Po takim meczu z końcówki sezonu jak dzisiaj, to znaczy kiedy żadna z drużyn nie gra ani o utrzymanie, ani o czołowe lokaty, oczekuje się po prostu przyjemnego starcia dla widza – bez szachów, bojaźni, asekuranctwa. No i dziękujemy Widzewowi i Zagłębiu, gdyż coś takiego w to majowe popołudnie od nich dostaliśmy.
Co prawda można było wierzyć, że obie ekipy będą mocne przez całe 90 minut, ale już nie ma co narzekać – skoro się uczciwie podzielili, w porządku. Zagłębie wybrało sobie pierwszą część gry, a Widzew drugą (albo przynajmniej jej większą część).
Gdyby Miedziowi wyglądali tak przez cały sezon jak przed przerwą, teraz mogliby mieć nastroje mniej więcej jak w Białymstoku czy Wrocławiu. Oglądało się to naprawdę przyjemnie – Zagłębie było mądre, odpowiedzialne, jakościowe i skuteczne.
Pierwszy gol – sprint Wdowiaka i pewny finisz (a to nie jest takie oczywiste, gdy masz cały czas świata i różne myśli kłębią się w głowie). Drugi gol – idealne obsłużenie Chodyny przez Mroza i znów precyzyjny strzał, co w sumie już oczywiste było, bo Chodyna gra przecież naprawdę dobry sezon.
Siedem goli, dziewięć asyst. W Zagłębiu Lubin. Przecież to byłoby imponujące w jakimś poważniejszym zespole, a skrzydłowy dokonał tego w całościowo dość przecież mizernej ekipie. Pytanie, czy będzie go stać na pójście o krok dalej, czyli transfer do kogoś lepszego – choćby w Ekstraklasie – i tam dostarczanie podobnych liczb, czy jednak okaże się królem własnego podwórka.
Za paręnaście dni skończy 25 lat. Idealny czas na sprawdzian.
Niemniej – wracając do meczu – po tak świetnej połowie Zagłębia do głosu w końcu doszedł Widzew. Szybko zabrał się za odrabianie strat, bo już na początku drugiej części z prawej strony gola strzelił Ciganiks, co było dziwne – dlaczego Ciganiks z tej części boiska i dlaczego właściwie on.
No, ale stało się i łodzianie na dobre przejęli inicjatywę nad meczem, mieli częściej piłkę, dążyli do co najmniej wyrównania, ale brakowało konkretów. Śliczna była akcja Nunesa, kiedy minął dwóch piłkarzy Widzewa w polu karnym jak dzieci, natomiast właśnie: sam strzał był już prosty dla Dioudisa do obrony, piłka leciała prosto w niego na przyjemnej wysokości.
I skoro tak, skoro Widzew nie pomyślał o konkretach, to w końcówce znów przypomniało o sobie Zagłębie. Najpierw strzał Pieńki z dystansu bardzo dobrze wyjął Gikiewicz, ale przy – tak to nazwijmy – PIEPRZNIĘCIU Poletanovicia nie miał żadnych szans. Takie przyłożenia w 99 na 100 przypadków lądują w tej lidze poza stadionem, a tutaj od słupka do siatki. Cudo.
To trzecie zwycięstwo Zagłębia z rzędu. Coś takiego się mu do tej jeszcze w tym sezonie nie udało, ale czy jesteśmy zdziwieni, że Miedziowi robią to w maju „bez konsekwencji”? No nie. Z kolei Widzew po raz trzeci z rzędu przegrywa. Ma nad czym się zastanawiać Myśliwiec w kontekście kolejnej kampanii, gdyż łatwiej pewnie nie będzie.
Zastąpić Pawłowskiego? Wielkie wyzwanie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- „Josue jest hamulcowym Legii. Jeśli odejdzie po sezonie, będę zadowolony”
- Jaja i polot, czyli Jaga jak przyszły mistrz!
- Wolsztyński zabierze puchary Górnikowi? Matko boska, co za sezon…
Fot. Newspix