Łączona jedenastka mistrzów z trzech ostatnich sezonów Ekstraklasy
- Niespodziewana zmiana trenera w 1. lidze. Odra ma nowy plan
fot. NewsPix.pl