Reklama

Obraz nędzy i rozpaczy. Ruch zniszczony przez Pogoń

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 kwietnia 2024, 22:35 • 4 min czytania 60 komentarzy

Kiedy Koulouris pakował piłkę do siatki w 37. minucie, aż chciało się powiedzieć “Boże, ale ten Ruch jest słaby i bezjajeczny”. Na szczęście dla ekipy trenera Niedźwiedzia bramka Greka została nieuznana. Na tablicy i tak jednak widniał wynik 2:0, więc nasza ocena mogła być tylko odrobinę bardziej łaskawa. Beniaminek w pierwszej połowie wyglądał jak ekipa, która nie ma prawa sprawić niespodzianki. Po 90 minutach zaś jak grupa ludzi, której przydałby się przysłowiowy wyjazd w Bieszczady. Może to okazałoby się lepsze niż wyjazd do Szczecina…

Obraz nędzy i rozpaczy. Ruch zniszczony przez Pogoń

Pomijając groźne wycieczki napastnika Pogoni, było jeszcze mnóstwo innych sytuacji, w których wystarczyło naprawdę niewiele, żeby zrobić krzywdę Ruchowi. Ba, on krzywdę robił sobie sam. Tak jak już w drugiej minucie, kiedy Bartolewski załadował nieszczęśliwego samobója przy próbie zablokowania dośrodkowania. Dla gospodarzy to był scenariusz idealny – Ruch musiał się otworzyć, w końcu punktów potrzebuje jak tlenu. Ale zamiast poważnie zagrozić Portowcom, dał się ograć z rzutu różnego.

To był ważny moment dla 17-letniego Przyborka, który co prawda przestał być w środowisku postacią anonimową, ale dopiero teraz dorobił się debiutanckiej bramki w Ekstraklasie. Zrobił to fajnie, bo w trudnej sytuacji przelobował bramkarza, technicznym strzałem odbijając dośrodkowanie Grosickiego. Jak sam jednak przyznał… nie było to zamierzone. – To było ładne. Nie chodziło mi o to, ale wpadło – powiedział pomocnik Pogoni w przerwie meczu. Mógł nabijać nas w butelkę, ale był szczery. Doceniamy.

Ruchowi też wpadło, ale w 45. minucie na konto pierwsze celne uderzenie. Niech to będzie dowód na to, że Ruch miał problem, żeby odgryźć się Pogoni. Owszem, swoje zrobił brak szczęścia przy pierwszej i drugiej bramce, Pogoń nie naciskała zbyt mocno, co widać po niskim współczynniku xG (0,33 po pierwszej połowie). Ale to nie zmieniało faktu, że goście sami prosili się o kłopoty. Momentami zostawiali takie luki na tyłach, że głowa mała, a to przecież woda na młyn dla drugiego najbardziej bramkostrzelnego zespołu w Ekstraklasie.

No i w drugiej połowie nic się nie zmieniło, a było wręcz gorzej. Ruch był co najwyżej tłem, a Koulouris szybko i to z dużą nawiązką odebrał to, co wcześniej musiał odebrać mu sędzia liniowy. Przy 3:0 było zasadne stwierdzenie, że chorzowianie są po prostu beznadziejni. Przy 4:0 – dramatyczni. Przy 5:0 – zaraz, taka drużyna w ogóle wyszła na boisko? Istnieje spore prawdopodobieństwo, że naprzeciw tej zbieraniny nawet Paweł Paczul wpisałby się na listę strzelców.

Reklama

Nazywajmy rzeczy po imieniu: Ruch dostał dzisiaj srogi wpierd*l. Po takim występie chyba nie ma co od razu wracać do Chorzowa, przyda się mocne whisky i spacer po plaży. Nic innego niż twardy reset ekipie trenera Niedźwiedzia nie zostało i nie będziemy jeszcze tak złośliwi, żeby mówić, że nadziei na utrzymanie też być już nie powinno.

Z drugiej strony, czy to byłoby coś złego? Przyznać, że ta ekipa się po prostu nie nadaje? Wiedzieliśmy to już od dłuższego czasu, niedostatków w jakości piłkarskiej nie da się oszukać, a optymizm związany ze zmianą trenera był ulotny. O ile kilka miesięcy temu trener Niedźwiedź miał dobry wpływ na zawodników, o tyle magikiem przecież nie jest. Z gówna, w jakim Ruch znajduje się od rundy jesiennej, bata ukręcić się najpewniej nie da.

Inna sprawa, że złudne były nadzieje kogokolwiek, kto wyobrażał sobie wpadkę Pogoni. Jasne, że to Ekstraklasa, w której nawet beniaminkowie okazują się wielkim kijem w szprychach, ale Pogoń chyba już wyczerpała swój limit wstydliwych meczów jak ten rozegrany jeszcze latem z ŁKS-em. Dziś nie było żadnych wątpliwości – duży zgniótł małego. O ile w pierwszej połowie można było mówić o szczęściu, o tyle w drugiej hattrick Koulourisa (pierwszy w koszulce Portowców) dał jasny sygnał: piłkarze Pogoni to nie miękkie faje, które teraz wyrżną się na prostszych wyzwaniach. Może i nie są regularni – z drugiej strony kto poza Jagiellonią w tej lidze jest – ale po dzisiejszej zabawie wciąż grają o dwa trofea. I teraz w dodatku napędzeni spuszczonym mantem, które będzie fajnym dodatkiem mentalnym na następne kolejki.

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

60 komentarzy

Loading...