Hansi Flick już oficjalnie został trenerem Barcelony. Dla Niemca objęcie posady pierwszego szkoleniowca w stolicy Katalonii jest jak spełnienie marzeń, które jeszcze pięć lat temu wydawało się nierealne.
Do 54. roku życia Hansi Flick mógł się czuć jak Adaś Miauczyński z filmu “Nic śmiesznego”. Choć w zasadzie jest Hansem-Dieterem, wszyscy mówią mu “Hansi”. Nawet jak był pierwszy, to czuł się drugi. W 2014 roku został mistrzem świata z reprezentacją Niemiec, ale pełnił jedynie funkcję asystenta Joachima Löwa i to jemu przypisano całość zasług, choć w teorii wiele treningów i kluczowych odpraw prowadził Flick. Nie twierdzimy, że skończyłby jak Adaś od uderzenia kaloszem, ale mógłby zostać zapomniany, gdyby nie fakt, że Niko Kovac nie poradził sobie w Bayernie Monachium.
Dopiero w 2019 roku 54-letni Flick otrzymał pierwszą poważną szansę poprowadzenia samodzielnie zespołu. Nie wliczamy w to pięcioletniej przygody w Hoffenheim. Grało bowiem wtedy w ligach regionalnych. Gdy jednak urodzony w Heidelbergu szkoleniowiec niespodziewanie przejął dowodzenie w najlepszym niemieckim zespole, pokazał, że sam również jest w stanie sobie poradzić. I zrobił to tak dobrze jak Pep Guardiola i to nie ten z Bawarii czy Manchesteru, ale Barcelony.
Flick zdobył sześć trofeów. Wynikami pobił nawet legendarnego Juppa Heynckesa, któremu do korony z sześcioma klejnotami zabrakło Superpucharu Niemiec. Dokonał tego po niespełna roku pracy w roli pierwszego trenera. Dlatego wszyscy zaczęli się zastanawiać, skąd się wziął ten trener i dlaczego czekaliśmy tak długo, żeby samodzielnie poprowadził zespół.
A Flick przeszedł bardzo dobrą szkołę trenerską. W Salzburgu blisko współpracował z Giovannim Trapattonim i Lotharem Matthäusem. Zebrał bogate doświadczenie taktyczne, ale również poznał tajniki budowania relacji z piłkarzami. To za nie był szczególnie ceniony jako asystent Löwa w reprezentacji Niemiec. Jednak w przeciwieństwie do Trapattoniego nie skupia się wyłącznie na defensywie, a woli stawiać na atak.
Jego wzorem była Barcelona, dlatego przyjście do Dumy Katalonii traktuje jako spełnienie marzeń. Gdy tylko dowiedział się, że Blaugrana może chcieć go ściągnąć, z powściągliwością podchodził do rozmów z Bayernem. Gdy kolejni szkoleniowcy odmawiali ekipie z Monachium, a Barca ogłosiła, że Xavi zostaje, Flick nadal traktował temat powrotu na Säbener Strasse z dużym dystansem. Wiedział bowiem, jak się z nim rozliczono ostatnio. Choć w kilka miesięcy zrobił z beznadziejnie funkcjonującej ekipy Kovaca najlepszą drużynę na świecie, a niektórzy zawodnicy wspięli się na wyżyny swoich umiejętności, to rozstawał się z klubem skonfliktowany. Hasan Salihamidzić i Oliver Kahn nie traktowali go jakby był jednym z najlepszych trenerów na świecie. Zabrakło im empatii i szacunku, więc nawet pomimo pleców u Karla-Heinza Rummeniggego, Flickowi nie udało się z nimi porozumieć. Zdecydował się odejść do reprezentacji Niemiec.
Tam również przywarła do niego łatka niewystarczająco kompetentnego. Takiego, który nie potrafi samodzielnie poradzić sobie z problemami. I takiego, który świetnie odnajdywał się w roli asystenta, ale bycie pierwszym selekcjonerem to już inna para kaloszy. Brak wyjścia z grupy na mundialu, pomimo stworzenia sobie największej liczby sytuacji bramkowych spośród wszystkich uczestników tej fazy, oraz pięć meczów towarzyskich (sic!) bez zwycięstwa doprowadziły do jego zwolnienia.
Czy zatem są jakieś przesłanki, że w Barcelonie skończy się inaczej, tzn. brakiem konfliktu – Joan Laporta do najłatwiejszych w obyciu ludzi nie należy – lub brakiem zwolnienia po rozczarowujących wynikach? Tak, jest ich kilka.
Przede wszystkim Flick przystępuje do pracy w Katalonii z dużym oddaniem. W końcu jedzie tam spełniać marzenia, a nie prowadzić jeden z milionów zespół na świecie. To drużyna, na której budował swoje wzorce, szczególnie gry ofensywnej, co widać po statystykach strzeleckich jego ekip. Reprezentacja Niemiec zdobywała średnio 2,4 bramki na spotkanie, a Bayern ponad trzy. Biorąc pod uwagę, że za kadencji Xaviego Barca nie zaliczała nawet dwóch trafień na mecz, najszybciej w tym aspekcie będzie można dostrzec rękę Flicka.
Dodatkowo dzięki dobrym relacjom z piłkarzami, Niemiec potrafi rozwijać indywidualnie zawodników. Najlepszym tego przykładem jest Robert Lewandowski, który za jego kadencji był najlepszym graczem na świecie. Polak wielokrotnie w wywiadach podkreślał ogromną rolę trenera.
Co najważniejsze, Flick nie będzie roszczeniowy w kwestii składu. Pokazał w Monachium, że z nieoczywistych zawodników jest w stanie wykrzesać wiele, dopasowując ich odpowiednio do systemu gry. W Barcelonie nie brakuje utalentowanej młodzieży, z którą szkoleniowiec często i chętnie pracował, dlatego jeśli piłkarze zakochają się albo chociaż polubią się z ofensywną taktyką, może skończyć się sukcesem.
Flick nie jest najbardziej oczywistym wyborem dla Barcelony. Wręcz jest to w pewnym stopniu odejście od DNA klubu, bo do środka wchodzi ktoś zupełnie z zewnątrz. I to nie o statusie trenerskiej gwiazdy, a wręcz przeciwnie – z łatką wiecznie drugiego. I choć Flick nie zamierza z nią walczyć, to w Monachium udowodnił, że może być światowym numerem jeden.
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- XAVI OUT, FLICK IN. CYRK W BARCELONIE
- Hiszpańskie media: Lewandowski głównym powodem zwolnienia Xaviego
Fot. Newspix