Reklama

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

Autorzy:Szymon Piórek AbsurDB

26 kwietnia 2024, 08:19 • 9 min czytania 0 komentarzy

W trzech ostatnich meczach Bayer Leverkusen strzelił cztery gole, przedłużając swoją serię spotkań bez porażki do 45. Wszystkie bramki zdobył po 80. minucie. Zapewniły one wygraną i dwa remisy. Potwierdziły jednocześnie tezę, że Die Werkself grają do końca. I trzeba przyznać, że pod względem liczby trafień w lidze i europejskich pucharach na Starym Kontynencie ustępują jedynie Liverpoolowi, ale to jedynie powierzchowne stwierdzenie faktu. Przyglądając się bliżej grze w końcówkach ekipy Xabiego Alonso, można wyciągnąć znacznie ciekawsze wnioski.

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

Po niedzielnym remisie z Borussią Dortmund, co udało się osiągnąć dzięki trafieniu w siódmej minucie doliczonego czasu gry, na temat Bayeru Leverkusen zaczęły powstawać na potęgę wyliczenia i zestawienia ich kolejnych goli strzelanych w końcówkach. I my też się tym posłużymy, ale tylko w ramach dziennikarskiego obowiązku. Tylko w tym sezonie w ostatnim kwadransie we wszystkich rozgrywkach zdobyli 30 bramek! To 24% wszystkich trafień, których w tym sezonie Die Werkself uzbierali już 125.

Czołówka w końcówkach

Walkę Bayeru do końca można skalować w czasie, bo ostatni kwadrans to i tak za dużo czasu, by pokazać poziom dokonań ekipy Xabiego Alonso. Bo licząc wyłącznie bramki z doliczonego czasu gry drugiej połowy, zawodnicy Hiszpana zdobyli ich aż 12. Rewelacyjnym jokerem jest Patrick Schick, który strzelił 1/3 z tych goli.

Dla zobrazowania skali determinacji Die Werkself prezentujemy wszystkie mecze, w których gole w końcówce, czyli najwcześniej w 83 minucie decydowały o zmianie losów spotkania.

Puchar Niemiec:

Reklama

Sandhausen: gol w 85′ przy stanie 2:2, wynik końcowy 5:2

Stuttgart: gol w 90′ przy stanie 2:2, wynik końcowy 3:2

Liga Europy:

Karabach (faza grupowa): gol w 94′ przy stanie 0:0, wynik końcowy 1:0

Karabach (pierwszy mecz faza pucharowa): gol w 92′ przy stanie 1:2, wynik końcowy 2:2

Karabach (drugi mecz faza pucharowa): gole w 93′ i 98′ przy stanie 1:2, wynik końcowy 3:2

Reklama

West Ham (pierwszy mecz faza pucharowa): gole w 83′ i 91′ przy stanie 0:0, wynik końcowy 2:0

West Ham (drugi mecz faza pucharowa): gol w 89′ przy stanie 0:1, wynik końcowy 1:1

Bundesliga

Bayern: gol w 94′ przy stanie 1:2, wynik końcowy 2:2

Augsburg: gol w 94′ przy stanie 0:0, wynik końcowy 1:0

Lipsk: gol w 91′ przy stanie 2:2, wynik końcowy 3:2

Hoffenheim: gole w 88′ i 91′ przy stanie 0:1, wynik końcowy 2:1

Borussia Dortmund: gol w 97′ przy stanie 0:1, wynik końcowy 1:1

Podobny widok na wielu innych stadionach w tym sezonie był już widziany wielokrotnie. Co z tego, skoro Bayer pozostaje niepokonany!

Te gole wpłynęły bezpośrednio na 11 zdobytych punktów w Bundeslidze, trzech w fazie grupowej Ligi Europy i czterech awansach (po dwa w LE i Pucharze Niemiec).

W Bundeslidze Bayer zdobył tylko sześć bramek w doliczonym czasie gry. Piszemy tylko, bo lider w krajowych rozgrywkach ligowych – Celtic – w tym zestawieniu ma ich aż dziesięć. Po dziewięć goli strzelili natomiast Arsenal, Fenerbahce, Karabach, Partizan, Motherwell i… Widzew Łódź, który pod tym względem w Ekstraklasie nie ma sobie równych. W samych rozgrywkach europejskich pucharów najlepszy jest już zespół z Leverkusen z pięcioma trafieniami, łącznie daje to 11 bramek w lidze i europejskich pucharach. Jak zatem Die Werkself wyglądają na tle ekip ze Starego Kontynentu?

Najwięcej goli strzelonych łącznie w lidze i europejskich pucharach w tym sezonie po 90 minucie:

12: Liverpool

11: Bayer, Fenerbahce, Karabach, Celtic

10: Braga Benfica

Dużo strzelają i nie tracą

Już tylko ten fakt jest imponujący, ale warto go zestawić z jeszcze jedną statystyką, czyli golami traconymi po 90. minucie. A w niej Bayer nie ma sobie równych, bo deklasuje inne zespołu na Starym Kontynencie. Ekipa z Leverkusen nie wpuściła bowiem żadnej bramki w tym okresie, co oznacza, że jej bilans za grę w doliczonym czasie gry wynosi +11. By znaleźć inną drużynę, która prezentowałaby się w lidze i pucharach tak skutecznie i pozostawała niepokonana, jak Die Werkself należy przeszukać kluby z mniejszą liczbą trafień i zatrzymać się aż na Lille (7 strzelonych goli i 0 straconych) oraz Lazio (4 do 0).

I właśnie pod tym względem Bayer jest wyjątkowy w skali Europy. Nie tylko dąży do tego, żeby zdobywać bramki, ale również zupełnie blokuje dostęp do swojej. Wygląda to tak, jakby kluby grające przeciwko Leverkusen zupełnie wysiadały w końcówkach, a wtedy maszynka Alonso wrzucała wyższy bieg. Bo imponująca jest nie tylko skala strzelanych goli, ale również okoliczności. Dziewięć bramek na jedenaście w lidze i europejskich pucharach bezpośrednio wpływało na wynik końcowy spotkań, a przecież trafienie Victora Boniface’a w pierwszym starciu z West Hamem w ćwierćfinale Ligi Europy również pozostaje nie do przecenienia. W końcu bez niego gol Młotów w rewanżu, który de facto padł, dawał remis i dogrywkę. Jedynie bramka Jeremie’ego Frimponga na dobicie Bayernu Monachium (3:0) nie miała większego znaczenia. W przypadku innych drużyn, jak najskuteczniejszego w doliczonym czasie Liverpoolu, takich sytuacji – goli na dobicie rywala – było znacznie więcej.

To też pokazuje unikatowy styl, jaki prezentuje Bayer. Nie dość, że gra do samego końca, to zawsze stara się atakować. Bez względu na to, czy mowa o pierwszej, czy ostatniej minucie meczu, przewodnią myślą jest ofensywa. Pozostaje ona jednak mądra i wyrachowana, bo opiera się na starej futbolowej dewizie głoszonej przez Kazimierza Górskiego, że im dłużej my znajdujemy się przy piłce, tym krócej mają ją oni.

Chcą wycisnąć maksa

Skąd taka determinacja w piłkarzach Bayeru, by bić się do końca o zwycięstwo? Jedna sprawa to chęć wygrania potrójnej korony i pozostania niepokonanym przez cały sezon. O tym dość szeroko w “Bildzie” opowiadał tuż po przypieczętowaniu zdobycia mistrzostwa Niemiec dyrektor sportowy klubu Simon Rolfes.

Chcemy ze wszystkich rozgrywek wycisnąć maksimum. Jesteśmy już w finale Pucharu Niemiec. W Lidze Europy położyliśmy już spory kamień węgielny pod awans. W zeszłym roku dotarliśmy do półfinału. Odpadliśmy z Romą, lecz mimo że było to rozczarowanie, zyskaliśmy dużo siły. Powiedzieliśmy sobie: OK, jeśli znów będziemy mieli szansę dostać się do finału, chcemy z niej skorzystać. Z West Hamem zamierzy wykonać ostateczny krok w stronę półfinału. Jesteśmy w dobrym nastroju, formie i pewni siebie. Nie ma powodu do zawahania się.

Nie obawiamy się o to, ponieważ w ciągu ostatnich kilku tygodni mieliśmy świadomość, że możemy zdobyć mistrzostwo. W niedzielę było widać, że idziemy dalej, chcemy więcej. Flo Wirtz nie zaprzestał strzelania goli po pierwszym trafieniu [skompletował hat-tricka przyp.red.]. To były bardzo szczególne okoliczności, ponieważ kibice czekali już przy linii. A mimo to nie było spadku napięcia i zaangażowania, ponieważ od początku sezonu celowaliśmy w osiągnięcie wszystkich trzech trofeów. I już sięgnęliśmy po jeden, ale po dwa pozostałe jeszcze nie. Dlatego idziemy dalej.

Przygotowani na grę do końca

Druga sprawa to przygotowanie fizyczne zawodników. Xabi Alonso niemal w ogóle nie dokonuje zmian. Na 45 meczów w tym sezonie ponad 40 występów zanotowało już pięciu piłkarzy, a ponad 30 spotkań na liczniku to już zasługa 15 graczy. Bardzo ciężko dostać się do składu, a rezerwowi, by zapracować na swoją szansę, muszą pokazać się z jak najlepszej strony po wejściu, co podnosi rywalizację. Dobrym przykładem na to jest wspomniany już Schick, który blisko połowę z 11 trafień z tego sezonu zaliczył jako zmiennik.

Duża w tym zasługa zmian w pionie medycznym. Sven Elsinger powrócił do Leverkusen jako szef fizjoterapii, a nowym trenerem przygotowania fizycznego został Jonas Rath, którego pozyskano z Borussii Mönchengladbach. Zaowocowało to niewielką liczbą kontuzji. Przez cały sezon doszło tylko do siedmiu urazów. Dla porównania w Bayernie Monachium było ich aż 24. Jest to tak duża różnica, że ekspert “Sky” Didi Hamann stwierdził, że coś musi być nie tak i polecił Bawarczykom przyjrzeć się sztabowi medycznemu.

W ostatnich latach dokonaliśmy wielu niewielkich optymalizacji w całym klubie. I wiesz, co mnie najbardziej cieszy? Fakt, że Jonathan Tah, który jest w klubie najdłużej, zauważył ostatnio, jak bardzo zmieniliśmy się w ciągu ostatnich lat, dzięki czemu staliśmy się jeszcze lepsi. Jeśli twoi najlepsi zawodnicy nie radzą sobie dobrze na co dzień, ponieważ trening lub opieka w klubie nie są najlepsze, albo brakuje odpowiedniego zgrania, a komunikacja nie jest odpowiednia, albo pojawiają się problemy w rodzinie, nie staniesz się zespołem odnoszącym sukcesy. Wszystkie obszary muszą do siebie pasować, aby każdy mógł prezentować najwyższą jakość. I my o tym wiemy, stąd te drobne zmiany – dodał Rolfes.

Po każdym strzelonym golu piłkarze Bayeru cieszą się jak dzieci. I to jest klucz do sukcesu.

Czerpanie radości

Ważny w tym wszystkim jest również aspekt psychologiczny. Wystarczy bowiem spojrzeć na to, w jaki sposób piłkarze Bayeru celebrują zdobyte bramki w końcówkach meczów. Za każdym razem tym trafieniom towarzyszy wręcz dzikie szaleństwo. Zupełnie nieskrywana radość z tego, że udało nam się po raz kolejny strzelić gola, choć przez cały sezon uzbieraliśmy ich grubo ponad sto. W tym danym momencie nie liczy się dla zawodników Die Werkself to, czy zdobędą mistrzostwo, czy puchar, czy wygrają lub zremisują mecz, a jedynie kolejne trafienie, które niekiedy, jak w starciu z Karabachem, napędza kolejne. Dokładnie opisane jest to w książce “Mistrzowskie strategie” Daniela Janika i Jakuba Bączka na przykładzie Novaka Djokovicia.

Okazje się bowiem, że to bardzo pozytywna i sympatyczna postać, dla której, owszem, liczą się zwycięstwa, ale nie za wszelką cenę. Że liczy się przede wszystkim gra, czerpanie radości z tego, co się robi. I to, by na maksymalnym poziomie wykorzystywać swój potencjał. 

Celny jest jeszcze jeden fragment tej książki: – Lepsze podejście prezentuje Bob Bowman [amerykański trenera pływania, który doprowadził do licznych medali olimpijski m.in. Michaela Phelpsa przyp. red.], który uważa, że najważniejsze jest, by przełączyć się na tryb pracy “cała naprzód”. Nie zakłada on “tylko zwycięstwa” ani nie nastawia się na medale czy rekordy. Mówi tylko: skoro tu jesteśmy i pracujemy, to zróbmy to na maksa! W ten sposób zwycięstwa, medale i rekordy będą miały szansę się ziścić, ale bez robienia sobie niepotrzebnej dodatkowej presji, że tylko jeden wynik jest możliwy. 

Mecz to więcej niż 90 minut

A Xabi Alonso jak mało kto potrafi ściągać presję ze swoich zawodników. Przez lata znajdował się na najwyższym poziomie jako piłkarz. Wciąż wielu jego podopiecznych mogłoby mu czyścić buty po niektórych zagraniach, co wielokrotnie udowadnia na treningach, biorąc czynny udział w mniej aktywnych częściach zajęć jak rozprowadzanie piłki na prawo bądź lewo. Do dziś robi to wręcz perfekcyjne, dlatego Hiszpan jest wzorem dla swoich piłkarzy. Pokazuje, że wielokrotnie utrwalane sekwencje ćwiczeń w końcu przyniosą rezultat. Nie jest przy tym takim furiatem, jak Thierry Henry, który w Monaco potrafił zbesztać m.in. napastników, że nie potrafili odpowiednio opanować i osłonić piłki pod naporem obrońcy. Gdy kolejny raz popełniali ten sam błąd, były snajper Arsenalu czy Barcelony sam zakładał znacznik i kazał odebrać sobie futbolówkę, czym upokarzał swoich podopiecznych.

U Alonso widać natomiast więcej empatii i cierpliwości. Jeśli dana akcja została na treningach dopracowana w najmniejszych detalach, to w meczu w końcu uda się ją przeprowadzić. I może to nastąpić zarówno w pierwszej, jak i ostatniej sekundzie spotkania. Bo w końcu mecz piłkarski trwa półtorej godziny, a nawet kilka minut dłużej i z nich też trzeba umieć skorzystać, o czym najlepiej wie Bayer.

WIĘCEJ O BAYERZE LEVERKUSEN:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...