Reklama

Champions League i spadek z ligi w tym samym sezonie. Union może nie być pierwszy

AbsurDB

Autor:AbsurDB

18 maja 2024, 12:24 • 10 min czytania 3 komentarze

Dziś Union gra o 15:30 z Freiburgiem mecz, który może zdecydować o spadku berlińskiego klubu bądź jego grze w barażach o utrzymanie. To dość mało efektowne zakończenie sezonu przez zespół, który jeszcze jesienią występował w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Czy będziemy mieli trzeci przypadek w historii, w którym ta sama drużyna grała w najbardziej elitarnych rozgrywkach kontynentu i w tym samym sezonie zleciała z ligi?

Champions League i spadek z ligi w tym samym sezonie. Union może nie być pierwszy

Już w listopadzie Michał Trela pisał: – Rok temu po dziesięciu kolejkach Union Berlin był liderem Bundesligi, choć w tabeli punktów oczekiwanych zajmował dopiero trzynaste miejsce. Teraz Union Berlin po dziesięciu kolejkach jest przedostatni, choć w tabeli punktów oczekiwanych też zajmuje trzynaste miejsce. Klub ze stolicy Niemiec akurat w sezonie, który miał być dla niego najpiękniejszy w historii, dostaje rachunek za szczęśliwe ostatnie lata.

Co Union musi zrobić, by się utrzymać?

Od tego czasu Union zdążył zatrudnić Nenada Bjelicę i go zwolnić. W ostatnich meczach klub prowadzi Marco Grote. Żelaźni wygrali w tym sezonie trzy pierwsze mecze (w tym jeden w Pucharze Niemiec), dwa w grudniu, jeden w styczniu, dwa w lutym i jeden w marcu. Ledwie przekroczony dorobek trzydziestu punktów zazwyczaj w Bundeslidze oznacza spadek. Berlińczycy wciąż jeszcze mają jednak szansę na utrzymanie. W ostatniej kolejce toczyć będą korespondencyjny pojedynek z trzema rywalami, z których jeden spadnie, jeden powalczy w barażach z Fortuną Düsseldorf, a dwóch się utrzyma. W najlepszej sytuacji znajduje się Bochum, które ma trzy punkty przewagi nad Unionem, ale gra na wyjeździe z Werderem. Oczko mniej uzbierało Mainz, które zmierzy się z Wolfsburgiem. Nadzieje berlińczyków zwiększa fakt, że jako jedyni wystąpią u siebie. Mają za to najmocniejszego rywala – walczący o puchary Freiburg. Trzy punkty straty do Unionu ma natomiast Kolonia, która w przypadku wygranej w Heidenheim i porażki Żelaznych zagra ich kosztem w barażach.

Degradacja Unionu już w ten weekend jest zatem mało prawdopodobna. Portal EuroClubIndex ocenia jej szanse na 5%, ale prawdopodobieństwo uniknięcia baraży to jedynie 27%. Wszystko zatem wskazuje na to, że Żelaźni będą potrzebowali dodatkowych meczów, by się utrzymać. Jak często zdarzało się, by klub w tym samym sezonie grał w Lidze Mistrzów i drżał o ligowy byt w swoim kraju?

Reklama

Uczestnicy Ligi Mistrzów poza czołową ósemką w swojej lidze

Sprawdziliśmy, że przypadków, by uczestnik Ligi Mistrzów w tym samym sezonie, w którym grał w fazie grupowej, zajmował miejsce w lidze gorsze od ósmego, było w historii 47. Ponad połowa z nich to jednak pozycje od dziewiątego do jedenastego, które były znacznym obniżeniem lotów w stosunku do poprzedniego sezonu dającego grę w Champions League, ale jednak nie groziły degradacją do drugiej ligi.

Przypadków zajęcia miejsca gorszego niż dwunaste było dotąd czternaście. Union będzie piętnasty, bo najlepsza lokata, którą jest w stanie zająć to 14..

Wciąż jest możliwe, że do tego grona dołączy Sevilla. Zostały jej dwa mecze, a w lidze wciąż może zająć pozycję od dziesiątego do… siedemnastego. Hiszpański klub zaliczy jako pierwszy w historii dwa kolejne sezony, w których łączył grę w fazie grupowej Ligi Mistrzów z miejscem niższym niż ósme w lidze. W 2022 roku zajął on czwarte miejsce w lidze, które dało mu grę w elitarnych europejskich rozgrywkach. W 2023 roku ponownie się do niego zakwalifikował, jednak nie dzięki lidze, w której był na dwunastym miejscu, a dzięki wygraniu Ligi Europy, co stało się to jego specjalnością. W kończącym się sezonie grę w Lidze Mistrzów znów kiepsko łączył z krajowymi rozgrywkami, w których przegrał aż o pięć spotkań więcej, niż odniósł zwycięstw. Nawet jeśli zwycięży dwa pozostałe spotkania, dorobek 47 punktów będzie jego najgorszym w XXI wieku. Ostatni raz mniej oczek zdobył w sezonie 1999/2000, gdy z hukiem spadł z ligi, wygrywając tylko pięć meczów w sezonie (z czego żadnego na wyjeździe) i tracąc siedemnaście punktów do bezpiecznego miejsca. Fakt, że zwycięstwa udało się odnieść z Betisem i Barceloną był marnym pocieszeniem.

Najprawdopodobniej do Unionu i Sevilli dołączy w tym sezonie także Napoli, które ma 75% szans na znalezienie się na koniec sezonu na miejscu dziewiątym lub dziesiątym w Serie A. Ciekawostką jest fakt, że włoski klub grał z naszym niemieckim bohaterem w jednej grupie tegorocznej Ligi Mistrzów. Lepsze okazało się Napoli, które awansowało do 1/8 finału, a berlińczycy odpadli, zajmując ostatnią pozycję.

Trzej uczestnicy elitarnych rozgrywek zajmujący miejsca poniżej ósmego w lidze to jednak nie byłby rekord. Wyjątkowe były pod tym względem sezony 2000/01 oraz 2010/11. W tym pierwszym fatalnie wypadli w lidze francuskiej dwaj uczestnicy fazy grupowej: PSG i Monaco, którzy zajęli w niej odpowiednio dziewiąte i jedenaste miejsce, a do tego Heerenveen było dziesiąte w Eredivisie, a Hamburg trzynasty w Bundeslidze. Z kolei edycja 2010/11 to fatalna gra Werderu i Schalke w Bundeslidze, w której uplasowali się na trzynastej i czternastej lokaci z niewielką przewagą nad strefą spadkową. Do tego Auxerre było dziewiąte w lidze francuskiej, a CFR Kluż dziesiąty w lidze rumuńskiej.

Reklama

Kluż należy do nielicznego grona zespołów, które aż dwa razy zajmowały miejsce poniżej ósmego w sezonie, w którym grały w fazie grupowej – tak samo było w Rumunii w 2013 roku. Pozostali pechowcy to Chelsea (2016 i 2023), Leverkusen (2003 i 2017), Lille (2007 i 2022), Marsylia (2000 i 2012), PSG (2001 i 2005), Schalke (2011 i 2019), Werder (2009 i 2011) oraz wspomniana wcześniej Sevilla. Kompletnie nie wychodziło jednak łączenie mistrzostw kraju z Ligą Mistrzów Monaco (1994, 2001 i 2019) i Valencii (2008, 2016 i 2020), które aż trzykrotnie zanotowały wówczas poważne wpadki ligowe.

W jakich krajach trudno łączyć grę w Europie z mistrzostwami kraju

Uważny czytelnik zauważy tutaj pewnie schemat. Otóż najczęściej analizowana sytuacja miała miejsce we Francji i Niemczech – po dwanaście razy oraz w Hiszpanii – dziesięć. Pięć razy miało to miejsce we Włoszech, ale wliczamy tu karną degradację Juventusu w 2006, gdy został przesunięty z pierwszego na dwudzieste miejsce w Serie A. Poza turyńczykami przytrafiło się to Milanowi w 1997, Udinese w 2006, Lazio w 2008 i Fiorentinie w 2010. Tylko cztery razy zdarzyło się to w Anglii (poza Chelsea: Leicester w 2017 oraz Newcastle w 1998), w której wielka szóstka zacementowała czołówkę ligi. Poza wspomnianymi dwoma przypadkami Klużu, poza ligami Top-5 zdarzyło się to w Holandii (Willem II w 2000 i Heerenveen w 2001) oraz İstanbul Başakşehir w lidze tureckiej w 2021.

Ligue 1 wyróżnia się częstotliwością takich sytuacji. Jej kluby grały w Lidze Mistrzów rzadziej niż z pozostałych krajów czołówki, a mimo tego żadna inna liga nie zanotowała tylu wpadek uczestników fazy grupowej. Co szósty udział zespołu znad Sekwany w elitarnych rozgrywkach kończy się miejscem w lidze krajowej gorszym niż ósme. W Niemczech kończy się tak co ósmy udział w Lidze Mistrzów, w Hiszpanii co jedenasty, we Włoszech co szesnasty, a w Anglii co dwudziesty szósty. Co ciekawe – na sześćdziesiąt występów portugalskich klubów, żaden nie połączył gry w fazie grupowej z miejscem niższym niż ósme!

Jeżeli Napoli nie wskoczy na ósmą pozycję (a wczorajszy remis z Fiorentiną oddalił je od tego scenariusza), to będziemy mieli okrągły, pięćdziesiąty przypadek wypadnięcia klubu grającego w fazie grupowej Lidze Mistrzów z czołowej ósemki krajowej w tym samym sezonie. I będzie to przypadek ostatni, bo zjawisko fazy grupowej znika bezpowrotnie z europejskich rozgrywek na rzecz kompletnie przebudowanej fazy ligowej.

Zdarzały się też rozgrywki, w których żaden uczestnik fazy grupowej nie miał większych problemów z grą w lidze krajowej. Ostatni raz było tak w sezonie 2017/18, gdy wszyscy znaleźli się w czołowej ósemce w ligach swoich krajów. Podobnie było w latach 2014-15, 1999, 1996, 1995 i 1993.

Najgorsze miejsca w lidze uczestników fazy grupowej

Pierwszą poważną wpadką uczestnika fazy grupowej była gra Mallorki w LaLiga 2001/02. Klub z Balearów we wcześniejszym sezonie zajął świetne trzecie miejsce w Hiszpanii, z aż ośmiopunktową przewagą nad Barceloną. Oznaczało to konieczność pokonania Hajduka w eliminacjach Ligi Mistrzów, co udało się po dogrywce. W Europie klubowi Samuela Eto’o szło nie najgorzej. Udało się przeskoczyć do Pucharu UEFA z grupy z udziałem Panathinaikosu, Arsenalu i Schalke. Tam jednak Piraci polegli ze Slovanem Liberec, w lidze natomiast drżeli o byt do ostatnich meczów. Zajęli dopiero szesnaste miejsce z trzema punktami przewagi nad zdegradowanym Las Palmas.

Lepszą, bo piętnastą lokatę zajęła w 2000 roku Marsylia, która połączyła to z grą w ówczesnym wynalazku – drugiej fazie grupowej Ligi Mistrzów. Olimpijczycy utrzymali się wtedy tylko dzięki lepszej o dwa gole różnicy bramek niż szesnaste Nancy.

W 2018 Monaco z Glikiem i Falcao w składzie zdobyło wicemistrzostwo. W kolejnym sezonie w Lidze Mistrzów zdobyli tylko punkt w grupie z Borussią, Atletico i Brugią. Prawdziwa katastrofa zdarzyła się jednak w Ligue 1, w której przegrali osiemnaście spotkań, wygrywając tylko osiem. Zajęli dopiero siedemnaste miejsce z dwoma punktami przewagi nad grającym w barażach Dijon. Piłkarze z księstwa mieli wówczas duże szczęście, że uniknęli degradacji do Ligue 2. Średnia 0,95 punktu na mecz jest bowiem najgorszą kiedykolwiek zanotowaną przez klub uczestniczący w tym samym sezonie w Lidze Mistrzów.

W 2011 piłkarze Villarreal ponownie zadziwili Europę, kwalifikując się do elitarnych europejskich rozgrywek, w których jednak wypadli najgorzej, jak się da. Nie zdobyli w grupie punktu, choć patrząc na rywali – Bayern, Napoli i City – trafili bardzo pechowo. W Pucharze Króla polegli na pierwszym przeciwniku – trzecioligowym Mirandes. W lidze piłkarze prowadzeni przez próbującego ratować sytuację Miguela Ángela Lotinę zajęli osiemnaste miejsce, które oznaczało… degradację. Wyprzedzili tylko Gijon i Santander. Żółta Łódź Podwodna nie była jednak pierwszym klubem w Europie, który spadł w sezonie, w którym grał w Lidze Mistrzów. Nie byli nawet pierwsi w Hiszpanii!

Celta Vigo w 2003 roku zajęła czwarte miejsce w La Liga, wyprzedzając Barcelonę. By zagrać w fazie grupowej wyeliminowała Slavię Praga. Tam szło jej naprawdę nieźle. Zajęła drugie miejsce w grupie z Milanem, Ajaxem i Brugią i weszła do 1/8 finału, gdzie już pod wodzą Radomira Anticia poległa z Arsenalem. Co ciekawe, wyjście z grupy zawdzięcza… Lotinie – temu samemu trenerowi, który osiem lat później dołożył cegiełkę do degradacji Villarreal. Został on jednak zwolniony za niezadawalające wyniki w LaLiga. Co ciekawe – zostawił zespół na bezpiecznym, siedemnastym miejscu, a następcy doprowadzi klub na dziewiętnastą pozycję, która oznaczała degradację do drugiej ligi. Taka lokata Os Celestes jest najgorszym miejscem zajętym kiedykolwiek przez klub, który w tym samym sezonie grał w fazie grupowej. Pomijamy tu dwudzieste miejsce, na które karnie przesunięty został Juventus w 2006 roku.

Fatalnie w lidze, świetnie w Europie

Sytuacja była tym bardziej nietypowa, że przecież Celta jeszcze wiosną grała w fazie pucharowej Ligi Mistrzów! Spośród klubów, którym nie szło w lidze, dalej – do ćwierćfinału – dochodziły dwunaste w lidze Leicester w 2017 i Chelsea w 2023 roku oraz dziesiąta w 2012 roku w Ligue 1 Marsylia. Jeszcze bardziej wyjątkowo wyglądają lokaty ligowe klubów, które docierały do półfinału. Monaco w 1994 grę na tym szczeblu połączyło z dziewiątą pozycją w Ligue 1. Cztery lata później półfinalista Borussia zajęła dziesiątą lokatę w Bundeslidze. Jej lokalny rywal -Schalke – w 2011 miejsce w czołowej czwórce Ligi Mistrzów połączył z czternastym miejscem w lidze niemieckiej z zaledwie czterema punktami przewagi nad miejscem barażowym!

Co ciekawe, wygląda na to, że to sukcesy w Europie lepiej oddawały realny potencjał tych drużyn, niż fatalne wyniki ligowe. Wszystkie poza Leicester po krótkiej przerwie powróciły do Ligi Mistrzów. W przyszłym roku sprawdzimy, czy dokona tego także Chelsea.

Kiepskie perspektywy Unionu

W większości analizowanych pięćdziesięciu przypadków klub, któremu nie szło w lidze, kończył jednak udział w elitarnych rozgrywkach na fazie grupowej, jak Union Berlin w tym roku. Wygląda też na to, że wiele wody upłynie w Szprewie, zanim berliński klub ponownie zagra w najlepszych rozgrywkach naszego kontynentu. Lista klubów, dla których fatalny wynik w lidze w debiutanckim sezonie Ligi Mistrzów oznaczał ostatni udział w tych rozgrywkach jest pokaźna: Willem II, Heerenveen, Mallorca, Celta, Betis, Udinese, Montpellier, Leicester, Hoffenheim, Basaksehir. Mimo dużej sympatii, jaką wzbudza Union – klub nietypowy, stojący w opozycji do nowoczesnego, zdominowanego przez finanse futbolu – wszystko wskazuje na to, że nawet jeżeli uda mu się w tym roku utrzymać w Bundeslidze, europejskie puchary będą trudne do osiągnięcia.

Jedno jest pewne – nawet jeśli berlińczycy dziś wygrają, to z 33 punktami w 34 meczach zostaną trzecim w historii klubem, który w sezonie, w którym zaliczył grę w fazie grupowej Ligi Mistrzów, nie osiągnął nawet średniej jednego punktu na mecz (0,97) w krajowych rozgrywkach po Monaco (0,95) i Schalke (0,97), które „dokonały” tego w sezonie 2018/19.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

3 komentarze

Loading...