Oglądając Multiligę z dwóch ćwierćfinałów Ligi Konferencji o godzinie 18:45, momentami można było odnieść wrażenie, że jedno spotkanie tak naprawdę się nie odbywa. Przez prawie całe 90 minut widzieliśmy boisko w Pireusie, nie w Pilznie, gdzie Viktoria z Fiorentiną postanowiły zagrać na nudne 0:0. Jakby w przekonaniu, że jednym i drugim to pasuje, bo wszystko i tak rozstrzygnie się w rewanżu.
Zupełnie inaczej było w starciu Olympiakosu z Fenerbahce, gdzie bramki i emocje spokojnie mogłyby obdzielić dwa spotkania. Ale że jedno było tylko tłem, dosłownie potraktujemy je jak tło. Po prostu się odbyło, ot, zero bramek, xG gospodarzy równe 0.12, gości 0.36. Strzałów celnych w całym meczu – całe trzy. Tyle. Jedyny pozytyw to pewne miejsce dla mistrza Czech w fazie grupowej Ligi Mistrzów, co udało się zapewnić dzięki temu remisowi.
Natomiast w Grecji, gdzie Sebastian Szymański ze swoim zespołem miał naprawdę trudnego przeciwnika na swojej drodze, zobaczyliśmy aż pięć trafień. Z tym że to nie było tak jak we wtorkowych i środowych starciach w Lidze Mistrzów, w których żadna z ekip nie odjeżdżała drugiej na dystans. Tutaj Olympiakos prowadził aż 3:0, miał ponad 20 minut do końca i perspektywę dokonania formalności w rewanżu. Sęk w tym, że zaczął się gubić tak jak wcześniej Fenerbahce.
Bo trzeba sobie powiedzieć wprost: dwa, a może nawet trzy gole Turcy wystawili rywalom na srebrnej tacy. Przy pierwszym trafieniu Soyuncu źle wyprowadził piłkę spod własnego pola karnego, co skończyło się tragicznie. Przy drugim wyraźnie złamał linię spalonego przy akcji Olympiakosu, a przy trzecim już kilku piłkarzy zamotało się przy podaniach na własnej połowie. To była istna gra błędów, która nawet na poziomie Ligi Konferencji może srogo kosztować.
I kosztowała, tyle że Olympiakos sam zaczął popełniać błędy. Najpierw sprokurował głupi rzut karny (gol Tadicia), a potem dał sobie wbić drugiego gola po ładnej akcji Turków z kluczowym udziałem Szymańskiego, który zaliczył asystę. Polak nie zagrał wielkiego meczu, do tego momentu był mało widoczny, ale tak było z całym Fenerbahce przez dobrą godzinę. Dopóki cały zespół się nie przebudził, nasz pomocnik nie miał praktycznie żadnego wpływu na grę. Ale, co ważne, trener zostawił go na boisku, ściągając jednocześnie dwóch innych środkowych pomocników w 62. minucie. Jak się okazało, lepszej decyzji podjąć nie mógł.
Szymański miał w tym meczu jeszcze jedną fajną sytuację, w której mógł strzelić gola głową, ale minimalnie się pomylił. Mimo wszystko na pewno będzie w Turcji chwalony, bo nawet w takich sytuacjach, gdy tracił piłkę, sprintował za rywalem i nie odpuszczał, dopóki jej nie odzyskał. Kilka takich obrazków, łącznie z asystą, mogło się podobać, a ten najważniejszy jest bardzo istotny w kontekście rewanżu. Wynik 2:3 przed meczem w Turcji sprawia, że kwestia awansu wciąż jest otwarta.
Olympiakos 3:2 Fenerbahce (2:0)
Fortounis 8′, Jovetić 32′, Chiquinho 57′ – Tadić 68′, Kahveci 74′
Viktoria Pilzno 0:0 Fiorentina
Fot. Newspix