Trener Dawid Szulczek sprawia wrażenie, że obudzony w środku nocy wiedziałby, ile punktów zdobywa średnio Warta Poznań z danym zawodnikiem na boisku. To statystyka mocno niszowa, ale czasem pozwala dostrzec prawidłowości, których istnienia nikt nie podejrzewał. Jednostka w futbolu nie znaczy tyle, ile w koszykówce, gdzie tego typu wyliczenia są powszechne. Ale wciąż może znaczyć wiele.
W pamiętnym finale Ligi Mistrzów z 1999 roku Mario Basler strzelił gola z rzutu wolnego, a w 89. minucie Ottmar Hitzfeld zdjął go z boiska przy prowadzeniu Bayernu Monachium. Do dwóch straconych goli w doliczonym czasie gry ręki w żaden sposób nie przyłożył, bo oglądał je już z ławki. Dlatego po latach, w swoim stylu, nie miał zamiaru tłumaczyć się z porażki. „Ja tamten mecz wygrałem 1:0”.
To oczywiście podejście anegdotyczne, ale nie sposób mu odmówić logiki. Choć wpływ jednostki na poczynania zespołu jest w futbolu nieporównanie mniejszy, niż w koszykówce, gdzie statystyki drużyny w trakcie przebywania danego zawodnika na parkiecie są na porządku dziennym, także jednak istnieje. Firma analityczna Goalimpact od lat trudni się wyławianiem z morza liczb zawodników, z którymi na boisku drużyny zdobywają więcej bramek, niż tracą. A znane kluby z całego świata za jej odkrycia płacą spore pieniądze. Zwykle tego typu ciekawostki przybierają mniej zorganizowaną formę i objawiają się w chwilowych spostrzeżeniach. Jesienią dyskutowano, czy to przypadek, że Górnik Zabrze zaczął dobrze grać akurat wtedy, gdy Lukas Podolski leczył uraz, a ostatnio Cezary Kawecki zwrócił uwagę, że z Rafałem Gikiewiczem w bramce Widzew Łódź to najlepiej punktująca drużyna ligi.
Recytacja Szulczka
Są jednak trenerzy, którzy naprawdę zwracają na to uwagę. Po niedawnym meczu z Zagłębiem Lubin Dawid Szulczek bez zająknięcia recytował przed kamerami CANAL+, ile punktów jego drużyna zdobywa średnio z Jakubem Bartkowskim, Jakubem Kiełbem i Adamem Zrelakiem na boisku. Trener Warty zauważa, że statystyki powszechnie używane do opisów meczów, bardzo mocno skupiają się na tym, co zawodnicy robią z piłką, podczas gdy przez większość czasu przebywają bez niej. Średnie punktów czy bramek z danym zawodnikiem na murawie i bez niego, potrafią czarno na białym potwierdzić często nieuchwytne poczucie danego trenera, że zespół funkcjonuje lepiej z piłkarzem X niż Y.
Oczywiście w przypadku tego rodzaju statystyk jeszcze ważniejszy niż zwykle jest kontekst. Czasem zawodnik wskakuje do składu akurat, gdy cały zespół wpada w dołek. Albo odwrotnie, idzie na fali razem z nim. Dlatego dopiero dłuższy okres, jak w przypadku Szulczka, dwa i pół roku w jednym klubie, pozwala wychwycić jakieś prawidłowości. Warto, przy użyciu statystyk Opty udostępnianych na portalu fbref.com, spróbować pójść tym tropem i przyjrzeć się obecnemu sezonowi Ekstraklasy pod kątem indywidualnych zdobyczy punktowych i bramkowych. Tak, jakby liga nie była sportem zespołowym, lecz indywidualnym, w którym każdy zawodnik, jak Basler w finale na Camp Nou, skupia się tylko na wygraniu własnego meczu. Co się dzieje, gdy jest na ławce, już go nie interesuje. By wyniki miały szanse być jakkolwiek miarodajne, pod uwagę brani byli tylko gracze, którzy spędzili na boisku przynajmniej tysiąc minut w obecnych rozgrywkach, a do ich dorobku liczyły się tylko mecze, w których rozegrali przynajmniej pół godziny. Jeśli więc ktoś wszedł na końcówkę przy wyniku 5:0, nie zdobywał punktów.
Macenko nie przegrywa
Pod względem średniej punktów na mecz, nie ma w tym sezonie Ekstraklasy skuteczniejszego zawodnika niż… Jehor Macenko ze Śląska Wrocław. 22-letni Ukrainiec, który zdecydowanie nie nadużywa w grze estetyki, spędził na murawie ponad 1200 minut i punktuje ze średnią 2,15 na mecz. Regularnie zaczął grać w połowie rundy jesiennej, gdy drużyna Jacka Magiery akurat nabierała rozpędu. Wiosną nie grał w przegranym meczu ze Stalą Mielec i wszedł tylko w końcówce przeciwko Pogoni Szczecin. Występował natomiast w ostatnich lepszych dla Śląska meczach. Boczny obrońca grał w tym sezonie w podstawowym składzie piętnaście razy i nie przegrał jeszcze ani razu.
Kolejne miejsca w klasyfikacji najlepiej punktujących, co nie dziwne, zajmują gracze lidera z Białegostoku. Najwyższą średnią – po dwa punkty na mecz – mają Adrian Dieguez, Jarosław Kubicki, Afimico Pululu, Michal Sacek i Mateusz Skrzypczak. Minimalnie gorszą Nene, Jesus Imaz i Zlatan Alomerović. Do czołowej dziesiątki ligi, oprócz nich, zdołał się wedrzeć jeszcze tylko Peter Pokorny ze Śląska Wrocław, który jesienią wskoczył do składu, gdy akurat zespół zaczynał iść drastycznie w górę. I niekoniecznie był to przypadek, bo Słowak od początku miał duży wpływ na grę zespołu.
To jednak, że gracze dwóch czołowych drużyn przewodzą w klasyfikacji najlepiej punktujących, nie jest bardzo zaskakujące. Znacznie ciekawsze wnioski daje sprawdzenie, kto z grających po 1000 minut i więcej zawodników ma średnią punktów na mecz znacznie wyższą niż jego zespół. Tu także liderem jest Macenko, punktujący o 0,3 punktu na mecz lepiej niż Śląsk. Na kolejnych miejscach da się znaleźć jednak pełen przekrój tabeli. Wiceliderem jest Alvis Jaunzems ze Stali Mielec. To znamienny przypadek, bo Łotysz jesienią grał bardzo mało, gdyż jego podstawową pozycją jest prawe wahadło, czyli jedyne miejsce, w którym Kamil Kiereś mógł wystawiać młodzieżowców. Reprezentant Łotwy był więc ofiarą przepisu i nie mógł na równych zasadach rywalizować z Łukaszem Gerstensteinem i Mateuszem Stępniem. Gdy jednak wyniki były niezadowalające, trener spróbował wystawić Jaunzemsa i grać bez młodzieżowców. Rezultaty się poprawiły, a 24-latek zaliczył nawet w Szczecinie spektakularną asystę. W zimie Stal ściągnęła młodzieżowców na inne pozycje, co otworzyło Jaunzemsowi drogę do składu. Z nim na boisku mielczanie punktują na poziomie czołowej szóstki ligi.
Lepsi niż ich zespoły
Zaskakiwać może trzecia pozycja w zestawieniu Adriena Louveau, 24-letniego Francuza z ŁKS-u. Defensywny pomocnik bądź stoper uczestniczył we wszystkich czterech wygranych meczach beniaminka, zanotował też pięć remisów. Jego średnia 0,89 na mecz dalej nie jest dobra, ale nie tak fatalna, jak reszty zespołu. Pozostali piłkarze punktujący wyraźnie lepiej niż ich drużyny to Dani Pacheco z Górnika Zabrze, Marcus Godinho z Korony i Paweł Jaroszyński z Cracovii (+0,2 punktu/mecz względem zespołu), Fran Tudor z Rakowa (+0,19), Jakub Jugas z Cracovii (+0,18) i Kamil Zapolnik (Puszcza), Mateusz Żyro (Widzew) oraz Mateusz Cichocki (Radomiak) – wszyscy po +0,17.
Być może jeszcze bardziej miarodajna niż średnia punktów, jest jednak różnica bramek osiągana przez zespół z danym zawodnikiem na boisku. Tu też wyróżniają się oczywiście zawodnicy Jagiellonii, ale – co symboliczne – żaden piłkarz nie osiągnął lepszego bilansu bramkowego niż cały zespół i jego +28. Powtarza się tu bardzo wysoka pozycja Louveau – z nim na boisku ŁKS notuje bilans bramkowy -9, podczas gdy w całym sezonie -33 oraz Pacheco. Wyróżnia się jednak także kilku innych piłkarzy niż w przypadku średniej punktów. Puszcza Niepołomice znacznie lepiej radziła sobie, mając na boisku Mateusza Cholewiaka. Piast Gliwice zyskuje, grając z Damianem Kądziorem, Ruch z Patrykiem Sikorą a Zagłębie z Siergiejem Bułecą. Najkorzystniej na bilans bramkowy Warty wpływa obecność Stefana Savicia. Pojawiają się w szerokiej czołówce także Raphael Rossi z Radomiaka, Martin Remacle z Korony i Jesper Karlstroem z Lecha. Podczas gdy Kolejorz ma bilans bramkowy +9, ze szwedzkim pomocnikiem na boisku jest to +15.
Przeciwieństwa talizmanów
Medal ma jednak dwie strony. W tej samej statystyce można znaleźć zawodników wypadających znacznie gorzej niż ich zespoły. Pod względem średniej punktów na mecz zdecydowanym rekordzistą jest Marco Ehmann ze Stali. Jego wynik -0,3 punktu na spotkanie względem reszty zespołu, czyni go „AntyMacenką”. Przeciwieństwem talizmanu. Z Rumunem niemieckiego pochodzenia na boisku drużyna z Podkarpacia punktuje na poziomie Cracovii i Piasta, czyli zespołów zagrożonych spadkiem. Wygrała tylko cztery mecze z 15, w których uczestniczył. Niewiele lepiej wyglądają średnie punktów Bartosza Szeligi z ŁKS-u, Stratosa Svarnasa i Jeana Carlosa Silvy z Rakowa, Mateusza Wdowiaka z Zagłębia, czy Andreasa Skovgaarda z Cracovii. Wszyscy oni punktują wyraźnie słabiej niż ich zespoły.
W negatywnym bilansie bramkowym niespodziewanym zwycięzcą jest Kristoffer Hansen z Jagiellonii. Tu jednak bardzo ważny jest kontekst. Norwegowi zdarza się wchodzić na boisko z ławki, w meczach, w których drużyna już wcześniej wypracowała bezpieczną przewagę. Nawet jeśli ze skrzydłowym coś jeszcze dorzuca do dorobku, to zwykle nie aż tak wiele. Jagiellonia ma na tyle dobry bilans bramkowy, że najlepiej w tej statystyce wypadają ci jej zawodnicy, którzy spędzają najwięcej czasu na boisku. Bardziej miarodajne może więc być spojrzenie na kolejne miejsca. Śląsk ma w tym sezonie bilans +14, natomiast z Mateuszem Żukowskim na murawie jedynie +1. Podobnie duża jest różnica w przypadku Rakowa i Jeana Carlosa Silvy – z +19 w całym sezonie, z brazylijskim wahadłowym robi się ledwie +6. Fatalnie wypada też pod tym względem Joao Gamboa z Pogoni. Jego drużyna najlepiej wyglądała w tym sezonie, gdy w środku pomocy grali Fredrik Ulvestad z Rafałem Kurzawą. Bilans bramkowy Gamboi to ledwie +1.
Porównania pozycyjne
Zdecydowanie najciekawsze jest jednak spojrzenie quasi trenerskie, czyli porównanie zawodników rywalizujących o tę samą pozycję. Bardzo wyraźny jest kontrast w Rakowie, pomiędzy dwoma wahadłowymi Tudorem i Jeanem Carlosem. Z Chorwatem Raków punktuje na poziomie wicelidera ligi, z Brazylijczykiem na poziomie Widzewa. Zwraca również uwagę sytuacja na bokach obrony Śląska. Macenko i Martin Konczkowski, rozegrali porównywalną liczbę minut, jednak z Ukraińcem wrocławianie są na kursie mistrzowskim, a z byłym graczem Piasta punktują tak, że nie zmieściliby się w europejskich pucharach. Jako że trzeci poważny kandydat do gry na tej pozycji, czyli Patryk Janasik, też punktuje powyżej poziomu zespołu, nie dziwi, że ostatnio to Konczkowski najczęściej siedzi na ławce.
W Stali wyraźny jest kontrast między wynikami z Jaunzemsem i Łukaszem Gerstensteinem na prawym wahadle. W Cracovii po punktach bardzo widać, że jest różnica między Jugasem a Skovgaardem, a w Warcie między Miguelem Luisem (bilans bramkowy -4, dwa razy lepszy niż drużyny) a Maciejem Żurawskim (-13, gorszy niż drużyny). Widać zresztą, że Szulczek tego typu statystyki ma w małym palcu. Bartkowski, o którym wspominał, punktuje – obok Dawida Szymonowicza – najlepiej w drużynie Warty, powyżej średniej zespołu. Zrelak ma na koncie znacznie mniej niż tysiąc minut, więc nie kwalifikuje się do zestawienia, ale Warta z nim zdobywa 1,25 punktu na mecz, czyli jest drużyną środka tabeli. Z Kiełbem na boisku ma bilans bramkowy +5, podczas gdy za cały sezon -8. Nic więc dziwnego, że na powrót tych zawodników trener Warty czekał z utęsknieniem.
Popularne debaty
Warto jeszcze przy użyciu tych statystyk spojrzeć na kilka popularnych debat toczonych w różnych klubach w tym sezonie. Czy Górnik lepiej wygląda bez Podolskiego? Faktycznie, jego średnia punktów jest najniższa spośród regularnie grających zawodników w ekipie Jana Urbana, a bilans bramkowy gorzej wygląda z nim, niż bez niego. W trwającym sezonie na znacznie bardziej wpływowego zawodnika wyrasta w Zabrzu Pacheco. Czy Legia lepiej radziłaby sobie bez Josue? W tym sezonie Portugalczyk ma wyższą średnią punktów niż reszta zespołu (o 0,09/mecz) i bilans bramkowy +12 (przy +10 całej drużyny).
Różnice nie są jednak duże, więc być może uzależnienie jest już trochę mniejsze niż w przeszłości. Czy istnieje efekt Gikiewicza w Widzewie? Na razie doświadczony bramkarz ma rewelacyjną średnią punktów 2,29, najwyższą w lidze wśród zawodników, którzy rozegrali przynajmniej 600 minut. Henrich Ravas jesienią zdobywał średnio 1,06 punktu, ale w jego przypadku mowa o ponad tysiącu rozegranych minut więcej. Na razie więc punkty byłego bramkarza Augsburga to wciąż jeszcze ciekawostka, a nie jakaś poważna tendencja. Czy pojawienie się Glika rozregulowało obronę Cracovii? Jego średnia punktów, choć daleka od ideału i tak jest wyższa od przeciętnej zespołu. Bilans bramkowy z nim na boisku jest minimalnie gorszy od reszty drużyny, ale nie odbiega od tego, jaki ma grający trzy razy więcej Takuto Oshima. Glik zdecydowanie na razie Pasom nie pomógł, ale na pewno nie można mówić, że zaszkodził.
Statystyka zdobywanych i traconych punktów z danym zawodnikiem na boisku niewątpliwie ma wiele wad, bo przede wszystkim opiera się na zdarzeniach mocno losowych, jak to, czy z danej sytuacji padnie bramka, czy jednak nie. Nie mówi wiele o rzeczywistym poziomie gry, a jedynie o tym, jak przekłada się ona na konkrety. Może być jednak kolejną wskazówką dla trenerów przy podejmowaniu decyzji. Czasem nie trzeba nawet dokładnie rozumieć, dlaczego dane rozwiązania działają albo nie działają. Wystarczy mieć świadomość, że tak jest. I na wszelki wypadek niektórych zawodników wpuszczać na boisko, innych zaś trzymać od niego z daleka. Nawet jeśli w futbolu jeden piłkarz sam nie wygra meczu, wystarczy, że wszyscy w drużynie w jego towarzystwie czują się pewniej. Na koniec sezonu to właśnie jego nieobecność lub powrót może oddzielać sukces od porażki.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kosta Runjaić w Legii: mimo wszystko bilans na plus
- Legia się nie zmienia
- Wyczerpany kredyt zaufania. Kłopoty Legii obciążają również konto Jacka Zielińskiego
- Furiat Feio na tronie w Legii to tykająca bomba
- Przewrót na Łazienkowskiej, Runjaić stracił głowę, ale… nie tylko on
Fot. Newspix