Trwają Weszłopolscy, a uczestniczy w nich ważny gość specjalny. Jarosław Kołakowski to jeden z najbardziej znanych menedżerów piłkarskich w kraju, który przy okazji miał przez długi czas duży wpływ na funkcjonowanie Arki Gdynia. Teraz opowiada o różnicach w finansowaniu klubów miejskich, a publicznych.
Na początku działacz otwarcie przyznał, że dyskusja na temat sposobu finansowania dużej części klubów w Polsce jest konieczna. Nie sprzeciwia się jednak całkowicie idei klubów publicznych, które pobierają pieniądze z miejskiej kasy.
– Myślę, że ogólnie kwestia finansowania klubów z pieniędzy publicznych jest zdecydowanie tematem do dyskusji. […] Jeżeli chodzi o pieniądze miejskie, to są w dużej części obliczone na korzyści w wyborach samorządowych. Jest to jakoś jednak zrozumiałe, bo ten klub będzie to miasto promował, jest związany z miastem, z którego pobiera pieniądze.
– Musimy się zastanawiać, po co tam te kluby są. Nie chodzi tylko o rywalizację w lidze, one też na przykład skupiają uwagę młodzieży na sporcie – zwracał dalej uwagę na pozytywy miejskich klubów.
Na koniec działacz odniósł się do dotacji celowych, które jego zdaniem nie powinny stanowić głównego rodzaju finansowania klubów. Opowiedział o dylemacie, jaki będzie następował podczas decydowania o tym, kto taką dotację miałby otrzymać.
– Jeżeli jest jakiś klucz na pozyskiwanie pieniędzy, to jest okej. Ale my mówimy o ogólnej sytuacji. Nie może być tak, że w jednym biegu startują konie i krowy, są kluby prywatne i są kluby miejskie. Kto powinien dostać dotację na infrastrukturę, prywatny Lech, czy publiczny Śląsk Wrocław? – pozostawił na koniec otwarte pytanie Kołakowski.
Więcej na Weszło:
- Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków
- Kibice Legii bez zgody na przemarsz w dniu finału Pucharu Polski
- Donald Sterling i LA Clippers. 10 lat od skandalu, który zakończył epokę
Fot. Newspix