Reklama

Jens Gustafsson: Pogoń gra tak, jak pragną nasi kibice [WYWIAD]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

02 maja 2024, 07:55 • 12 min czytania 8 komentarzy

Co będzie chciał wzbudzić w piłkarzach w szatni tuż przed finałem Pucharu Polski? Co w swoim podejściu do meczu musiał zmienić Adrian Przyborek? Dlaczego Rafał Kurzawa stał się ofiarą? Z jakim myśleniem, obecnym w polskiej piłce, zupełnie się nie zgadza? Jens Gustafsson, trener Pogoni Szczecin, w rozmowie z Weszło tłumaczy też, dlaczego jego zespół nie do końca potrafi wykorzystać gorszy czas Legii, Lecha i Rakowa. Szwed mówi nam również, jak jego piłkarze reagują na krytykę w mediach społecznościowych.

Jens Gustafsson: Pogoń gra tak, jak pragną nasi kibice [WYWIAD]

Jakub Radomski: W jednym z wywiadów powiedział pan, że przed meczami w 90 procentach koncentruje się na własnej drużynie, a tylko w 10 – na przeciwniku. Przed finałem Pucharu Polski jest podobnie?

Jens Gustafsson, trener Pogoni Szczecin: Generalnie tak, choć tym razem mierzymy się z zespołem, który znamy gorzej, niż naszych rywali z Ekstraklasy. Dlatego poświęcimy trochę więcej czasu na poznanie Wisły Kraków jako drużyny i jej konkretnych piłkarzy.

Kiedy był pan trenerem szwedzkiego Halmstads BK, rozgrywaliście baraż o utrzymanie w najwyższej lidze, przeciwko Sundsvall. Opowiadał mi pan, że to był bardzo ważny mecz, bo graliście wtedy o zachowanie pracy dla wielu osób. A o co gracie przeciwko Wiśle?

To finał dla całego miasta i regionu. Dla wszystkich kibiców. Dla ludzi, którzy lata temu budowali ten klub. Ale też oczywiście dla nas: zawodników i sztabu. Myślę, że tak powinniśmy do niego podchodzić. W ostatnich dniach fani Pogoni często zagadywali mnie na ulicy. Nie mówię specjalnie po polsku, z ich angielskim też było czasami tak sobie, więc nie zawsze udało się z komunikacją (śmiech). Ale najczęściej słyszałem zwykłe: „Powodzenia” albo: „Jadę do Warszawy, to dla mnie najważniejszy dzień. Zróbcie to dla nas”. Takie sytuacje uświadamiały mi jeszcze bardziej, jak wielki mecz czeka nas wszystkich.

Reklama

Mam wrażenie, że dla Pogoni to trochę mecz-pułapka. Wszyscy wypominają wam brak jakiegokolwiek trofeum w gablocie, a jednocześnie uchodzicie za zdecydowanych faworytów, bo Wisła gra szczebel niżej i nie jest najsilniejszym zespołem Fortuna I ligi.

Szczerze mówiąc, nie przywiązuję za dużej wagi do tych wszystkich głosów w mediach. To normalne, że większość osób stawia na Pogoń, nie dziwi mnie to. Pamiętajmy jednak, że dojście do finału Pucharu Polski jest bardzo dużym wyczynem, a Wisła tego dokonała. Na Stadionie Narodowym będzie liczyło się 90 minut, może trochę więcej czasu, a w piłce nożnej wszystko może się zdarzyć. Jeżeli chodzi o mój zespół, najważniejsze będzie zachowanie równowagi i odpowiednie nastawienie mentalne, które pomoże nam zaprezentować się na najwyższym poziomie.

Był pan zadowolony z niedawnego remisu 2:2 z Jagiellonią Białystok?

Byłem zawiedziony tym, co pokazaliśmy w pierwszej połowie. Ale tak samo, jak nie podobała mi się nasza gra w pierwszych 45 minutach, tak czułem satysfakcję z tego, co Pogoń zaprezentowała w drugiej części gry. Udało nam się odświeżyć głowy w przerwie i pokazaliśmy naszą prawdziwą siłę, którą, mam nadzieję, zaprezentujemy też na Stadionie Narodowym.

Jens Gustafsson podczas meczu w Białymstoku 

Reklama

Jagiellonia i Pogoń to obecnie dwie najlepiej grające w piłkę drużyny w Polsce?

Unikam sformułowań w stylu: „Jesteśmy w czymś najlepsi”, albo że ktoś inny jest w jakimś aspekcie lepszy, niż my. Piłka nożna to praca nad rozwojem, pokonywanie różnych problemów. To proces, w którym najlepiej jest porównywać się do siebie z przeszłości, a nie do innych. Mogę jednak powiedzieć, że podoba mi się, jak Jagiellonia gra w piłkę. A my? My gramy tak, jak chcemy grać w piłkę. I, tak mi się wydaje, prezentujemy futbol, który chcą oglądać nasi kibice.

Pracuje pan w Pogoni od 2022 roku i często podkreśla, że zespół rozwija się w różnych aspektach. W rozmowie z Goal.pl stwierdził pan, że zawodnicy grają bardziej dla drużyny. Można mieć wrażenie, że Pogoń wedle pana słów jest coraz silniejsza. Tyle że patrzę na ostatnie sezony i tak: za pana poprzednika było dwukrotnie trzecie miejsce, a kiedy pan objął zespół, Pogoń była czwarta w lidze, a obecnie zajmuje 7. miejsce. Ktoś może powiedzieć: „Lech, Legia i Raków mają gorszy okres, a Pogoń, naturalny kandydat na mistrza Polski w takiej sytuacji, nie potrafi tego wykorzystać”.

Jeżeli spojrzałby pan, jak zmienia się w ostatnim czasie sytuacja w tabeli, to pytanie brzmiałoby inaczej każdego tygodnia.

Pytam jednak teraz.

Przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek powiedziałem, że liga, jeśli chodzi o górną część tabeli, będzie bardzo wyrównana i ciasna. I tak właśnie jest. Mówiłem też, że prawdopodobnie wszystko będzie rozstrzygało się w ostatniej kolejce. I tak może się stać, co byłoby zresztą ekscytujące dla kibiców. Przecież pana pytanie jakiś czas temu brzmiałoby inaczej i również za jakiś czas może mieć mniejszy sens, bo siódmy zespół w tabeli, który nie ma dużej straty, może awansować o kilka pozycji.

Ale wiem, o co panu chodzi. Uważam, że Jagiellonia i Śląsk Wrocław są w tym sezonie bardzo silni. Pogoń natomiast straciła zbyt wiele punktów, których nie powinna stracić. Zdarzały się mecze, które powinniśmy wygrać, a nie sięgaliśmy po trzy punkty. Tak było w Poznaniu, w spotkaniu ligowym, gdzie zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze, ale brakowało jakości przy finalizowaniu akcji. I przegraliśmy. Cóż, tak czasami bywa w piłce. Były też mecze, w których powinniśmy byli grać lepiej. Nie jesteśmy z tego zadowoleni, ale będziemy do końca walczyć o miejsce w pierwszej trójce na koniec sezonu.

Kiedy trafiał pan do Pogoni, powiedział, że rozumie sens przepisu o młodzieżowcu. A jak jest teraz, gdy sporo klubów zmaga się z dylematem, czy wystawić takiego zawodnika, bo za niewypełnienie minut płaci się dość wysokie kary?

Uważam, że sam przepis był dobry i motywujący, bo zachęcał kluby do inwestowania w akademie i do szkolenia w nich jak najlepszych zawodników. Dziś widzę też jednak konsekwencje jego wprowadzenia. W polskiej piłce pojawia się myślenie, że granie jest jedynym sposobem, by młody zawodnik się rozwijał. I jeżeli on nie gra, to na pewno dzieje się coś złego. A tak wcale nie jest.

Nie jest?

Nie, bo należy skupić się na edukacji. To ona jest fundamentem, który sprawi, że młody piłkarz prędzej czy później zacznie grać. Nawet pan nie wie, ilu było zawodników, którzy mogli docelowo występować u nas w Ekstraklasie, ale pomyśleli: „Nie gram, więc coś jest nie OK. Muszę iść do innego klubu”. Tacy gracze lądowali w II, III czy IV lidze i tam przygotowywali się do grania na tym właśnie szczeblu, a nie do występów w Ekstraklasie. My, trenerzy, musimy być bardzo ostrożni. Naszym obowiązkiem jest dbać o piłkarzy i stawiać na młodych graczy, gdy mamy pełne przekonanie, że są już gotowi.

Gustafsson podczas spotkania z Lechem w Poznaniu (0:1)

Adrian Przyborek to pomocnik z rocznika 2007. Ostatnio często stawia pan na niego w pierwszym składzie. Ale słyszałem, że był moment, gdy musiał pan odbyć z nim sporo poważnych rozmów.

To zawodnik, który ciągle dojrzewa i jest czymś normalnym, że ma lepsze i gorsze występy. To część procesu edukacji, o którym mówiłem. Tłumaczyłem mu jednak, że musi lepiej reagować po gorszych zagraniach. Chodzi o to, żeby po sytuacji, w której np. źle podał, od razu był gotowy, by zagrać dobrze w następnej akcji.

To jeden z najważniejszych sygnałów, pokazujących, że zawodnik dorasta jako osoba. Reakcja na błędy. Podejście mentalne, gdy drużynie i samemu piłkarzowi nie idzie. Adrianowi tego przez pewien czas brakowało i w październiku oraz listopadzie ubiegłego roku dużo rozmawialiśmy na ten temat, a ja raczej nie wystawiałem go w składzie. To był trochę trudny czas dla Pogoni, bo sprzedaliśmy Mateusza Łęgowskiego, a Marcel Wędrychowski miał kontuzję. Nie wystawiałem więc przez jakiś czas w składzie młodzieżowców i dlatego po sezonie będziemy musieli zapłacić za to pewną sumę pieniędzy.

Ale jestem w 100 procentach przekonany, że gdybym stawiał wtedy na Przyborka, on nie rozwijałby się tak, jak chcę i nie byłby gotowy na wykonanie kolejnego kroku. Wyobraźmy sobie, że wpuszczam go na boisko, a jednocześnie mówię: „Adrian, nie możesz tak się zachowywać, a robisz to regularnie”. Bez sensu. Z nim trzeba było wtedy rozmawiać, żeby coś zrozumiał. Po pewnym czasie to pomogło i dziś gra Przyborka wygląda dużo lepiej.

Adrian Przyborek w meczu z Jagiellonią (2:2)

Gdy rozmawialiśmy na początku 2023 roku, na zgrupowaniu w Turcji, powiedział mi pan takie zdanie: „Najpierw staram się patrzeć na człowieka, a dopiero później na piłkarza”. Myślę, że to dobry punkt wyjścia do porozmawiania o Rafale Kurzawie, który jakiś czas temu był niemiłosiernie krytykowany przez kibiców i media. Pan jednak ciągle na niego liczył i po jakimś czasie Rafał stał się czołowym zawodnikiem Pogoni. Teraz jest niestety kontuzjowany, co jest dla was dużym problemem.

Większość polskich zawodników charakteryzuje to, że grają w piłkę, okazując wiele emocji. Rafał Kurzawa jest inny. On daje z siebie wszystko za każdym razem, bardzo dużo biega i pokazuje umiejętności, mając piłkę przy nodze, ale jednocześnie nie jest emocjonalny na boisku. Według mnie, właśnie dlatego stał się ofiarą. Ludziom łatwo było wskazać go palcem jako głównego winnego, a to było kompletnie błędne myślenie. Kompletnie.

Mogę się zgodzić, że Kurzawa przez jakiś czas nie grał tak, jak by mógł i jak prezentował się wcześniej, ale miałem ewidentnie wrażenie, że wystarczał jeden błąd, by zaczęła się ogromna krytyka pod jego adresem. Nie ma piłkarza, który wychodzi na boisko i nie popełnia błędów. To po prostu niemożliwe.

Jako trener jestem odpowiedzialny za chronienie piłkarzy. Kurzawy będę bronił zawsze, bo to przykład piłkarza, który zawsze robił, ile tylko mógł, dla dobra drużyny. Nie liczył się tak bardzo on jako jednostka. Liczyła się Pogoń.

Jakiś czas temu na naszych łamach ukazał się wywiad z Filipem Leśniewskim – człowiekiem, który reprezentuje w Polsce pana interesy. Powiedział w nim, że nie jest w stanie pojąć skali krytyki i hejtu, które przelewają się przez polskie media i, może przede wszystkim, media społecznościowe. Pan, jako osoba, która wcześniej pracowała w ojczyźnie, widzi to podobnie?

Nie wiem, jak panu odpowiedzieć na to pytanie, bo nie śledzę mediów społecznościowych i zupełnie nie wiem, co się tam dzieje. Mam świadomość, że one z dużą szybkością wnikają w nasze życie i że jest tam dużo jadu, krytyki, ale na pewno nie byłbym lepszym trenerem, gdybym je obserwował.

Pan nie śledzi, ale na pewno większość pana piłkarzy to czyta.

Według mnie zawodnicy, zwłaszcza młodsi, są dzisiaj ludźmi, którzy najlepiej sobie z tym radzą.

Dlaczego?

Ponieważ oni dorastali przy mediach społecznościowych i dobrze je znają. Przyzwyczaili się do nich. Jeżeli jesteś starszy, masz trudniej, bo one wkroczyły niejako do twojego życia. Ludzie nieco starsi byli przyzwyczajeni do gazety ukazującej się codziennie albo raz w tygodniu, a teraz nagle są obok nich media społecznościowe, gdzie jakaś treść pojawia się 10 milionów razy dziennie.

Nie do końca się z tym zgodzę. Wydaje mi się, że współczesne pokolenie młodych graczy niekoniecznie jest silne psychicznie i ma duży dystans. Poza tym treści publikowane w mediach społecznościowych stają się coraz ostrzejsze.

To pana zdanie. Z mojej obserwacji wynika, że tylko pewna część piłkarzy, niezbyt duża, to ludzie, którzy biorą zbyt poważnie tego typu treści i przejmują się nimi. Sporo graczy rozumie, że tak po prostu działa ten nasz świat. Poza tym spójrzmy na to tak: przecież każdy ma prawo mieć opinię, nawet krytyczną, o mojej pracy. Tego typu treści nakręcają cały przemysł piłkarski, zainteresowanie kibiców. Bez opinii, bez sporów, a co za tym idzie – bez zainteresowania, nie byłoby klubów i zawodników. Tak to wygląda.

Czego nauczył pana mecz z Gentem w kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy, na początku tego sezonu?

Wyjazdowy mecz?

Tak, ten przegrany 0:5.

To było już jakiś czas temu, ale na pewno tamten mecz stanowił lekcję, ile nam jeszcze brakuje. Trzeba przyznać, że nie mieliśmy szczęścia w losowaniu. Oni później wyszli z grupy Ligi Konferencji Europy, co sporo mówi. Poza tym, gdy mierzyli się z nami, byli drużyną, która długo nie poniosła porażki. Oczywiście mogliśmy zagrać lepiej, ale rywal był wyjątkowo silny.

Na przełomie 2023 i 2024 roku miał pan dostać konkretną ofertę poprowadzenia pierwszej reprezentacji Szwecji, ale zdecydował się pan zostać w Szczecinie. Co panem kierowało?

Temat reprezentacji Szwecji jest dla mnie zamknięty. Ważne jest dla mnie to, że obecnie prowadzę Pogoń i jest mi tutaj bardzo dobrze.

Gustafsson podczas pracy w Szwecji, 2019 rok 

W 2021 roku krótko, ale jednak, prowadził pan chorwacki Hajduk Split. Próbował pan wtedy zbudować drużynę wokół jednego zdecydowanego lidera, którym był Marko Livaja. W Pogoni kimś podobnym jest Kamil Grosicki?

W pewnym sensie tak, choć oni są różnymi typami osobowości. Ale obaj osiągnęli wysoki status, dzięki świetnej grze w klubach i występach w reprezentacji swojego kraju. Zarówno w przypadku Marko, jak i Kamila, podziwiam też, jak potrafili radzić sobie w trudniejszych momentach. To był wielki zaszczyt pracować z Livają, tak, jak teraz jest zaszczytem mieć w drużynie Grosickiego.

W lutym ubiegłego roku, po serii gorszych wyników, podczas meczu z Wartą Poznań, na trybunach pojawił się transparent z biletem na prom i napisem: „One Way Ticket”. Wymowa była jasna – kibice Pogoni odsyłali pana z powrotem do Szwecji. W wywiadach mówił pan, że nie miał z tym problemu, ale nie podobało się panu, że na transparencie były też nazwiska pana asystentów. A co poczuł pan w maju, gdy Pogoń grała lepiej, a fani na trybunach pokazali tym razem podarty bilet? Była satysfakcja?

Nie, bo ja czerpię satysfakcję z tego, że wygrywamy mecze, a zawodnicy cieszą się grą i rozwijają. Tamten pierwszy transparent był pewną wiadomością, przekazaniem, co myśli wielu kibiców i ja to rozumiałem. Oni mają prawo krytykować mnie, kiedy ich zespół nie wygląda tak, jakby chcieli i nie wygrywa. Nie miałem z tym problemu, naprawdę. Tak działa świat piłki nożnej, takie sytuacje mają miejsce na całym świecie. To jest coś, z czym po prostu trzeba sobie poradzić. Myślę, że to umiem, dlatego nie przejąłem się tym jakoś bardzo, choć nie podobało mi się krytykowanie moich asystentów.

Co na Stadionie Narodowym powie pan zawodnikom przed pierwszym gwizdkiem?

Myślę, że moi piłkarze są świadomi, o co toczy się gra. Usłyszą ode mnie słowa zachęcające do odwagi, ale też cieszenia się tą chwilą. To mecz z gatunku takich, o których wielu z nas marzyło jako dzieci. Chcę, żeby moi piłkarze po zakończeniu spotkania niczego nie żałowali.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN NA WESZŁO:

 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Piłka nożna

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

8 komentarzy

Loading...